WADI RUM – ŻYCIE NA CAMPIE

Zobacz wpis

Wadi Rum

Jak przeżyć na Wadi Rum..? Pytanie retoryczne – oczywiście tylko na campie! A jak wybrać dobry camp? Oczywiście tylko podróżniczym nosem! A co jeśli nie masz tego… podróżniczego nosa? Zdaj się na mnie! Postaram się przybliżyć te pustynno-jordańskie zawiłości. Yalla! Do lektury!

CAMP – CO TO TAKIEGO?

Pamiętacie jak w: WADI RUM – MAGICZNA PUSTYNIA pisałem o campie? Camp to nie nie tylko nocleg. Dobry camp to podstawa na Wadi Rum. Dobry camp to niekoniecznie drogi camp. Camp to miejsce, gdzie nie tylko będziesz odpoczywał po trudach zwiedzania, ale też, a może przede wszystkim poczujesz miejscowy klimat.

Przyroda, ludzie, kuchnia – to moje motto nie tylko podróżowania, ale też życia. Dlatego też wiele moich znajomości zostaje po podróżach. Tak też było tym razem. Jeśli wrócę do Puglii, to do Marii i Filippo, jeśli wrócę do Kosowa to do Esata, jeśli na Wadi Rum to oczywiście do Nayefa!

Camp to takie miejsce na pustyni, gdzie śpisz. Ale to nie tylko nocleg – camp, w przeciwieństwie do hotelu, to pewien styl życia. Dzień wyznaczany jest wschodem i zachodem słońca. Często jest tak, że przyjeżdżasz jako gość, a wyjeżdżasz jako przyjaciel. Wieczorne pogawędki oraz shisha skracają dystans.

Jeszcze jedno – kuchnia – arabska tradycja kulinarna to coś, z czym na campie obcujesz przez cały dzień.

JAK WYBRAĆ CAMP NA WADI RUM?

Jak wybrać camp na Wadi Rum? Pewnie nie odkryję prochu – pierwszy look to z pewnością najpopularniejsze wyszukiwarki noclegów, grupy na portalach społecznościowych lub polecenie. Tak też było w moim przypadku – internet.

Co z tego, jeśli znajdziesz ich setki – 300-400 sztuk pewnie na Wadi Rum operuje. Jak trafić na ten właściwy? Ten, który pozostawi po sobie niezapomniane wrażenia…

Po pierwsze zdefiniuj swoje wymagania – czego oczekujesz?

Po drugie – jakim budżetem dysponujesz?

Reszta będzie pewnie zbliżona. Unikam tych najtańszych, unikam tych najdroższym noclegów. Czytam opinie, staram się dokonywać wyboru podróżniczym nosem – czytaj: doświadczeniem! Ale nie tylko – mam jasno zdefiniowane swoje cele.

Szukam lokalności, naturalności, ludzi, którzy dadzą Ci fragment siebie – swojej kultury, swojego świata. Jeśli jadę na krótki city-break – można to pominąć. Jeśli już zdecydowaliście się zwiedzić coś tak odmiennego jak pustynia – szukaj tego co jest lokalne.

Tak trafiłem na:

TAJ WADI RUM CAMP

TAJ WADI RUM CAMP

19 namiotów, które oferują nocleg w rożnych układach – generalnie 2-4 osobowych. Co więcej – mają okno – przepiękna sprawa, gdy budzisz się i widzisz wschód słońca na pustyni. Mimo, że to pustynia, to naprawdę można doświadczyć całej palety kolorów budzącego się dnia.

I jeszcze jedna sprawa – część campów oferuje wspólną łazienkę. TAJ WADI RUM CAMP daje namiastkę luksusu. Każdy namiot ma zapewnione minimalne warunki sanitarne: w sypialni będzie miniumywalka, a i toaleta z podstawowym prysznicem się znajdzie.

Łazienka w Taj Wadi Rum Camp

Jeśli spędzicie tam minimum 2 noce – docenicie takie udogodnienie. Oczywiście można wybrać najbardziej pustynne warunki – ale po co…?

Wbrew pozorom, łóżka są całkiem wygodne

Można też wybrać opcje high-tech, a raczej high-price. Są balony z przeszkloną ścianą czy sufitem. Są miejsca określone jako „sunset … camp”. Za każde z tych określeń dopłacicie za coś, czego i tak doświadczycie. Na tej pustyni nie da się tego pominąć.

Taj Wadi Rum Camp da Wam to wszystko, czego oczekujecie. Minimum komfortu, a jednocześnie zderzenie z totalną wręcz beduińską gościnnością. Poznacie lokalną tradycję, kuchnię. Zapalicie wieczorem shishę przy beduińskim kominku.

Shisha i herbata z kardamonem – wieczorem to obowiązkowy punkt programu

CAMP TO LOKALNA TRADYCJA

Jednym z najważniejszych doświadczeń na campie jest lokalna kuchnia. Każdy ranek na campie zaczyna się od arabskiego śniadania. Kto bywał w krajach arabskich, wie o co chodzi.

Wspólny namiot to clou życia na campie

Obiad/kolacja to również local tradition i to na sposób… beduiński. Beduiński grill to nic innego, jak wykopana w piachu dziura, pod którą rozpalasz palenisko, zamykasz, zasypujesz piachem i… wieczorem odkopujesz.

Beduiński grill

Po griliu był oczywiście czas na arabskie tańce oraz… shishę. Shisha to tradycja, to styl bycia, bez shishy dla Beduina nie ma dnia. Dzień bez shishy – dzień stracony.

Ale już wspólnie palona shisha to nie tylko tradycja, to przede wszystkim styl życia. Na TAJ WADI RUM CAMP – shishę wieczorem palą wszyscy – to piękny rytuał zakończenia pustynnego dnia.

Zresztą, gdy tylko pogoda dopisuje – czytaj: nie jest przenikliwie zimno – można odpocząć również na zewnątrz.

TAJ WADI RUM CAMP – zewnętrzna strefa relaksu 😉

CAMP – PIĘKNY POCZĄTEK DNIA

Gdy już pierwsze promienie porannego słońca dotrą do Twojej jurty/namiotu/pokoju i zdążysz uzupełnić kalorie arabskim śniadaniem, to nie pozostaje nic innego jak samodzielna eksploracja Wadi Rum. Chwile samotności na pustyni to piękna sprawa i wbrew pozorom mogą przynieść nowe doświadczenia. Wystarczy… spotkać wielbłądy.

Wielbłądy z Wadi Rum

Wielbłądy nie są oczywiście wolnożyjącymi zwierzętami na pustyni. Wszystkie żyją na campach lub beduińskich gospodarstwach. Mają związane przednie nogi – aby łatwiej byłoby je dogonić, gdyby do głowy przyszło im udać się na gigant 😉

Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, ale ostatnie lata na Wad Rum to susza. Wcześniej część tych pustynnych roślin lekko się zieleniła. Dzisiaj wielbłądy długo żują zasuszone łodygi, wydobywając z nich resztki wody.

WADI RUM to pustynia położona na wysokości około 700-800 m.n.p.m. W wielu miejscach mamy do czynienia z pięknymi skałami, czy nawet masywami górskimi o wysokości kilkuset metrów.

Wielbłądy o poranku na Wadi Rum

W porannym, czy też wieczornym świetle – w promieniach wschodzącego lub zachodzącego słońca te wyłaniające się z piachu góry i skały wyglądają naprawdę magicznie!

Wadi Rum – za chwilę zajdzie słońce
Tym razem słońce wschodzi nad Wadi Rumu

Magia tego miejsca i… różnorodność form dają nie tylko wytchnienie dla duszy, ale poruszają ludzkimi zmysłami w delikatny sposób. Tak delikatny, ale jednocześnie pozytywnie, że jest to idealne miejsce do „ładowania akumulatorów”!

Dodatkowo wystarczy się jeszcze powspinać po skałkach, aby Wasz mózg zaczął wyrzucać endorfiny jak Eyjafjallajökull chmury popiołu! (To ten sławny wulkan z Islandii).

Nie zanudzam więcej. Czasem jedna fotografia warta więcej niż tysiące słów…

Z perspektywy lokalnego skorpiona
Surowość gór i miękkość pustyni
Wielbłądy tu były
Pięknie..?
Na szczycie
Słońce, skały i pustynia
Dla takich chwil warto podróżować!
Jeszcze… look at camp

CO ZOSTAŁO ZE WSPOMNIEŃ..?

Camp na Wadi Rum to wspaniała opcja nie tylko na jedną lub dwie obowiązkowe noce, gdy jedziecie zwiedzać pustynię! Zrobiłem inaczej – to Wadi Rum było moim miejscem do eksplorowania Jordanii. Stąd ruszałem na zwiedzanie okolic pustyni, Petry, Wadi Musy czy też Aqaby. I nie żałuję tego absolutnie

Specyficzny styl życia, gdzie tak naprawdę natura wyznacza Ci rytm życia sprawi, że tam się da odpocząć. Pomoże w tym z pewnością fakt, że w wielu miejscach po prostu… there’s no signal!

Camp pozwoli też na zapoznanie się lokalną tradycją, kuchnią. Niejednokrotnie sprawi, że przyjedziecie tam jako goście, a wyjedziecie jako przyjaciele.

