Wyjazd do Kalamaty organizowałem w ostatniej chwili (o urokach tego miasta i okolic czytaj tutaj: KALAMATA). Odwołane loty, kwarantanny, zamknięte granice – tak wyglądało pamiętne lato 2020 – lato pod znakiem Covidu19. Kraje, w których turystyka tworzy 10%, 20%, 30% PKB odczuły to szczególnie. Na ogół, w takim regionie jak Kalamata nie można było liczyć na last minute w hotelach, gdyż po prostu nie było miejsc. Tego lata ludzie często bali się latać, a niepewność co do zaplanowania powrotu jeszcze wzmagała tę niepewność. Skąd więc taka trudność w rezerwacji fajnego noclegu..? Znaczna część hoteli, pensjonatów czy też gastronomii nie odważyła się otworzyć swoich wrót z obawy na brak podróżnych.
Dwa dni przed wylotem wpadłem na apartamenty zwane:
KALAMATA SUITES
Okazały się fantastycznym wyborem – pod warunkiem, że… masz auto. Ale po kolei!
KALAMATA SUITES to trzy niezależne apartmenty stanowiące oddzielne domy. Można trafić na: ELEKTRA SUITE, THEONI SUITE lub APHRODITE SUITE. Nam trafił się ten ostatni apartament – największy, doskonale wyposażony i przede wszystkim pięknie położony.
Położone w Verdze na wschodnich stokach gór otaczających Zatokę Mesyńską. Do centrum Kalamaty samochodem dojedziecie w 10 minut. Plaża w Verdze to odległość niewiele ponad 2 km. Widoki, które można co najmniej określić jako przepiękne. Słońce, które wschodzi nad górami, w południe rozświetla zatokę i Kalamatę, wieczorem znika za zachodnim brzegiem zatoki.
Największą wartością jest jednak wieczór… Jak korzystać z uroków nocnego życia, gdy się ma taką oto alternatywę!
Gdybyście jednak poczuli chęć powrotu między ludzi, to 700 metrów drogą w dół dotrzecie do jednej z lepszych restauracji w okolicach czyli KASTRAKI METEORO.
APARTAMENT I WYPOSAŻENIE
Apartament APHRODITE, który nam przypadł do zamieszkania stanowił 2-piętrowy domek, w którym znajdowały się 2 sypialnie, salon z kuchnią, a także antresola mogąca stanowić od biedy kolejny bedroom.
Uzupełnienie stanowiły: 2 łazienki, balkon oraz obszerny taras z pergolą / altaną ogrodową.
WRAŻENIA Z POBYTU
Apartamenty KALAMATA SUITES w Verdze okazał się dobrym wyborem. To, co zostanie w pamięci to oczywiście przepiękne położenie i niezapomniane widoki. Czy to śniadania, czy wieczorne wino na tarasie – to jest właśnie ta wartość dodana do pobytu. W apartamencie znajdziecie wszystko, co będzie niezbędne zarówno w czasie krótszego, jak też dłuższego pobytu. Czystość to kolejna zaleta tej miejscówki.
W czasach covidowych podróży to też doskonała opcja, aby odizolować się od hoteli – intymność i prywatność to aktualnie bardzo pożądane cechy w podróży. Jeśli chodzi o zapewnienie podstawowych środków bezpieczeństwa i dezynfekcji, to również te warunek został spełniony.
Na plus (+):
położenie i widok
wyposażenie
standard
czystość
bliskość dwóch restauracji
mili gospodarze (Theoni służy radą i pomocą)
Czy są jakieś minusy (-)
praktycznie konieczność wypożyczenia auta – znaczna odległość od Kalamaty
najbliższy sklep to ok. 1.500 metrów
podróż per pedes na plażę w Verdze (Paralia Vergas) – ok. 2.300 metrów
KILKA PRZYDATNYCH LINKÓW DOTYCZĄCYCH KALAMATA SUITES:
Niestety władza w Polsce oszalała! Zakazali lotów do Montenegro! Logiki w tym żadnej – wiem, że mają tam 60-120 zakażeń dziennie (dane za 01-02.08.2020) a mieszkańców jest tam jakieś 630.000. Ale… gdy piszę ten artykuł (08.10.2020) w PL mamy 111 tysięcy zakażeń, w ME około 13 tysięcy zakażeń. Wiem, że żyje ich tam ponad 620 tysięcy, ale na powierzchni ponad 13 tysięcy km2, to tak jakby z województwa lubuskiego wyjechało 40% ludności, a reszta tam żyła nadal… Szanse na zakażenie w Montenegro mniejsze niż Podlaskiem.
Trzeba było się przeorganizować, więc wybór padł na Kalamatę. Loty tanie i w odpowiednim terminie. Miejsce piękne słynące z oliwek i produkowanej z nich oliwy. Na Peloponezie jeszcze nie byłem, więc… lecimy! Po lipcowej podróży do Nesebyru (NESEBYR W ERZE KORONAWIRUSA) to kolejny wyjazd covidowego lata 2020 roku
PLF CZYLI PERSONAL LOCATIOM FORM
Czasy covidowe, więc sprawdzamy jak to jest podróżami do Grecji. Najważniejsza rzecz, jak się okazuje to nie bilet lotniczy, czy rezerwacja noclegu, a zorganizowanie obowiązkowej wjazdówki jaką jest PLF czyli Personal Location Form. Obligatoryjne logowanie na http://travel.gov.gr. Podajemy dane personalne, dane lotu, noclegu i oczekiwanie na wygenerowanie kodu paskowego. Robiliśmy to 24h przed wylotem (co podobno było ryzykiem), a otrzymaliśmy w nocy przed porannym wylotem.
