Od czego zacząć by wspomnienie z przepięknej zimowej Puglii..? Obcas włoskiego buta to ten fragment Włoch, do którego przed sylwestrem 2019 roku nie dane było jeszcze zajrzeć. Na lotnisku w stolicy Apulii – Bari wylądowaliśmy po półtoragodzinnym, opóźnionym locie z Monachium w ostatnim dniu 2019 roku. Plan był taki, żeby przywitać nowy rok na południu Europy, odpocząć po trudach świąt i całego roku. Puglia wydawała się do tego celu idealna – w tym okresie niewielu turystów, spokój, słońce, morze i doskonała kuchnia. Miała być Puglia, a pozostała – per sempre Puglia mia…
LĄDUJEMY W PUGLII CZY APULII..?
No właśnie – w Polsce mówi się na ten region Apulia, włoski oryginał brzmi: Puglia. Ten bardziej mi odpowiada, a nie będę bawił się w purystę językowego i bronił zaciekle języka polskiego w przypadku obcej nomenklatury. Dla mnie Rzym zawsze będzie Romą, Genua Genovą, a Palermo… Palermo (w tym przypadku chyba za daleko zabrnąłem).
Nazwa nazwą, a są ważniejsze sprawy, które opisują tak piękny region. Wystarczy wspomnieć chociażby o kuchni, którą opisałem tutaj: http://7mildalej.pl/kuchnia-puglii/. Nie sposób zapomnieć o przepięknych landszaftach i wspaniałych, gościnnych ludziach zamieszkujących ten kraniec Włoch.
Puglia stała się „bliska” Polakom, gdy na lotnisko w Bari oraz Brindisi zaczęły latać low-costy (brandów nie będę reklamował) z kilku polskich lotnisk. Lotnisko w Bari nosi imię Karola Wojtyły (ot, taka miłość Włochów do polskiego papieża). Jest dość poręczne, szczególnie od strony przylotów. Jeśli chodzi o odloty i na lotnisko docieracie metrem/kolejką, to weźcie pod uwagę fakt, że dotarcie do odprawy zajmie Wam trochę czasu. Idzie się dłużej niż w Monachium, czy też we Frankfurcie.
Jak się dostać do Bari i dalej na południe..? Najlepszą opcją jest oczywiście wspomniana kolejka, którą można dostać się do Stazione Bari Centrale. Jedzie około 15-20 minut i wysiada na dworcu głównym, z którego już nie jest problemem dotarcie do innych miast tego pięknego regionu.Przesiadamy się więc w pociąg i ruszamy na podbój Apulii. Mamy około 1,5h opóźnienia, a ta jedyna w roku noc czeka na nas w Monopoli – czyli niecałe 50 km na południe od Bari.
PUGLIA MIA… WITA NAS SJESTĄ
Do celu dojeżdżamy w najgorszej możliwej porze – porze popołudniowej sjesty. „Na ulicach cichosza” jak śpiewał Grzegorz Turnau.
Z jedzenia więc nici. A plan był prosty – najpierw zapoznajemy się z lokalną kuchnią i winnicą, a dopiero później hotel. Czasem zdarza się, że priorytety trzeba odwrócić – tak było niestety tym razem, zwłaszcza, że na ulicach poza psem, który wyciągnął swojego Pana na spacer niewiele się dzieje. Nawet miejscowe koty, które oczywiście w tych rejonach stanowią nieodłączny element życia miasta śpią. Również nad pięknym, modrym, oczywiście, że nie Dunajem, tylko Adriatykiem ludzi brak.
To chwila przed burzą… Nie zapominajmy, że za 10 godzin przywitamy nowy 2020 rok! Póki co – musimy znaleźć CASA PALMIERI – nasz…
NOCLEG W MONOPOLI
W ostatniej wręcz chwili – 3 dni przed wylotem – korzystając uprzejmości naszego poprzedniego hosta zmieniamy nocleg z Polignano a Mare na Monopoli. Decydujemy się na pensjonat B&B CASA PALMIERI prowadzony przez fantastycznych właścicieli – Marię i Filippo. Przede wszystkim sama miejscowość sprawiła, że poczuliśmy się jak w starych Włoszech. Jeśli do tego dorzucicie gościnność właścicieli pensjonatu, to czego chcieć więcej…?
