BRUKSELA – MEKKA PIWA

Delirium Cafe zwane też Pink Elephant przy Impasse de la Fidélité

Nie frytki, nie gofry, nie czekolada, ani nawet specjały belgijskiej kuchni były celem wizyty w Brukseli (o czym tutaj: http://7mildalej.pl/bruksela-nie-tylko-gofry-frytki-i-czekolada/). Clou programu stanowiło oczywiście piwo. Jeśli piwo, to:

DELIRIUM TREMENS

Czy jest bardziej kultowa piwiarnia niż Delirium Cafe..? Oczywiście ilość browarów belgijskich i tym samym ich knajp „firmowych” jest przeogromna. Na 11 milionów mieszkańców Belgii przypada ponad 160 browarów, a liczba gatunków piwa sięga 1.500. W tym małym kraju o powierzchni 30 tysięcy km2 produkuje się rocznie około 19 milionów hektolitrów piwa, z których co najmniej 8 milionów hektolitrów jest wypijanych „na miejscu”. Statystyczny Belg wypija rocznie około 75 litrów litrów złocistego (i nie tylko) napoju. I zaznaczmy, że mówimy w tym miejscu o piwie przez duże „P”, a nie koncernowym produkcie piwodobnym.

Piwo i Belgia to nieodłączne skojarzenie, którego nie da się rozdzielić. Piwo jest fragmentem belgijskiej kultury, a smak belgijskich piw należy do tych najbardziej wysublimowanych na świecie. Jeśli miałbym wybrać lagera – udałbym się do Czech, weissbiera szukałbym w Bawarii, a po piwa ciężkie i ciemne pognałbym do Belgii. Ich „blondy”, „trapisty” czy „darki” pozostały moimi ulubionymi piwami. Zdradliwa potrafi być ich moc. Są to najczęściej piwa o zawartości alkoholu 6-10 procent, a mimo to w smaku niezalkoholizowane, wyważone i pełne.

Każdy znajdzie w Brukseli swoją ulubioną piwiarnię, przy ponad 160 belgijskich browarach nie jest o to trudno – uwierzcie mi. Ktoś, gdzieś napisał, że „prawdziwy Brukselczyk nie chadza do Delirium, tylko wybiera mały browar”…

Ksiądz Józef Tischner mawiał, że góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: świenta prowda, tys prawda i gówno prowda. To powyższe stwierdzenie jest tą trzecią prawdą. W Delirium spotkasz i lokalsa, i turystę japońskiego i smakosza piwa. Lokal jest jakby nie patrzeć legendą i taki pozostanie. 2400 gatunków piwa z całego świata, a znakomitą większość doskonałych piw belgijskich znajdziecie właśnie w Delirium Cafe.

DELIRIUM CAFE DZIŚ

Piwa delirium produkowane są w browarze HUYIGHE w miejscowości Melle nieopodal Gandawy. Pierwszy browar powstał tam w roku 1906, a pod nazwą Delirium, w 1938 roku, rozpoczęto produkcję zbliżonego do czeskich pilznerów piwa. Delirium Blonde uwarzono pierwszy raz w 1989 roku. Dzisiaj browar, który pozostał (na szczęście) browarem rzemieślniczym zatrudnia tylko 20 osób, a do jego najbardziej znanych trunków należą: Delirium, Campus i Floris.

Flagowa knajpa rozrosła się w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Obecnie to już prawie przemysł. Kilka sal i barów przy Impasse de la Fidélité spokojnie pomieści kilkaset osób.

Około godziny 12-tej w Delirium nie ma jeszcze tłumów
W Delirium czasem można usiąść i wypić piwo w starej kadzi fermentacyjnej
Sufit i ściany to przekrój piw z całego świata
W gablotach można zapoznać się z historycznymi sposobami warzenia piwa

BAR

Sam bar w głównej sali wygląda imponująco. Ilość nalewaków wprost powala, a z każdego leje się „złoty nektar”. Tyle dobra na długości blatu…

Zaopatrzenie wygląda imponująco
Prawie jak w PRL – o 13-tej bar zaczyna tętnić życiem
Instalacja pod „parą”, a raczej pod ciśnieniem

Karta, jak wspomniałem oferuje około 2400 piw z ponad 60 państw świata. Znaleźć można też polskie piwa. Tzw. short-lista wisi nad barem i obejmuje głównie piwa z własnego browaru.

