SMAKI MONTENEGRO

Czarnogórska kuchnia to bogata mozaika ciężkich, górskich potraw opartych na mięsach z rusztu, ryb i owoców morza z Primorja oraz warzyw i owoców podawanych zarówno w formie sałatek, jak też sauté. Każdy, kto odwiedził różne regiony i kraje Półwyspu Bałkańskiego dostrzeże w serwowanych daniach podobieństwa sąsiedzkich kuchni. Da się przecież zjeść sałatkę szopską zarówno w Bułgarii, jak też w Serbii, Chorwacji, Macedonii czy Czarnogórze. Plejskavica czy cevapcici też będzie pomimo niewielkich regionalnych różnic obecne na stołach całego półwyspu.

Nasza krótka (niestety) podróż po Monetnegro (czytaj: http://7mildalej.pl/czarnogora-balkanska-perelka/) miała dać nam możliwość poznania różnych snmaków czarnogórskiej kuchni – taki był kulinarny plan odwiedzin tak ślicznego zakątka Europy jakim jest Czarnogóra.

Pierwsze kroki, a raczej kilometry naszej podróży wiodły nas z doliny Podgoricy do Żabljaka położonego wysoko w Durmitorze. Jż same jego położenie na wysokości ok. 1.460 m.n.p.m. oraz pobliskie  szczyty wyższe od naszych tatrzańskich Rysów dają okazję do skosztowania górskiej kuchni.

Jest wieczór, więc po prawie całodniowej podróży czas na kolację – pierwszą czarnogórską strawę zamawiamy w hotelowej restauracji ZLATNI BOR. „Miejscówka” okazuje się jedną z lepszych lokalnych restauracji.

Wnętrze, oddające regionalny klimat oraz historię terenów – wśród eksponatów, aczkolwiek aczkolwiek niekoniecznie kulinarnych znajdzie się i wykopany niemiecki hełm i pistolet partyzantów walczących pod dowództwem Josipa Broz Tito i parę innych równie „przydatnych” w kuchni gadżetów 🙂

No, ale w knajpie nie zamierzamy uruchamiać radia sprzed ponad 60 lat, tylko mamy zamiar podrażnić nasze kubeczki miejscowymi specjałami (mówiąc górnolotnie) lub po prostu zjeść i napić się (mówiąc przyziemnie).

Z karty wybór pada na dwa dania: CEVAPĆI oraz TELETINA SA PEĆURKAMA

Cevapći w tym wydaniu, to 10 sztuk mielonych paluszków z mieszanego mielonego przyrządzanego na typowy bałkański sposób – miękkie w środku mięso, z wierzchu lekko chrupiące. Ogólne wrażenie – OK – poprawne, świeże.

Teletina sa pećurkama – czyli cielęcina z pieczarkami w sosie śmietanowym – smaczna, dobrze wysmażona, miękka – smak cielęciny inny niż w Polsce. Zaserwowane danie również poprawne i świeże.

Sałatka szopska – typowe bałkańskie danie – przyrządzane z pomidora i ogórka oraz sera; w Zlatnim Borze dostaliśmy wersję podstawową, czyli pomidor, ogórek, ser; bywa też z dodatkiem cebuli (taką też jedliśmy). Ser tarty obowiązkowo na drobnej tarce. Standardem jest ser solankowy typu szopskiego wyrabiany z mleka owczego, ale bywa też z dodatkiem mleka koziego lub krowiego.

Ogólne wrażenia..? Kuchnia w ZLATNIM BORZE jest smaczna, ceny przystępne, żeby nie powiedzieć, że niskie, obsługa bardzo miła. Fajerwerków nie było, ale kuchenna poprawność, świeżość – tego doświadczyliśmy. Aha… Porcije su velike!

Drugiego dnia udaliśmy się na rafting – w bazie przygoda z Tarą zaczęła się obowiązkowo od rakiji – była w pakiecie raftingowym 🙂 Po powrocie do bazy czekał na nas obiad (również w pakiecie raftingowym) – do wyboru: wieprzowina, jagnięcina lub „rybina” – skorzystaliśmy z tej ostatniej opcji i dostaliśmy pastrmka, czyli pstrąga, ale nie jednego na dwie osoby, tylko dwa pstrągi na jedną osobę – na bogato! Do tego prostą (czytaj: bałkańską) sałatkę, czyli pomidor + ogórek z moim ulubionym krawljim sirom.