Podobno w kodzie ukryta była nagroda w postaci darmowego testu na Covid19 na lotnisku KLX. U nas się to sprawdziło – 2 z 4 osób, których szczęśliwy kod zaczynał się liczbą „7” dostało w bonusie test. Ot, taka nagroda za odwiedziny w ciężkich czasach od greckiego rządu.
Ale zanim będzie nagroda na lotnisku, rozkoszować można się pięknymi widokami przed lądowaniem w Kalamacie.
Lotnisko KLX to lotnisko wojskowe, gdzie jest baza szkolenia lotniczego, a obok pasa natrafiliśmy również na polski ślad!!! Niegdyś Polska była „mini” potęga – produkowaliśmy choćby eksportowane na cały świat samoloty rolnicze i ppoż M21 Dromader w PZL Mielec. Na takie też natknęliśmy się na lotnisku w Kalamacie.
Po wylądowaniu czas na nagrodę. Szybka selekcja, jak w klubie disco-polo – część na lewo, część na… test! Z LOT-owskiego E195, na pokładzie którego było ok. 90-100 paxów, na testy skierowano ponad 20 osób! To dużo, wcześniej średni odsetek pasażerów z Polski nie przekraczał 10%. Wtedy już w Polsce notowano pierwsze znaczące wzrosty zachorowań, jak również w Grecji statystyki przyspieszyły.
Procedura była szybka – całość procedury antycovidowej trwała ok. 30 minut. Nos, patyczek, wymaz. Możecie jechać do hotelu – jeśli wynik testu będzie pozytywny otrzymacie informację sms i telefoniczną. W domyśle: do tego przynajmniej czasu możecie korzystać z uroków greckiej prowincji. Jako, że wiadomości nie było przez cały wyjazd, to korzystanie z peloponezkich uroków przedłużyło się aż do wylotu.
KALAMATA – DAWNIEJ I DZIŚ
Lotnisko znajduje się około 10 km na zachód od miasta. Najszybciej, a także w przypadku kilku osób najtaniej dostaniecie się do miasta taksówką. Stawki nie są wygórowane. Problem polegał na tym, że w czasach cowidowskich wprowadzono ograniczenia w liczbie osób przebywających w samochodzie… Taki grecki pomysł. Należało więc poszukać taxi, które weźmie 4 osoby razem, a nie wyłudzi kasę za podwójny kurs. Jak się okazało, nie było to trudne – generalnie co drugi kierowca miał ludzką wykładnię tego przepisu.
Kalamata ma swoje zauważalne miejsce w greckiej historii. Miasto znane od czasów starożytnych – wspominał o nim już Homer. 17. marca 1821 wybuchło wielkie greckie powstanie narodowe – była to największa w XIX wieku wojna o niepodległość Grecji. Już 6 dni później, 23. marca 1821 roku wyzwolono, jako pierwsze miasto została wyzwolona właśnie Kalamata.
Dla odmiany, w czasie II wojny światowej Kalamata była miejscem największej bitwy pomiędzy partyzantami z ELAS a hitlerowskimi kolaborantami z batalionów bezpieczeństwa. Miało to miejsce 9. września 1944 roku, pięć dni po opuszczeniu Grecji przez wojska niemieckie.
Przez Kalamatę przeszły też inne kataklizmy. W 1986 roku miasto nawiedziło trzęsienie ziemi określane na 6-7 stopni w skali Richtera. Zginęło wtedy 20 osób, a ponad 12 tysięcy było rannych i/lub pozbawionych dachu nad głową. Dzisiaj Kalamata to miasto z nowoczesną, niską zabudową typową dla obszarów o wzmożonej sejsmiczności. Otwarte na Messiniakos Kolpos czyli Zatokę Mesyńską.
OLIWKI, OLIWA, KALAMATA – TO (PRAWIE) SUBSTYTUT
Okolice Kalamaty słyną z najwyższej jakości oliwek i produkowanej z niej oliwy. Oliwa z oliwek w tym rejonie jest najczęściej produkowana z jednej odmiany oliwek, co jest najbardziej pożądanym i najsmaczniejszym rozwiązaniem. Dlaczego akurat Kalamata słynie z najprzedniejszej oliwy? Miejscowi mówią: słońce, klimat, wiatr… Ale przecież słońce, klimat, wiatr mamy też na Krecie (też słynie z dobrej oliwy), we włoskiej Puglii, czy też w hiszpańskiej Andaluzji. Przy produkcji oliwy ważne jest również to, że jest produkowana na miejscu z lokalnych oliwek. Podobnie jest w Puglii, a oliwki puglijskie znajdziecie nawet w hiszpańskich oliwach. Podobnie jak te z Kalamaty – we włoskich. Tak czy inaczej bezsprzecznie to jedno z tych miejsc na świecie, gdzie lokalna tradycja i poszanowanie starych metod produkcji sprawiają, że legenda zamienia się aretfakty cieszące ludzkie podniebienia.
