LWÓW – SZLAKIEM HISTORII, SZLAKIEM KUCHNI

Nad dachami… Lwowa

Czy lwowskie klimaty w naszym, polskim rozumieniu jeszcze istnieją? Jaki jest Lwów dzisiaj? Co się zmieniło w XXI wieku? Ostatni raz byłem tutaj jeszcze w latach 90-tych XX wieku… Tym razem w 2020 covidowym roku jest to dla mnie czwarta podróż. Była więc klimatyczna Apulia PUGLIA MIA… , był olśniewający Stambuł SMAKI STAMBUŁU, był Frankfurt na szybko (nawet niechcący 2x) FRANKFURT AM MAIN, czas na Lwów!

Jest marzec 2020 roku. Pierwsza fala covid19 we Włoszech rozpędza się zabierając ze sobą pierwsze ofiary. 4. marca w Polsce mamy pierwszy przypadek sars-cov2, a w samolocie na trasie WAW-KBP pojawiają się pierwsze osoby w maseczkach. Natomiast na lotnisku w Boryspolu czeka na nas pierwszy pomiar temperatury ciała. Również obsługa lotniska ma na twarzach maseczki a na dłoniach lateksowe rękawiczki. Zestaw ten, jak się okaże w najbliższych miesiącach, na stałe zagości na wszystkich lotniskach świata. Niestety rodzice, którym przede wszystkim był ten wyjazd dedykowany, z uwagi na przeklętego wirusa rezygnują z podróży.

Podczas taxiingu można zapoznać się ze starym urokliwym dworcem lotniczym

Tak więc sami po krótkim locie via Kijów lądujemy we Lwowie. 3 dni, zaledwie 3 dni muszą starczyć na przypomnienie miasta, które mniej lub bardziej jest mi już znane.

LWOWSKIE NUMBER ONE

Lwów to miasto number one na Ukrainie. Brzmi tajemniczo, ale wystarczy sobie wspomnieć, że:

  • w 1574 roku we Lwowie wydrukowano pierwszą książkę na terenach Ukrainy,
  • pierwsza linia kolejowa w latach 60-tych XIX wieku prowadziła z Przemyśla do Lwowa,
  • pierwszy uniwersytet ukraiński powstał również we Lwowie – w 1661 roku,
  • w 1715 roku założono we Lwowie pierwszy browar,
  • II połowa XVI wieku to pierwszy park miejski w ukraińskich miastach,
  • 1749 rok przyniósł pierwsze wydanie gazety,
  • 14.07.1894 roku odbył się pierwszy mecz piłki nożnej,
  • a pierwszy mecz hokeja na lodzie odbył się w 1905 roku,
  • „Pid Rymskym Tsesarem” to nazwa pierwszego ukraińskiego hotelu powstałego w 1785 roku.

To jednak nie wszystko – Lwów dzierży swoją palmę pierwszeństwa również w przypadku kilku światowych wynalazków:

  • w lipcu 1853 roku Ignacy Łukasiewicz zapalił pierwszą na świecie lampę naftową,
  • rok 1784 – to wypuszczenie pierwszego na świecie balonu na ogrzane powietrze.

Teraz już wiemy dlaczego o Lwowie mówi jako o mieście numer jeden na Ukrainie.

LWÓW – NOSTALGICZNIE I HISTORYCZNIE

Faktem jest, że przez wieki Lwów był miastem polskim. Ba, wręcz jednym z symboli polskości. Założony przez króla Rusi Daniela Halickiego, w latach 1349-1772 znajdował się pod polskim władaniem, z małą przerwą w XIV wieku, kiedy to należał do Królestwa Węgier. Po I rozbiorze polski, do 1918 roku był natomiast stolicą Galicji (i Lodomerii) – jednego z terytoriów Austro-Węgier. Do Rzeczpospolitej miasto wróciło w latach 1918-1939, by w roku 1945 wejść w skład ZSRR, a od 1991 roku stać się jednym z głównych miast niepodległej Ukrainy.

Pamiętam Lwów z lat 90-tych XX wieku, jako totalnie zaniedbane miasto, brudne, szare i ponure – pomimo bogatej historii i całkiem niezłego położenia. Nie było w nim tego galicyjskiego charakteru, z którym chociażby mamy do czynienia w Krakowie. Jak będzie tym razem? Jak wygląda cmentarz łyczakowski? Czy można spędzić saturday-night we Lwowie?

LWÓW – DZIEŃ 1.

Lądujemy, wsiadamy do trolejbusa, który z lotniska zabierze nas do centrum miasta. Śpimy w EUROHOTELU, z którego okien mamy widok na Kościół zaślubin najświętszej Maryi i klasztor Sakramentek.