Poza własnymi piwami na pierwszej linii frontu – „trapiści”

PIWO

Stwierdziliśmy, że skupimy się na piwach od HUYIGHE. Od czego zaczęliśmy więc degustację…? Oczywiście od przypomnienia sobie sztandarowych produktów browaru czyli Delirium Blonde i Delirium Nocturnum.

Na początek: historia browaru w wersji blonde i dark

Delirium Blonde – górna fermentacja na wzór pilzneński, czyi czeski. Piwo o mocy 8,5% – zdradliwe, bo pije się go jak lekkiego lagera. Co do smaku – lekko zaskakuje i intryguje, gdyż dominują słodkie nuty owocowe. Pomimo, że nie lubię słodkości w piwie – w tym przypadku nie przeszkadzają mi, a wręcz dopełniają jego smak. Ocena – 4,0/5.

Delirium Nocturnum – w tym przypadku – poezja smaku ciemnego piwa; od goryczki przez czekoladę do ostrych nutek pieprzowych, ale na finiszu daje się wyczuć karmel. Również 8,5%. Ciemna, nieprzejrzysta barwa i drobnoziarnista piana (spodziewałbym się raczej bardziej gęstej). Dla mnie – jedno z najlepszych ciemnych piw, jakie przyszło mi spróbować. Ocena 4,5/5

Co jeszcze wybraliśmy..?

Campus Premium – 5% lager – lekki chmiel i słodowy aromat. Wyrób pilzneropodobny. Niestety na końcu wychodzi z niego pilznerowata goryczka, za którą nie przepadam. Ocena – 3,0/5.

Floris White – również 5%, ale tym razem witbier. W witbierach lubię połączenie słodkich, pszenicznych smaków z nutą cytrusów. Odpowiadają mi te, które zaczynają od słodkości a kończą na cytrusach. Pod jednym wszakże warunkiem, że nie są te cytrusy zbyt intensywne, a wręcz, jak to określam – miękkie, kolendrowe. I taki jest właśnie Floris White. Witbiery to belgijskie piwa pszeniczne, powstały w Brabancji, na wschód od Brukseli. Ten jest całkiem poprawny, nawet bardziej niż poprawny – 3,5/5 – to właściwa ocena.

Jeszcze jedna ważna informacja na temat belgijskiej tradycji piwnej, tam każde piwo pija się w odpowiednim dla siebie rodzaju szkła. Są szklanice dla lagerów, są również pucharki (pokale), które różnią się kształtem i wielkością. Tak też podawano nam poszczególne piwa w Delirium Cafe. Jeśli ktoś chce spróbować historii i współczesności belgijskiej tradycji piwnej niech odwiedzi Delirium Tremens w Brukseli. A jeśli już znajdzie swój ulubiony smak i aromat napoju bogów niech odwiedzi którąś z małych cafe.

ZAKOŃCZENIE – TROCHĘ HISTORII O PIWIE BELGIJSKIM

Pierwsi na terenie Belgii piwa warzyli oczywiście mnisi. Około 1100-ego roku zezwolono flamandzkim i francuskim opactwom na warzenie piwa. Ówcześnie bezpieczniej było pić piwo zamiast wody, której jakość pozostawiała – mówiąc eufemistycznie – wiele do życzenia. Po Wielkiej Rewolucji Francuskiej na tereny Belgii przybyli Trapiści, którzy już od 1685 roku w Normandii warzyli doskonałe piwa. W nowym klasztorze w Westmalle warzono piwo początkowo na własny użytek, od 1836 roku również na sprzedaż dla okolicznych mieszkańców. 15 lat później (1861) rozpoczęto masową sprzedaż klasztornego piwa. Dzisiaj na terenie Belgii działa 6 browarów trapistowskich, a ich piwa uznawane są za jedne z najlepszych na świecie. ACHEL, CHIMAY, WESTMALLE czy też WESTVLETERN będący świętym graalem browarnictwa to najważniejsze dla Belgów piwa. Warto spróbować też LAMBIEKA na dzikich drożdżach czy też KRIEKA z dodatkiem wiśni. Dla porównania z niemieckim witbierem można sięgnąć po jego flandryjskiego odpowiednika.