STOI NA STACJI LOKOMOTYWA…
Pod szumną nazwą: Kalamata Municipal Railway Park kryje się niewielkie, aczkolwiek przyjemne dla oka i stanowiące chwilę wytchnienia od skwaru i upału, gdyż daje trochę cienia. Nie znajdziecie tam przeglądu i historii greckich kolei żelaznych, ale może stanowić alternatywę plażingu. W każdym razie godzinę można poświęcić na to, co się dzieje na starej stacji kolejowej w Kalamacie.
(PARALIA) VERGAS
(Plaża) Verga to przedmieścia Kalamaty. Wioska rozciągnięta na wzgórzach od strony południowo-wschodniej Kalamaty słynie przede wszystkim z przepięknych widoków.
Podziwiać z nich można nie tylko panoramę Kalamaty, ale również rozkoszować się romantycznymi zachodami słońca.
Właśnie w Verdze zatrzymaliśmy się w trakcie tego pobytu i był to ze wszech miar wspaniały wybór. Jedyny minus pobytu w KALAMATA SUITES to fakt, że bez samochodu może być to lekko uciążliwe. Jeżeli nie decydujemy się na taksówki (naprawdę tanie), to jedyną opcją jest skorzystanie z rent-a-car na lotnisku.
Widoki są wspaniałe, ale różnica poziomów potrafi być męcząca.
Spacer z powrotem nie jest wart tych pięknych widoków. Góry i morze to wspaniałe połączenie, ale z 700 metrów robi się około 2.300 i cały czas pod górę.
Jedyny monument w Paralia Verga jest ściśle związany z historią, o której pisałem w pierwszych wersach. W tym miejscu miała miejsce „bitwa pod Vergą” zakończona jednym z pierwszych greckich zwycięstw nad Turkami w wielkiej wojnie o niepodległość w latach 1821-1826.
PLAŻING – VERGA CZY KALAMATA
Jako, że byłem tam z dwoma kobietami to nie dało się uniknąć jakże „wyczekiwanego”, „pożądanego”, „ukochanego” plażingu. W Verdze nie znajdziecie niczego interesującego, chyba że ktoś jest fanem żwirowych plaż oraz beach-barów. Tego Ci tam dostatek, a wśród nas tacy się oczywiście znaleźli.
Plaża na całej długości Vergi jest dosyć wąska, żwirowa, ale pod stopami dominują dosyć przyjemne otoczaki, które nie są uciążliwe. Tym niemniej lepszym rozwiązaniem i tak będzie leżak z parasolem. Covidowego lata 2020 roku było to jeszcze bardziej opłacalne, gdyż taki zestaw stanowił bonus do drinka na cały dzień. Wystarczyło zamówić kawę / wino / drinka i zrzucić swoje ciało leżak w first line.
O ile plaże w Verdze były wąskie, to w Kalamacie było już znacznie szerzej, jak również podłoże było inne. Drobny żwirek, gruby piasek.
W części płatnej zasady obowiązywały te same co w Verdze. Jedno zamówienie i leżak Twój przez cały dzień. W opcji podróżniczego sknerostwa można było natomiast skorzystać z bezpłatnej części długiej i szerokiej plaży w Kalamacie.
KULINARNA STRONA KALAMATY
Grecja i jej kuchnia to prawie w każdym zakątku tego kraju jest kulinarną rozkoszą. Kalamata słynie z oliwek i produkowanej z nich oliwy. W związku z tym, że oliwki i oliwa goszczą w wielu greckich potrawach, to mamy odpowiedź na to, czego możemy spodziewać się w lokalnych restauracjach. Zacznę od:
KASTRAKI METEORO
Knajpa położona na wzgórzach Vergi z przepięknym widokiem na Kalamatę oraz Zatokę Mesyńską. Zorganizowana na miejscu starego zamku łączy w sobie część restauracyjną, kawiarnianą, pubową i dyskotekową. Dość ciekawe połączenie, ale z uwagi na położenie – sprawdza się! Nikt nikomu nie przeszkadza, a każdy znajdzie coś dla siebie.
Wartością dodaną do tego co znajdziecie na talerzu są przepiękne widoki. Knajpa idealnie nadająca się nie tylko na obiad, ale również na romantyczną kolację.
Nie wiem czy kuchnia grecka może mnie zaskoczyć, Jedliśmy w wielu greckich knajpach – na kontynencie oraz wyspach. Jednak tym razem najprostsza grecka potrawa – sałatka choriatiki – stanowiła odkrycie.
Kompozycja na talerzu to jedno, ale najważniejszy jest smak! A tutaj – ser feta lub (fetopodobny) – Pani kelnerka nie potrafiła precyzyjnie określić rodzaju sera. Największe zaskoczenie – na ciepło – lekko lejący się i uwalniający swój aromat pod wpływem temperatury, a całość jeszcze lekko zaciągnięta widocznymi na szczycie glonami. Zdecydowanie No.1 w KASTRAKI-METEORO. Skosztowałem jeszcze dolmad – bez szału – lepsze jadłem na Skopelos i na Place w Atenach. Uwaga – ceny powyżej przeciętnych i to w sezonie covidowym.