Przy kościele mieści się klasztor Sakramentek

Najpierw czeka nas krótka rozgrzewka w hotelowej restauracji:

Jägermeister na chłodny, marcowy lwowski dzień

Ale nie tylko! Zaczynamy między innymi od banosza czy też banusza. Jak zwał, tak zwał, ale danie to typowe jest dla zakarpackich górali, na Łemkowszczyźnie, czy też Huculszczyźnie, a sporządzane z mąki kukurydzianej, bryndzy i skwarków. Wersja VIP zawiera również grzyby i kawałki mięsa. Pierwsza ciekawostka na kulinarnym szlaku Lwowa zaliczona.

Banosz – idealne na rozgrzewkę, pożywne, ale dla fanów mamałygi

Jako że, blisko do rynku, to sprawdzamy jak wygląda sobotnie życie towarzyskie w stolicy zachodniej Ukrainy. Rynek wraz z okolicznymi knajpkami tętni życiem – wszystko wygląda jeszcze tak, jakby covid nie istniał! Tak w ogóle to Lwów porwał nas swoim szaleńczym nocnym życiem. Lwów to piękna historia, ale też wspaniała kuchnia, więc jak tu nie zwiedzać miasta kulinarnym szlakiem!

Plac Katedralny tętni życiem w sobotni wieczór

PIJANA WIŚNIA (П’яна вишня)

Takie przybytki jak sławna Pijana Wiśnia (П’яна вишня) cieszą nie słabnącym oblężeniem zarówno w dzień, jak też w nocy.

П’яна вишня Pij

Chwileczkę zatrzymajmy się na fenomenie ukraińskich nalewek. Ukraińcy rozróżniają nalewkę od nastojanki – jedna ma moc około 20-25%, natomiast druga nawet 30-40% i tym się różnią. Ukraińcy najczęściej zalewają owoce spirytusem, rzadziej wódką, która akurat do nalewek jest moim pierwszym wyborem. Bogactwo nalewek i nastojanek we lwowskich barach jest praktycznie nieograniczone. Tak naprawdę to limituje go tylko ilość gatunków dostępnych owoców. W barze podchodzisz do kontuaru, zamawiasz i pijesz – w środku, przy stoliku, lub na zewnątrz. W miłej, spokojnej atmosferze galicyjskiego chilloutu.

GAZOWA LAMPA (Гасова лямпа)

Nie licząc spacerów uliczkami lwowskiej starówki, sobotni wieczór spędzamy w restauracji zwanej Гасова лямпа (Gazowa Lampa).

Tak jak poprzednio, tak też w przypadku tej restauracji mamy do czynienia z historią. Ignacy Łukasiewicz – farmaceuta spod Mielca – w 1846 roku, za działalność niepodległościową został osadzony we Lwowie, gdzie pracował w aptece i prowadził prace nad destylacją ropy naftowej. Prawdopodobnie wieczorem 31.07.1853 roku światłem pierwszej lampy gazowej została rozświetlona wystawa apteki, w której pracował.

Wynalazca lampy gazowej i patron Гасова лямпа – jednej z najlepszych lwowskich knajp

Poza quick-barem, gdzie oczywiście można wejść na jednego z dziesiątek shotów, znajdziecie tam dwa, a nawet trzy poziomy restauracji, która serwuje ukraińskie i zakarpackie jedzenie.

Gazowa Lampa – pierwsza przygoda z lwowską kuchnią

W sobotni wieczór w GAZOWEJ LAMPIE ciężko znaleźć miejsce, ale miła Pani sadza nas przy stoliku i możemy skosztować lwowskiej kuchni. Zamawiamy wareniki czyli pierogi ze skwarkami (oraz śmietaną), pawljukową rozradę czyli obsmażaną kiełbasę z pieczonymi kartoflami. Natomiast jako przystawko-deser ląduje na stole doszka kwaszenini czyli wszystko co kiszone: kapusta, ogórki, pieczarki, pomidory, itd. Ukraina, podobnie zresztą jak cała wschodnia Europa słynie z kwaszenia wszystkiego co pod ręką i są to produkty pierwszorzędne, że też o ich zdrowotnych właściwościach nie wspomnę. Będąc więc za naszą wschodnią granicą warto spróbować tych tradycyjnych kiszonek. Są super – w większości przypadków nie natkniecie się na przyspieszacze, a smakują wybornie.