Pstrąg – świeżutki, bez hodowlanego zapachu – może po raftingowym wysiłku powinno się pójść w kierunku mięsiwa, ale nie żałowaliśmy tej opcji – pycha!

Wieczorem po spacerze nad Crne Jezero był mundialowy mecz FRA-BEL, więc postanowiliśmy kolację spożyć przed ekranem barowego TV. Zastanawiałem się tylko – zamówić żabie udka czy frytki po brukselsku..? Ostatecznie jako zagorzali frankofile (od czasu wyjazdu do Paryża) znaleźliśmy w jelovniku (karcie) pasulj (czyli fasolkę) prawie po bretońsku 🙂

Fasolka – miała być w wersji skromnej, a tymczasem nie była to mała miseczka, ale duży talerz + mały talerz z dodatkowymi kiełbaskami. W związku z tym, że do fasolki doskonale komponuje się czerwone wino, a należało też uczcić prowadzenie FRA, zamówiliśmy czerwone wino, może nie bordeaux, ale miejscowego vranaca. Porcja znów okazała się słuszna, a smak wyśmienity.

Ciekawe co czeka na nasze podniebienia na czarnogórskim wybrzeżu (Primorje)..?

Wycieczka do Starego Baru – Stari Grad – przy murach twierdzy jest klimatyczna uliczka, przy której odnajdujemy przybytek, który zwie się KONOBA KULA.

Konoba Kula, to nie tylko restauracja, ale też guesthouse, miejsce gdzie kupicie lokalną oliwę z oliwek, czy po prostu pogawędzicie z kelnerem przy kawie. Jest już może trochę skomercjalizowane, ale takie już mamy czasy… Wnętrze zachęcało do zjedzenia, ale z uwagi na pogodę wybraliśmy miejsce na tarasie.

Pogoda sprawiła, że zaczęliśmy od popularnego na wybrzeżu napoju zwanego: bijeli špricer . To nic innego jak znany w Chorwacji „gemiszt, na Węgrzech „frycz”, Włosi piją proseco – generalnie białe wino z wodą sodową i ewentualnie lodem. Nie było w karcie szprycera, ale nasz ulubiony kelner – Radko zadbał, abyśmy mogli jego proporcje sami skomponować 🙂

Dzień był taki, że zwyciężyła w nas opcja w stylu vege – wiem, było tam jajko i minimalny udział mięsa – bulion był zrobiony na cielęcinie – więc wegetariańscy puryści i tak pozostaną przy swoim zdaniu, ale dla nas warzywa to vege!

Cóż się znalazło w naszym popołudniowym jelovniku… – Starobarski pjat – po naszemu po prostu półmisek warzyw na ciepło, do tego begova ćorba i šopska salata. W karcie stało, że jest to predjedlo, czyli przystawka. Jeśli kilogram warzyw jest apetizerem, to wolałem zrezygnować z dania głównego. 🙂

No więc, skład tego był mniej, a może więcej następujący:

  • bakłażan w panierce
  • bakłażan w sosie śmietanowym
  • opiekany marynowany bakłażan
  • bakłażan w pomidorach
  • cukinia w panierce
  • jajko zapiekane z odrobiną mięsa (też nie vege)
  • japrak – malutkie gołąbki w liściach winogron z ryżem i odrobiną mięska (też nie vege)
  • okra z marynaty
  • pieczony pomidor z czarnymi oliwkami

Jak to wszystko smakowało? Większość była genialna, dobrze przyprawiona, warzywa w wyrazistej marynacie – super to mało powiedziane. Czy można przejeść się warzywami – po wizycie w Konoba Kula – powiem, że TAK.

Begova ćorba – to zupa z okry sporządzona na bazie bulionu cielęcego. A cóż to takiego ta okra? Przyznaję, że dane mi było pierwszy raz spróbować tego smakołyku – znana w Polsce również pod nazwą piżmianu  – rodzaju krzewu o owocach trochę podobnych do zielonej fasolki; w smaku przypomina połączenie fasolki, szparagów, cukinii. Doskonale sprawdza się jako zagęstnik do zup, ma wiele wartości odżywczych i jednocześnie niską kaloryczność. Może służyć jako źródło antyoksydantów, kwasu foliowego.

No więc spróbowaliśmy tej okry na dwa sposoby – w zupie i w marynacie – Polecamy! Wiele wyjaśnił i podpowiedział nam też nasz ulubiony kelner – Radko – Hvala ti Radko, sve bylo ukusne! (Dzięki Ci Radko, wszystko było pyszne). Reasumując uczta w Konoba Kula się udała.