Poza jedzeniem był też jeden nachalny gość, który delikatnie usuwany przez kelnerki wracał jak boomerang i weź nie nakarm takich oczu…
NIONIO MEZE BAR
Nionio Meze Bar to typowa knajpa na promenadzie z beachbarem. Tym razem zaliczony talerz darów morza, które miały nie tylko swą objętość, ale również należny im smak. Nie rzucało może na kolana, jednakże tzw. stosunek jakości do ceny był rewelacyjny. Jak dla mnie – za dużo panierki. Przede wszystkim jednak jej nierówność była pochodną pochodzenia składników – część prosto z morza, część według mnie z mrożonek… Nie oto chodzi nad greckim morzem!
ROUTSIS
Tym razem głód zaprowadził nas do przybytku zwanego ROUTSIS. Kolejna promenadowa knajpa z widokiem na morze przy samej plaży. Miła, sympatyczna obsługa oraz kolejny raz współczynnik jakości do ceny powyżej 1. Warto wejść i coś zjeść.
w smaku podobne do tych z NIONIO MEZE. Taki już urok nadmorskich knajp w Kalamacie.
Jak każda szanująca się knajpa musi mieć kota, tak i ROUTSIS miał. Ten był na tyle dobrze dokarmiony, że w porze obiadowej uciął sobie drzemkę i nie interesowała go zawartość talerzy. Dbali o niego nie tylko goście, ale również kelnerzy.
THALASAKI GIANNAKOPOULOU VASIKI ESTIATORIO
Nazwa dosyć długa i męcząca. Obsługa też wydawała się zmęczona. Weszliśmy chwilę po sjeście i sporo fal się o brzeg rozbiło, aż ktoś nam przybrał stół i przyjął zamówienie. Dobrze, że chociaż widoki umilały czas oczekiwania, a na stole pojawił się tradycyjny chleb oraz woda…
…a także lokalny cwaniak. Widać, że też mu sjesta dała się we znaki. Biedna kotka, pewnie nie jadła ze dwie godziny.
W przypadku tej restauracji położonej w Verdze jednak jej położenie jest atutem, oferta kulinarna o ile zróżnicowana, to jednak nie zachwyciła. Pomidory faszerowane były ryżem z aromatycznymi przyprawami, wśród których dominowała nuta mięty oraz pietruszki i jak sądzę cytryny lub limonki. O ile jeszcze faszerowane pomidory trzymały poziom…
to nie można tego samego powiedzieć o moussace. Jadałem lepsze, wliczając w to własną, autorską. Zbyt tłusto, zbyt dużo beszamelu.
Kalamata od strony kulinarnej nie zachwyciła mnie. Byliśmy w sezonie, covidowym, ale jednak sezonie. Większość restauracji, barów położonych przy Navarinou, czyli promenadzie oferuje podobne potrawy. Ogólnie rzecz biorąc jedne trzymają poziom, inne trochę od niego odbiegają. Nie traktowałem tej podróży jako kulinarnego rekonesansu, ale czegoś mi zabrakło. Może nowa choriatki w Kastraki-Meteoro, może faszerowany pomidor w Thalasaki Gianno… coś tam, może tzatziki w Routsis były ersatzem kulinarnych ochów i achów. Reszta niestety standardowa, komercyjna.
Gdy rozmawialiśmy z choćby z taksówkarzami, z którymi jeździliśmy, to zwracali uwagę na jedno miejsce w Kalamacie, którego niestety nie zdążyliśmy już odwiedzić… Otóż przy ulicy Tsamadou 7 jest tawerna, która serwuje lokalną grecką kuchnię. Restauracja nazywa się Πολυχρόνης. I tam warto zjeść. gdy będę
CO ZAPAMIĘTAM Z KALAMATY
Kulinaria – już wyżej wspomniane: choriatki w Kastraki-Meteoro, faszerowany pomidor w Thalasaki Gianno…coś tam, tzatziki w Routsis.
Cudowny apartment – KALAMATA SUITES, o którym można przeczytać tutaj: …..
Oliwa i oliwki, które zabraliśmy do Polski
Słońce, góry i morze – piękne położenie nad zatoką mesyńską
Przyjaźni, mili i uśmiechnięci ludzie
Wypad do Kalamaty miał być krótkim oderwaniem się od trudnej rzeczywistości lata 2020 roku i jako taki swoje zadanie spełnił. Nie nastawiałem się na zwiedzanie lub odkrywanie nowych miejsc. Bardziej chodziło tym razem o dolce far niente z piękną pogodą, a do tego Kalamata nadaje się idealnie.
INFORMACJE PRAKTYCZNE
w sierpniu obowiązywał PLF, do pobrania na greckiej stronie rządowej travel.gov.gr
jeśli chcecie poszukać w sklepach w PL oliwy z Kalamaty szukajcie tych produkowanych np. przez: KONTOPOULOS lub KAROUMPALIS, a oliwek po prostu, które mają w nazwie lub etykiecie KALAMATA
taxi w tym sezonie jeździły za przyzwoite stawki; a najlepiej zamawiać je telefonicznie – wszystkie zrzeszone w radio taxi Kalamata: www.radiotaxi-kalamatas.gr
Ostatnia z covidowych, wakacyjnych podróży zaprowadziła nas do Malmö. O poprzednich można poczytać tutaj: NESEBYR W ERZE KORONAWIRUSA i tutaj: KALAMATA.