Po kolei: pierogi ze skwarkami, deska kwaszeniaków oraz pawljukowa rozrada

Zdziwienie obsługi było tylko przy karcie napojów. Kilkukrotnie pytano nas czy na pewno nie piwo lub coś mocniejszego. Wino nie jest tam alkoholem pierwszego wyboru, ale w końcu podali odeskoje czorne. W ten sposób, aby podróżniczo-kulinarnej tradycji stało się zadość, spróbowaliśmy lokalnego (czytaj: ukraińskiego) wina. Szału nie było, niestety pomimo czarnomorskiego wybrzeża, gdzie można uprawiać winorośl, tradycja winiarska wciąż jeszcze przed tym narodem.

Żeby zaznajomić się z rachunkiem… Nie, nie zdradzę. Będąc we Lwowie warto odwiedzić GAZOWĄ LAMPĘ i poczekać na ten moment. Tymczasem opuszczany ten przybytek kulinarnej rozpusty i udajemy się na nocne zwiedzanie okolic rynku.

Lwowski rynek w sobotnią noc
Lwów nocą

LWÓW – DZIEŃ 2.

Miasto słynie, co za naszą wschodniej granicy jest rzadkością, z kawy i czekolady. Kawa to jeden z symboli tego galicyjskiego miasta. Na ulicach wręcz unosi się zapach kawy, a mieszkańcy miasta nie tylko uwielbiają ten napój, ale też potrafią go doskonale przyrządzić. Co ciekawe, historia lwowskiej kawy związana jest oczywiście z Jerzym Franciszkiem Kulczyckim – dzielnym żołnierzem króla Jana III Sobieskiego. Dragon, posłaniec, dyplomata, a przede wszystkim zapobiegliwy człowiek zorganizował od oblegających Wiedeń Turków kilkadziesiąt worków kawy, którą wykorzystał do założenia w Wiedniu pierwszej w Europie kawiarni. Jako, że pochodził z podlwowskiego Sambora, to kawa zawitała w również do Lwowa. O ile kawę pijała głównie polska część mieszkańców miasta, a tyle Ukraińcy preferowali herbatę. Kawowe tradycje udało się uratować również w czasach sowieckich – kawa w ramach wymiany handlowej przypływała z bratnich socjalistycznych krajów jak chociażby z Kuby.

Będąc we Lwowie nie można sobie odmówić z pewnością: kawy i czekolady
Nawet w manufakturze świec znajdziecie pyszną kawę

Tymczasem spacerując szlakiem porannej kawy mamy okazję zobaczyć:

Kościół i klasztor karmelitów bosych przy ulicy Wynnyczenki

Przy Placu Muzealnym znajduje się Bloshynyy Knyzhkovyy Rynok, gdzie handluje się staymi (i nie tylko) książkami.

Niedzielny, książkowy pchli targ

POMNIK NIKIFORA KRYNICKIEGO

Kilka kroków dalej, przy katedrze dominikańskiej znajdziecie pomnik upamiętniający Nikifora Krynickiego, czy też Epifaniusza Dworniaka, bo właśnie tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko. Ten jeden z najsłynniejszych malarzy-prymitywistów znalazł swoje upamiętnienie nie tylko w rodzimej Krynicy, ale też na Ukrainie. Wielkim fanem jego twórczości był ukraiński malarz i mecenas sztuki – Roman Turyn, stąd też Nikifora upamiętniono we Lwowie. Pomnik wzniesiono w 2006 roku, czyli zaledwie rok później od czasu gdy swojego najwybitniejszego malarza upamiętniła Krynica.

Tak, to jest Nikifor, Krynicki Nikofor

RYNEK I JEGO ATRAKCJE

Stąd już kilka kroków do rynku, gdzie znajdziecie funkcjonującą do dzisiaj aptekę będącą jednocześnie muzeum lwowskiej farmacji. Oprócz zakupów, za 20 UAH zwiedzicie również część muzealną.

Apteka przy Stavropihiiskiej to również muzeum XVIII wiecznej farmacji
Wnętrze utrzymano jak za dawnych czasów

Lwowski ratusz powstał w latach 1827-1835 w miejscu poprzedniego gotyckiego. Na wieży liczącej 65 metrów wysokości znajduje się taras widokowy.

Lwowski ratusz wybudowano w stylu klasycystycznym

DZIELNICA ORMIAŃSKA

Wracamy w okolice Gazowej Lampy, tym razem na rozgrzewającego shota.

Pijemy z meznurki, a może z probówki

A wybór jest spory, każdy znajdzie swój smak – zarówno wielbiciele wytrawnych smaków, jak też fani słodkości.

Możecie wybierać jak w teleturnieju 1 z 10… smaków

GAZOWA LAMPA zlokalizowana jest przy ulicy Wirmeńskiej, a to już jest Dzielnica Ormiańska czyli Вірменський квартал – ten fragment miasta, który naprawdę warto zobaczyć. Już w średniowieczu Lwów był centrum Ormian zamieszkujących tereny Rzeczypospolitej. Ulica Wirmeńska stanowiła oś całej dzielnicy, a do dzisiaj stoją przy niej kamienice z XVI wieku. Zlokalizowana tam katedra ormiańska pochodzi z XIV wieku.

