OMAN – WSZYSTKO, CO WIDZIAŁEM I DLACZEGO WRÓCĘ

Wybrzeże Omanu – Qantab

Kilka dni w Omanie to zbyt krótki czas aby poznać piękno tego kraju. 1.000 km z Muscatu do Salalah już świadczy, że nie da się tego ogarnąć w kilka dni. Ponad 300.000 km2 – czyli kraj wielkości Polski. Oman to góry, morze, pustynia, historia. I oczywiście – słońce!

Gdy zwiedzaliśmy ten piękny zakątek świata na przełomie grudnia i stycznia – w dzień temperatura nie spadała poniżej 30’C. Nie dane nam było zobaczyć całego piękna Omanu, ale to co zobaczyliśmy zostaje w pamięci i zachęca do powrotu!

Oman praktycznie

W tym krótkim tekście postaram się skupić na tym, co było piękne, a Oman ma co zaoferować. Kilka praktycznych wskazówek i (obalonych) mitów na temat Omanu też się znajdzie. Dlaczego warto odwiedzić Oman? Trzy podstawowe powody, dla których chętnie zrobiłbym to raz jeszcze..? Proszę, o to one:

  • ludzie
  • kuchnia
  • przyroda

Kolejność całkowicie dowolna!

OMAN – RELIGIA I LUDZIE, ALBO LUDZIE I RELIGIA

Oman to kraj typowo arabski, gdzie religia odgrywa nadrzędną rolę w życiu nie tylko mieszkańców, ale też przyjeżdżających. Zasady koranu obowiązują nie tylko mieszkańców tego kraju, ale również turystów odwiedzających ten kraj. Każdy słyszał pewnie o głównych nurtach islamu takich jak – sunnizm czy szyizm. Oman to jednak ten mniej znany trzeci nurt. To właśnie tutaj olbrzymią większość tubylczej społeczności stanowią charydżyci. Uznają skrajny egalitaryzm, są fundamentalistami. Niegdyś właśnie spośród charydżytów rekrutowali się terroryści… szczególnie walczący z innymi muzułmanami. Dzisiaj ewoulowali w stronę bardziej liberalnej postawy, większość z nich to ibadyci, którzy są jedynymi – dosyć liberalnymi (w stosunku do swojego pierwowzoru) wyznawcami islamu

Meczet Al Zawawi (Muscat)

Jeśli panuje tam tak surowe prawo szariatu, to może nie jest to kraj dla turysty…? Nic bardziej mylnego! Owszem każdy z nas, odwiedzających powinien uszanować lokalne prawo i kulturę. Ale zapewniam, tak bezpiecznie jak w Omanie nie czułem się nawet w Dubaju.

Skoro jesteśmy przy religii, to nie sposób odwiedzić jednego z cudów tego kraju…

Wielki Meczet Sułtana Qaboosa

Wielki Meczet Sułtana Qaboosa

Sułtan Qaboos ibn Sa’id – dlaczego Omańczycy go uwielbiają?

Kim był sułtan Qaboos..? Objął rządy w 1970 roku odsuwając od władzy swojego ojca. Kraj, w którym powszechny był analfabetyzm, kraj, w którym było kilkadziesiąt kilometrów asfaltowych dróg. Szkolnictwo praktycznie nie istniało, służba zdrowia była na poziomie XIX wieku. Na 730 tysięcy obywateli (w 1970 r.) tego jednego z ówcześnie najbardziej autarkicznych krajów funkcjonowała jedna wyższa uczelnia i kilka szpitali! W ciągu 50 lat rządów sułtan Qaboos ibn Sa’id zmienił oblicze kraju w sposób nie tylko spektakularny, ale też systemowy. Powiedzmy, że dzisiaj PKB per capita Omanu przewyższa Polskę o kilkanaście tysięcy dolarów! Tak więc sułtan Qaboos pozostaje do dzisiaj władcą absolutnym, ale najbardziej nie tylko szanowanym i cieszącym się wielką estymą, ale wręcz uwielbianym przez mieszkańców Omanu. Nie dziwne – kraj przeskoczył ze średniowiecza do XX wieku w tempie ekspresowym!

Wracamy do Wielkiego Meczetu

Ale wróćmy do Meczetu… Wybudowany, jeszcze za życia uwielbianego Sułtana, w roku 2001 meczet został nazwany jego imieniem. Tak naprawdę to sułtan Qaboos podarował ten meczet swojemu narodowi. Zresztą nie tylko ten meczet – na terenie Omanu znajduje się kilka meczetów poświęconych pamięci Sułtana. Drugi znajdziecie na przykład w Salalah.

Ten meczet to piękno i prostota zarazem

Ten cud Omanu powstał na powierzchni 416.000 metrów kwadratowych. Obejmuje nie tylko budowlę, ale też teren przepięknego, zadbanego parku z palmami, kwiatami oraz fontannami.

Otoczenie meczetu również powala

Biel piaskowca indyjskiego doskonale wypolerowanego w słońcu wręcz oślepia. Meczet ukończony w 2001 roku jest największym oczywiście w Omanie, ale również jedną z największych świątyń islamskiego świata.

Dziedziniec meczetu wraz z najwyższym minaretem

Cztery minarety meczetu sułtana liczą sobie po ponad 40 metrów wysokości, ten piąty góruje nie tylko nad meczetem, ale też nad jego okolicą.

Uwielbiam zwiedzać meczety

…I wchodzimy do środka

W meczetach odnajduję idealne jak dla mnie połączenie prostoty z bogactwem. Chciałoby się powiedzieć – cytując klasyka: „złote a skromne”. Ich wyjątkowość polega w moim odczuciu na egalitaryźmie i równości człowieka z religią islamu. Surowość wnętrza przeplata się ornamentyką niespotykaną w innych religiach.

Wyobrażacie sobie dywan mający ponad 4.300 metrów kwadratowych? Nie musicie – wystarczy pojechać do Omanu i odwiedzić Muscat, a w nim meczet sułtana Qaboosa.

Ponad 4 lata zajęło tkanie tego pięknego dywanu

A pracowało przy nim, jak różne źródła podają od 400 to 600 irańskich tkaczek. Nie tylko dywan tam zachwyca. Jeśli uniesiecie głowę, ujrzycie przepiękne żyrandole rozświetlające salę modlitewną. 14-karatowe złoto oraz kryształki Svarowskiego – to ich główna materia.

Ten centralny ma ponad 8 metrów średnicy i waży kilka ton

O reszcie piękna tego meczetu niech mówią fotografie…

Kopuła centralna z największym żyrandolem, znowu – skromnie, acz pięknie
Zdobienia typowe dla islamskich świątyń
Witraże w sali modlitewnej
Mniejsza sala meczetu – skromna, acz piękna
Harmonia idei oraz architektury, czyli kwintesencja współżycia
Harmonia natury oraz architektury, czyli kwintesencja piękna

Oman – religia i ludzie w krajach arabskich są nierozerwalne. Kogo spotkasz w Omanie..? Wspaniałych ludzi. Co mnie zaskoczyło?

Jacy są więc ludzie, którzy stanowią jeden

Byłem w ostatnich latach chociażby w ZEA, Egipcie, Maroko, Jordanii (O Jordanii możecie poczytać choćby tutaj: WADI RUM – MAGICZNA PUSTYNIA) W Omanie spotkałem ludzi uśmiechniętych. Ludzi, którzy nie tylko bezinteresownie pomogą innym, ale również zrobią to z czystą przyjemnością.

Męczy Cię nachalność – tak wszechobecna w arabskim świecie? W Omanie tego nie doświadczyłem! Nawet na arabskich sukach klient traktowany był z szacunkiem. Nikt na siłę nie „wciska” niczego i nie wyciąga Ci ostatniego riala z portfela.