Szwecja nie była (podobnie jak Portugalia) lubiana przez polski rząd, który z uporem maniaka, bez żadnej logiki zabraniał bezpośredniej podróży do tego skandynawskiego kraju. Szwedzi mieli odmienny od znacznej części Europy sposób na walkę z koronawirusem – nie było lockdownu, maseczek, zamykania wszystkiego dookoła. Postawiono na zalecenia i mądrość społeczeństwa. Tam władza ufa narodowi, a naród ufa władzy. Na miejscu mieliśmy okazję przekonać się o tym. Jak było w Szwecji..? Zapraszam więc na nowy post: Gdzie covid niestraszny – Malmö.
12. sierpnia zniesiono (idiotyczny) zakaz lotów do Szwecji, a już 14. sierpnia wylądowaliśmy na lotnisku Sturup niedaleko Malmö. Oczywiście naszej mądrej (inaczej) władzy nie przeszkadzały zapchane promy kursujące na trasie PL-SE, ale samoloty już tak. Kiedy Polska dobijała do 700-800 zakażeń dziennie, w Szwecji dzienna ilość nowych przypadków wynosiła 150-400. Długo czekaliśmy, ale w rezultacie, po zniesieniu zakazu lotów bezpośrednich, udało się dotrzeć do Szwecji by air.
LOTEM, A MOŻE… WIZZEM BLIŻEJ
Pierwsze zaskoczenie – na Okęciu; WAW w porannym szczycie (godzina 6.00) wyglądało jakże odmiennie od poprzednich trzech podróży. Zdążyłem zaliczyć w czerwcu: WAW-IEG, w lipcu: WAW-BOJ, a nawet w sierpniu: WAW-KLX i cóż..? Bez wątpienia pierwszy raz od wielu miesięcy zobaczyłem lineup, jakby nie było covida.
W samolocie na trasie WAW-MMX było obłożenie na poziomie około 50%, jeszcze mniejsze było w locie powrotnym na trasie MMX-GDN.
W obu lotach wolnych miejsc na pokładzie było sporo. Pomimo tego, system rezerwacyjny Wizzaira rozrzucał podróżującch razem paxów po całym samolocie. Gdzie logika..? Chyba, że logiką nazwać próbę naciągnięcia mniej zorientowanych podróżnych na dopłatę za miejsca obok. Na obu lotniskach podróżni w maseczkach, choć w Malmö personel już niekoniecznie. Jeśli chodzi o social distance, to zdecydowanie wygrywa Malmö-Sturup. Ludzie bardziej zdyscyplinowani niż w WAW, choć należy wspomnieć, że też panował tam większy luz. W czasie obu lotów cabin crew w maseczkach (i częściowo w rękawiczkach). Słowem – podstawowe środki bezpieczeństwa w erze COVID19 zachowane. A po wyjściu z lotniska jeden z pierwszych tekstów brzmiał:
„Ściągnijcie te maseczki, u nas tylko chorzy chodzą w maseczkach!”
Co kraj to… sposób na Covida. Tam gdzie covid niestraszny było lotnisko Malmo-Sturup wyglądało mniej więcej tak:
Szwedzkie lotniska, a przynajmniej to w Malmo nie przeżywały oblężenia. Szwedzi mieli jedne z większych restrykcji wjazdowych do wielu krajów, wakacje postanowili spędzić u siebie, w domkach i kamperach. Security-check do przejścia w 5 minut.
Ogólne wrażenia z lotów – jak najbardziej przyjemne. Wiele pustych foteli w samolocie, nie licząc kolejki w porannym szczycie w WAW, szybkie odprawy oraz wyjścia z lotniska, tak się podróżuje w epoce COVID.
JAK BYŁO TAM GDZIE COVID NIESTRASZNY CZYLI W MALMO
Wizytę w Malmö zaczynamy wspaniale – z lotniska odbiera nas zaprzyjaźniony lokals. Dzięki niemu poznamy kilka miejsc, których z pewnością byśmy nigdy nie zobaczyli. Spróbowaliśmy też smaków, które być może by nas ominęły. Dzięki Kasimowi doświadczyliśmy takiego Malmo, jakim jest na co dzień.
Malmö to prawdziwa kulturowa mieszanka – 30% stanowią mieszkańcy, którzy nie mieszkali tutaj od pokoleń i ciężko uznać ich za Skandynawów. Różne opinie na ten temat się spotyka. Oczywiście, tam gdzie imigranci, tam mniej lokalnej historii, ale również więcej folkloru. To przekleństwo, ale też wzbogacenie lokalnej społeczności. Nigdy nie zgodzę się ze słowami ludzi, którzy określają Malmö, Berlin lub Rzym jako kalifat. Mieszkałem wśród różnych nacji i w różnych krajach. W Malmö najbliższą mi osobą jest… Irakijczyk z urodzenia, Polak z miłości, Szwed z zamieszkania – Kasim. Kasim po arabsku znaczy sprawiedliwy, równo dzielący. Bez Kasima nie byłoby kilku pięknych spędzonych tam chwil!