Katedra ormiańska pod wezwaniem NMP

Spacer po bocznych uliczkach przenosi nas w inny świat. Tutaj można poczuć świat niekoniecznie galicyjski, ale też inny. I czas płynie jakby wolniej…

Dzielnica Ormiańska to piękno starych zaułków
Ot, takie wzajemne przenikanie czasów…

DOM NAUKOWCÓW (Будинок вчених)

W pobliżu Parku Kościuszki, przy ulicy Łystopadohowo Czynu znajduje się jedna – jak dla mnie – perełek Lwowa. Niepozorny Dom Naukowców (Будинок вчених), który można zwiedzić za 20 UAH, czyli ok. 3 PLN. Nomen omen, „kustosza” sami szukaliśmy, aby móc zapłacić za tę atrakcję. Ten budynek, to stare Kasyno Szlacheckie przy dawnej ulicy Mickiewicza – tak było do 1939 roku.

To było nie tylko kasyno, ale też miejsce spotkań towarzyskich

Budynek został wybudowany w 1898 roku i służył jako miejsce spotkań i gier towarzyskich. Oczywiście hazard też był obecny w tych ścianach, ale należało przede wszystkim zostać członkiem klubu, który tutaj istniał. Po II wojnie światowej urządzono tutaj Dom Uczonych, a z historii najnowszej należy wspomnieć, iż we wnętrza tego budynku gościły w 1999 roku sztab wyborczy Łeonida Kuczmy.

Kasyno Szlacheckie to najpiękniejszy budynek neobaroku we Lwowie
Niegdyś znany był również jako Kasyno Narodowe, Końskie oraz Ziemiańskie
Projektantami budynku byli sławni wiedeńscy architekci – Fellner & Helmer

BACZEWSKI – HISTORIA LWOWSKIEJ KUCHNI

BACZEWSKI (Ресторація Бачевських) to chyba najbardziej kultowa lwowska restauracja. Początki biznesu Baczewskich sięgają 1782 roku i założonej fabryki wódek i likierów. Sprawcą największego boomu był Józef Adam Baczewski, który stery rodzinnej firmy objął w 1856 roku. Wprowadził nowoczesne metody produkcji alkoholu i rozwinął gastronomiczną część przedsiębiorstwa. Marka J.A.Baczewski na całe dziesięciolecia stała się synonimem wysokiej jakości wódek i likierów. W 2015 roku w kamienicy przy ulicy Szewskiej reaktywowano sklep z alkoholem sygnowanym tradycyjną rodzinną marką, a także restaurację.

Restauracja Baczewskich – najlepsza lwowska tradycja

Niestety obowiązują rezerwacje lub należy poświęcić trochę czasu aby odstać w kolejce. Aby usiąść przy stoliku odczekaliśmy około 20 minut, ale warto było czekać jak śpiewał klasyk! Restauracja BACZEWSKI zajmuje dwa poziomy, w tle słychać muzykę na żywo. Najważniejsza jest jednak kuchnia. A z jej bogactwa naprawdę warto skorzystać.

Jedna z sal restauracji
Baczewski dzisiaj to nie tylko alkohol, ale też dobra kuchnia

Dla porównania z GAZOWĄ LAMPĄ zamawiam pieczoną kiełbasę, a także lwowskie gołąbki. Jedno i drugie wypada doskonale!

Gołąbki po lwowsku i smażona kiełbas

Hitem jest jednak faszerowany lin. Niewiele jadłem smacznych faszerowanych ryb – ta jest przykładem najlepszej polskiej tradycji kulinarnej; dzisiaj na terenach ukraińskich, ale zapachy polskiej kuchni wciąż obecne są we lwowskich restauracjach.

Faszerowany lin

Jedyne, co może irytować, to czas oczekiwania na zamówienie. Wykracza poza oczekiwania, ale jest niedziela, pełne sale gości, co może dawać wytłumaczenie tej niedogodności. Całość oceniłbym na 4,5/5. Jeśli jedziecie do Lwowa – zajrzyjcie do Baczewskiego, a nie pożałujecie.

WŚRÓD ATRAKCJI LWOWA

Gdy już BACZEWSKI zaliczony, można udać się na leniwe popołudniowe zwiedzanie miasta. Lwów to miasto kościelnych wież. Kościoły – w przewadze i cerkwie, łącznie w liczbie 41.