BYŁBYM ZAPOMNIAŁ…

Na Wadi Rum znajdziecie wioskę o tej samej nazwie co pustynia. To niewielka osada położona w środku pustyni. Da się tam wjechać autem. Najlepiej wyrobić wcześniej JORDAN PASS – wtedy wjedziecie bez opłat. Zwiedzanie nie zajmie wiele czasu. Do wioski prowadzi jedyna asfaltowa droga na pustyni, a widoki naprawdę warte krótkiej podróży.

Droga przez pustynię prawie jak w Arizonie;) no… prawie

Gdy już tam dotrzecie, to zatrzymajcie się na kawę lub herbatę w kafejce, która zwie się z lekka turystycznie i zachodnio – ENJOY RUM RESTAURANT, ale kawę i herbatę robią przepyszne!

Atrakcji specjalnych w wiosce nie znajdziecie – ot po prostu swoisty mix miejscowej biedy z komercją. Warto zboczyć tam dla samej kawy i potraktowania tego jako lokalnej ciekawostki.

==============================================================

With greetings to all staff of TAJ WADI RUM CAMP!

Shukran Nayef!

And maybe… Ilal-ika!

==============================================================

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Trochę więcej o TAJ WADI RUM CAMP przeczytacie tutaj: http://facebook.com/naefalzwydh/
  • Na temat jak może wyglądać całodniowy tour na Wadi Rum dla odmiany przeczytacie tutaj: http://7mildalej.pl/wadi-rum-magiczna-pustynia/
  • Jak dojechać na pustynne campy? Parkujesz gdzieś na parkingu, na obrzeżach skąd zabiera Cię ktoś z campu. Można też zamówić opcję z transferem, ale odległości w Jordanii zachęcają raczej do wynajmu auta. Po Jordanii da się jeździć – może o tym jeszcze napiszę 😉
  • Nie zapominajcie o JORDAN PASS – nie dość, że ma już w sobie opłatę za wizę, to jeszcze wiele miejsc (np. Petrę) zwiedzicie za free – w tym właśnie wioskę Wadi Rum.
  • Więcej o tym: http://jordanpass.jo

BEAR SANCTUARY PRISHTINA – OSTOJA URATOWANYCH NIEDŹWIEDZI

Czy wiecie, że Kosowo – najmłodsze i jedno z najmniej zamożnych państw Europy może poszczycić się wspaniałą inicjatywą..? Nieopodal wioski Mramor, na południowy wschód od Prisztiny stworzono Bear Sanctuary – Sanktuarium dla uratowanych miśków z Kosowa, Albanii oraz Macedonii.

Wspaniałe miejsce, gdzie, w warunkach zbliżonych do naturalnych, żyje 20 niedźwiadków, którym ocalono życie i ukrócono cierpienia. Może nie są to naturalne warunki bytowania, jednakże ludzie robi wszystko, aby zbliżyć je do dzikiej przyrody.

„BEAR SANCTUARY” – CO TO TAKIEGO?

Jeszcze 10 lat temu miejscowa okrutna „tradycja” uzewnętrzniała się w klatkach, które można było spotkać przy niejednej restauracji. W tych klaustrofobicznych boksach trzymano niedźwiedzie!?!?!? W tak tragicznych warunkach przetrzymywano te dumne zwierzaki w imię ludzkiej zachłanności i wątpliwej atrakcji. Niejedna restauracja w Kosowie czy Albanii miała taką klatkę i miśka trzymanego niejednokrotnie dodatkowo na krótkim łańcuchu. Niejednokrotnie miejsca było nie więcej 4-6 m2… Wiele razy bez żadnej ochrony – czy to deszcz, czy to śnieg, czy palące słońce – niedźwiedzie cierpiały przez cały rok.

Tak było 🙁

Jak nam opowiadali lokalsi – na szczęście – w drugiej dekadzie XXI wieku władze wprowadziły prawo zabraniające trzymania dzikich zwierząt w klatkach. Miśki znalazły nowe schronienia, a opornym zabierano zwierzaki i umieszczano je w azylach, gdzie dochodziły do siebie po latach traumy. Nie szczędzono nawet kar więzienia – jak wspominał Esat – właściciel hotelu, w którym mieszkaliśmy. A te piękne wielkie ssaki można do dziś spotkać w kosowskich górach. Nastąpił więc koniec „prywatnych” misiów, i znakomitą większość z nich ocalono, zmieniając ich dotychczasowe i okrutne warunki bytowania. Dano im wolność i możliwość zapomnienia o traumatycznych latach spędzonych w niewoli. Tak się narodziła idea Bear Sanctuary, czyli PYLLI I ARINJVE.

BEAR SANCTUARY WCZORAJ

W roku 2012 austriacka ambasada nawiązała kontakt z mieszczącą się w Wiedniu ogólnoświatową organizacją zajmującą się ochroną zwierząt – FOUR PAWS (VIER PFOTEN). Właśnie dzięki tej inicjatywie zebrano fundusze, a również kosowski rząd wspomógł działania fundacji. Efektem tego nieopodal Prisztiny i Gracanicy w 2012 roku rozpoczęto budowę azylu dla skrzywdzonych miśków.

Pierwszym pensjonariuszem, w marcu 2013, została KASSANDRA. Od narodzin w 2002 roku przez 11 kolejnych lat wegetowała w klatce, jakich wiele było w ówczesnym Kosowie. Po przybyciu do schroniska przeszła niespotykaną transformację. Dzisiaj, po 9 latach spędzonych w swoim rewirze jest radosnym miśkiem w doskonałej formie!

Kassandra – pierwszy uratowany miś

BEAR SANCTUARY DZISIAJ

Dziś BEAR SANCTUARY, to ponad 160.000 m2 (16ha) wybiegu dla 20 niedźwiedzi, zwanych tutaj forest bear, czyli leśnymi niedźwiedziami.

Gdy już ruszycie na zwiedzanie sanktuarium zaczniecie od ANDRI’EGO. To jeden z najmłodszych niedźwiadków – urodzony w 2019 roku. Znaleziono go osamotnionego w górach Sharr – nie miał wtedy jeszcze miesiąca.

ANDRI – dziś wielka radość

Małe szanse są na porzucenie go przez matkę, jednak gdy nie natrafiono na niedźwiedzicę zdecydowano się zabrać go do schroniska. Samotny – miał niewielkie szanse na przeżycie. Tutaj odżył i jest jedną wielką radością.

Następnymi będą HANA, ANIK oraz MAL – żyją razem w swoim sektorze. Te z kolei są jednymi z najstarszych mieszkańcaów sanktuarium – urodziły się w 1999 roku, a uratowano je w czerwcu 2013 roku. 14 lat spędzonych w niewoli do dzisiaj zostawia czasem piętno.

HANA i ANIK

O ile HANĘ i ANIKA można spotkać w swoim środowisku, o tyle MAL w słoneczny i upalny dzień szuka gdzieś schronienia w cieniu. Jeśli cale życie w niewoli nie mógł znaleźć ochrony przed słońcem… Jego mniaturowa klatka nie miała żadnego nawet zadaszenia.

MIRA oraz ERO to również 23 letnie niedźwiedzie mieszkające razem w jednym sektorze. W tym przypadku również mamy jeszcze do czynienia z traumatycznymi zachowaniami.

MIRA – jedna z największych niedźwiedzic

Mira chodziła wzdłuż ogrodzenia, na małej przestrzeni tam i z powrotem… Jakby wciąż żyła w niewielkiej klatce… I to wszystko mimo, że wszyscy z Bear Sanctuary robią wszystko, aby te piękne wielkie zwierzęta zapomniały o tragicznych latach spędzonych w niewoli…

Inaczej natomiast wygląda historia EMY, OSKI i RONA. Te maluchy zostały sprzedane przez handlarzy dzikich zwierząt w 2019 dwóm rodzinom, które trzymały je jako… zwierzaki domowe. W obawie przed ich dalszym losem fundacja FOUR PAWS odebrała w asyście policji i dowiozła do Azylu w Mramor.

EMA, OSKA, RON

PARĘ MINUT REFLEKSJI PO WIZYCIE W BEAR SANCTUARY PRISHTINA

W Bear Sanctuary żyje w warunkach zbliżonych do naturalnych 20 niedźwiadków. Najstarsze mają 23 lata, najmłodsze 4 lata. Wszystkie z traumatycznymi przeżyciami – albo wyrwane z restauracyjnych klatek, albo odebrane matkom jako oseski… Zdarzają im się jeszcze typowe dla ich poprzedniego życia zachowania, ale generalnie widać w nich radość życia i spokój.

Cała 20-tka w jednym obrazku

Smutne jest to natomiast, że żaden z nich nie wróci już do naturalnego środowiska, żaden z nich nie będzie poszukiwał pożywienia w lesie i wędrował po pięknych, kosowskich górach. W warunkach naturalnych szukałyby nie tylko człowieka, ale też pożywienia i człowieka.

Próbowano przeprowadzić eksperyment z jednym z nich (nie pamiętam z którym), ale niestety nie udał się. Tak czy inaczej, swoich lat dożyją w tym pięknym miejscu – zaopiekowane i nakarmione będą cieszyć się słońcem, wodą,

Bear Sanctuary to miejsce zbliżone do naturalnych warunków bytowania niedźwiedzi

Pożywienie mają dostarczane nie tylko w opcji all inclusive – pod nos. Niejednokrotnie jest ono ukrywane i misiek musi je sobie znaleźć! Przecież w naturalnym środowisku, niedźwiedź wędruje wiele kilometrów w poszukiwaniu pożywienia.