Belgijskie piwa odkryłem wiele lat temu po skosztowaniu DUVELA z browaru Moortgat. Warzony jest metodą górnej fermentacji w rodzaju belgian strong ale i zawiera około 8,5% alkoholu. Od tamtej pory jestem jego (i innych „belgów”) wiernym fanem, a życie bez belgijskiego piwa byłoby jakby smutniejsze…

BRUKSELA – NIE TYLKO FRYTKI, GOFRY I CZEKOLADA

Delirium Cafe to centralny punkt wizyty w Brukseli

Świętowanie urodzin zaczałęm od Brukseli (czytaj: http://7mildalej.pl/spacerem-przez-bruksele-10-godzin-w-stolicy-belgii/), a jeśli świętowanie w Brukseli, to oczywiście wspomnienie młodych lat: Delirium Tremens! Czy jest bardziej kultowe miejsce na świecie niż ta legendarna piwiarnia..? Pytanie pozostanie pewnie retoryczne.

Zanim jednak zajmiemy się wspomnieniem z tego przybytku rozpusty zajmijmy się innymi słabościami Belgów. Człowiek jest z natury sybarytą i hedonistą. Bruksela to miasto, które pozwala spełnić wszelkie zachcianki, a te kulinarne w szczególności!

La Grande Bouffe („Wielkie Żarcie”) – tak brzmiał tytuł filmu filmu, który Marco Ferreri nakręcił w 46 lat temu. Nie licząc tego, że Bruksela to miasto… smerfów, to jest to mekka piwa, czekolady i frytek, ale nie tylko. Kuchnia belgijska zaskakuje bardzo pozytywnie i zaspokoi gusta nie tylko mięsożerców, ale też wegetarian.

Celem naszej wizyty było oczywiście wspomniane na wstępie DELIRIUM CAFFE, więc zmierzając pospiesznie w jego kierunku zatrzymajmy się na kilku przystankach z brukselskimi specjałami

FRYTKI BELGIJSKIE

Nigdzie frytki nie smakują jak w Belgii

Podobno Amerykanie przypisują sobie wynalezienie frytek. Nic bardziej błędnego. Francuzi też twierdzą, że to ich pomysł. Jeśli już ktoś wziął do ręki nóż i kartofla, to był to z pewnością Belg. Tezy, że Belgia to ojczyzna frytek obalić w żaden sposób się nie da. Ziemniak pokrojony w słupki i smażony pierwotnie w łoju wołowym miał swoje korzenie w Walonii. Tak już było, jest i będzie. Widzę frytki, myślę Belgia!

Być jednak w Brukseli i nie spróbować sztandarowego dania belgijskiej kuchni byłoby z mojej strony co najmniej faux pas. Jako, że czas nie pozwolił nam na poszukiwanie najlepszych frytek w Brukseli, to spacerując w okolicach Grand-Place i Giełdy Brukselskiej wybraliśmy pierwszy czynny lokal oferujący ten brukselski przysmak czyli FRITLAND. Olbrzymia porcja za stosunkowo niewielkie pieniądze: 3,70 EUR. Nie jestem fanem frytek, być może dlatego, że w Polsce rzadko trafia się po prostu smaczny produkt.

Te smakowały nieźle – były rzeczywiście chrupkie na zewnątrz oraz miękkie (maślane) w środku. Przyglądając się procesowi ich smażenia można było odnieść wrażenie, że były zgodnie z tradycją smażone dwa razy. Smak różnił się zasadniczo od polskich – nadmorskich. Natomiast czy były smażone w tłuszczu zwierzęcym, czy zwykłym oleju..? Na to pytanie już nie dam do końca jednoznacznej odpowiedzi. Frytki w bułce? Proszę bardzo. Frytki jak frytki, ale ilość sosów powaliła mnie już totalnie! W karcie było ich kilkadziesiąt! Co kto lubi, co kto chce.