Lwowska cerkiew

W pobliżu lwowskiego rynku, przy ulicy Teatralnej znajduje się pochodzący z 1610 roku kościół św. Piotra. Dzisiaj pełni rolę garnizonowej cerkwi greko-katolickiej.

Kościół św. Piotra i Pawła

Śladów lwowskiej polskości nie trzeba w tym mieście nawet szukać, znajdują się w zasięgu wzroku. W 1844 roku powstała GKO, czyli jak na foto poniżej. W 1938 przemianowano ją Centralną Małopolską Kasę Oszczęności. Niegdyś był to róg ulic Jagiellońskiej oraz Legionów, dzisiaj zbieg prospektu Swobody (Wolności) oraz ulicy Akademika Hnatiuka. Rzeźby na kopule stworzył Leonardo Macroni. Kiedyś bank, dzisiaj siedziba Muzeum Etnografii.

Galicyjska Kasa Oszczędności – jedna z najbardziej zasłużonych dla Lwowa i Polski instytucji finansowych

Przy krańcu Wałów Hetmańskich, sorry… Prospektu Swobody jest przepiękny, eklektyczny budynek Lwowskiej Opery, a przed 1939 rokiem Teatru Wielkiego. Jako że muzyka i sztuka nie ma mianownika w postaci języka, to warto wybrać się by tego doświadczyć. Podobno no.1 na Ukrainie.

Budynek Opery Lwowskiej zamyka północną pierzeję Alei Wolności (Prospektu Swobody)

Kolumna Adama Mickiewicza we Lwowie , to nie jest XX-lecie międzywojenne, to rok 1904! Dokładnie 30.10.1904 roku dokonano jej odsłonięcia, a więc jeszcze w czasach zaboru austriackiego. Polskość to były nie tylko zbrojne powstania, to również praca budująca bogactwo i umiejętność dialogu. Dokładnie tak było na terenach Galicji…

Pomnik Adama Mickiewicza

Przy tym samy bulwarze stoi pomnik poświęcony największemu chyba ukraińskiemu poecie – Tarasowi Szewcence. Gdy był na wygnaniu w Kazachstanie, gdzie zaprzyjaźnił z zesłanymi tam również Polakami, a na jego pogrzebie oprócz Ukraińców najbardziej liczni obecni byli Polacy.

Upamiętnienie największego ukraińskiego poety – Tarasa Szewczenki

Dzisiejszy Lwów to nie tylko historia, to również współczesność – graffiti to uliczna (czasami) sztuka. We Lwowie również znajdziecie to, co powstało dawno temu na tzw. zachodzie.

Uwielbiam graffiti, gdy niesie coś więcej

We Lwowie jest znalazłem jeszcze jedną… atrakcję?, zjawisko..?, nie wiem jak to nazwać…

PODWÓRKO ZAGINIONYCH ZABAWEK

W necie spotkałem się ze skrajnymi opiniami na temat tego miejsca. Większość, pomimo tego, że przychylna nie nie zachęca do odwiedzenia. Tymczasem… Gdzieś przy Starym Rynku, a nawet ulicy Kniazia Lwa, czy też knajpy Stary Lew znajdziecie stare pluszowe Lwy i nie tylko.

Podwórko zaginionych, a może zagubionych zabawek

Ktoś, kiedyś przyniósł pluszaka, ktoś inny przyniósł kolejnego i tak się zaczęło. Legenda jest więc prosta i krótka, ale pewnie będzie wzbogacana z każdym rokiem, kiedy podwórko będzie funkcjonowało.

Kubuś Puchatek i spółka
To wszystko dostępne tu i teraz 🙂

Zaletą tej plenerowej ekspozycji jest jej dostępność. Czynne 24h, free of charge – czego chcieć więcej. Nie byłem po zmroku, ale

Jest podwórko, jest piaskownica!
Leżymy, siedzimy, wisimy – każda pozycja jest dobra!

Kończymy drugi dzień we Lwowie. Wieczór jednak też piękny, a lwowskie noce, jak już wiemy potrafią być bogate!

Lwowskie zabytki nocą

Tym razem trafiamy do KRYJÓWKI! Niekoniecznie nam, Polakom może się ta knajpa dobrze kojarzyć, ale spróbujmy się z nią zapoznać.

KRYJÓWKA (Криївка) – GASTRO-PARTYZANTKA

Криївка to lokal kultywujący nacjonalistyczne ukraińskie tradycje i stanowiący gloryfikację UPA, która dla Polaków nie jest organizacją, mówiąc oględnie, najmilej wspominaną. Lokal jest ukryty w południowej pierzei rynku i ciężko go znaleźć wejście. Przy wejściu wita nas „uzbrojony” partyzant, który żąda podania hasła. Hasło nie może być oczywiście inne jak „Slava Ukrajini”, a następnie obowiązkiem jest wypicie naparstka miodowej wódki (medowuchy). Restauracyjne sale przypominają nam o wojennych kryjówkach ukraińskich partyzantów. Całość – wystrój, menu, naczynia i serwowane dania oraz muzyka i kelnerzy przypominają nam o miejscu, gdzie się znaleźlismy.