Ciekawostką jest fakt, że nie do końca zniszczono w nich pierwotne instynkty – na zimę zasypiają (hibernują się), co prawda krócej niż w naturze, ale zawsze to coś…

Jakby nie patrzeć jest to wspaniała inicjatywa, która nie tylko ocaliła te 20 niedźwiedzich istnień, ale także edukowała społeczeństwo i walczyła z okrucieństwem wobec zwierząt. Fundacja FOUR PAWS dd 2012 roku jest jedyną organizacją, która może legalnie trzymać niedźwiedzie.

Właściciel naszego hotelu opowiadał, że jeszcze 6-7 lat temu w pobliżu jego hotelu został aresztowany właściciel restauracji za trzymanie miśka w klatce. Podobno od lat takich przypadków nie ma, co staje się wartością dodaną do tego wspaniałego projektu.

Nie dla wszystkich niedźwiedzi pomoc przyszła na czas. Znana jest historia dwóch – RAMBO i LUTY, które zostały zabite przez właściciela zanim dotarł zespół ratowników 🙁

Jeśli więc już będziecie w Kosowie, a tym bardziej dotrzecie do Prisztiny, to odwiedźcie to cudowne miejsce i wesprzyjcie je czymś poza biletem, który jest bardzo tani (info poniżej). Na miejscu jest sklep z pamiątkami, z którego dochód jest przeznaczony na utrzymanie tego miejsca.

BEAR SANCTUARY – INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • strona internetowa sanktuarium: bearsanctuary-prishtina.org
  • lokalizacja: Mramor w pobliżu jeziora Badovc
  • dojazd: drogą z Gracanicy za jeziorem przy stacji benzynowej należy skręcić w lewo, a następnie również – w lewo – w pierwszą drogę za jeziorem (oznakowanie nie jest najlepsze)
  • wstęp (06/2022): dorośli – 2 EUR, dzieci (3-14 lat) + studenci + seniorzy (>65 lat): 1 EUR, są też family-passy za 4-5 EUR
  • godziny otwarcia: 10.00 – 19.00 (sezon 2022)
  • sanktuarium w Kosowie to niejedyna inicjatywa FOUR PAWS w Europie, również w Bułgarii (Belitsa), Austrii oraz Niemczech otworzyli podobne miejsca
  • zimą ze względów oczywistych – miśki zapadają w sen zimowy (najczęściej grudzień – luty) – sanktuarium jest nieczynne; tzn. wejść można, ale spotkać w tym czasie niedźwiedzia, to jak zobaczyć yeti…
  • na terenie sanktuarium jest oczywiście restauracja… oczywiście wegetariańska (nie może być inaczej)
  • podróż z okolic kanionu Rugova, gdzie mieszkaliśmy, do Bear Sanctuary (czytaj: GDZIE SPAĆ W KOSOWIE) zajęła nam autem niecałe 2 godziny, a to przecież prawie 2/3 kraju…

GDZIE SPAĆ W KOSOWIE

Gdy już dotrzecie do Kosowa i do pięknych kosowskich gór, to wypada gdzieś zatrzymać się na nocleg.

Na popularnych portalach rezerwacyjnych znajdziecie nie tylko obiekty o wysokim standardzie, ale również te… skromniejsze. Oprócz opcji hotelowych są też opcje apartamentowe.

Zastanawiając się przed wyjazdem czego chciałbym doświadczyć i co robić na miejscu, ostateczny wybór padł na znaleziony na jednym z serwisów noclegowych – CHALET KUJTA. Obiekt leżał w górach, a to był główny cel wyjazdu. Dodatkowo skusiły mnie wysokie noty za lokalizację, warunki i opiekę właściciela.

Podróżniczy nos mnie nie mylił! Rzadko poświęcam ostatnio miejsce na blogu tzw. miejscówkom, ale tym razem nie tylko mogę, ale wręcz czuję się zobowiązany napisać kilka słów zachęty do odwiedzenia tego miejsca.

Jeśli następnym razem wyląduje w Kosowie, nocleg zarezerwuję nie gdzie indziej, jak tylko u Esata!

No bo gdzie spać w Kosowie, jak nie u niego – w CHALET KUJTA! Ale po kolei…

LOKALIZACJA

Jednym z najpiękniejszych regionó(w Kosowa są Alpy Albańskie. Te położone w zachodniej części kraju góry o wysokościach przekraczających 2.500 m.n.p.m. są idealny miejscem dla górskich wędrowców i nie tylko. Właśnie tam, nieopodal miasta Pejë (Peja, Peć) jest jeden z cudów natury Kosowa – Gryka e Rugovës, czyli Kanion Rugova. A nad tym kanionem, na wysokości 1.050 m.n.p.m. znajdziecie CHALET KUJTA.

Wystarczy zjechać, a raczej wjechać 700 metrów w górę z drogi M9 (Pejë – granica z Montenegro). Z lotniska w Prisztinie jest to około 85 kilometrów. Z Pejë około 14 kilometrów. Dojazd z lotniska samochodem zajmie Wam nie więcej jak 1,5 godziny.

Za restauracją HANI (polecam!) wystarczy skręcić w prawo w kilku serpentynowy podjazd i znajdziecie się w czymś, co zwie się Shtupeq i Madh .

CHALET KUJTA – parking na miejscu (free of charge!)

CO ZNAJDZIECIE W CHALET KUJTA

Dzisiaj CHALET KUJTA to 3 domy, w których jest 5 apartamentów. Opcje są bardzo różne – nocleg znajdą zarówno 2 osoby, jak też 13 osób (!). Tyle właśnie miejsc do spania liczy największy domek.

CHALET KUJTA – 2 z 3 budynków

Można więc być samemu, można przyjechać z ukochaną osobą. Można też bawić się w grupie. Wynajmiecie zarówno 2-osobowy apartament, jak również duży kilkunastoosobowy domek. Każdy znajdzie więc odpowiednie lokum dla siebie – niezależnie od wymagań.

CHALET KUJTA – jest i trzeci z domków

To wszystko w pięknej scenerii gór otaczających Kanion Rugova. Na miejscu jest darmowy parking, ale dodatkową wartością – restauracja (z tarasem), gdzie możecie spróbować domowej kosowskiej kuchni (polecam!) i delektować się widokami z gatunku „amazing”!

Restauracja w CHALET KUJTA posiada zarówno przytulną część wewnętrzną, jak też taras

Jak na bałkańskie lokum przystało – wielbiciele kotów również będą zadowoleni 🙂 Lokalny futrzak umila pobyt każdemu odwiedzającemu

Welcome to all guests!

Domki i apartamenty są stale ulepszane i modernizowane, w każdym znajdziecie łazienkę z w.c., wygodne łóżka, znajdą się nawet łóżeczka dla dzieci. Jest też TV (nie korzystałem – widoki i atmosfera były lepsze), lodówkę, ręczniki, pościel, podstawowe kosmetyki. We wszystkich pokojach działa obowiązkowa w dzisiejszych czasach sieć wi-fi. Dodatkiem w części lokum są kominki (zimą – niezastąpione i klimatyczne!), a także grille.

Apartament 2-osobowy
Łazienka w naszym apartamencie

W restauracji zjecie nie tylko śniadanie, ale oczywiście też obiad czy kolację, a wszystko to przygotowane tradycyjnie i domowo. Tyle tytułem kronikarskiego i podróżniczego obowiązku. Najważniejsze jest jednak to…

CZEGO DOŚWIADCZYŁEM BĘDĄC GOŚCIEM W CHALET KUJTA

Gdybym miał teraz, z kilkudniowej perspektywy wybrać taki „TOP 3”, to napisałbym:

  • Gościnność (bardzo szeroko pojęta)
  • Kuchnia (wspaniała – świeżość i tradycja)
  • Atmosfera (patrz punkt 1) i widoki, widoki…

KOSOWSKA GOŚCINNOŚĆ

Dawno nie spotkałem takiego Hosta (przez duże 'H”), jak Esat i jego rodzina. Od momentu, kiedy wysiadasz z samochodu czujesz się doskonale zaopiekowany. Dbałość o gościa jest tutaj wartością nadrzędną i niepisanym prawem. Jednocześnie Esat robi to w sposób dyskretny, bez narzucania własnej osoby, ale w sposób zaspokojający oczekiwania odwiedzających. Jest osobą ujmującą dbającą o klienta. Chcesz wypożyczyć walking poles – zrobisz to u Esata! Chcesz zaplanować dzień w górach lub okolicy – Esat podpowie najlepsze opcje! Brakuje Ci czegoś – Esat z pewnością to zorganizuje.