Kolejna restauracja, do której dotarliśmy w czasie pobytu w Barze zwała się KONOBA SUNCE. Miała tę zaletę, że była blisko naszego hotelu, a w googlach opinie były pozytywne.

Jak wypadł nasz test? Jak to mawiał klasyk: „są plusy ujemne”. Być nad morzem w Czarnogórze i nie zjeść owoców morza byłoby grzechem, więc zamówiliśmy kreweteki z rusztu, czyli gambori na źaru. Niestety było to pierwsze kulinarne rozczarowanie. Poza świeżością nie reprezentowały sobą niczego, co warte byłoby wspomnienia – smak morza i tyle! Podobnie było z często spotykanym tu zestawem: kartofel + szpinak – bez soli, bez pieprzu – mdło i bezpłciowo.

Skoro już była jedna wpadka, to mieliśmy nadzieję, że nieszczęścia nie chodzą parami i klasyka czarnogórskiej kuchni czyli podgorićki popeci. Może ta rolada z wieprzowiny z szynką oraz serem w jajecznej panierce okaże się lepszym wyborem. Czasami, na szczęście, nieszczęście (czyli: krewetki) jest sierotą. Mięso było smaczne, soczyste z posmakiem zawiniętej długodojrzewającej szynki panierka bardziej jajeczna niż mączna, aczkolwiek mąka też w tym była. Słowem tym razem „plus okazał się dodatni”.

Jak widać w tej samej restauracji można trafić na dwa odmienne światy kulinarne.

Na koniec pobytu trafiliśmy jednak na coś, co chyba będzie dla mnie świętym graalem w kategorii ryba w kuchni i w związku z tym: THE (COOKING) OSCAR GOES TO: ZORAN!

Jadąc z Primorja na lotnisko należy przejechać groblą przez Skadarskie Jezero. Jedno z najpiękniejszych w Europie, największe na Bałakanach, będące głównym elementem parku narodowego o tej samej nazwie. Bezpośrednio przy drodze znajdziecie chyba trzy knajpki, z czego jedną totalnie niepozorną, aczkolwiek z polsko- i rosyjskojęzycznymi napisami: ZORAN RYBAK.

Na pierwszy rzut oka ciężko nazwać to knajpką, wygląda to bardziej na opuszczone pole kampingowe. No więc idziemy przez ten kamping, parę schodów w dół i tym razem znajdujemy się na głębokiej (w czasie) prowincji. Kilka stołów w części „vip”:

kilka stołów na „patio”:

W wiszącym na ścianie „wypasionym” jelovniku – kilka ryb żyjących w rozciągającym się poniżej jeziorze, zupa rybna, co do picia…

Ale Zoran to legenda – na predjedlo bierzemy 2x zupę rybną podaną w „srebrnej” zastawie wypożyczonej z paryskiego Wersalu (sorry, miało być: „srebrzystej”).

Zupa – gorąca, na zewnątrz też gorąco: +36ºC, ale je się ją bez potu na czole; ugotowana na rybnych „resztkach”, lekko gęsta, ale nie „stojąca” doskonale komponująca się z dodanymi ziołami. Dla mnie !bomba!, aczkolwiek zaprawiona octem dla podkreślenia rybneg smaku. Zupa u Zorana – 4,5/5 – zawsze można się przyczepić 😉

Główne danie to jednak już kompletny odlot!!! Tak właśnie wygląda ten święty graal, o którym powyżej pisałem.

Karp czyli šaran, nie ma nic wspólnego z hodowlanym karpiem – jest to pełnołuski, czyli jak nasze rzadko już spotykane sazany, dziki mieszkaniec jeziora szkoderskiego. Na stół wjechał taki oto mierzący ponad 50 cm okaz, złowiony przed naszym przyjazdem, skrobany i patroszony na świeżo. Przyrządza się go jak poniżej – u nas by to nie przeszło, jest magiczne słowo na „s”- sanepid.

Głęboki tłuszcz, ale świeży (nie rodzimy Olej Bałtycki z 10-tego smażenia). Wcześniej ryba natarta gruboziarnistą solą, i obsmażana jak widać na załączonym obrazku. Jest jeszcze do tego specjalna a’la marynata z trawą, jak mówi Zoran, czyli po prostu mieszanką 7-8 ziół i na koniec jeszcze dochodzi do tego natarcie czosnkiem.

Smaku tego karpia nie da się podrobić w żaden sposób – nie da rady. Niebo w gębie, creme de la creme – nie wiem jakich użyć słów – bez słów – tego trzeba po prostu spróbować.