Wnętrze „KRYJÓWKI”

O ile podane dania można uznać za totalnie spełniające oczekiwania, o tyle już nomenklatura karty dań już niekoniecznie. Nie ma co prawda żadnego nawiązania do działań UPA na Wołyniu, a raczej walce z hitlerowskimi Niemcami, to jednak nie do końca czułem się tam dobrze. Co by nie powiedzieć – gloryfikacja działań UPA, to niekoniecznie atmosfera, w której chciałbym delektować się posiłkiem. Na zasadzie – byłem, to doświadczenie mam za sobą.

LWÓW – DZIEŃ 3.

Dzień powrotu, a raczej dzień wyjazdu ze Lwowa. Do popołudniowego lotu do Kijowa pozostaje jeszcze trochę czasu. Udajemy się na Cmentarz Łyczakowski, ale o tym poczytacie tutaj: CMENTARZ ŁYCZAKOWSKI WE LWOWIE.

Lwów odkrywa jeszcze swoje piękno, którego nie zdążyliśmy dostrzec.

Lwowski Rynek

Lwów przyniósł nam jakże odmienne od Kijowa wrażenia. I nie chodzi bynajmniej tylko o architekturę.

Wąskie uliczki w śródmieściu Lwowa
Lwowskie dachy

To miasto jest odmienne chociażby z powodu atmosfery w nim panującej, której nie da się powtórzyć w innych ukraińskich metropoliach. To miasto jest jak pomost łączący dwie kultury i dwa światy, to przedsionek, który łączy Ukrainę ze światem zachodniej Europy.

Przed wylotem do Kijowa zdążymy jeszcze z jedną kulinarną atrakcją miasta. Pomiędzy pomnikami dwóch wieszczów – Mickiewicza oraz Szewczenki, przy Alei Swobody jest restauracja-muzeum słoniny, zwana oczywiście:

SAŁO – (Сало ресторан)

Słonina we wschodniej kuchni zajmuje swoje poczesne miejsce i jest oczywiście jedną z historycznych tradycji kulinarnych Ukrainy. Sało jako przekąskę jada się najczęściej peklowaną albo wędzoną. Oczywiście wykorzystuje się też jako farsz po zmieleniu), a także w odmianach solonej lub marynowanej.

Сало ресторан – bardziej restauracja niż muzeum

Gdyby ktoś jednak wątpił w muzealny charakter knajpy oraz fakt, że słonina może być doskonałym plastycznym materiałem na rzeźbę, to w gablotach znajdzie zaprzeczenie swoich myśli.

Eksponat nr 1 z prawdziwej słoniny
Eksponat nr 2 – również prawdziwa słonina

Nie decydujemy się na sało w najczystszej postaci, ale w zamówionych daniach musi być obecna. Pamiętajcie, że słonina to prawie 100mg cholesterolu w 100 gramach produktu; to również istna bomba kaloryczna – 800kcal w 100-gramowej porcji.

Pierogi z mięsem i mieloną słoniną
Barszcz ukraiński z przekąską z mielonej słoniny

Gdyby ktoś chciał sprawdzić wpływ posiłków spożywanych w SAŁO na jego wagę, to nie ma z tym problemu. Przed wyjściem czeka na niego prawdziwy test 🙂

Sałokontrol stoi i czeka na odważnych

Nie licząc topionej słoniny ze skwarkami, czyli smalcu – pyszny, to zarówno pierogi jak też barszcz ukraiński można spokojnie polecić. W SAŁO znajdziecie kuchnię ukraińską w najlepszym wydaniu – może ciężkostrawna, może czasami odważna w formie i smaku, ale z pewnością smaczna. Jedliście chociażby słoninę w czekoladzie..? Nie? Odwiedźcie koniecznie SAŁO!

ŻEGNAMY LWÓW…

SAŁO było ostatnim punktem naszej wizyty we Lwowie, jeszcze tylko podróż na lotnisko i lądujemy w Kijowie, gdzie wita nas mglisty wieczór.

Z okien Hotelu UKRAINA rozpościera się widok na Majdan

Lwów jest miastem jakże odmiennym od Kijowa. Nie da się porównać panującej tam atmosfery do innych części Ukrainy. Nie przypomina też miasta sprzed 20 lat. Wiele się zmienia, impulsem było chociażby EURO 2012. Modernizacja lotniska, dworca kolejowego, centrum miasta. Lecz zmiany to nie tćylko infrastruktura, ale głównie zmiana charakteru miasta, mentalności ludzi. A to nie zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na to potrzebne są lata pracy u podstaw.