TRADYCYJNA, DOMOWA, LOKALNA KUCHNIA

Kolejna rzecz – dla mnie ważna. Rzecz, dla której między innymi podróżuję – kuchnia! Nie jadam w światowych (czytaj: śmieciowych) sieciówkach, unikam wyszukanych knajp (aczkolwiek jadałem w * oraz ** Michelina i ***** hotelach). Staram się (w miarę możliwości) szukać lokalnej i tradycyjnej kuchni. Wiem, że coraz ciężej o to, ale zdarzają się jeszcze takie miejsca i warto ich szukać. A gdy chcecie skosztować kosowskiej kuchni niekoniecznie musicie opuszczać CHALET KUJTA. Ba! Powinniście wręcz skosztować tego, jak gotuje żona Esata! Dostaniecie u nich tradycyjne i domowe: FLI, LEQENIK, PITE, SUXHUK.

Kosowska tradycja – FLI (coś niezapomnianego!)

Przepyszna jest domowa zapiekanka (casserole) oraz zapiekane papryki. Ale nade wszystko własnej roboty (home made) RAKI! Podawana zmrożona w specyficznym szkle smakuje wybornie zarówno w upalny dzień, jak też chłodny wieczór.

Domowa (home made) Raki (Rakija) – nie pamiętam lepszej niż ta, u Esata

Pomyślcie, że gościcie gdzieś w innym kraju czy regionie. Zatrzymaliście się o przyjaciół czy rodziny i tam ktoś Wam serwuje własne, tradycyjne i domowe potrawy. Tak jest właśnie u Esata! Ta jego rodzinna kuchnia to wartość dodana do pobytu w CHALET KUJTA. Chociażby dla tego warto i niego spędzić kilka dni.

W końcu jaki to był trzeci punkt..? Aha…

ATMOSFERA I WIDOKI

Pięknie jest zacząć dzień od porannej kawy na tarasie w restauracji. A kawa smakuje tamże równie doskonale. Równie pięknie jest zakończyć kolację prawdziwą home-made raki. Na lepsze trawienie i spokojny sen! U Esata czas płynie wolniej – nie musicie się nigdzie spieszyć. On, jako właściciel, wniesie do Waszego pobytu chillout. Góry są niejako pod ręką – czasem wystarczy wyjść i po prostu iść na najbliższy szlak.

Esat udzieli Wam wszelkich wskazówek. Gdzie, kiedy, co robić. Opowie o tradycji, zwyczajach, potrawach…

Nie lubię powiedzenia „…możecie czuć się jak w domu”. W końcu człowiek podróżuje, aby poczuć inność miejsc i ludzi, więc powiem, że w CHALET KUJTA będziecie czuć się swobodnie i będziecie czuć się zaopiekowani i usatysfakcjonowani.

A widoki..? Niech przemówią fotki:

Budzić się z takim widokiem – bezcenne…
Wieczorny widok z tarasu – równie bezcenny
Kanion Rugova – w zasięgu ręki, albo… spaceru

Na pytanie:

GDZIE SPAĆ W KOSOWIE..?

Odpowiedź jest jedna – u Esata w CHALET KUJTA oczywiście!

=============================================================

Pamiętajcie, że Kosowo to młode państwo, które niepodległość proklamowało 17.02.2008 roku. Biznes wciąż jest tam na etapie rozwoju, ale każdy taki family business, jest wartością dodaną nie tylko dla nas – podróżnych, ale dla tego wciąż rozwijającego się państwa w Europie.

CHALET KUJTA powstał w 2016 roku i jak widzę nie jest to ostatnie słowo Esata. Wciąż się rozwija i modernizuje. Ta rodzina nie tylko „żyje z turystyki”, ale przede wszystkim żyje tym biznesem. Angażują swój czas i środki finansowe tworząc wspaniałe miejsce dla nas wszystkich, którzy odwiedzą Kosowo.

Gdybyście odwiedzili Kosowo, mogę ze spokojnym sercem zarekomendować miejscówkę w pięknych górach nieopodal Pejë. Wystarczy zadzwonić do Esata i zarezerwować nocleg (telefon w informacjach praktycznych lub na stronie www).

Faleminderit Esat! Mirupafshin!

=============================================================

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • strona www: http://chaletkujta.com
  • adres: Shtupeq i Madh 30000 Pejë, Pejë Rugove 30000
  • bezpośredni telefon do Esata (właściciel) +383 48 4000 25
  • dojazd – z Peje – 14 minut drogą M9 w kierunku Montenegro – podjazd w prawo za restauracją HANI
  • możliwy jest transfer z lotniska w Prisztinie – koszt każdorazowo do ustalenia z hostem, ale aktualnie (06/2022) wynosi ok. 70 EUR

KALAMATA SUITES

Kalamata Suites – wieczorem aż się nie chce wychodzić na miasto

Wyjazd do Kalamaty organizowałem w ostatniej chwili (o urokach tego miasta i okolic czytaj tutaj: KALAMATA). Odwołane loty, kwarantanny, zamknięte granice – tak wyglądało pamiętne lato 2020 – lato pod znakiem Covidu19. Kraje, w których turystyka tworzy 10%, 20%, 30% PKB odczuły to szczególnie. Na ogół, w takim regionie jak Kalamata nie można było liczyć na last minute w hotelach, gdyż po prostu nie było miejsc. Tego lata ludzie często bali się latać, a niepewność co do zaplanowania powrotu jeszcze wzmagała tę niepewność. Skąd więc taka trudność w rezerwacji fajnego noclegu..? Znaczna część hoteli, pensjonatów czy też gastronomii nie odważyła się otworzyć swoich wrót z obawy na brak podróżnych.

Dwa dni przed wylotem wpadłem na apartamenty zwane:

KALAMATA SUITES

Okazały się fantastycznym wyborem – pod warunkiem, że… masz auto. Ale po kolei!

KALAMATA SUITES to trzy niezależne apartmenty stanowiące oddzielne domy. Można trafić na: ELEKTRA SUITE, THEONI SUITE lub APHRODITE SUITE. Nam trafił się ten ostatni apartament – największy, doskonale wyposażony i przede wszystkim pięknie położony.

Aphrodite Suite

Położone w Verdze na wschodnich stokach gór otaczających Zatokę Mesyńską. Do centrum Kalamaty samochodem dojedziecie w 10 minut. Plaża w Verdze to odległość niewiele ponad 2 km. Widoki, które można co najmniej określić jako przepiękne. Słońce, które wschodzi nad górami, w południe rozświetla zatokę i Kalamatę, wieczorem znika za zachodnim brzegiem zatoki.

Kalamata Suites – widok na plażę w Verdze
Poniżej Verga, w oddali Kalamata
Zachód słońca

Największą wartością jest jednak wieczór… Jak korzystać z uroków nocnego życia, gdy się ma taką oto alternatywę!

Zachód słońca, ciepły wieczór, wino…

Gdybyście jednak poczuli chęć powrotu między ludzi, to 700 metrów drogą w dół dotrzecie do jednej z lepszych restauracji w okolicach czyli KASTRAKI METEORO.

Kastraki Meteoro nie tylko w zasięgu wzroku, ale również spaceru

APARTAMENT I WYPOSAŻENIE

Apartament APHRODITE, który nam przypadł do zamieszkania stanowił 2-piętrowy domek, w którym znajdowały się 2 sypialnie, salon z kuchnią, a także antresola mogąca stanowić od biedy kolejny bedroom.

Sypialna z frenchbed
Sypialnia z bunk bed
Livingroom (salon) z balkonem
Kuchnia, nad którą znajdowała się antresola

Uzupełnienie stanowiły: 2 łazienki, balkon oraz obszerny taras z pergolą / altaną ogrodową.

Taras z pergolą ogrodową
Balkon

WRAŻENIA Z POBYTU

Apartamenty KALAMATA SUITES w Verdze okazał się dobrym wyborem. To, co zostanie w pamięci to oczywiście przepiękne położenie i niezapomniane widoki. Czy to śniadania, czy wieczorne wino na tarasie – to jest właśnie ta wartość dodana do pobytu. W apartamencie znajdziecie wszystko, co będzie niezbędne zarówno w czasie krótszego, jak też dłuższego pobytu. Czystość to kolejna zaleta tej miejscówki.

W czasach covidowych podróży to też doskonała opcja, aby odizolować się od hoteli – intymność i prywatność to aktualnie bardzo pożądane cechy w podróży. Jeśli chodzi o zapewnienie podstawowych środków bezpieczeństwa i dezynfekcji, to również te warunek został spełniony.

Na plus (+):

  • położenie i widok
  • wyposażenie
  • standard
  • czystość
  • bliskość dwóch restauracji
  • mili gospodarze (Theoni służy radą i pomocą)

Czy są jakieś minusy (-)

  • praktycznie konieczność wypożyczenia auta – znaczna odległość od Kalamaty
  • najbliższy sklep to ok. 1.500 metrów
  • podróż per pedes na plażę w Verdze (Paralia Vergas) – ok. 2.300 metrów

KILKA PRZYDATNYCH LINKÓW DOTYCZĄCYCH KALAMATA SUITES:

Avis 27210 66190 – kalamata.ap@avis.gr
Hertz 27210 63498 – stkaldt@hertz.gr
Sixt 27210 69616 – diskkalamata@sixt.gr
Sfakianakis ΑΕΒΕ 27210 99698 – airportkalamata@enterprise.gr

APARTHOTEL NA MAJORCE

Plaża w Santa Ponsa

Wybierając się na letni rekonesans na Majorkę należało zapewnić sobie dach nad głową; chociaż na noce. Jaki aparthotel na Majorce wybrać?