Aha… w Malmo jak chcecie zrozumieć współistnienie dwóch kultur to idźcie na Östra kyrkogården – wschodni cmentarz, gdzie obok części… polskiej znajdziecie część muzułmańską. Współistnieją obok siebie, a każdy z nich niesie takie same wspomnienia i ból żyjących odwiedzających groby bliskich…
TURNING TORSO – NAJWYŻSZY (JESZCZE) BUDYNEK W SKANDYNAWII
W Malmo znaleźć można też coś z kategorii „naj…”. W 2005 roku oddano do użytkowania najwyższy budynek nie tylko w Szwecji, ale też w Skandynawii. TURNING TORSO to futurystyczny, o bardzo ciekawej bryle drapacz chmur liczący 190 metrów. Zaprojektowany przez chilijskiego architekta Santiago Calatravę, a ukończony w 2005 roku wieżowiec składa się z 9 pięciobocznych brył, a każda z nich z 5 pięter. Łącznie z piętrami łączącymi są tam 54 kondygnacje. Co ciekawe – te bryły są przesunięte względem siebie co 10 stopni. Może to nie najwyższy budynek Europy, ale z pewnością jeden z najpiękniejszych.
W budynku znajdują się mieszkania, a ostatnie piętra to centrum konferencyjne – niestety bez możliwości wjazdu bez zaproszenia… Tym razem ominęła mnie przyjemność pod hasłem: „Malmo u moich stóp!”
HISTORIA W ŚRODKU MIASTA
Malmö to jedno ze starszych miast Skandynawii. Wzmianki o jego istnieniu pochodzą jeszcze z XII wieku, a w roku 1354 stało się pełnoprawnym miastem otrzymując prawa miejskie. Od XIV wieku było jednym z największych i najważniejszych bałtyckich miast – wtedy jeszcze nie szwedzkim, a duńskim. Cała Skania, czyli najbardziej wysunięta na południe część Szwecji przez wiele lat i wieków był we władaniu Duńczyków. Szwedzi zajmowali się wtedy plądrowaniem terenów dzisiejszej Finlandii. Ot… takie skandynawskie przepychanki.
Dzisiaj w Skanii oraz samy Malmö nie znajdziecie zbyt wielu pamiątek po duńskich wikingach, ale kilka się znajdzie. Chyba najbardziej monumentalną jest Malmöhus Slott niesłusznie opisywany jako Malmohus.
Pamiętajcie: w języku szwedzkim – hus to dom, a slott to zamek. Tak więc ten „slott” został wybudowany w XV wieku przez Szwedów, ale już w XVI wieku został częściowo zburzony i rozbudowany z namaszczenia króla duńskiego – Chrystiana III. Dzisiaj to muzeum i przepiękny park w środku miasta.
Rozciągający się za fosą park zwany ze szwedzka – Slottsträdgården czyli zamkowy ogród stanowi nie mniejszą atrakcję. Wiatrak w stylu (prawie) fryzyjskim sprawia, że można poczuć się jak Groningen.
Ogrody zamkowe to fragment większej całości zwanej Kungsparken, gdzie znajdziecie wiele przyjemnie zieleni kojącej wielkomiejskie życie. To również najstarszy park miejski w południowej Skanii.
MALMO – MIASTO „TORGETÓW”
Torg po szwedzku to kwadrat, a torget w języku szwedzkim znaczy tyle co plac, rynek. Spacer po torgetach to nie tylko sposób na zwiedzanie miasta, ale również spojrzenie na jedną z piękniejszych stron miasta.
Całe centrum miasta jest udekorowane takimi placami. Który z nich jest więc najpiękniejszy..? Każdy z nich ma w sobie coś, co przyciąga.
Może położony przy Gamla kyrkogården – Gustav Adolfs Torg..?
A może jednak Stortorget – największy i najstarszy, bo istniejący od 1538 roku..?
Dla mnie jednak bezsprzecznym No.1 pozostaje najmniejszy z nich, ale urokliwy Lilla torg. Tu znaleźć można zabudowę sięgającą lat 90-tych XVI wieku. Kameralność, liczne knajpki, szachulcowa zabudowa, bruk pod stopami – dają poczucie unikalności tego miejsca.
SPACER ULICZKAMI GAMLA STADEN
Stare miasto czyli Gamla Staden to odkrywanie nie tylko historii miasta, ale również ostatniej historii, czy też spojrzenie na udane połączenie dawnych lat z teraźniejszością.
Niejednokrotnie spotkacie urban art w postaci graffiti zdobiącego ściany śródmiejskich kamienic.
JAK UDANIE POŁĄCZYĆ HISTORIĘ Z NOWOCZESNOŚCIĄ
Zachwycają mnie Włochy z historycznym charakterem ich miast, zachwyca mnie Grecja z jej naturalnością, ale zachwycają mnie także Niemcy, gdzie można doświadczyć udanego mariażu historii z teraźniejszością. Drugim krajem, w którym można to dostrzec to Szwecja, a Malmo jest tego niezbitym dowodem. Tutaj nic nie dzieje się bez przyczyny, a miejski pejzaż nie jest skalany koszmarkami architektury.
Malmö C to jeden z największym dworców kolejowych w Szwecji, a jednocześnie służy jako stacja quasi-metra w Malmo i pociągów jeżdżących przez Oresund. Ciekawostką jest zapowiedź uruchomienia pociągu z Malmö do… Polski, ale na ten moment pozostaje to w sferze planów.
Zabudowa starego Malmö jest uzupełniana nowoczesnym budownictwem, aczkolwiek z poszanowaniem dla historii i architektury miasta. Jednocześnie nie brakuje fajnych naturalnych akcentów.