Lwów wydaje się jednak być awangardą tych zmian. Być może bliskość Polski – granicy UE, być może pozostałość po austriackim zaborze… Inaczej człowiek jest obsługiwany w knajpie, inaczej się tutaj ludzie uśmiechają. Podobno mieszkańcy Lwowa są najszczęśliwszymi na Ukrainie. Daje się to odczuć na każdym kroku. Nigdzie nie spotkaliśmy się negatywną postawą wobec Polaków, wręcz przeciwnie – doświadczyliśmy sympatii ze strony Ukraińców. Tutaj prawie każdy mówi po polsku, albo stara się mówić, a przecież historia polsko-ukraińska nie jest łatwa i przyjemna.

Lwów turystycznie rozwija się najszybciej na Ukrainie, w trakcie pobytu słychać było język polski, angielski, niemiecki czy słowacki. Za kilka lat będą tutaj tłumy z zachodniej Europy. Cieszę się, że miałem szansę zobaczyć to miasto jeszcze przed turystycznym szturmem. Życzę Lwowiakom jak najlepiej, a bliskość miasta sprawia, że pewnie wpadnę tam jeszcze na niejeden weekend.

COVID19 – MARZEC 20

Gdy przylatywaliśmy do Lwowa, nikt się utaj Covidem jeszcze nie przejmował. W Polsce nie było już płynu do dezynfekcji, a tutaj był dostępny w każdej aptece. O maseczkach i rękawiczkach nie wspomnę. Słowo social distance też było wszystkim obce. Życie toczyło się zwyczajnym rytmem, a ludzie wciąż byli uśmiechnięci. Wieczory pełne gości na rynku czy też w knajpach. Ba! Były nawet kolejki jak za czasów słusznie minionych.

Z Ukrainy udaje się nam wrócić 3 dni przed pierwszym lockdownem i załapujemy się na pierwszą kwarantannę. Jeszcze nie przypuszczałem, że następnym razem wsiądę do samolotu dopiero na początku czerwca, a w pierwszą podróż za granicę polecimy na początku lipca…

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Pogoda w marcu nie rozpieszcza – jest raczej chłodno; opadów prawie nie doświadczyliśmy, ale temperatury nie przekraczały 10C.
  • Z lotniska do centrum najlepiej dojechać trolejbusem linia nr 9) – czas dojazdu do Uniwersytetu – ok. 25-30 minut, skąd do rynku można dojść per pedes w 10-15 minut.
  • Proponuję unikać taksówek na lotnisku – ceny za dojazd do centrum to minimum 10-15 EUR, a za bilet na trolejbus zapłacicie nie więcej niż 7 UAH.
  • Jako miejscówkę wybraliśmy EUROHOTEL – róg Terszakowców i Tuhan-Baranowskiego – strona www: eurohotel.lviv.ua dobre opinie w necie pokrywają się z moimi odczuciami. Plus za obsługę, śniadania, restaurację, spokojną okolicę. Do rynku ok. 1km – 12-14 minut spaceru.
  • Strona www Restauracji Baczewskich: baczewski.com.ua – proponuję miejsce zarezerwować: +380 98 224 4444
  • Gazowa Lampa: fest.lviv.ua/en/restaurants/gasovalampa
  • Strona www SALO: salo.virtual.ua
  • Komunikacja miejska we Lwowie jest tania; podróżuje się za grosze: bilet zwykły 6-7 UAH, studencki: 3-3,5 UAH, duża walizka 7 UAH – droższa wersja u kierowcy. Kara za jazdę na gapę to 120 UAH ale nie próbowaliśmy).
  • Kurs hrywny – marzec 2020: 1 UAH = 0,15 PLN; 1 PLN = 6,66 UAH
  • Inną charakterystyczną rzeczą są muzea, a raczej obiekty muzealnopodobne – apteka z muzeum, knajpy z muzeum – każdy sposób jest dobry na chargowanie turysty, ale niewątpliwą zaletą tych mikroekspozycji jest ich cena – na ogół free, albo 10-20 hrywien

SMAKI STAMBUŁU

Tantuni – jedna z tureckich tradycji kulinarnych

Czym są dla mnie smaki Stambułu..? Mam problem z odpowiedzią na to pytanie. Turecka tradycja kulinarna ma oczywiście swoje korzenie w położeniu kraju. To styk Azji oraz Europy, islamu oraz chrześcijaństwa. To w końcu naleciałości arabskie. Bogactwo tureckich kulinariów polega głównie na całkiem swobodnym mieszaniu smaków i składników. Turaj każdy znajdzie coś dla siebie – zarówno fani kuchni w stylu vege, jak również mięsożercy.