Mieszkaliśmy w hotelu, gdzie 90% gości było pochodzenia arabskiego, znaczna część pochodziła oczywiście z Omanu. Ciekawostką był fakt, że będąc w kraju, gdzie rządzi prawo szariatu i kobiety bez abaji nie uświadczysz, spotkaliśmy nawet pary trzymające się za ręce – tak! Nie przejęzyczyłem się! Mężczyźni czule opiekujący się swoimi rodzinami – na przykład dziećmi, tak aby kobiety mogły odpocząć od natłoku domowych obowiązków również nie należały do rzadkości.

Zapytacie o bezpieczeństwo? Odpowiem otwarcie – czuliśmy się bezpiecznie. Jeśli spotkaliśmy omańską policję, to tylko tych funkcjonariuszy, którzy nas serdecznie pozdrawiali. Niemożliwe? W Omanie chyba jednak jest standardem.

Jeśli zrozumiecie, że w Muscacie – stolicy Omanu (1,5 mln mieszkańców) – mieszka co najmniej 500 tysięcy imigrantów z Indii, Pakistanu, Bangladeszu, Filipin oraz innych azjatyckich państw, to zrodzi się w Waszej głowie pytanie o wróci ponownie pytanie o stosunek do nich i bezpieczeństwo. Nic bardziej mylnego. Wśród imigrantów również czuliśmy się bezpiecznie! Również wracając przez zamieszkane przez nich dzielnice. O ludziach, których spotkaliśmy w Omanie mógłbym pisać tylko pozytywnie… I niech to przesłanie Wam towarzyszy w podróży do Omanu. Jeśli uszanujecie lokalsów z ich kulturą, życiem, zwyczajami oraz religią – odwdzięczą się z pewnością nienachalną gościnnością i uśmiechem.

OMAN – KUCHNIA

Jeśli ktoś podróżuje dla smaków i zapachów lokalnych kuchni, to z Omanu również wróci ze wspaniałymi wspomnieniami na podniebieniu. Z uwagi na wielonarodowość tego kraju – czytaj imigrantów budujących omański dream nie ma szans na pozostanie tylko w kręgu kuchni arabskiej.

I to jest właśnie piękne, a raczej należałoby powiedzieć – smaczne! Co jest największą wartością? Z pewnością – świeżość przygotowywanych potraw. Nawet w standardowym barze czeka się stosunkowo długo na zamówione danie. Odwiedziliśmy przez te dni co najmniej kilkanaście restauracji oraz barów. W każdym z nich nie było potraw gotowych. Nigdy nie były to dania odgrzewane. Świeżość i smak – z tego zapamiętam kulinaria Omanu.

Skosztowaliśmy nie tylko specjałów tradycyjnej kuchni arabskiej, ale również: jemeńskiej, hinduskiej, pakistańskiej, tureckiej, a nawet tajskiej.

Czy nie byłem zawiedziony, że tak mało było lokalnego jedzenia? Aby spróbować smaku Omanu, należy zrozumieć ten kraj. Multi-kulti w wydaniu omańskim to olbrzymi odsetek imigrantów głównie z Azji oraz Afryki, o czym wspomniałem wcześniej. Wielu z nich pracuje nie tylko w omańskim biznesie, ale również usługach, w tym oczywiście gastronomii. Wielu z nich związało się Omanem nie tylko chwilową pracą, ale również stałym zamieszkaniem i swoim biznesem.

Gdzie zjeść w Muscacie?

Pytanie trochę z gatunku retorycznych… Można czuć się wręcz przytłoczonym ilością knajpek, restauracji oraz barów. Obracałem się głównie w dzielnicy Al Khuwayr, zarówno south, jak też north, a także Qurum, czy Mutrah, czyli dzielnicy starego Muscatu.

Tak więc… macie ochotę na…

… kuchnię turecką..? – Polecam MERAJ RESTAURANT

A może typowo hinduskie danie – np. Malabar Chicken Biriyani…

U chłopaków w Tamam Resteurant – tam biriyani smakuje doskonale

Skoro już jesteśmy przy kuchni z półwyspu indyjskiego, to może coś z lokalnego street-foodu..? Wiem! Paratha – indyjski chlebki z mąki pełnoziarnistej, które są bazą do wszystkiego – polecam w wersji vege! Pychota! Zarówno w formie wrapu, jak też pizzy 🙂

Na parathę wpadnijcie koniecznie do sympatycznej kafejki PARATHA POINT AL KHUWAIR

Moźe jednak coś z morza..? W Mutrah – w okolicach dworca morskiego – rybę możemy polecić:)

Sympatyczna obsługa w GHAMDAN PALCE RESTAURANT – w pakiecie

Odwiedzając Nizwę warto posilić się u Hindusów w AJMAL RESTAURANT.

AJMAL w Nizwie oferuje królewską ucztę i można połączyć vege-fana z mięsożercą

Zaliczyliśmy również jeden z naszych dalekowschodnich klasyków – kuchnię tajską!

W PAD THAI RESTAURANT warto zamówić… Pad Thai… z seafoodem

Długo można by opowiadać o smakach Omanu. W hotelu, w którym mieliśmy szczęście mieszkać śniadania były wspaniałe. Różnorodne dania kuchni arabskiej oraz hidnuskiej przygotowywane w hotelowej kuchni również smakowały wybornie.

Niespodzianka na krańcu świata

Zwiedzając omańske „wadi” dopadł nas oczywiście głód po wielu godzinach wędrówki tymi przepięknymi kanionami. Bar przy Wadi al Shab wydał się nam… zbyt komercyjny. Poza tym ta kolejka wygłodniałych turystów! A przed nami były przecież kolejne „wadi”. W końcu trafiamy do małej arabskiej wioski 180 kilometrów od Muscatu. W niej mała kafejka, do której Europejczyk raczej by nie zawitał. Ale bardzo głodny Europejczyk nie ma wyjścia – musi ulec gastro-fraternizacji z lokalsami. Zamysł był prosty – w menu było coś na kształt wrapu – arabskiej pity, więc biorąc take-away po 5 minutach powinniśmy ruszać dalej z tym zawiniętym plackiem w drogę – zdążymy jeszcze zobaczyć jedno „wadi”!

Próżne jednak były nasze oczekiwania, pomysł był OK, realizacja nie wypaliła. Każdy plan ma jednak swój słaby punkt. Okazało się, że danie to jednak, tradycyjnie, przygotowywane jest oczywiście na zamówienie, wszystko świeże, wszystko dopiero krojone opiekane, itd., itp.

Na dodatek miły właściciel uraczył nas zestawem jak niżej! Dostaliśmy pokrojoną pitę na talerzu, z frytkami i warzywami (!). To wszystko owinięte folią – jak na take-away’a przystało 🙂 Może niekoniecznie komfortowo jada się taki zestaw za kierownicą, ale…

…było to… i piękne, i smaczne

Errata! Przepyszne świeżo wyciskane soki owocowe były w tym zestawie również i nie do końca w wersji kubka-niekapka 🙂

Tym niemniej – coś takiego człowieka pozytywnie rozwala. Takie historie się pamięta, one są po to, aby zwolnić, nie pędzić i docenić otaczający nas świat i ludzi.

Ile to kosztuje..?

Aha! Ceny posiłki w barach i restauracjach nie zrujnują budżetu, jest nawet tanio. Danie w najdroższej restauracji – tajskiej – kosztowało ok. 50 PLN z non-lako drinkiem za osobę. Nieźle da się zjeść w tej kwocie nawet za 2 osoby! Taki zestaw: biriyani + pasta + woda + 2x sok – u sympatycznych chłopaków tyle kosztuje!