Po kluczeniu wąskimi uliczkami starówki Monopoli w końcu odnajdujemy nasz domek na najbliższe dni. Przyjmuje nas Filippo – nasz host, z którym ucinamy (nie)krótką pogawędkę na temat Puglii, Monopoli i nie tylko. Wspaniale nam wszystko wyjaśnia i zaprasza na śniadanie następnego dnia. Tylko jak my wstaniemy na to śniadanie po uciechach vigila di capodanno..?
Wszystko się zgadza z opisem, a jest nawet lepiej. Apartament ma sypialnię, aneks kuchenny, łazienkę – wszystko z pełnym wyposażeniem. Czystość – pierwsza klasa! W urządzeniu lokum widać kobiecą rękę i myśl przewodnią. Jak się okaże – to zasługa Marii.
Nie zabrakło niczego – ręczniki, kosmetyki, suszarka do włosów, mały „welcome”, a nawet codzienna dostawa wina (odpłatna) do pokoju.
Cisza (niekoniecznie w sylwestrową noc;), bliskość morza – wręcz czuć bryzę. Ocena – 5/5!
Śniadania typowo włoskie serwowane przez Marię i Filippo w sali śniadaniowej umawiane są na określoną godzinę. Na słodko, kawa, herbata, woda, ale też ser, szynka, pieczywo – skromnie ale smacznie. Do tego wypieki (dolce) własnoręcznie przygotowywane przez Marię. Kobieta ma talent! Nawet taki „anty-dolce” jak ja skusił się na jej kulinarne rękodzieła. Oboje wkładają w swoją dimorę serce, czas i profesjonalizm. Są przy tym ujmującymi i sympatycznymi ludźmi. Jeśli ktoś szuka noclegu w Monopoli – polecam gorąco!
MONOPOLI – PRAWDZIWA WŁOSKA PEREŁKA
Nie tylko nocleg, ale również miasteczko można zareklamować. Tylko po co..? Z turystycznym egoizmem powinienem powiedzieć: Nie jedźcie tam, niczego tam nie ma – jakby rzekł klasyk. A jednak jest to coś, co przyciąga i każe tam wrócić. Monopoli to nadmorska mieścina położona pomiędzy Bari a Brindisi. Pociągiem z Bari jedzie się albo 30 minut, albo 50 minut – to w zależności jaki il treno wybierzecie. Pamiętać trzeba oczywiście, że nie każdy skład zatrzymuje się w Monopoli, a i cena biletu różni się o ok. 10 EUR 😉
Jeśli mówimy o mieście, w którym mieszka 16 tysięcy mieszkańców, z których połowa utrzymuje się z rybołóstwa, to niewiątpliwie trafiacie w środek kulinarnego, rybnego edenu. Sprawdzone i potwierdzone. W marinie, jak zwał, tak zwał stary port zamiast jachtów – kutry i łodzie rybackie. Zdaje się więc to potwierdzać tezę Filippo.
Łodzie, łódki – na ogół w kolorze azzurro stanowiącym dopełnienie barwy opływającego miasto morza tworzą właśnie ten klimat, którego nie sposób opisać, ale trzeba „dotknąć” na miejscu.
O rybnych, ale nie tylko specjałach kuchni Monopoli przeczytacie tutaj: http://7mildalej.pl/kuchnia-puglii/. Co więcej – w okresie sylwestrowo-noworocznym – na ulicach dominował język włoski. Znakomita część gości to Włosi odwiedzający Monopoli. Stranieri byli w tym czasie w całkowitym odwrocie.
Momentami miasteczko wydawało się wręcz senne. Nie tylko w czasie sjesty, czy też noworocznego odsypiania sylwestrowej nocy, ale też w ciągu dnia. Ożywało wieczorami, w dzień spacer zarówno uliczkami starówki, jak też nadmorską promenadą i wybrzeżem pozwalał cieszyć się ciszą przepięknymi widokami.
Monopoli ma to do siebie, że przyciąga człowieka swoją naturalnością, nie jest przesadnie skomercjalizowane. Poza sezonem jest tutaj cicho i pusto. Jest to o tyle dziwne, że w każdym przewodniku ta puglijska mieścina traktowana jako „must see”. A jednak pusta lungomare nadaje miastu leniwy klimat.
Co ciekawe, w tym południowo-włoskim miasteczku odnalazłem klimaty jakby marokańskie i hiszpańskie. Zamek (nazwa trochę na wyrost) Karola V swoją nazwę otrzymał od władcy Hiszpanii (i nie tylko) – króla Karola V Habsburga.