Pomimo, że ciepłe i imprezowe, to zasnąć w wygodnym łóżku czasami jest przyjemniej niż na plaży. Znaleźć na Balearach niedrogą i fajną miejscówkę nie jest łatwo. Wie o tym prawie każdy, kto postanowił odwiedzić jedną z najgorętszych hiszpańskich wysp.

LOKALIZACJA

Szczęście zapanowało, gdy przez czysty przypadek wpadła nam promocyjna oferta ONA SURFING PLAYA APARTHOTEL. To jeden z 6 hoteli sieci ONAHOTELS na Majorce. Nasza lokalizacja była OK – w Santa Ponsa – na zachodnio-południowym wybrzeżu Majorki. Blisko zarówno do Magaluf – jednej z największych imprezowni na wyspie, jak również do Port d’Andratx, malowniczej i spokojnej mariny. Taxi z Aeroporto Palma de Mallorca (PMI) dojeżdża w 30-40 minut. Dojazd autobusem jest również prosty – dwa autobusy – jeden do Palma de Mallorca, drugi do Santa Ponsa. Jedynie czym się różni, to czasem dojazdu – in minus – około 1-1,5h i ceną – in plus – znacznie taniej niż taksówką.

ONA SURFING PLAYA to kompleks apartamentów w drugiej linii od morza

No to spróbujmy zrecenzować odwiedzony aparthotel na Majorce… ONA SURFING PLAYA to kompleks trzech czteropiętrowych budynków położony w drugiej linii od morza. Architektura hotelu jest typowa dla hiszpańskiego południa. Do każdego apartamentu przynależy niewielki taras lub balkon. Natomiast pomiędzy budynkami wygospodarowano miejsce na basen. Dodatkowo na poziomie basenu znalazło się miejsce na salę śniadaniową i niewielki bar.

Basen czynny od 10.00 do 20.00 – w ciszy można było zjeść wcześniej śniadanie

Same śniadania były wartością dodaną. Wręcz senna atmosfera nad basenem, który o tej godzinie był jeszcze nieczynny dla gości, pozwalała cieszyć się codziennym śniadaniem. Nie tylko miejsce i atmosfera, ale też bufet śniadaniowy. Oferta szwedzkiego stołu była przeciętna. Dostępne były zarówno ciepłe dania (fasolka, kiełbaski, bekon, itp.) jak też deska serów oraz wędlin + owoce. Brakowało warzyw. Jak na południowe standardy śniadań wydaje się jednak, że nie było najgorzej, a może nawet lekko powyżej standardu.

Kawa nad basenem po śniadaniu… bezcenne

APARTAMENT

Sypialnia – klima, TV, szafa i dwie szafki – prosto i wygodnie

Zarezerwowany apartament miał ok. 40 m2. Sypialna, niewielki salon z aneksem kuchennym, do tego łazienka z prysznicem, a także niewielki taras. Double-bed w sypialni wygodne. Materac średnio twardy pozwalał na odpoczynek po trudach dnia i wieczoru. Dodatkowo – na wyposażeniu żelazko oraz deska do prasowania.

Livingroom z aneksem – na 2-3 osoby optymalnie

Salon to niewielka sofa, która mogła być wykorzystana jako miejsce do spania, nawet dla dwóch osób. Do tego stół z 4 krzesłami. Kuchnia z pełnym wyposażeniem – komplet naczyń, szkła, a przede wszystkim kuchenka, zmywarka, mikrofala, ekspres do kawy – wszystko ułatwiające urlopowe życie.

Łazienka – funkcjonalna z kompletem wyposażenia

W łazience komplet, łącznie z ręcznikami i przyborami do mycia. Wymiana ręczników – co dwa dni. Suszarka do włosów.

Niewielki taras / balkon

Na tarasie komplet mebli ogrodowych – stół + 4 krzesła, a także poręczna suszarka na pranie – niewątpliwie przydatna w wakacyjnym życiu. Chociażby do wykorzystania na plażowe ręczniki.

HOTEL TO NIE TYLKO POKÓJ…

…hotel to również, a może przede wszystkim, atmosfera, którą tworzą ludzie. W tym przypadku nie można ONA SURFING PLAYA niczego zarzucić. A trzeba wręcz pochwalić! Począwszy od check-inu – szybko, miło i sprawnie. Przez cały pobyt recepcja służyła szeroką pomocą w każdej sprawie. Taxi, rent-a-car, wskazówki dotyczące dojazdu, restauracji – obsługa służyła szeroką pomocą. Podobnie standard obowiązywał na śniadaniach – miło, dyskretnie i spokojnie. Właśnie kadra i obsługa wydaje się być największą wartością tego hotelu.

PODSUMOWANIE I OCENA

Wrażenia z pobytu w ONA SURFING PLAYA są jak najbardziej pozytywne. Główną zaletą hotelu jest panująca tam, stworzona przez obsługę, atmosfera. Można poczuć się wspaniale, można być pewnym pomocy w przypadku, gdy jej potrzebujemy.

Strona hotelu: https://www.onahotels.com/es/apartahotel-surfing-playa-mallorca/

Oceniając jedyny znany mi aparthotel na Majorce wziąłem pod uwagę następujące czynniki:

  • obsługa – 5/5 (bez uwag, z pochwałą; właściwi ludzie na właściwym miejscu),
  • śniadania – 4-/5 (bogaty szwedzki stół – dla mnie zabrakło jednak świeżych warzyw – nie było np. pomidorów), trochę monotonii, ale tydzień można wytrzymać
  • lokalizacja – 4+/5 (w skali Santa Ponsa – OK, trochę w centrum, trochę na uboczu – spokój; dostęp do komunikacji – przystanek autobusowy przed hotelem); bliskość dwóch plaż – jedna oddalona 4 minuty spacerem od hotelu – druga (większa) około, 10 minut spaceru,
  • parking – 1/5 (brak parkingu hotelowego) – może być minusem dla gości zmotoryzowanych; dostępny tylko parking publiczny,
  • apartament/pokój 4/5 – wielkość 40-metrowego apartamentu optymalna dla 2-3 osób, dla 4 gości wydaje się być już ciasno; łóżko wygodne; indywidualna klima dostępna zarówno w sypialni, jak też w salonie; jedna szafa – optymalna na 2 osoby; dostępny sejf pokojowy,
  • czystość – 4-/5 – zmiana pościeli, ręczników, sprzątanie – co 2 dni – wystarczająco jak na aparthotel; można byłoby znaleźć pewne niedociągnięcia, ale generalnie czysto – szczególnie w kuchni oraz w łazience, sprzątanie nie obejmowało podłóg i mebli,
  • wyposażenie – 5/5 – było praktycznie wszystko, czego może oczekiwać gość wiodący urlopowe życie; zaczynając na basenie, a kończąc na wyposażeniu kuchni.
  • wi-fi – 1/5 – niestety płatne – brak free wi-fi, to największy minus – w tym przypadku hotel ma jeszcze nad czym pracować!

Ogólnie rzecz biorąc ONA SURFING PLAYA to dobry wybór zarówno dla par, jak również dla rodzin. Dostępne są także większe apartamenty. Położenie w dość spokojnej części kurortu, ale jednocześnie niedaleko od głównych atrakcji. Bliskość dwóch plaż oraz licznych restauracji. Brak niestety pokoi z widokiem na morze, co w przypadku pięknego wybrzeża Majorki jest słabą stroną hotelu. Jeśli aparthotel na Majorce, to ONA SURFING PLAYA może być ciekawą propozycją!

PANORAMIC HOTEL BENACUS – MÓJ NOCLEG NAD GARDĄ

Panoramic” w nazwie zobowiązuje…

Dobry hotel nad Gardą… Jak go znaleźć, skoro jest ciężko zarezerwować w ostatniej chwili odpowiadający naszym wymogom nocleg nad Gardą. Riva del Garda, Torbole i okolice nie są dobrą opcją aby liczyć na ciekawą ofertę typu last minute. Tam wszystko jest zajęte zwłaszcza, gdy zaczyna się sezon. Poza sezonem również nie zawsze można liczyć na nocleg w wymarzonym hotelu. Tak urokliwe miejsca mają to do siebie…

Przeglądając strony dotyczące noclegów nad Gardą trafiliśmy na stronę hotelu: https://www.hotelbenacus.com/. Miał wszystko co pragnęliśmy: piękne położenie, odpowiedni standard, wypasione śniadania. Może tylko cena była odstraszająca, ale cóż… luksus kosztuje.

POKÓJ Z WIDOKIEM NA…

Panoramic Hotel Benacus położony jest na zachodnim stoku skały Monte Brione pomiędzy Torbole a Riva del Garda. Aby się do niego dostać, należy, po wjeździe z Torbole, za tunelem skręcić na skrzyżowaniu w prawo i kierować się według drogowskazów.

Położenie hotelu to jeden z jego największych atutów, chociaż nie jeden jedyny. Nazwa „panoramic” jest w tym przypadku adekwatna i trafna w 100%. Przepiękna lokalizacja na zachodnim stoku skały sprawia, że możemy podziwiać nie tylko panoramę miasta, ale też okoliczne góry i delektować się zachodami słońca z pokojowych tarasów.