Kuchnia w Omanie zaskakuje jest świeżo, jest też syto – porcje często – szczególnie w knajpkach arabskich, czy hinduskich są spore. Jedzenie jest przepyszne, dobrze przyprawione. Wszędzie na ogół pytają czy wolimy coś bardziej „hot”, czy coś bardziej „mild”. Jakby tego było mało, serwują obłędne świeżo wyciskane soki i drinki non-alko gdyż…

Alkohol w Omanie

…jest zakazany. Przynajmniej dla lokalsów. Cóż, prawo szariatu! W Muscacie znalazłem jeden sklep z alkoholem – o cenach nie wspomnę. Znajdziecie też w Omanie hotele, w których są kluby i alkohol jest dostępny – oczywiście tylko dla obcokrajowców. Nie korzystałem ani z lokalnych sklepów, ani z hotelowych klubów – nie miałem takiej potrzeby. Cena też nie zachęcała – w jednym z hoteli: 2x mohito, 2x long island, 4x małe piwo – 65,000 riali – czyli: ok. 680 PLN. Bez komentarza. (O rialach omańskich więcej przeczytacie w INFORMACJACH PRAKTYCZNYCH na końcu posta).

Owszem – dla spragnionych mocniejszych trunków są dwie możliwości:

  • można wwieźć w bagażu 2,0 litry alkoholu;
  • można zaopatrzyć się w duty-free shop na lotnisku – ceny też nie są najniższe, ale w stosunku do tego, co spotkacie po przekroczeniu granicy celnej z pewnością konkurencyjne.

Zamiast alkoholu proponuję skorzystać ze świeżo wyciskanych soków – są obłędne. Omańczycy robią je nie tylko w wyciskarkach wolnoobrotowych, ale niejednokrotnie widziałem ręczne wyciskarki, z których sok jest chyba najlepszy. Kolejna sprawa – cena – w restauracjach koszt takiego kielicha zaczyna się od 800 baisa, czyli 0,800 riala, co w przeliczeniu na PLN daje cenę ok. 8-9 PLN.

Każdy z nich smakuje wyśmienicie

Mały tip – pamiętajcie, że jesteście w kraju arabskim – tam wszystko „musi” być słodkie, więc poproście aby nie dosładzali (tak – dodają do nich cukier!) tych soków. Fruktoza w nich zawarta jest wystarczającą słodyczą.

Non-alko drinki często bywają również przesłodzone, pomimo że pięknie się prezentują, czasami nawet nieźle smakują, to ilość cukru serwowanego w tej szklance odpowiada pewnie butelce kultowego, brązowego napoju na literę „C”.

Warto skosztować, ale zdecydowanie nie mój „wytrawny” smak

Oman z pewnością jest krajem, do którego warto pojechać dla lokalnej kuchni. Ma ona smak wielu narodów i wielu kontynentów. Kuchnia – od smaków prostego street-foodu do wykwintnych dań z owoców morza – usatysfakcjonuje każde podniebienie.

OMAN – NATURA I PRZYRODA

Jak to było z tą triadą w podróży..? Ludzie, kuchnia i natura… Było o ludziach, było o kuchni w Omanie, czas na kolejne piękno tego arabskiego kraju. Oman to zarówno piękne góry, jak też wspaniałe wybrzeże Morza Arabskiego i Zatoki Omańskiej. W Omanie znajdziecie przepiękne plaże i turkusową wodę. Północ kraju to przecudne góry, południe to między innymi pustynia. Piękne klify kontrastują z piaszczystymi plażami.

Po kolei – niestety spędzony w Omanie czas nie pozwolił mi na zapoznanie się z całym pięknem tego arabskiego kraju. Ale kilka obrazów zostanie z pewnością w pamięci. Które? Z tym mam problem, więc poniżej subiektywna lista wspaniałości Omanu!

Wadi…

Wadi w języku arabskim to nic innego jak określenie na dolinę okresowo wysychającej rzeki. Z tym, że są wadi, które nigdy „nie widzą” wody, ale są też wadi, które nigdy nie są suche! Ot, taka zagadka natury i znaczenia słowa „wadi”! Oman słynie z takich właśnie malowniczo wijących się (suchych) rzek wśród pionowych ścian i urwisk.

Wadi ash Shab

Jedną z najsłynniejszych jest Wadi ash-Shab. Ta dolina jest mocno skomercjalizowana, aczkolwiek taka jest cena za piękno jakim Was otoczy. Ilość turystów odwiedzających ten cud natury sprawia, że momentami poczujecie się jak w korku na S-8 w Warszawie. Pieszy szlak zaczyna się w pobliżu wioski Tiwi trochę mitologicznie. Na dzień dobry, za 1,500 riala od osoby, niczym mityczny Charon przez Styx, przewodnik przewiezie Was przez rzekę…

…aby znaleźć się w innym świecie 😉
Zaczyna się niewinnie, acz zachęcająco

Kanion jest dość szeroki i nie licząc palącego słońca jest przyjemnie.

Kanion Wadi ash Shab

Prawdziwe swoje oblicze Wadi ash Shab pokazuje z każdym następnym krokiem.

Jeden z pierwszych basenów
Natura potrafi stworzyć piękno…,
zostaje w pamięci…
W przypadku głównych basenów…

…trudno mówić o intymności;) Tutaj nie da się odpocząć kontemplując wspaniałości natury. Od plaży w Jelitkowie różni się chyba tylko brakiem parawaningu.

Więc można odpocząć od zgiełku w drodze powrotnej – trzeba tylko w nią ruszyć przed innymi…

…do Wadi Tiwi – tam będzie spokojniej, ciszej i może równie pięknie.

Wadi Tiwi

Zaledwie kilka kilometrów od Wadi ash Shab, znajduje się Wadi Tiwi, która zwie się podobnie jak wioska leżąca na początku (lub końcu) tej doliny. Tym razem w głąb kanionu prowadzi droga, którą można pokonać jadąc samochodem. Po drodze miniecie wciśnięte w dno kanionu niewielkie zamieszkane wioski. Wadi Tiwi ma nieco inny charakter, jest szeroko, zamieszkujący dolinę ludzie nadają jej charakter sielskiego krajobrazu. Całość ma podobno ponad 35 km; pokonałem około 10 km i też ujrzałem piękno tych form natury wyrzeźbionych w zboczach otaczających gór.

Wadi Tiwi to jednak inny świat od tego, który prezentuje Wadi ash Shab
Dolina jest szeroka, przynajmniej w pierwszych kilometrach
Cisza i spokój – idealne miejsce, aby się zatrzymać
Takie jest właśnie Wadi Tiwi

Oman to góry

Skoro już widzieliśmy „wadi”, to czas na omańskie góry. To naprawdę może być jeden z powodów, dla którego warto przyjechać do Omanu. Góry w Omanie mają to do siebie, że są niezadeptane i dość „dziewicze”. Momentami można iść 2 godziny i nie spotkać nikogo – taki podróżniczy egoizm mi się wtedy włącza, czuję się jakby ten szlak należał do mnie. Cisza, spokój, piękno i surowość w jednym.

Wszystko, co zobaczycie w północnym Omanie zawdzięczamy kształtowaniu się lądu w poprzednich erach. Wypiętrzenie gór Al-Hajar (Al Hadżar) na Półwyspie Arabskim połączyło morze z górami dając w efekcie niezapomniane widoki. Dla uzmysłowienia wielkości tych gór przypomnę tylko, że najwyższy ich szczyt – Jabal Shams (Dżabal Szmas) przekracza wysokość 3.000 m.n.p.m.

Zwolennicy górskich wędrówek, szczególnie w piekącym słońcu, będą więc zauroczeni lokalnymi ścieżkami trekkingowymi.

Kontrast bieli arabskich miasteczek i surowości górskich szczytów to wspaniałe połączenie

O górach nie da się wiele napisać, gór trzeba doświadczyć. Wejście i zejście w tych słowach zawiera się trud, pot, czasem pokonanie własnych słabości. Nie musi to być Mount Everest, ani Kilimajaro – każde wejście, każdy szczyt to niezapomniane przeżycie.