UROKLIWE ULICZKI…
w Monopoli, które odkrywasz i którymi się zachwycasz to kolejna atrakcja, dla której warto odwiedzić to miasto. Niby podobne, a każda inna. Biel ścian na zmianę z kolorem piaskowca przeplata się co krok. Jest wąsko, czasem tak wąsko, że ciężko się minąć. Ale też klimatycznie i nostalgicznie.
Kościół św. Teresy to jeden z monopolijskich zabytków. Wybudowany w stylu barokowym został ukończony w 1735 roku. Ma wapienną fasadę z wklęsłą i wypukłą powierzchnią, charakterystyczną dla architektury barokowej. W środku znajdziecie wiele dzieł malarskich różnych autorów i epok, cenny krucyfiks z XV wieku z kościoła San Salvatore w złoconym drewnie.
Urok centro storico to tylko jedna z zalet Monopoli. Drugą jest niewątpliwie jego wybrzeże.
OD STRONY MORZA
Urozmaicone, nadające się zarówno do kontemplowania bezkresu morza, jak też spacerów, a także błogiego wypoczynku na niewielkich plażach jakich wiele zwłaszcza na południe od centrum miasta.
Pierwszą plażę, którą napotkacie schodząc z miasta będzie Cala Porta Vecchia
Spacer wybrzeżem w Monopoli dostarczy też takich widoków – następna plaża Cala Cozze widziana od innej strony. Cozze to mule, więc nazwa plaży pewnie od tych mięczaków. Swoją drogą wyobrażacie sobie plażę nad Bałtykiem zwaną plażą omułków..?
Dalszy spacer i zbliżamy się do Cala Porto Bianco rozciągającą się pomiędzy Ristorante Lido Bianco a Grotta della Cala Santa Miseria.
Kilka minut spaceru i lądujemy na Cala Rosso. Dlaczego rosso..? Nie wiem…
Na koniec docieramy w okolice Grotta di Porto Verde oraz Cala Paradiso.
Te plaże są przepiękne, zwłaszcza po sezonie, gdzie przy optymalnej jeszcze pogodzie można spacerować rozkoszując się pięknymi widokami. Polecam!
VIGILIA DI CAPODANNO
Zamierzałem napisać jeszcze parę zdań o monopolijskim sylwestrze – zwanym we Włoszech vigilia di capodanno. Ale – co było w Monopoli, zostaje w Monopoli. Kilka fotek jednak wrzucam.
I to byłoby na tyle z najdłuższej nocy roku w Monopoli. Przed nami – (Fiesta) di capodanno!
POLIGNANO A MARE W ŚWIĄTECZNEJ ILUMINACJI
Niewiele czasu mamy, ale jedno popołudnie poświęcamy na zwiedzenie pocztówkowego Polignano a Mare. W przeciwieństwie do Monopoli miasteczko najechane jest przez hordy turystów. Z Monopoli jedzie się pociągiem nie dłużej niż 10 minut. Jednocześnie Filippo polecał świąteczne iluminacje, z których Polignano słynie w całej Italii. I rzeczywiście – trafiamy w środek rozświetlonego setkami, jeśli nie tysiącami świecących figur i kompozycji. Żeby nie trzeba było sobie tego wyobrażać, to świąteczne Polignano wygląda tak:
…i tak…
…i tak…
…tak również…
…i na wiele innych sposobów…
Nie tylko miasto, ale również sławnej Lama Monachile udzielił się świąteczny nastrój:
POLIGNANO – RAJ ZADEPTANY…
Filippo miał rację… W tym okresie Polignano a Mare prezentuje się olśniewająco. Miasteczko ma więc swoje pięć minut w roku nie tylko latem, ale też zimą. Turystów i zwiedzających – okropne ilości. A my – wśród nich 😉
Natomiast sławetna Lama Monachile Cala Porto – najbardziej fotogeniczna plaża Apulii jest o tej porze pustawa… I to był największy sukces odwiedzin Polignano. Niektórzy instagramerzy mogliby więc zazdrościć. Strzelać fotosy w samotności (…aż tak bym nie przesadzał) na Lama Monachile!
Nawet spoglądając na zawieszony, a raczej wsparty na kamiennych przęsłach most – Ponte Borbonico (zwany też Ponte Lama Monachile) odnosi się wrażenie, że dla zwiedzających nie jest to must see.