Widok na jezioro
Alpy w zasięgu wzroku

Czy jest coś bardziej kojącego niż takie widoki z tarasu..? Chciałoby się powiedzieć, że więcej nie trzeba. Jednocześnie położenie hotelu trochę na uboczu i powyżej miasta sprawia, że jest cisza i spokój. Osobiście nie lubię gwarnych, miejskich hoteli. W Benacusie nawet kilka noclegów sprawi, że człowiek odpoczywa od zgiełku. A Riva del Garda nie jest raczej sennym miasteczkiem położonym na przykład w… czarnogórskim Durmitorze, gdzie można wręcz usłyszeć ciszę.

Nawet późnym wieczorem, gdy w Rivie zaczyna się budzić imprezowe życie, hotelu Benacus to raczej nie dotyczy.

Nocna panorama Riva del Garda

HOTEL I POKOJE

Położenie Panoramic Benacus Hotel sprawia, że znajdujemy się na uboczu miasta. Przed hotelem znajdziecie bezpłatny parking. Jest co prawda niestrzeżony, ale to praktycznie ostatnie zabudowania przy via Monte Brione. Jest cicho i bezpiecznie.

Dojazd do hotelu Panoramic Benacus

Budynek posadowiony jest na skarpie, stąd też od strony zachodniej ma 4 kondygnacje, natomiast od strony wschodniej 3 piętra. Pokoje zachodnie mają w większości przestronne tarasy z pięknym opisanym już powyżej widokiem. Wszystkie wyposażono w leżaki, stoliki i krzesła. Idealne miejsce do błogiego dolce far niente po całym dniu i wypicia butelki wina.

Tarasy są przestronne i wyposażone w meble ogrodowe

Pokoje od strony via Monte Brione mają widok na góry. Nie wszystkie z nich są wyposażone w balkony.

Hotel posiada standard *** i jak najbardziej na ten standard zasługuje. Nie można mu w tej kwestii niczego zarzucić. Wszystko było zgodne z opisem. Pokoje są przestronne ok. 20-25 m2. Do łóżka też nie można mieć zastrzeżeń; materace są średnio-twarde, wygodne. Czystość w pokojach i łazienkach – na najwyższym poziomie. Sprzątanie codzienne. Klima też oczywiście obecna, a wi-fi działa szybko.

Pokoje są czyste i przestronne; łóżka wygodne

Pokoje posiadają łazienki wyposażone w toaletę, bidet, prysznic, umywalkę, suszarkę do włosów, a także kosmetyki i zestaw ręczników.

Na terenie hotelu można wypożyczyć rowery – free charge. Przy hotelu znajduje się również basen.

Basen zewnętrzny

ŚNIADANIA I OBSŁUGA

Śniadanie to dla mnie jeden ze znaków rozpoznawczych dobrego hotelu. Znając włoskie realia, nie zawsze ten obszar jest zadowala mój żołądek. Po prostu rano lubię leniwie zejść do restauracji i niespiesznie skosztować lokalnej kuchni. To, co oferuje Panoramic Hotel Benacus nawiązuje do najlepszych tradycji hotelowych śniadań. Hotel bywa często, powiedzmy, wyborem gości niemieckich czy też austriackich. Te nacje mają to do siebie, że das Frühstück musi być obfity. Tak jest też w tym hotelu, a wartością dodaną są regionalne dodatki takie jak na przykład sery i desery. Jeśli do tego dodamy również taras z przepięknym widokiem, to zjedzenie śniadania staje się tam pięknym porannym rytuałem.

Śniadanie na tarasie… Czy można zacząć lepiej dzień..?

Wszystko jest świeże i smaczne, a obsługa wręcz ujmująca.I to jest kolejna, mówiąc kolokwialnie, zaleta tego hotelu. Właściciele oraz personel to szalenie mili i pomocni ludzie. Swoją pracę traktują z pasją i zaangażowaniem. A czy jest coś co nas drugi raz przyciągnie w to samo miejsce..? Właśnie chyba panująca tam atmosfera i ludzie.

WRAŻENIA I PODSUMOWANIE

Na dzień dobry otrzymaliśmy mały gift w postaci voucheru na drinka – tzw. welcome drink – niby nic, a cieszy. Człowiek najlepiej wypoczywa w miłej atmosferze. W hotelu Benacus właśnie to jest jedną z najcenniejszych spraw. Jeśli do tego dodamy śniadania, położenie, czystość i standard, to mamy już pełnię szczęścia. Jadąc więc do Rivy i szukając noclegu, oczywiste jest, że pierwszy telefon wykonam do Panoramic Hotel Benacus.

ZALETY I WADY

  • + rodzinna atmosfera w hotelu
  • + miła i profesjonalna oraz pomocna obsługa
  • + położenie hotelu – przepiękne
  • + pokoje i łóżka
  • + pokojowe tarasy
  • + śniadania
  • + standard, czystość
  • + bezpłatny parking
  • – cena, ale cóż… luksus kosztuje
  • – dla części gości położenie hotelu może być nieco uciążliwe – powrót z miasta to wspinaczka pod górę, ale cóż… można to przekuć w zaletę

INFORMACJE PRAKTYCZNE

AIR DOLOMITI – RECENZJA Z LOTU

Air Dolomiti nad Alpami

Czerwiec 2019 roku – rezerwuję lot do Werony Lufthansą z przesiadką we Frankfurcie. Relacja z podróży: http://7mildalej.pl/lago-di-garda-gory-woda-wiatr-we-wlosach/ O ile odcinki WAW-FRA oraz FRA-WAW odbyły się na pokładach samolotów jedynej ***** linii w Europie, to już dwa odcinki FRA-VRN oraz VRN-FRA miałem okazję gościć na pokładach samolotów AIR DOLOMITI. Dla mnie były to pierwsze loty tymi liniami i byłem ciekawy jak są radzi mały przewoźnik wykonujący połączenia dla Lufthansa Regional.

Linie zostały założone w 1989 roku, a ich portem macierzystym jest lotnisko Werona-Villafranca. Operacje lotnicze przewoźnik rozpoczął w 1991 roku. Od 2003 roku spółka jest kontrolowana przez LUFTHANSA GROUP. Flotę stanowi 14 samolotów EMBRAER 195.

Obsługiwane porty lotnicze: Włochy – Werona, Bari, Turyn, Wenecja; w Niemczech – Monachium oraz Frankfurt.

LOTY FRANKFURT – VERONA – FRANKFURT

Lot: Frankfurt – Verona, kod: EN8826, klasa: ECONOMY, czas rozkładowy: 12:10-13:20 (1:10h)

Boarding we FRA

Boarding we FRA – autobus, wyboardowanie w VRN – autobus. Obsługa przy gate’ie przebiegła szybko i sprawnie. Podróż autobusem do samolotu trwała prawie 10 minut. Samolot wystartował o 12.18 (opóźnienie 8 minut). Planowane lądowanie na lotnisku odbyło się jednak z prawie 20-minutowym opóźnieniem z uwagi na przerwaną procedurę na podejściu i dodatkowy krąg. Pilot od razu poinformował pasażerów o tym fakcie: „due to traffic on runaway”.

Lot: Verona – Frankfurt, kod: EN8829, klasa: ECONOMY, czas rozkładowy: 18:30-19:45 (1:15h).

Lotnisko Verona-Villafranca (VRN)

Boarding w VRN – autobus, wyboardowanie we FRA – autobus. Obsługa wykorzystuje check-iny Lufthansy, gate – również szybka i sprawna obsługa – uruchomiono 2 stanowiska boardingowe. Jedyna i totalna niedogodność – trzymano nas w autobusie na rozgrzanej płycie przez prawie 15 minut (!?) Samolot wystartował o 18:40 wylądował we Frankfurcie o 19:40, a lot trwał 1h06m i był zgodny ze średnim, rzeczywistym czasem lotu na tej trasie wynoszącym 1h05m. Rozkładowo lot VRN-FRA trwa 1:10h (18:30 – 19:40).

NA POKŁADZIE

Lot FRA – VRN odbyłem na fotelu 14F, a więc w rzędzie z legroomem z tytułu obecnego wyjścia bezpieczeństwa. Miejsca jak zwykle w takim przypadku jest wystarczająco dużo.

14-ty rząd gwarantuje wystarczającą ilość miejsca

W locie powrotnym: VRN – FRA miejsce 16F. W tym przypadku ilość miejsca już nie rozpieszcza. Typowa dla EMBRAERA 195, aczkolwiek w „Brazylijczykach” LUFY jest go trochę więcej – zdaje się, że jeden rząd więcej upakowano do AIR DOLOMITI. A może to tylko złudzenie..? Fotele oczywiście rozkładane.

Ilość miejsca w normalnym rzędzie jak w LOT-owskich 195-kach
Bagażniki mieszczą cabin bagi, ale nie rozpieszczają wielkością

Na pokładzie oczywiście brak gniazdek z USB, ale jest za to system wi-fi. Nie sprawdziłem jego możliwości, gdyż próby logowania niestety nie przynosiły skutku.