Góry, słońce, niebo
To tylko niższe partie pasma Al Hajar
Tylko podziwiać pozostaje
Okno na świat 😉
Ciąg dalszy zachwytu
Ciąg dalszy zachwytu (ponownie)

Skoro jesteśmy już przy górach, to może kilka kadrów z miejsc, gdzie ląd łączy się z morzem..?

Wybrzeże – ostre klify i piaszczyste plaże

Północ Omanu nie jest jednorodna tam gdzie ląd styka się z morzem. Z jednej strony dzikość natury i jej piękno w poszarpanym, opadającymi do morza skałami, górskim wybrzeżu. Wybrzeżu, często niedostępnym od strony lądu, z drugiej strony natomiast puste plaże – ale jak to? Bez parawanów..? Oczywiście – piasczyste plaże w północnym Omanie mają tę przewagę, że chwilami (i miejscami) nie widzisz nikogo w zasięgu wzroku. Na początek, ta bardziej surowa forma, gdzie zbocza gór zanurzają się błękicie okalającym je morzu.

Od strony lądu wyglądu to niejednokrotnie tak…
Okolice Qantab
Widok z Qantab Heights na Qantab beach

Qantab to niewielkie miasteczko położone przy niewielkiej zatoce i piasczysto-żwirowej plaży. Niewiele tu (w samej miejscowości) do zwiedzania, ale okolice są idylliczne. Jak dobrze ponegocjujecie to za rejs łódką na podziwianie morskiego wybrzeża, ale czasem można też ustrzelić fotę delfinom, zapłacicie nie więcej niż 3,000 riale.

Klify w pobliżu Qantab

Nie tylko Qantab emanuje pięknem przyrody, takich miejsc w Omanie znajdziecie bez liku.

Okolice Jazirat as Suh

Ale wybrzeże Omanu to nie tylko klify i skały zatopione w morskiej toni.

Plaże!

Jeśli powiążesz ze sobą: brak tradycji opalania się i korzystania z kąpieli morskich w krajach arabskich z nienachalną (jeszcze) turystyką z Europy czy Ameryki, to otrzymasz właśnie takie obrazki jak niżej!

Muscat – to nie tylko piasczyste plaże
Muscat to również puste plaże!
Na falochronie też pustki – kilku hinduskich wędkarzy i mewy spotkaliśmy

Często w zasięgu wzroku nie było innych plażowiczów. Bywało, że brzegiem ktoś wędrował, czasami przejechało policyjne auto – za każdym razem policja pozdrawiała nas serdecznie i z uśmiechem.

Czasami, przed zachodem słońca można ujrzeć natomiast takie obrazki:

Nie tylko leniwym stępem przejeżdżali jeźdźcy na koniach, lokalsi grywali też w piłkę nożną
Sunsety też bywają romantyczne, zwłaszcza, gdy nikt inny ich nie zakłóca

Czy jest coś jeszcze wartego zobaczenia w północnym Omanie..? Dla chętnych – stare forty, których jest co niemiara. Najsłynniejszy z nich to Bahla Fort niedaleko Nizwy. Warto odwiedzić też Suhar – jedną z wcześniejszych stolic Omanu. Podobno właśnie tam urodził się Sindbad Żeglarz – tak twierdzą Omańczycy, każdy Irakijczyk natomiast powie, że pochodził z Baghdadu oczywiście ;)’

Lokalne souki

Polecam lokalne souki (souq), czyli arabskie bazary. Tętniące życiem, ale… na swój sposób spokojne. Tu nikt nie był nachalny. Zarówno w Mutrah, jak też w Nizwie handel polegał na dyskretnym zachwalaniu towaru, taka nienachalna zachęta. Ceny za omańskie rzemiosło również da się oczywiście negocjować, a nawet trzeba. Mały tip… – unikajcie tych ze sprzedawcami o hinduskim lub indochińskim pochodzeniu. Omańczycy są naprawdę ludźmi o wysokiej kulturze.

Lubię atmosferę lokalnych souków- tutaj: Mutrah
Żywnościowy souq w Nizwie

Bimmah Sinkhole

Jeśli dotrzecie do Wadi ash Shab albo Wadi Tiwi, to warto zatrzymać się w miejscu zwanym BIMMAH SINKHOLE. Geologicznie to lej krasowy powstały w miejscu dawnej jaskini, rekreacyjnie to dziura w ziemi z turkusową, słoną wodą. Wygląda trochę jakby spadł tutaj meteoryt, i takiej wersji trzymają się lokalsi nazywając to miejsce Hawaiyat Naim, czyli spadająca gwiazda.

Bimmah Sinkhole
Kilkadziesiąt stopni w dół i jesteśmy na dnie leja

Nizwa

Jadąc na zwiedzanie fortów można zatrzymać na kilka godzin w Nizwie. Do zwiedzania: stary fort, souk, można też znaleźć całkiem sympatyczne knajpki.

Starówka w Nizwie nie jest okazała, ale warto tam zawitać na spacer
Koty, jak to w arabskich krajach są wszędzie

Nizwa to przede wszystkim souk – jeden z większych w Omanie. Niektórzy twierdzą, że największy. Jednak największej atrakcji nie dane mi było doświadczyć. W każdy piątek odbywa się targ kóz. Warte zobaczenia, ale niestety Nizwę odwiedziłem w poniedziałek, więc musiałem zadowolić się kotami. W każdym razie też chodzi na czterech i zaczyna się na „k”.

Nizwa słynie z rękodzielnictwa i rzeczywiście dało się to odczuć na bazarze
Nizwa otoczona jest górami

Jadąc na południe z Mutrah trafimy do miasteczka Takia, a tam znajdziecie rezydencję sułtana Omanu, czyli:

Pałac Al-Alam

Dzisiaj pałac al-Alam (w języku arabskim oznacza flagę, sztandar) pełni rolę tylko reprezentacyjną. Czasami sułtan przyjmuje tutaj gości zagranicznych. Pałacu nie zwiedzimy; jest niedostępny dla odwiedzających.

Pałac Al-Alam
Forty w Omanie są wszędzie
Walijat Gate oraz Royal Court
Bramę pałacu zdobi nic innego jak naturalnie herb Omanu

JAK SIĘ JEŹDZI W OMANIE?

Oman to kraj wielkości Polski – wszystkie drogi zostały zbudowane praktycznie w ciągu ostatnich 50 lat. Wiele dróg łączących większe i mniejsze miasta mają charakter autostrad, a raczej – w europejskim spojrzeniu – dróg ekspresowych. Jeździ się po nich bardzo dobrze. Mam doświadczenia w poruszaniu się po kilku krajach arabskich takich, jak choćby Jordania oraz Maroko. Oman wygrywa pod wieloma względami.

Landszafty za szybą są wartością dodaną

Główne drogi – to na ogół bardzo dobra nawierzchnia. To również optymalny limit prędkości – 120 km/h. Stosunkowo niezłe oznakowanie, na wielu odcinkach da się jechać bez nawigacji. Pamiętam jak wiele lat temu znalazłem się w Belgii i zadziwił mnie fakt, iż… są oświetlone! Jak mawiają Anglicy w Omanie – „same here!” Z tym, że tak zdobionych latarni na belgijskich autostradach nie uświadczycie.

Tylko, że tak pięknie zdobione latarnie są tylko w Omanie!

Ale żeby nie było tak wesoło. Takiej sieci drogowych radarów nie widziałem nigdzie w świecie! Na 100 km autostrady naliczyłem ich – uwaga! – 30 sztuk! Stoją co 3-4 kilometry, Raz są to niepozorne słupki, cieńsze, grubsze, raz klasyka na patyku. Nie wszystkie są oczywiście „załadowane”, ale sama ich ilość robi takie wrażenie, że noga delikatnie obchodzi się z pedałem gazu. Kultura jazdy..? Da się wytrzymać, a raczej przejechać – nawet zaskakująco dobrze! Na co jeszcze uważać – spowalniacze, ułożone w poprzek jezdni nie zawsze są oznakowane.