GOFRY BELGIJSKIE

Podstawowa zasada – naucz się rozróżniać gofry z Brukseli od gofrów z Liege

W przypadku gofrów sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana. Zasadniczo istnieją dwa rodzaje gofrów zwanych tutaj waflami. Jeden z nich to gofr z Brukseli (gaufre de Bruxelles, lub Brusselse wafel), drugi natomiast, to gofr z Liege (gaufre de Liège, niderl. Luikse wafel). Ten ostatni zwany też gofrem cukrowym (suikerwafel).

Gofry z Brukseli są robione na bazie rzadkiego ciasta drożdżowego bez cukru, a więc z mąki pszennej, mleka, wody, jajek, drożdży i wanilii. Klasyczne brukselskie mają kształt prostokąta. Do gofrów z Liege oprócz tych wszystkich wyżej wymienionych dodaje się też granulki cukru perłowego zwane tutaj z flamadzkiego „parelsuiker”. Czy tak jest rzeczywiście, czy jest to zwykły cukier… nie miałem okazji sprawdzić. Kształt gofrów leodyjskich jest bardziej nieregularny, często owalny, a ich smak jest cięższy i słodki – zdecydowanie nie moja bajka.

Skoro mamy całą już nomenklaturę za sobą, to czas sprawdzić czym się różnią. Gofry, jak powszechnie wiadomo, je się… oczami, a belgijskie już szczególnie. Gofry je się tutaj ze wszystkim: czekoladą, owocami, cukrem pudrem, bitą śmietaną. Oprószane są każdym możliwym rodzajem posypki. Od samego patrzenia można dostać oczopląsu, a chwila zamawiania przeciąga się w nieskończoność.

CZEKOLADA BELGIJSKA

Czekolada belgijska to smak i jakość na najwyższym poziomie

W czym tkwi sukces belgijskiej czekolady? Odpowiedź jest prosta – w smaku! A smak, to jakość ziaren kakaowca. I tutaj koło się zamyka. Belgijskie czekolady i wyroby na jej bazie oraz ciasta z czekoladą są jednymi z najlepszych na świecie. Wszelkiej maści „czekolaterie” znajdziecie na każdym rogu. Piwa nie zapakujecie do cabin baga, czekoladę – tak, a naprawdę warto to przywieźć z Brukseli.

Czekoladowe pyszności przygotowywane są na Waszych oczach

BELGIJSKIE SPECJAŁY

„L’Arlequin” przy Rue des Bouchers – raczej niedoceniony w „recenzjach”

Wychodząc z DELIRIUM TREMENS wpada się w ulicę, którą ktoś kiedyś nazwał „brzuchem Brukseli”, czyli Rue des Bouchers. Skorzystaliśmy z restauracji L’ARLEQUIN i wybraliśmy dania typowe dla belgijskiej kuchni. A kuchnia belgijska to tak naprawdę dwa (przenikające sobą) światy: flamandzki i waloński. W ten sposób postanowiliśmy zapoznać się z całym światem kuchni belgijskiej.

CARBONNADE A’LA FLAMANDES

Z kuchni flamandzkiej wybór padł na CARBONNADE A’LA FLAMANDES – nic innego jak gulasz z wołowiny, ale gulasz to szczególny, bo duszony w ciemnym piwie. Do lepszej jakości wołowiny pokrojonej w grubą kostkę dodaje się ciemne piwo – oczywiście belgijskie. To wszystko zaciąga się ostrą musztardą francuską oraz… brązowym cukrem.

Carbonnade flamande spróbuję zrobić w swojej kuchni

Niektórzy dodają jeszcze do sosu jako naturalny zagęstnik – chleb. Kluczem do uzyskania słodko-gorzkiego smaku (takiego bitter) jest oczywiście obłędnie dobre któreś z belgijskich ciemnych piw. Gulasz z L’Arlequina w Brukseli smakował więcej niż poprawnie – mięso miękkie, sos o pożądanej gęstości, choć smak nie do końca był tak wyraziście słodko-gorzki, to należy danie uznać za smaczne. Post factum przeczytałem recenzje knajpy na googlach. Stanowczo za nisko oceniony przynajmniej według mnie. Również czas oczekiwania i obsługa mieściły w przyjętych standardach. Chyba w związku z małym ruchem otrzymaliśmy w gratisie piwo – belgijskiego lagera.