Wędrując w kierunku portu przez Universitetbron natkniemy się na Malmö inre fyr, czyli starą morską latarnię, która nie grzeszy okazałością, ale przy kolejnej jest drapaczem chmur.
Malmo i jego kanały ciągnące się przez miasto to swoisty miejski folklor, a miasto jest zwrócone nie tylko ku morzu, ale też kanałów ciągnących się przez Gamla Staden. Opuszczając port, kierujemy się do miejsca, które przez kilka dni było naszym małym domem, czyli…
VÄSTRA HAMNEN
Ta dzielnica to przykład jak można starą, industrialną, portową dzielnicę przywrócić mieszkańcom. Dawniej – doki, magazyny dzisiaj mieszkania, bulwary, biura, knajpki.
W oddali można dostrzec brzeg Danii, Kopenhagę, a także samoloty podchodzące do lądowania na lotnisko Kastrup.
Nieopodal Västra hamnen rozciąga się miejsce, gdzie lokalsi i nie tylko) oddają się oczywiście słodkiemu nieróbstwu na plaży. To miejsce, to:
RIBERSBORG
Nadmorska dzielnica położona pomiędzy Västra hamnen a Limhamn słynie z plaży, która w sezonie służy błogiemu relaksowi. To ulubiona miejscówka na plażing, smażing i leżing. W rezultacie spragnieni słońca i morskich kąpieli docierają tutaj per pedes lub per birotam.
O ile plaża to drobny, charakterystyczny dla Bałtyku piasek, to już zejście do morza jest zgoła inne niż na większości polskich plaż. Długo, długo mielizna i kamienie.
W czasach covidowskich widok jak na załączonym obrazku. Nie tylko pogoda dopisała, ale również cisza i spokój. W związku z tym z zachowaniem social distance nie było problemu – foto wykonane w niedzielę przed południem. Szwedzi mają też ciekawy lokalny zwyczaj ponieważ wypoczywają bardzo często nie tyle na samej plaży, co równie „tłumnie” na położonych obok łąkach i skwerach. Koc, kosz, grill – i błogi relax w gronie rodziny lub przyjaciół. Często też do południa plaże były wręcz puste, większą ilość odpoczywających dawało się zauważyć po godzinie 13-14-tej.
Ribersborg Stranden to nie tylko plaża, ale również funkconujący Kallbadhus. Na końcu brygga 1 czyli molo/pomostu oznaczonego nr 1 znajduje się płatne miejsce, gdzie zaznacie spokoju i prywatności. Są tutaj dwa morskie baseny, restauracja, sauna, a także plaża/pomost dla nudystów.
Ribersborg to również psia plaża – miejsce, gdzie czworonogi mają swój kawałek plaży.
MOST NAD SUNDEM
Szwedzka szkoła kryminału to klasyka nad klasyką. W polskiej TV serial kryminalny „Most nad Sundem” leciał chyba na +KINO. Film opowiada o współpracy szwedzko-duńskiej policji. Saga Noren (szwedzka detektyw) prowadzi śledztwo, którego pewne wątki wiodą do Kopenhagi, gdzie właśnie z Malmo dojedziesz Øresundsbron, czyli mostem nad Sundem.
Jeśli z Malmö pojedziecie do Limhamn, to jeszcze dalej na południe dojedziecie do owego, sławnego mostu. W miejscu, gdzie znajdowała się dyrekcja budowy mostu łączącego Szwecję z kontynentem europejskim urządzono później… dyskotekę. Dzisiaj natomiast służy za punkt widokowy, z którego można podziwiać to przepiękne dzieło architektury i budownictwa.
Wystarczy pokonać kilka schodków, a liczący sobie 7.845 metrów most nad Sundem można podziwiać w całej jego okazałości. Zresztą… Most to tylko fragment całej przeprawy!
A wcześniej most chowa się na Peberholm (sztucznej wyspie) w tunelu, z którego wyjedziecie już w Danii.
Peberholm – sztucznie oczywiście usypana wyspa – ma 4.050 metrów, a tunel prowadzący w stronę Kopenhagi kolejne 3.510 metrów. Razem daje to ponad 15 kilometrów przeprawy łączącej Szwecję z Danią. Całe szczęście, że Duńczycy nie mieli go wcześniej, bo już nie oddaliby Skanii Szwedom, a przede wszystkim podbój półwyspu Skandynawskiego byłby dla nich z pewnością łatwiejszy 🙂
Przeprawa jest oczywiście płatna, ale lokalsi mają duże zniżki – można podobnie jak w Szwajcarii – wykupić roczną winietę i śmigać do woli do Kopenhagi. Problem jest tylko jeden, jak mawia nasz przyjaciel z Malmö… Dawniej to Szwedzi jeździli do Danii po alkohol, dziś Duńczycy przybywają do Malmö. Nie tylko życie, ceny również potrafią być przewrotne.
Z punktu widokowego można podziwiać nie tylko Oresund, ale również Malmö wraz z jego przedmieściem zwanym Limhamn, o którym pisałem również tutaj: GDZIE ZJEŚĆ W MALMÖ?
Limhamn to nie tylko jedzenie opisane w poście j/w, ale również największa w Malmö marina. Na bogato!