Wypożyczenie auta w Omanie

jest bardzo proste! Czasem trzeba tylko odwiedzić kilka wypożyczalni. Taki… „rent-a-car souq” w Muscacie znajdziecie w dzielnicy Al Khuwair South. Praktycznie w każdej uliczce pomiędzy Sultan Qaboos street, a Dauhat Al Adab street znajdziecie ich kilka. Osobiście skorzystałem z wypożyczalni ALMUSAFER RENT A CAR. Niewielka lokalna z dobrymi warunkami oraz ceną. Nissan Sentra (automat z AC oczywiście) kosztował 11,000 OMR za dobę. Ubezpieczenie – kompletne AC. Bez depozytu na ewentualne mandaty ;). Zrobili tylko pre-autoryzację zwykłej karty debetowej. Opcja przedłużenia na kolejną dobę – gratis (płatne po powrocie). Przedłużyli zwrot auta o 4 godziny również bezkosztowo. Minus? Dzienny limit kilometrów – 200, tylko 200, a w Omanie jest gdzie jeździć. Nie żądali również międzynarodowego prawa jazdy, z czym się spotkałem w 2 innych wypożyczalniach.

Gdyby nie było warto skorzystać również z: ALTHABAT RENT-A-CAR, MIAC RENT-A-CAR. Dobre warunki mieli też w OCEAN MARK – wszędzie depozyt do 50,000 OMR. Jeśli chodzi o dobowe limity kilometrów to w Omanie dość powszechna praktyka.

Co jeszcze zachęca do wypożyczenia auta..? Jak to na półwyspie arabskim bywa – cena paliwa! 1 Litr benzyny kosztował 1,890-2,008 OMR, czyli około 2 PLN (dane za 12/2023-01/2024). Tak więc aby odkryć piękno Omanu koniecznie wypożyczcie auto!

OMAN – DLACZEGO TAM WRÓCĘ..?

Za krótko byłem, a z każdym dniem pobytu pragnąłem odkryć coś nowego. Odwiedziny jednego „wadi” wzbudzały chęć porównania z następnym „wadi”. Souk w Nizwie, souk w Mutrah, dobrze byłoby odwiedzić jeszcze jeden souk…

Oman jest „addict” – uzależnia. Wszystko co widziałem i przeżyłem było piękne. Auto warto wypożyczyć na cały pobyt i zwiedzać Oman na zasadzie road movie. Następnym razem tak będzie. Noclegi..? W małych nadmorskich hotelikach uroczo położonych przy brzegu morza. Na północ dojechałbym do Soharu, na południe w regiony: Al-Wusta i Dhofar.

W tamtych stronach koniecznie:

  • sanktuarium oryxów arabskich
  • noc pod gwiazdami na Wahiba Sands
  • Wubar – lost city
  • Ras al Jins – rezerwat żółwi

Ale najbardziej chyba mi zależy na wędrówce od Wadi Ghul przez Balkony Walk aż po podejście na Jabal Shams. To w końcu piękna trasa, piękny trekking, jeden z najgłębszych kanionów naszego świata i najwyższy szczyt Omanu.

Marzenia są po to, aby je spełniać. Wszystko więc jeszcze przede mną!

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • WIELKI MECZET SUŁTANA QABOOSA W MUSCACIE:
  • więcej o meczecie Sułatna Qaboosa w Muscacie: http://sultanqaboosgrandmosque.com
  • meczet czynny jest dla zwiedzających od soboty do czwartku od 8.00 do 11.00
  • obowiązuje oczywiście strój odpowiedni; możliwość, a praktycznie konieczność wypożyczenia abaji będzie kosztować 2,500 riala
  • WADI ASH SHAB:
  • do Wadi ash Shab dojedziecie z Muscatu drogą nr 17 – ok. 150 km pokonacie
  • koszt przepłynięcia łódką 1,000 riala od osoby
  • parking na miejscu jest co prawda bezpłatny, ale zatłoczony, więc proponuję parkować w pierwszym, lepszym wolnym miejscu
  • WYPOŻYCZENIE AUTA:
  • http://almusafer-rent-a-car.business.site
  • tel: +968 9804 6777
  • PIENIĄDZE I PŁATNOŚCI W OMANIE:
  • jak zauważyliście ceny w Omanie podawane są w trzech miejscach po przecinku, jeśli coś kosztuje 2,500 OMR, to znaczy, że kosztuje 2 riale 500 baisa, gdyż 1 Rial jest podzielony na 1000 baisa.
  • generalnie nie ma problemu z płatnościami kartowymi, ale warto wyposażyć się w gotówkę – zwłaszcza na prowincji. Kurs na jednej z kart wielowalutowych, z której korzystałem był bardzo korzystny – lepszy niż przy wymianie PLN w kantorze w Warszawie. Gotówki nie wypłacałem w Omanie, więc nie opiszę kosztów z tym związanych. Bankomaty w miastach znajdziecie bez problemu.
  • JAK DOJECHAĆ Z LOTNISKA DO MUSCATU:
  • opcja nr 1 – komunikacja miejska – przed halą przylotów znajdziecie przystanek, a tam za 1,000 ONR, czyli 10 PLN dostaniecie się do Muscatu
  • opcja nr 2 – taxi – koszt oczywiście negocjowalny – za 5,000 ONR, czyli 50 PLN zrobicie trip do dowolnego hotelu w Muscacie
  • warto ściąnąć aplikację na telefon: www.mwsalat.om – czytelna, pomocna i co więcej można płacić za podróż autobusem, a planer podróży wygląda jak niżej:
MWSALAT.OM – prosto i czytelnie

WADI RUM – ŻYCIE NA CAMPIE

Zobacz wpis

Wadi Rum

Jak przeżyć na Wadi Rum..? Pytanie retoryczne – oczywiście tylko na campie! A jak wybrać dobry camp? Oczywiście tylko podróżniczym nosem! A co jeśli nie masz tego… podróżniczego nosa? Zdaj się na mnie! Postaram się przybliżyć te pustynno-jordańskie zawiłości. Yalla! Do lektury!

CAMP – CO TO TAKIEGO?

Pamiętacie jak w: WADI RUM – MAGICZNA PUSTYNIA pisałem o campie? Camp to nie nie tylko nocleg. Dobry camp to podstawa na Wadi Rum. Dobry camp to niekoniecznie drogi camp. Camp to miejsce, gdzie nie tylko będziesz odpoczywał po trudach zwiedzania, ale też, a może przede wszystkim poczujesz miejscowy klimat.

Przyroda, ludzie, kuchnia – to moje motto nie tylko podróżowania, ale też życia. Dlatego też wiele moich znajomości zostaje po podróżach. Tak też było tym razem. Jeśli wrócę do Puglii, to do Marii i Filippo, jeśli wrócę do Kosowa to do Esata, jeśli na Wadi Rum to oczywiście do Nayefa!

Camp to takie miejsce na pustyni, gdzie śpisz. Ale to nie tylko nocleg – camp, w przeciwieństwie do hotelu, to pewien styl życia. Dzień wyznaczany jest wschodem i zachodem słońca. Często jest tak, że przyjeżdżasz jako gość, a wyjeżdżasz jako przyjaciel. Wieczorne pogawędki oraz shisha skracają dystans.

Jeszcze jedno – kuchnia – arabska tradycja kulinarna to coś, z czym na campie obcujesz przez cały dzień.

JAK WYBRAĆ CAMP NA WADI RUM?

Jak wybrać camp na Wadi Rum? Pewnie nie odkryję prochu – pierwszy look to z pewnością najpopularniejsze wyszukiwarki noclegów, grupy na portalach społecznościowych lub polecenie. Tak też było w moim przypadku – internet.

Co z tego, jeśli znajdziesz ich setki – 300-400 sztuk pewnie na Wadi Rum operuje. Jak trafić na ten właściwy? Ten, który pozostawi po sobie niezapomniane wrażenia…

Po pierwsze zdefiniuj swoje wymagania – czego oczekujesz?