System zwany trochę na wyrost Inflight Entertaiment System

Dostępny jest oczywiście magazyn pokładowy „SpazioItalia”. Wszystkie komunikaty podawane były w trzech językach: włoskim, niemieckim oraz angielskim. Wszystkie podane w sposób nie zakłócający spokoju pasażerów. Przed lądowaniem we Frankfurcie pojawił również komunikat dla transferów o gate’ach i godzinach odlotu. Jak wspomniałem również po odejściu na drugi krąg przed lądowaniem w VRN kapitan podał stosowny komunikat dotyczące tego lądowania. Dzięki temu odejściu mogliśmy podziwiać z wysokości +/- 3000ft przepiękne włoskie miasteczko: Mantovę.

Mantova – widoczna podczas drugiego podejścia

SERWIS POKŁADOWY

Przechodzimy do najważniejszej części recenzji czyli cabin crew i service. Załoga trzymała profesjonalny poziom w trakcie obu rejsów. Uśmiech, pomoc, dodatkowy serwis nie stanowił problemu. Na dzień dobry pasażerowie otrzymali chusteczki odświeżające. Kiedyś były standardem na pokładzie, dzisiaj w dobie księgowych i kosztów podobno zbędny relikt.

Posiłek – w każdym z lotów – kanapka na zimno: do wyboru: z kurczakiem lub serem. Do tego napój: można zamówić zarówno bezalkoholowy: woda, soki, itp. lub alkohol (wino, prosecco, itp.). Jak na taki lot – full wypas!

Żelazna porcja żywnościowa w AIR DOLOMITI
Settimo cielo

Nie było problemu z drugim napojem, a nawet jak zauważyłem z dodatkową kanapka dla pasażera. Tylko pochwalić. Settimo cielo – napis jaki widnieje na serwetkach znaczy tyle, co siódme niebo. Takie „małe” niebo, ale jednak we włoskim stylu.

PODSUMOWANIE I WRAŻENIA Z LOTU AIR DOLOMITI

Chociaż dwa loty to niezbyt wiele, aby wystawić obiektywną ocenę linii lotniczej, ale wystarczająco, aby pokusić się o subiektywną ocenę. AIR DOLOMITI zaskakuje pozytywnie. Teoretycznie nie powinno to dziwić, są częścią 5-gwiazdkowej LUFTHANSY. Jak na typowe linie regionalne dają jednak pasażerowi coś więcej. Obsługują tylko połączenia typu short-haul, czyli trwające nie więcej niż 3h – w ich przypadku do 1,5h. Pasażer od linii regionalnej na short-haulu oczekuje generalnie żeby punktualnie i bezpiecznie przewiozła go z punktu A do punktu B. AIR DOLOMITI daje właśnie to coś więcej, za co naprawdę należy się pochwały.

Pozytywy „+”:

  • + nowe samoloty oraz czystość na pokładzie
  • + bardzo sympatyczna i profesjonalna obsługa na pokładzie
  • + szybki i sprawny boarding przy gate’ach
  • + dostępny (chociaż tylko za opłatą) system wi-fi
  • + wybór napojów (łącznie z alkoholem) – free charge
  • + dostępne chusteczki odświeżające
  • + poczęstunek – kanapka (nawet do wyboru) – free charge

Negatywy „-„:

  • – w przypadku uniformów cabin crew mogliby wykazać więcej włoskiej inwencji – w końcu to kraj słynący z dyktowania trendów modowych całemu światu
  • – w przypadku lotu FRA-VRN opóźnienie (niezawinione pewnie przez przewoźnika)
  • – boarding w Veronie – oczekiwanie w temperaturze ponad 30’C w nieklimatyzowanym autobusie na płycie lotniska to dosyć wątpliwa przyjemność – łyżka dziegciu w beczce miodu, czyli jakby powiedzieli Włosi – la nota dolente, albo un piccolo difetto.

PRZYTULNY I KLIMATYCZNY HOTEL W NICEI

Na Lazurowe wybrzeże przybyliśmy z Brukseli (więcej: http://7mildalej.pl/spacerem-przez-bruksele-10-godzin-w-stolicy-belgii/ ). W sobotni wieczór lądujemy w Nicei – niech żyje Lazurowe Wybrzeże! Kilka dni wcześniej udało się zarezerwować, w cenie, która nie przewietrzyła jeszcze portfela hotel w Nicei. Miało być: blisko morza, w mieście, z dobrym dojazdem na lotnisko. Hotel miał być oczywiście przytulny i klimatyczny, taki… prowansalski. Wybór padł ostatecznie na LA VILLA NICE PROMENADE.

LOKALIZACJA

Hotel zlokalizowany jest przy 11 Rue Saint-Philippe, w zachodniej części miasta, w dzielnicy Gambetta. Mieści się w starej, ale odrestaurowanej kamienicy przy skrzyżowaniu z Rue de France. Do Promenade des Anglais dojść można spacerem zaledwie w 2-3 minuty. Z promenady kursuje linia autobusowa nr 98, która zawiezie Was na lotnisko – czas przejazdu – ok. 25 minut. Parę kroków dalej jest również linia tramwajowa, która również jeździ na lotnisko.

Do dworca kolejowego – Gare de Nice Ville – spacer zajmie nie więcej niż 15-20 minut. W podobnym czasie dotrzecie do Placu Massena. Odległość do zamkowego wzgórza – Colline du Château – wynosi prawie 2 kilometry. Naprzeciwko wejścia do hotelu znajdziecie czynny 7 dni w tygodniu sklep Carrefoura, a w najbliższej odległości jest kilka ciekawych knajpek, w tym marokańska DELLYS.

POKÓJ

Pokój, utrzymany w prowansalskiej tradycji, sprawia bardzo przyjemne wrażenie. Wszystko, pomimo prostoty, utrzymane w spokojnej naturalnej tonacji.

Wygodne, szerokie łóżko

Zabudowana szafa z sejfem, a nawet deską do prasowania, TV, lustro oraz klimatyzacja uzupełniają wyposażenie pokoju.

Wielkość pokoju odpowiada ***

Ciekawostką jest fakt, że łazienka i toaleta to oddzielne lokum.

Wanna z prysznicem, suszarka, zestaw kosmetyków, codzienna wymiana ręczników

O ile łazienka spełnia swoją rolę z naddatkiem, to toaleta jest raczej klaustrofobicznym pomieszczeniem…

W toalecie przestrzeni nie doświadczycie

Pokój spełnił nasze oczekiwania. Łóżko było wygodne – materac średnio-twardy – idealny odpoczynek dla kręgosłupa i nie tylko. Czystość na najwyższym poziomie.

ŚNIADANIE

Sala na parterze obok recepcji oferowała codzienne śniadania. Utrzymana w podobnym, jak cały hotel stylu.

Śniadanie we francuskich hotelach czyli petit déjeuner jest dla mnie zagadką. Jeśli dostępna jest tylko wersja konserwatywna, oparta na kawie i rogaliku, to nie ukrywam, że mam wtedy problem. Tym razem poranną, francuską tradycję kulinarną potraktowano lajtowo… Wybór pieczywa, również ciemnego był dużym plusem. Wbrew francuskim wzorcom obecne były również dania na ciepło. Jajecznica (niestety z „proszku”) oraz kiełbaski (podobne jedliśmy w Paryżu) i obsmażany, zarumieniony boczek. Do tego kilka wędlin i to co uwielbiam – francuskie sery! Zaskoczeniem in minus – brak warzyw, co dla mojego podniebienia było niepowetowaną stratą 🙁 Całość uzupełniały: kawa, herbata, soki, woda, owoce, francuskie dżemy i ciasta. Obsługa kulturalna i dyskretna – całość tej części pobytu: 4 z plusem.

WRAŻENIA Z POBYTU

Hotel jest bardzo sympatyczny, utrzymuje swój lekko butikowy styl.

Klimat hotelu nawet na klatce schodowej…

Zameldowanie zajęło nam dosłownie chwilę. Obsługa bardzo sympatyczna i pomocna. Bez problemu użyczy Wam kieliszków i korkociągu do wina. I zrobi to uśmiechem. Obok recepcji przyjemne lobby, gdzie za free napijecie się kawy i herbaty, a nawet skosztujecie ciasteczek.

…nie mówiąc o lobby

Co zostawiło w nas pozytywne wrażenia..?

  • ogólny klimat hotelu (czegoś takiego oczekiwałem)
  • obsługa – miła, sympatyczna i pomocna
  • lokalizacja – bliskość morza i promenady oraz knajpek, dobry i szybki dojazd do NCE
  • czystość, codzienne sprzątanie i standard (zasługuje na ***)
  • mimo wszystko – śniadanie (chociaż paryskie oceniłbym lepiej)

Co nas rozczarowało..?

  • brak warzyw na śniadanie
  • niezbyt dobre wyciszenie pionów łazienkowych

Po powrocie dowiedziałem się, że hotel według portalu: https://pl.hotels.com/ zdobył tytuł LOVED BY GUESTS 2018. Według mnie jak najbardziej zasłużenie! Jeśli ktoś szuka przytulnego hotelu w Nicei – LA VILLA na pewno spełni jego oczekiwania.

NOCLEG W RZYMIE

Zaczęło się od ucieczki od świąt. Rzym przywitał nas czerwonym dywanem. Na świąteczny pobyt w tym jakże pięknym mieście wybraliśmy hotel La casa di Amy położony przy via Principe Amadeo 85. Dobrze oceniony w googlach, cena adekwatna do założeń więc spróbowaliśmy.