Polignano to jedna z perełek Puglii. Perełka, ale niestety perełka, która stała się ofiarą własnego sukcesu. Jedno z tych pięknych miejsc, gdzie turystyka i komercja wzięła górę. Cóż… Żyjemy w takich czasach, że każdy ma prawo stać się posiadaczem (choć przez krótką chwilę) tego pięknego miejsca…
Co poza tym w Polignano warte jest jeszcze zobaczenia..? Piękna starówka z wąskimi uliczkami.
A ponadto groty, do które najpiękniej prezentują się od strony morza (można dopłynąć statkiem), a także pomnik Domenico Modugno – tego od: Volare… Gość podobno wyparł się swego miejsca urodzenia, ale się chyba zreflektował, skoro mieszkańcy postawili mu monument.
Przy via Pompeo Sarnelli trafiamy jeszcze na świąteczno-karnawałowy jarmark, gdzie próbujemy regionalnych specjałów. Pozdrawiamy z tego miejsca sympatycznego gospodarza z okolic Gargano, który raczył nas swoimi pysznymi wyrobami i grzanym winem 🙂 Niestety czas wracać do Monopoli – następnego dnia czeka na nas Alberobello – kraina trulli, a może Hobbiton..? (o tym miasteczku z listy UNESCO tutaj: http://7mildalej.pl/alberobello-swiat-hobbita/).
PUGLIA MIA…
pozostanie moją ukochaną Puglią. Wiem, że wrócę tutaj. Włochy poznałem w młodości dość dobrze, ale do Puglii było mi nie po drodze, mimo że niedalekie regiony zwiedziłem. Cóż… młodość kieruje się swoimi prawami 🙂 Gdybym wiedział… byłbym już wcześniej bogatszy o wspaniałe doświadczenia kulinarne, krajoznawcze i międzyludzkie. W Puglii doświadczyć można jeszcze starej, południowej włoskiej gościnności. Jeśli ktoś zwiedzał ten raj 25 lub 30 lat temu – wie o czym mówię. W Puglii – tym przez lata zapomnianym przez turystów zakątku Włoch – można doświadczyć jeszcze Italii, którą znam z lat młodości.
Subiektywnie o puglijskich miasteczkach można rzec:
- Monopoli – to jest puglijska perełka! Nie ma takiego tłoku jak w Polignano czy też w Alberobello. Chciałem pobyć we włoskim (rozumianym na wszystkie strony świata) klimacie i to się właśnie udało – Monopoli było strzałem w „10”. Atmosfera, klimat, morze, kuchnia – wszystko zdecydowanie na „tak”. W sezonie pewnie niezmiennie oblegane, ale na wiosenny, czy też jesienny wypad – idealne. Kilka info o mieście na stronie www: http://www.comune.monopoli.ba.it/
- Polignano a Mare – niewątpliwie piękno, Lama Monachile, groty; ja jednak wolę mniej turystyczne Monopoli. Po wizycie w Polignano pozostał nam pewien, rzekłbym niedosyt. Trochę krótko, nie wszystko więc udało się zobaczyć. Ale nie ma tego złego… może uda się następnym razem.
- Alberobello – czy czuję rozczarowanie…? Wcale nie – domki trulli, ba… cała dzielnica domków trulli to miejsce co prawda skomercjalizowane, ale jednak urocze, a w samym Alberobello też je znajdziecie – zamieszkane, używane, takie prawdziwe. Jeśli nie wybierzecie się tam w szczycie sezonu, to sądzę, że będziecie ukontentowani.
Poza miejscem Puglia to przede wszystkim wspaniała kuchnia. Wszystko, co z morza, oliwa, wino – czego można chcieć więcej..? To jest, jak dla mnie, awangarda la cucina italiana. Każdy region Włoch, a zwiedziłem ich znakomitą większość, niósł ze sobą nowe, niezapomniane smaki. Tym razem smaków tych starczy na wiele wieczorów, gdy przy puglijskim primitivo będę je odtwarzał.
ALLA FINE – RINGRAZIAMENTI SPECIALI
Szczególne podziękowania dla naszych hostów (padroni di casa): Maria e Filippo – ancora una volta voglio ringraziare per vostra ospitalita, per ottimi pasticini di Maria, per tutto. Abbiamo intenzione di ritornare a Puglia. Ricorderemo piacevolmente il nostro soggiorno con voi. Alla prossima volta! Spero, che ci vediamo quest’anno.