Po drugie – jakim budżetem dysponujesz?

Reszta będzie pewnie zbliżona. Unikam tych najtańszych, unikam tych najdroższym noclegów. Czytam opinie, staram się dokonywać wyboru podróżniczym nosem – czytaj: doświadczeniem! Ale nie tylko – mam jasno zdefiniowane swoje cele.

Szukam lokalności, naturalności, ludzi, którzy dadzą Ci fragment siebie – swojej kultury, swojego świata. Jeśli jadę na krótki city-break – można to pominąć. Jeśli już zdecydowaliście się zwiedzić coś tak odmiennego jak pustynia – szukaj tego co jest lokalne.

Tak trafiłem na:

TAJ WADI RUM CAMP

TAJ WADI RUM CAMP

19 namiotów, które oferują nocleg w rożnych układach – generalnie 2-4 osobowych. Co więcej – mają okno – przepiękna sprawa, gdy budzisz się i widzisz wschód słońca na pustyni. Mimo, że to pustynia, to naprawdę można doświadczyć całej palety kolorów budzącego się dnia.

I jeszcze jedna sprawa – część campów oferuje wspólną łazienkę. TAJ WADI RUM CAMP daje namiastkę luksusu. Każdy namiot ma zapewnione minimalne warunki sanitarne: w sypialni będzie miniumywalka, a i toaleta z podstawowym prysznicem się znajdzie.

Łazienka w Taj Wadi Rum Camp

Jeśli spędzicie tam minimum 2 noce – docenicie takie udogodnienie. Oczywiście można wybrać najbardziej pustynne warunki – ale po co…?

Wbrew pozorom, łóżka są całkiem wygodne

Można też wybrać opcje high-tech, a raczej high-price. Są balony z przeszkloną ścianą czy sufitem. Są miejsca określone jako „sunset … camp”. Za każde z tych określeń dopłacicie za coś, czego i tak doświadczycie. Na tej pustyni nie da się tego pominąć.

Taj Wadi Rum Camp da Wam to wszystko, czego oczekujecie. Minimum komfortu, a jednocześnie zderzenie z totalną wręcz beduińską gościnnością. Poznacie lokalną tradycję, kuchnię. Zapalicie wieczorem shishę przy beduińskim kominku.

Shisha i herbata z kardamonem – wieczorem to obowiązkowy punkt programu

CAMP TO LOKALNA TRADYCJA

Jednym z najważniejszych doświadczeń na campie jest lokalna kuchnia. Każdy ranek na campie zaczyna się od arabskiego śniadania. Kto bywał w krajach arabskich, wie o co chodzi.

Wspólny namiot to clou życia na campie

Obiad/kolacja to również local tradition i to na sposób… beduiński. Beduiński grill to nic innego, jak wykopana w piachu dziura, pod którą rozpalasz palenisko, zamykasz, zasypujesz piachem i… wieczorem odkopujesz.

Beduiński grill

Po griliu był oczywiście czas na arabskie tańce oraz… shishę. Shisha to tradycja, to styl bycia, bez shishy dla Beduina nie ma dnia. Dzień bez shishy – dzień stracony.

Ale już wspólnie palona shisha to nie tylko tradycja, to przede wszystkim styl życia. Na TAJ WADI RUM CAMP – shishę wieczorem palą wszyscy – to piękny rytuał zakończenia pustynnego dnia.

Zresztą, gdy tylko pogoda dopisuje – czytaj: nie jest przenikliwie zimno – można odpocząć również na zewnątrz.

TAJ WADI RUM CAMP – zewnętrzna strefa relaksu 😉

CAMP – PIĘKNY POCZĄTEK DNIA

Gdy już pierwsze promienie porannego słońca dotrą do Twojej jurty/namiotu/pokoju i zdążysz uzupełnić kalorie arabskim śniadaniem, to nie pozostaje nic innego jak samodzielna eksploracja Wadi Rum. Chwile samotności na pustyni to piękna sprawa i wbrew pozorom mogą przynieść nowe doświadczenia. Wystarczy… spotkać wielbłądy.

Wielbłądy z Wadi Rum

Wielbłądy nie są oczywiście wolnożyjącymi zwierzętami na pustyni. Wszystkie żyją na campach lub beduińskich gospodarstwach. Mają związane przednie nogi – aby łatwiej byłoby je dogonić, gdyby do głowy przyszło im udać się na gigant 😉

Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, ale ostatnie lata na Wad Rum to susza. Wcześniej część tych pustynnych roślin lekko się zieleniła. Dzisiaj wielbłądy długo żują zasuszone łodygi, wydobywając z nich resztki wody.

WADI RUM to pustynia położona na wysokości około 700-800 m.n.p.m. W wielu miejscach mamy do czynienia z pięknymi skałami, czy nawet masywami górskimi o wysokości kilkuset metrów.

Wielbłądy o poranku na Wadi Rum

W porannym, czy też wieczornym świetle – w promieniach wschodzącego lub zachodzącego słońca te wyłaniające się z piachu góry i skały wyglądają naprawdę magicznie!

Wadi Rum – za chwilę zajdzie słońce
Tym razem słońce wschodzi nad Wadi Rumu

Magia tego miejsca i… różnorodność form dają nie tylko wytchnienie dla duszy, ale poruszają ludzkimi zmysłami w delikatny sposób. Tak delikatny, ale jednocześnie pozytywnie, że jest to idealne miejsce do „ładowania akumulatorów”!

Dodatkowo wystarczy się jeszcze powspinać po skałkach, aby Wasz mózg zaczął wyrzucać endorfiny jak Eyjafjallajökull chmury popiołu! (To ten sławny wulkan z Islandii).

Nie zanudzam więcej. Czasem jedna fotografia warta więcej niż tysiące słów…

Z perspektywy lokalnego skorpiona
Surowość gór i miękkość pustyni
Wielbłądy tu były
Pięknie..?
Na szczycie
Słońce, skały i pustynia
Dla takich chwil warto podróżować!
Jeszcze… look at camp

CO ZOSTAŁO ZE WSPOMNIEŃ..?

Camp na Wadi Rum to wspaniała opcja nie tylko na jedną lub dwie obowiązkowe noce, gdy jedziecie zwiedzać pustynię! Zrobiłem inaczej – to Wadi Rum było moim miejscem do eksplorowania Jordanii. Stąd ruszałem na zwiedzanie okolic pustyni, Petry, Wadi Musy czy też Aqaby. I nie żałuję tego absolutnie

Specyficzny styl życia, gdzie tak naprawdę natura wyznacza Ci rytm życia sprawi, że tam się da odpocząć. Pomoże w tym z pewnością fakt, że w wielu miejscach po prostu… there’s no signal!

Camp pozwoli też na zapoznanie się lokalną tradycją, kuchnią. Niejednokrotnie sprawi, że przyjedziecie tam jako goście, a wyjedziecie jako przyjaciele.

BYŁBYM ZAPOMNIAŁ…

Na Wadi Rum znajdziecie wioskę o tej samej nazwie co pustynia. To niewielka osada położona w środku pustyni. Da się tam wjechać autem. Najlepiej wyrobić wcześniej JORDAN PASS – wtedy wjedziecie bez opłat. Zwiedzanie nie zajmie wiele czasu. Do wioski prowadzi jedyna asfaltowa droga na pustyni, a widoki naprawdę warte krótkiej podróży.

Droga przez pustynię prawie jak w Arizonie;) no… prawie

Gdy już tam dotrzecie, to zatrzymajcie się na kawę lub herbatę w kafejce, która zwie się z lekka turystycznie i zachodnio – ENJOY RUM RESTAURANT, ale kawę i herbatę robią przepyszne!