LIMHAMN TO NIE TYLKO ØRESUNBRON
Skoro już jesteśmy na południu Malmö, to warto zobaczyć jeszcze jedną Sehenswürdigkeiten (tak mówią Niemcy, nie Szwedzi, ale…). W Limhamn znajduje się również jedna z największych kopalni odkrywkowych w północnej Europie zwana przez miejscowych Limhamns kalbrott. Wydobycie wapienia rozpoczęto tam w 1866 roku, a zakończono w 1994. Od 2011 ta wielka (w PL są większe) odkrywka licząca sobie 1.300x800x65 metrów jest rezerwatem przyrody. Ciekawostką jest fakt, że do dziś Szwedzi drenują ten obszar. Odwodnienie powoduje oczywiście, że nie tworzy się tam jezioro.
Oczywiście Szwedzi zadbali również o dostęp do tego złoża – wybudowali licząca zaledwie 2 kilometry linię kolejową do portu. Ten wapień był nie tylko używany lokalnie, ale również wysyłany dalej.
Miało być o moście nad Sundem, skończyło się jak zwykle… Man nadzieję, że lokalsi z Limhman nie pogniewają się na mnie.
Aha… jeszcze jedna ciekawostka – Malmö to rodzinne miasto Zlatana Ibrahimovicia, a ten dom na poniższym zdjęciu Zlatan nabył od starszego małżeństwa przepłacając chyba czterokrotnie.
Chłopak, który z najbardziej patologicznej dzielnicy miasta – Rosengård dzięki talentowi piłkarskiemu, z biegiem lat awansował do uznanej za jedną z bogatszych czyli właśnie Limhamn.
Dzisiaj Zlatan nie ma najlepszej passy i prasy w Malmö. Pomnik, który mu postawiono prawdopodobnie zbyt długo nie przetrwa. Dzisiaj w mieście Ibra traktowany jest prawie jak „zdrajca”. Z dzieje się tak dlatego, że zainwestował w klub… ze Sztokholmu – Hammarby IF. Tego kibice Malmo FF nie wybaczają!
MALMÖ – PODRÓŻ TAM GDZIE COVID NIESTRASZNY
Malmo w czasach covidowskich było dosyć ciekawą alternatywą popularnych wakacyjnych kierunków. Po pierwsze Szwecja – kraj, który obrał odmienną drogę walki z wirusem. Większa swoboda życia i funkcjonowania, brak lockdownu, praca i spotkania towarzyskie bez większych ograniczeń. Maseczki, rękawiczki – znane tylko w szpitalach przy obsłudze chorych. Z drugiej strony jednak święta zasada social distance jest tutaj przestrzegana jak prawie w żadnym innym kraju Europy. 2 metry znaczą dokładnie tyle co 2 metry. W sklepie, na bulwarach – nikt nie zbliżył się na odległość krótszą niż 2 metry. W cukierni stanąłem nieopatrznie za Panią robiącą zakupy – wystarczył w zupełności jej wzrok nakazał mi bezwzględnie zachować dystans dwóch metrów.
Szpitale i służba zdrowia funkcjonowały normalnie – przy każdym był oddział covidowy z oddzielnym wejściem. Nie było paniki, a przestrzeganie nakazów (a nie zakazów) było powszechne. Szwedzi to dosyć karny naród, potrafiący w chwilach, które wymagają odpowiedzialności stanąć na wysokości zadania.
MALMÖ – JAKIE JEST DZISIAJ..?
Nie samym covidem człowiek się jednak pasjonuje w tym szalonym 2020 roku. Jakie jest więc Malmö anno domini 2020..?
Z pewnością nie takie, jak 30 lat temu, gdy pierwszy raz odwiedzałem Szwecję. Dzisiaj jego wielokulturowość znacznie bardziej rzuca się w oczy. Z jednej strony wzbogaca miasto o swoisty folklor, kuchnię, odmienność i tolerancję.
Z drugiej jednak strony przeraża – dzielnice takie jak Rosgarden stanowią swoiste getto, z którego ciężko się wyrwać, a w którym życie upływa głównie na socialu, lenistwie i lokalnych burdach. Spalone samochody, starcia z policją to codzienność. Chwała ludziom, którzy jednak potrafią uwolnić się z tego zamkniętego świata i zmienić swoje życie.
Malmö to także udane połączenie historii z nowoczesnością. To również poszanowanie dla natury i umiejętne jej wykorzystanie. Miasto, które żyje mieszkańcami i dla mieszkańców. Jest to również szwedzki ordnung i szwedzka tolerancja.
Będąc w Malmö warto odwiedzić / zobaczyć:
plażę Ribersborg – błogi relax
Västra Hammen wraz z Turning Torso
Gamla Staden z jego zabytkami – zamkiem, ratuszem i toregtami
zobaczyć piękne zachody słońca na bulwarach Scania Parken czy też Malmö Titanic lovelock point (jest coś takiego) – jaki Leonardo, taki Tittanic 😉
Øresundbron – czyli most nad Sundem
odkrywkową kopalnię w środku miasta Limhamns Kalbrott – dziś rezerwat przyrody
może obejrzeć mecz hokejowy w Arena Stadium – tam hokej wiecznie żywy
Podziękowania za gościnność już składałem Kasimowi, który pokazał nam piękne (i nie tylko) miejsca tam gdzie covid niestraszny czyli w Malmö. Ta krótka podróż przez ulice i osobliwości miasta to również jego zasługa.