Hotel wybrałem zgodnie z zasadą „bliskości”, a więc: dojazdu z lotniska (stazione Termini), dwóch rzymskich linii metra, w odległości spaceru od licznych atrakcji. Zresztą, to była trzecia w ciągu ostatnich lat wizyta w Romie, więc logistyka była już przetestowana.

Hotel ma teoretycznie przyznane trzy *** według włoskiej klasyfikacji, ale jest to bardziej guesthouse. Recepcja mieści się w typowym front-office, natomiast dostęp do pokoi hotelowych odbywa się poprzez sąsiadującą bramę. Zjawisko typowe dla wielu rzymskich „noclegowni”. Powitano nas bardzo serdecznie, a że byliśmy wcześniej niż rozpoczynała się doba hotelowa, to zaopiekowano się do tego czasu naszymi bagażami. Sam proces check-inu przebiegł szybko i sprawnie.

Pokój czyli La stanza

Wejście do części hotelowej prowadzi przez urokliwy dziedziniec kamienicy, w której mieszczą się również inne hotele i apartamenty.

Winda zawiezie Was na drugie piętro. Pokoje nie mają standardowego wyglądu hotelowej sieciówki, a każdy urządzono z dużą dozą indywidualności.

Część pokoi posiada niewielkie balkony. Łazienki również mają indywidualną aranżację.

W pakiecie otrzymujemy: ręczniki z codzienną wymianą, hotelowe kapcie, codzienne sprzątanie. Każdy pokój zaopatrzono w: lodówkę, wodę mineralną, czajnik z zestawem kawy i herbaty oraz… korkociąg do wina. Rzecz może błaha, ale w takim kraju jak Italia, czasem warto wypić wino w pokoju. Zwłaszcza gdy człowiek pada po całodziennych wędrówkach i już nie ma ochoty na pobliskie knajpy. Zapomniałbym jeszcze – taki drobny powitalny upominek jak… jabłka w pokoju.

Jakby tego było mało, w wigilię, czekała na nas po powrocie do pokoju niespodzianka! Butelka prosecco wraz z tradycyjną, włoską, bożonarodzeniową babką – super!

Taki niewielki, miły gest, a buduje obraz hotelu i co najważniejsze – zapada w pamięć. Gdy ktoś mnie po latach spyta – co takiego było pozytywnego w La Casa di Amy – powiem: wino i ciasto w wigilijny dzień 2018 roku.

Śniadanie czyli La colazione

Hotel to nie tylko miejsce do spania, ale też śniadania, które sobie cenię jako początek dnia. Co ciekawe – w domu często nie mam czasu ich zjeść, ale w trakcie wyjazdu – nie wyobrażam sobie bez nich dnia.

Każdy, kto miał okazję zwiedzać włoskie hotele, wie, że śniadanie niejednokrotnie ogranicza się do bieda-wersji. Po prostu rogalik + wafelek + kawa. Taki już mają swój styl i tradycję. Nie wszędzie zaczyna się dzień od das Wurst jak w Monachium! (czytaj: http://7mildalej.pl/nocleg-w-monachium-hotel-munich-city/).

W La Casa di Amy śniadanie to było królestwo Usmana – bardzo uczynnego chłopaka pochodzącego z Senegalu, a studiującego w Rzymie.

Nie było to może też śniadanie w stylu bałkańskim, gdzie jego obfitość zaspokaja całodzienne zapotrzebowanie na kalorie. Nie tylko turysty, ale też drwala. Tym niemniej było stosunkowo bogate: pieczywo, tosty, do wyboru: 3-4 wędliny, tyleż samo serów. Włoskich serów, pychotka! Warzywa i owoce, płatki i dżemy. Kawa z ekspresu, herbaty do wyboru, 2 rodzaje soków.

Sala śniadaniowa mieściła się w oddzielnej klatce tej samej kamienicy. Była to chyba jedna z niewielu niedogodności w tym bardzo przyjaznym gościom hotelu.

PODSUMOWANIE czyli ALLA FINE…

La Casa di Amy to raczej rodzaj guesthouse’a, czy też aparthotelu. Co go wyróżnia:

+ położenie (blisko stacji Termini oraz dwóch linii metra i rzymskich atrakcji

+ codzienne sprzątanie i czystość (zarówno pokoje, jak też łazienki)

+ obsługa – personel – niezwykle uczynny, uprzejmy i pomocny

+ stosunkowo niezłe śniadania

Co bym poprawił..?

– śniadania (poza tostami) brak ciepłych dań typu jajecznica, itp.

Generalnie gdybym miał ocenić w skali 0-5, to spokojnie można przyznać 4,5. Składają się na to nie tylko powyższe pozytywy, ale również atmosfera i drobne gesty. W momencie wymeldowania usłyszałem, że sympatyczni zarządzający kierują się dewizą: la nostra casa e la vostra casa, czyli: nasz dom jest waszym domem. Nic dodać, nic ująć. Jeśli ktoś chce znaleźć nocleg w Rzymie (a nie oczekuje standardu **** gwiazdek) – nie ma się co zastanawiać! La Casa di Amy wraz z jej gościnnością czeka!

FAJNY NOCLEG W PALANDZE – VILA „PRI ROUZES”

Nocleg w Palandze rezerwowaliśmy z dnia na dzień. Szukaliśmy miejscówki, której wymagania przynajmniej teoretycznie wykluczały się wzajemnie. Miało być w centrum, ale cicho, niedaleko od morza, ale też od lokalnych atrakcji. Przytulnie i czysto, ale też z odpowiednim standardem. O cenie nie wspominam. Jak już zdefiniowaliśmy nasze oczekiwania, to niewiele „noclegowni” zostało.

Ostatecznie w drugiej turze głosowania wybrano coś, co nazywało się VILA PRI ROUZES, która przynajmniej w teorii miał spełnić pokładane w niej nadzieje. Obiekt przypomina mini aparthotel – są to dwa urocze budynki przy Valanciaus gatve 19.

Całość sprawiała już na pierwszy rzut oka dość klimatyczne i przytulne wrażenie. Widać, że w ten biznes właściciele włożyli dużo serca i pasji.

Cały teren jest zielony, zadrzewiony – z pięknie owocującymi starymi jabłoniami. Kilka miejsc do parkowania dla gości, trawa, za płotem przepływająca przez Palangę rzeczka. Do tak klimatycznego miejsca pasują oczywiście zwierzaki – więc przecudne i miziaste: pies…

…oraz 3 koty są już w gratisie umilając gościom pobyt.

VILA „PRI ROUZES” to kilka pokoi/apartamentów. Nasza rezerwacja przypadła na „apartament nr 3”. Dwupokojowe lokum położone na piętrze większego z budynków. Apartament składa się z: sypialni (z wygodnym, dużym podwójnym łóżkiem) oraz flat TV,

pokoju dziennego (z dwoma łóżkami),

łazienki (z prysznicem, umywalką oraz toaletą),

aneksu kuchennego z lodówką, suszarką do naczyń, zastawą, mikrofalą oraz czajnikiem.

Całości dopełnia, a może stanowi o jego atrakcyjności przestronny taras z meblami ogrodowymi.

Widok na zielony ogród oraz rzeczkę Rążę jest oczywiście bezpłatny.

W cenie apartamentu oczywiście pościel, ręczniki, przybory toaletowe oraz kuchenne.

Właściciele tego przybytku: Inessa i Vytauutas są otwartymi i bardzo sympatycznymi ludźmi. Jak trzeba, to zaoferują swoją pomoc również w niestandardowych sytuacjach. Tworzą też niezapomnianą atmosferę i klimat tego miejsca. Człowiek niby nie wyjeżdża, żeby czuć się jak w domu, ale tam panuje taka atmosfera, że jest po prostu sielsko i domowo.

Dodatkowo, można się z gospodarzami dogadać po polsku, co przy stosunkowo niezbyt dużej znajomości angielskiego na Litwie, jest dodatkowym atutem.

Co do podsumowania:

  • + lokalizacja (5/5) – niby w mieście, a jakby na uboczu, stosunkowo blisko do morza (ok. 800 m), a do okolicznych knajpek przy deptaku i MAXIMY (supermarket) – 3-4 minuty,
  • + czystość (5/5) – totalnie czysto – jesteśmy na tym punkcie wyczuleni,
  • + łóżko (5/5) – bardzo wygodne,
  • + atmosfera i klimat (5+/5),
  • + taras – usiąść na tarasie wieczorem i wypić wino – bezcenne!

Czy były jakieś minusy..?

Może brak kuchenki w aneksie (mikrofala nie zawsze wystarcza), może ograniczone programy w TV (ale kto ogląda na wyjazdach TV…), może brak śniadań (ale to już zależy od opcji – tym razem generalnie stołowaliśmy się na mieście: http://7mildalej.pl/litewskie-przysmaki-z-palangi/).

Jeśli ktoś szuka szkła, marmuru, spa oraz ***** gwiazdek niech dalej szuka. Jeśli natomiast ktoś chce znaleźć w Palandze klimatyczne, czyste, dogodnie położone lokum – gospodarze przyjmą Was chętnie.

Jeżeli jeszcze raz polecimy do Palangi, najpewniej zadzwonimy do VILA „PRI ROUZES”.

=========================================================

!Vytautas – aciu uz vyną, buvo skanus!