Atrakcji specjalnych w wiosce nie znajdziecie – ot po prostu swoisty mix miejscowej biedy z komercją. Warto zboczyć tam dla samej kawy i potraktowania tego jako lokalnej ciekawostki.

==============================================================

With greetings to all staff of TAJ WADI RUM CAMP!

Shukran Nayef!

And maybe… Ilal-ika!

==============================================================

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Trochę więcej o TAJ WADI RUM CAMP przeczytacie tutaj: http://facebook.com/naefalzwydh/
  • Na temat jak może wyglądać całodniowy tour na Wadi Rum dla odmiany przeczytacie tutaj: http://7mildalej.pl/wadi-rum-magiczna-pustynia/
  • Jak dojechać na pustynne campy? Parkujesz gdzieś na parkingu, na obrzeżach skąd zabiera Cię ktoś z campu. Można też zamówić opcję z transferem, ale odległości w Jordanii zachęcają raczej do wynajmu auta. Po Jordanii da się jeździć – może o tym jeszcze napiszę 😉
  • Nie zapominajcie o JORDAN PASS – nie dość, że ma już w sobie opłatę za wizę, to jeszcze wiele miejsc (np. Petrę) zwiedzicie za free – w tym właśnie wioskę Wadi Rum.
  • Więcej o tym: http://jordanpass.jo

WADI RUM – MAGICZNA PUSTYNIA

WADI RUM

Jak dla mnie – jedno z najbardziej magicznych miejsc na Ziemi. Można zachwycać się widokami w Tajlandii, można podziwiać rafy Morza Czerwonego. Jak zachwycić się pustynią..? Jednak – można! Wadi Rum ma w sobie coś, co sprawia, że człowiek doświadcza tam kontaktu z matką naturą i jej siłami mocno oddziaływującymi na ludzki wyobraźnię. Każdy, kto się tam zjawi znajdzie coś dla siebie. A jej nieziemski krajobraz zostanie w pamięci i będzie nam towarzyszył przez dalsze życie.

Udając się na Wadi Rum zoabczycie miejsca, które pewnie już widzieliście w TV. Tutaj kręcono: „Marsjanina”, 2 części „Gwiezdnych Wojen”, „Lawrance’a z Arabii” i nie tylko…

WADI RUM – NALEŻY SIĘ PARĘ SŁÓW WYJAŚNIENIA

Wadi znaczy tyle w języku arabskim, co sucha dolina, koryto wyschniętej rzeki. A Wadi Rum miejscowi tłumaczą jako Dolina Księżycowa. Dzisiaj stanowi jedną z największych atrakcji Jordanii i jest rezerwatem natury o powierzchni ok. 700 km2. Położona jest niedaleko Aqaby – jedynego jordańskiego portu nad Morzem Czerwonym. Z lotniska w Aqabie dojazd autem nie zajmie Wam więcej niż 50-60 minut, a portu lotniczego w Ammanie to już jednak dłuższa wyprawa, ale widoki i przeżycia z pewnością wynagrodzą ten trud.

Wadi Rum to nie tylko pustynia, ale również wioska (trochę skomercjalizowana), leżąca w środku pustyni, do której również można dojechać samochodem. O tym też będzie w tym poście.

Wypożyczenie auta to najlepszy sposób na zwiedzanie Jordanii i jej atrakcji. Co prawda na pustynię Wadi Rum generalnie nie wjedzie się prywatnym autem, ale rozwiązanie jest proste – dojeżdżasz do położonego na obrzeżach parkingu i dalszą podróż zorganizuje już jeden z campów, który ma swój transport. Ten transport posłuży przede wszystkim do eksplorowania pustyni.

WADI RUM – „zjazd offroadu” 😉

CAMP

Dlaczego piszę o campach…? Namawiam gorąco na jedną z rzecz! Pomińcie kilkugodzinne lub półdniowe wycieczki na pustynię. To jest tak magiczne miejsce, że warto tam zostać na dłużej. Tzw. „większa połowa” odwiedzających spędza tam przeważnie jedną noc. Ja zrobiłem coś odwrotnego – „zamieszkałem” w tym pięknym miejscu na 5 dni. Właśnie Wadi Rum stało się bazą wypadową do zwiedzania innych jordańskich atrakcji.

Camp to nie tylko miejscówka na nocleg, To przede wszystkim zderzenie z lokalnym stylem życia. Do wyboru jest ich wiele. O moim, który mogę totalnie polecić, przeczytacie, jak dotrzecie do końca tego opowiadania… Nie, poświęcę mu oddzielny post.

TAJ WADI RUM CAMP – mój camp

Camp zorganizuje nie tylko wycieczki po pustyni, ale przede wszystkim sprawi, że poznacie lokalne tradycje, kuchnię. Camp pozwoli też na jedne z najpiękniejszych doświadczeń – samodzielne eksplorowanie pustyni. O campie też będzie później.

Jest jeszcze coś równie pięknego – Wadi Rum nie tylko w świetle dnia jest magiczne, ale również nocą. Rozgwieżdżone niebo jest jego wizytówką po zmroku.

Wracajmy do zwiedzania pustyni…

DAY TOUR PO WADI RUM

Po śniadaniu i krótkim, samodzielnym zwiedzaniu okolic campu ruszamy na pustynię. Zaczynamy przed południem – około 11.00. Skończymy, jak się okaże – około 19.00 – już po zmroku. Zabieramy ze sobą też obiad przygotowany przez camp oraz nierozerwalnie związaną z pustynią shishę.

Ruszamy z campu na pace jeepa – Mitsubishi L200 – to nie jest reklama – tutaj wszyscy jeżdżą takimi autami. Spotkacie też Toyotę Hilux, albo Nissana Navarrę, albo wszystko do tego podobne.

Pustynia otwiera przed nami swoje podwoje. Pierwszy przystanek:

NABATEJCZYCY

Rysunki Nabatejczyków

Nabatejczycy zamieszkiwali tereny Wadi Rum już w V-VI wieku p.n.e. Wtedy utworzone zostało Królestwo Nabatejskie, które przetrwało do przełomu I/II wieku n.e., kiedy to stało się częścią Imperium Rzymskiego. Takich śladów bytności Nabatejczyków na terenie Jordanii znajdziecie więcej, a kulminację ich wielkości odnajdziecie oczywiście… w Petrze. Ucinam krótką pogawędkę z naszym przewodnikiem – Nayefem i ruszamy dalej.

Zostawiamy nabatejskie rysunki za sobą

Następny przystanek:

DOM LAWRANCE’A Z ARABII

Okay, nie łudźcie się że to prawdziwy dom Lawrance’a – ale rzeczywiście Lawrance zatrzymał się tutaj na noc lub dwie. Dziś to ruiny, na które składają się resztki ścian. Budynek tak naprawdę powstał w okresie funkcjonowania Cesarstwa Rzymskiego, ale magia filmu robi swoje.

Tyle zostało z domu Lawrance’a z Arabii

O ile ruiny domu nie stanowią wyjątkowej atrakcji, o tyle obok znajdują się skałki, z których można podziwiać panoramę pustyni. Jednocześnie nie są specjalnie wymagające jeżeli chodzi o wspinaczkę, więc większość odwiedzających da z pewnością wspiąć się, bo naprawdę warto.

Tba o już wewnętrzna potrzeba turystów, aby zaznaczyć swą obecność
Okolica Domu Lawrance’a
Widok okolicy Domu Lawance’a
Pustynia widziana ze skałek przy Domu Lawrance’a

Te widoki są tak przepiękne, że człowiek czuje jakby przeniósł się do innego wymiaru. To jest coś magicznego, zwłaszcza w sytuacji gdy zwiedzających jest niewielu…

Magia pustyni!

Przemieszczamy się dalej – jeden łuków skalnych na Wadi Rum:

UMM FRUTH ROCK ARCH

Zwieńczenie jednego z najpiękniejszych łuków – Umm Fruth Rock Arch – kończy się na wysokości kilkunastu metrów.