CHICONS AU GRATIN

Drugie danie – CHICONS AU GRATIN – czyli cykoria zawijana w szynce i zapiekana w serowym sosie beszamelowym była raczej wersją de lux w stosunku do tej widniejącej w karcie.

Chicons gratin to jedno z klasycznych dań kuchni walońskiej

Na czym polega smak tej potrawy – oczywiście na prawdziwym beszamelu z gałką muszkatołową oraz serze. W tym przypadku Belgowie wezwali na pomoc Szwajcarów. Klasycznie używa się sera szwajcarskiego Gruyere’a, ale także pożądany jest francuski Comte, produkowany w pobliżu granicy szwajcarskiej w okolicach Besançon. Aha… jeszcze jedno: cykorie. Te, których kosztowaliśmy były specyficznej odmiany – wąskie, prawie jak szparagi i w smaku zbliżonym do szparagów. Dla mnie nowość. Podana całość była zapieczona w olbrzymiej ilości serowego beszamelu. Pychotka. Tak i w tym przypadku L’Arlequinowi należy się więcej gwiazdek niż googlach. Knajpę – dania, obsługę, czas oczekiwania oceniłbym na 4,0.

No ale nie frytki, nie gofry, nie czekolada, ani nawet specjały belgijskiej kuchni były celem wizyty w Brukseli – clou programu stanowiło oczywiście piwo. Jeśli piwo, to:

DELIRIUM TREMENS

ale o tym już w następnym poście: http://7mildalej.pl/bruksela-mekka-piwa/

W Belgii piwo pija się w… cafe

SMAKI I AROMATY BRUKSELI ZAMIAST PODSUMOWANIA

Nie tylko „motocykliści są wszędzie”, w Brukseli wszędzie są: frytki, gofry i czekolada. Czym więc pachnie Bruksela..? Belgijska tradycja kulinarna to nie tylko frytki i czekolada, chociaż te specjały należy uznać za wyjątkowe. Zapach frytek, gofrów to zapach belgijskiej ulicy. Bynajmniej nie jest to zapach oleju, ale pociągający aromat.

Odkryciem były dania kuchni belgijskiej – gulasz flamandzki – coś nowego, co spróbuję przenieść do mojej kuchni. Zwykły polski, węgierski pörkölt, czy bawarski gulasz piwny już niejednokrotnie rządziły na naszym stole. Flamandzkiej carbonady przyznaję, że pomimo wizyt w Belgii, skosztowałem po raz pierwszy.

Endywie, czyli „chicony”, czyli cykorie pod beszamelem pełnym orzechowego sera były już ćwiczone w naszej kuchni ponad 10 lat temu, ale w wersji bez sera. Tym razem spróbujemy zapiec to w serze. Może już na dzisiejszą kolację…

Zresztą w belgijskiej kuchni znaleźć można mnóstwo pyszności: waterzooi (kurczak w rosole pod śmietaną), zupa belgijska (bardzo pożywna na wołowinie z cebulą, kapustą i jabłkiem), suflety z cebuli, zapiekane jabłka i wiele innych. Brabanckie kiszki znane są w zachodniej Europie, a owoce morza (słowo, którego nie lubię) – jak na przykład krewetki w pomidorach, to również belgijska tradycja kulinarna. Nic tylko lecieć i nie poprzestać na Brukseli.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • FRITLAND mieści się przy Rue Henri Maus 49 – czynny codziennie od 11.00 do 1.00 – 3.00 w nocy (w zależności od dnia tygodnia).
  • Z innych frytkowni chwalone są: MAISON ANTOINE w dzielnicy europejskiej, FRITERIE TABORA niepodal Grand-Place i wiele innych. Każdy znajdzie coś dla pod własne gusta.
  • Gofry znajdziecie praktycznie wszędzie, gdzie znaleźć te najlepsze..? Nie mam pojęcia! Miejska legenda niesie, że na przykład THE WAFFLE FACTORY na rogu Rue du Lombard.