Jak mam zrobić karpia na wigilię..? Co ja teraz zrobię..? Pojadę na karpia do Zorana!!!

Na koniec Zoran trochę mnie pocieszył – powiedział starą rybacką prawdę. „Smak ryby to nie tylko jej przyrządzanie, ale przede wszystkim, sama ryba”. A szkoderski karp sam w sobie jest kulinarną pysznością!

Kuchnia czarnogórska nie istnieje bez rakiji i wina.

Rakija jest wszędzie obecna, mówi się, że leczy nastrój, niestrawność, ból głowy, pobudza lepiej od kawy, rozgrzewa – istne perpetum mobile o mocy „40V”. Sprawdziliśmy – coś w tym jest! Rakija jest dostępna w sklepach (jak ta poniżej), ale przede wszystkim jest pędzona w domach. Sprzedają ją w przydrożnych kramikach – jest po prostu wszędzie. Jak nie przepadam za smakowymi wódkami, tak czarnogórska rakija wyjątkowo dobrze mi służyła. Oczywiście w rozsądnych ilościach, najlepiej pić ją małymi łyczkami w niewielkiej ilości.

            

W Montenegro mówią, że wino to nie alkohol – wino pija się wszędzie i zawsze, do obiadu, do kolacji, jako szprycera dla schłodzenia organizmu w upały. W sklepach znajdziecie wina europejskie, ale Czarnogóra nie ma się czego wstydzić – mają dwa własne szczepy:

  • czerwony – Vranac,
  • biały – Krstac.

W sklepach i knajpach często bywają wina z winiarni Plantaze – można je spokojnie polecić. Biały krstac jest wyrazistym, ale nie kwaskowatym winem o lekko słomkowej barwie, z wyczuwalnym aromatem cytrusów z kwiatową nutą.

Czerwony vranac – już jego nazwa oznaczająca karego konia mówi, że mamy do czynienia z pełnym, średniociężkim winem o intensywnym kolorze. Smak – głównie czarne i czerwone owoce – jeżyny, jagody, wiśnie. Bez nadmiernej kwasowości.

Jak dla mnie – super – myślę, że nie są gorsze od swoich włoskich czy francuskich odpowiedników. W swoim przedziale cenowym uznałbym je za jedne z topu. Przywieźliśmy zresztą do domu po jednej butelce Vranaca i Krstaca (ale z fere duty shop na TGD).

O czarnogórskim szprycerze – bijeli špricer już pisałem wyżej przy okazji wizyty w Konoba Kula. Polecam do zrobienia w domu – wystarczy kupić butelkę przyzwoitego, najlepiej o cytrusowo-kwiatowej nucie białego wina. Następnie dodajecie do tego kostkę lodu i wodę sodową. Proporcje według gustu. W upalny dzień – nie ma niczego lepszego, praktykujemy od lat w naszym ogrodzie. Czarnogórskim szprycery bardzo nam smakowały chyba z uwagi na krstača – idealnie komponującego się z wodą mineralną.


INFORMACJE PRAKTYCZNE:

  1. Wszędzie, w każdej restauracji doświadczyliśmy świeżości potraw i w wielu przypadkach braku konserwantów – znamy swoje żołądki.
  2. Porcje są na ogół duże – mięsa to często 300 g (!) – w zależności od apetytu i stopnia w skali głodu. Można zamawiać porcję na dwie osoby.
  3. Za słuszne nie tylko wielkością mięsne posiłki w restauracjach zapłacicie generalnie od ok. 6 EUR do 12 EUR za osobę; butelka wina to wydatek w knajpie ok. 8-12 EUR.
  4. W cenie głównych dań często oferowane są już frytki.
  5. W sklepach butelkę przyzwoitego wina kupicie już od 4,50 EUR.
  6. Na wypasioną kolację dla dwojga z butelką wina wystarczy 25-30 EUR.
  7. Wszędzie gdzie jedliśmy – jedzenie było świeże, nie napakowane konserwantami i to jest chyba jeszcze najważniejsza przewaga czarnogórskiej kuchni.
  8. Obsługa w knajpach bardzo miła, nigdzie nie spotkaliśmy z przysłowiowym czarnogórskim, leniwym kelnerem, który sam prosi aby podać mu piwo 😉
  9. Gdybym nie leciał z hand-bagiem, co bym przywiózł? Na pewno: wino, rakiję z domowego pędzenia, sery: zarówno owczy, jak też biały krowi, domowe soki z leśnych owoców.