Umm Fruth Rock Arch

Czasami znajdziecie nazwę Umm Fruth Rock Bridge – będzie to oczywiście ten sam cud natury. Wspinaczka nie jest trudna, są wykute na części trasy pojedyncze stopnie w skale, a widoki równie piękne, co w przypadku chyba wszystkich skał na Wadi Rum.

To już prawie szczyt Umm Fruth Rock Bridge
Na szczycie
Widok z podejścia na Umm Furth Arch

Kolejny stop – to atrakcja zafundowana przez camp:

PUSTYNNY LUNCH

Szukamy z Nayefem odludnego miejsca – o co wbrew pozorom nietrudno na pustyni. Aczkolwiek jest to miejsce – obok Petry – najczęściej odwiedzane przez turystów, więc nie zawsze będziecie sami. Taki już urok globalizacji turystyki. Czasem jednak ten „egocentryzm podróżniczy” będzie zaspokojony. Dla takich chwil warto żyć i podróżować.

Obiad został wcześniej przygotowany, więc rozkładamy się w ustronnym miejscu. Rzeczywiście Nayef ma rację – nie widzieliśmy nikogo w pobliżu przez ten czas.

Pustynny lunch

Kapsa to rodzaj maqlooby – jordańskie żarcie to, jak zresztą cała arabska kuchnia (może poza czystym mięsem) to moje odkrycie sprzed kilku lat. Mógłbym to jeść i jeść. Codziennie. W domu nie zawsze mi na to pozwalają, więc chociaż tutaj moje kulinarne upodobania miały swoje ujście.

Uwierzcie, że nigdy jeszcze arabska nie smakowała jak na pustyni!

Pomogłem Nayefowi wszystko ogarnąć – bo to jest też jedna z najcenniejszych rzeczy. Kilka dni na campie sprawiło, że traktujesz Beduinów, a oni Ciebie jak przyjaciela, albo wręcz rodzinę. O tym jeszcze wspomnę, ale wybrać camp ze wspaniałymi ludźmi to jeden z najważniejszych determinantów udanego pobytu.

Sahha! znaczy tyle co smacznego po arabsku!

Oczywiście znalazł się też czas na ćaj (beduińską herbatę) oraz shishę, bo o ile żarcie było wspaniałe, to shisha smakowała jeszcze lepiej! Pomyśl… pustynia, pustka, słońce i shisha. Jak dla mnie wystarczy do małej chwili szczęścia!

Po uczcie dla ciała, ruszamy w dalszą drogę szukać kolejnej uczty dla duszy. Niedaleko od miejsca naszej pustynnej biesiady znajduje się:

BURDAH ARCH BURDAH BRIDGE

…czyli ten najwyżej położony łuk skalny

Burdah Arch

Można się na niego wspiąć, droga zajmuje – jak mówi Nayef – około 3 godzin. Może następnym razem… Kusząca propozycja, ale mamy jeszcze kilka atrakcji łącznie z sunsetem na koniec dnia.

Z dalszej perspektywy Burdah Arch wygląda jeszcze bardziej okazało!

Kolejny przystanek, to:

MUSHROOM STONE

Wielka „pieczarka” na środku robi wrażenie i jest obowiązkowym punktem odwiedzin. Raczej jako ciekawostka – bardziej ujęły mnie inne miejsca. I te spektakularne, i te mniej spektakularne.

Mushroom Stone

Chociaż… z perspektywy wygląda jakby ten kapelusz jakiś tytan celowo tam położył 😉

Pewnie słyszeliście o miejscu, gdzie kręcono sceny „Marsjanina” – to te fragmenty Wadi Rum, gdzie piasek przybiera czerwoną barwę. Kulminacją tego jest:

RED SAND DUNE

Co ciekawe na tych czerwonych wydmach spotkacie zielone sukulenty 😉

Niestety nie powiem Wam jak się zwą. Nie mają też tak grubych liści jak sukulenty. Swoją drogą – to nie jedyne zielone rośliny na Wadi Rum. Gdzieś w oddali majaczyły mi małe różowe kwiaty. A może była to fatamorgana? 😉

Przed zachodem słońca zaliczamy jeszcze:

UMM RASHID CANYON

Umm Rashid Kanion

Przed wejściem znajduje się głaz upamiętniający oczywiście pierwszego króla z dynastii Haszymidów – Abdullaha I. Rodzina królewska w Jordanii cieszy się większym poparciem i zainteresowaniem niż Windsorowie w GB!

Cześć rodzinie królweskiej w Jordanii oddaje się praktycznie na każdym kroku
Umm Rashid Canyon

Kiedy już nacieszyłem się pięknymi widokami w pełnym słońcu, pozostało już tylko pożegnać ten dzień

PUSTYNNYM ZACHODEM SŁOŃCA

W porze zimowej słońce nad Wadi Rum zachodzi około godziny 17.30-18.00. BTW – po zachodzie też jest pięknie – gwiaździste niebo nad pustynią przedłuża te wspaniałe dzienne chwile i widoki.

Koniec dnia o wieczorne życie na campie (będzie o tym w następnym odcinku), ale póki co jesteśmy w BAY SUNSET (nazwa własna;), gdzie spływają wszystkie jachty… sorry, raczej zjeżdżają wszystkie jeepy i pick-upy z żądnymi przeżycia tej wyjątkowej chwili, jaką jest pustynny sunset 😉

Sunset 17.20
Zachód słońca 17.30
Jeszcze chwila i będzie za horyzontem, ale póki co jest 17.40

Jeszcze tylko nocna (po zmroku) jazda po pustyni na nasz camp. Atrakcja sama w sobie – foty się nie zachowały, a film nie nadaje się do wyświetlania przed 23.00 i lądujemy na krótki odpoczynek w namiocie, bo przecież na campie nie chadza się spać po zachodzie słońca 😉

Słowo na koniec – nie dajcie się wkręcić na 2, 3 4 godzinną wycieczkę po Wadi Rum. Jeśli przylecieliście do Jordanii, to Wadi Rum nie jest tylko jedną z atrakcji. To przepiękne i magiczne miejsce. Nawet jeden dzień na atrakcje tej pustyni to zbyt krótki czas. Jest jeszcze small arch, są miejsca plenerów filmowych najsłynniejszych produkcji i nie tylko.

Na tej pustyni nie chodzi o ilość zaliczonych atrakcji. Nie spieszcie się! Dajcie też jej czas na to aby odkryła przed Wami swoje najpiękniejsze strony, a wrócicie z pięknymi wspomnieniami.

To jeszcze nie koniec opowieści o Wadi Rum – jeszcze Was pomęczę w następnym odcinku 😉

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Jeśli chcecie zwiedzić Wadi Rum bez tłumów – nie wybierajcie na wycieczkę po pustyni takich dni jak piątek/sobota. Poza turystami z całego świata natkniecie się dodatkowo na turystów arabskiego pochodzenia, którzy chętnie odwiedzają Wadi Rum w swoje wolne dni.
  • Link do mojego campu TAJ WADI RUM CAMP: http://facebook.com/naefalzawydh/ – zorganizują nie tylko nocleg, ale też pustynne toury!
  • Co zabrać ze sobą na pustynię – zależy od pory roku – w tej zimowej obowiązywały: t-shirty, krótkie spodnie + bluza (temperatura w grudniu dochodziła do 23’C)
  • Niestety 2 dni później załamanie pogody sprawiło, że dochodziło do ewakuacji turystów z pustyni (deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz – padało jak mi opowiadał Nayef – 48h!!!)
  • Przy wielu atrakcjach (mushroom, łuki skalne, kaniony – znajdziecie namiastki sklepów i barów)
  • Ciekawostka jest taka, że wszędzie tam mogliśmy kawy/herbaty skosztować za free.
  • Zawsze jednak warto wziąć ze sobą oczywiście wodę! Wody na pustyni nigdy nie za wiele!