O historycznym szlaku pisałem tutaj: STAMBULSKIE OPOWIEŚCI – CZĘŚĆ I – HISTORIA. Spacery przybliżające miasto znajdziecie tutaj: STAMBUŁ DZISIAJ – CZĘŚĆ II STAMBULSKICH OPOWIEŚCI. Natomiast o futrzanych mieszkańcach tutaj: KEDI – KOTY ZE STAMBUŁU.

Czas więc zacząć kulinarną wycieczkę po Stambule! Kilka miejsc, które subiektywnie przybliżą smaki Stambułu.

SUAT USTA MESRIN TANTUNI – JEMY TANTUNI!

Gdyby komuś przyszło do głowy próbować rozszyfrować nazwę tej restauracji w pobliżu Taksim Meydani, to służę pomocą. Suat to imię, Usta to mistrz, Mersin to miasto w Turcji, natomiast Tantuni to oczywiście potrawa. Tantuni to nic innego jak drobno siekana wołowina (wiadomo – muzułmanie wieprzowiny nie jedzą), czasem jagnięcina. To mięso w pierwszej kolejności się poszetuje, a następnie smaży na mocno rozgrzanej blasze z niewielką ilością oleju bawełnianego (cotton-oil). Dodaje się do tego przyprawy oraz równie drobno posiekane warzywa. A to wszystko na suchej patelni!

Tantuni zawsze z dodatkami na na ostro – albo w lawaszu (durum)…
…albo w pieczywie (pide)

SUAT USTA MERSIN TANTUNI, to knajpka w Beyoglu niedaleko od Placu Taksim, ale naprawdę w warto ją odwiedzić. O ile tradycyjne tantuni serwuje się z wołowiny (et) lub rzadziej z jagnięciny (kuzu), to w tej restauracji zaserwują je również z kurczaka (tavuk). Czym się wyróżnia dobre tantuni? – Przyprawami – jest na ostro! A jeśli nie, to obok na talerzyku znajdziecie pikantną papryczkę jako dodatek.

Restauracja położona jest w bocznej, wąskie uliczce, niedaleko Placu Taksim, a w środku praktycznie sami Turcy. Gdy weszliśmy wszystkie oczy na nas – jednak widać, że rysy mamy niekoniecznie janczarskie :). Knajpka nie jest duża; widać, że raczej lokalsi ją sobie upodobali. Ale jedzenie było wyśmienite!

Przenieśmy się w inne miejsce Stambułu – tym razem w jego azjatycką część. W uliczkach Üsküdaru znaleźliśmy przybytek, który zwie się:

ZEKIBEY İSKENDER – TRADYCJA No.1

Skoro już dotarliśmy di Azji, to wypada przecież zjeść coś azjatyckiego. Snując się uliczkami Üsküdaru, natknęliśmy na ciekawe zjawisko – godzina 16-ta, część restauracji jakby sjestę miała o tej porze, a przecież prom z Eminönü przywiózł głównie mieszkańców azjatyckiej części miasta. Jak więc porównać stambulskie smaki oraz aromaty jakie rozchodzą się po obu stronach cieśniny bosforskiej, jeśli wszystko zamknięte. Tak bywa poza sezonem…

W końcu trafiamy na coś otwartego. ZEKIBEY İSKENDER okazuje się genialnym wyborem. Restauracja istnieje od 1969 roku, a że karmi ludzi doskonale, to pewnie będzie istnieć kolejne 50 lat. Jedzenie oraz obsługa trzymają wysoki poziom, ceny przystępne, porcje olbrzymie. Na talerzach tradycja i świeżość.

Zekibey İskender serwuje przepyszny pilav

Wybór w menu pada na dwie potrawy: coś co jest specjalnością szefa kuchni czyli kebab w stylu iskender oraz pilav, którego jeszcze w Stambule nie próbowałem. Decyzja okazuje się ze wszech miar słuszna.

Zekibey İskender

Zekibey İskender Kebab

İskender Kebab, to klasyka tureckiej kuchni. Nazwa pochodzi od imienia wynalazcy – İskendera Efendi – mieszkańca niedalekiej Bursy. Nowe wcielenie İskender kebab przygotowane przez kucharzy Zekibey İskender prezentuje się jak powyżej, czyli: siekana wołowina/baranina w dużej ilości pomidorowego sosu z dodatkiem grilowanego bakłażana, przybranego pomidorem oraz zieloną papryką. To wszystko już na stole obficie zostaje podlane roztopionym masłem. Pyszne, ale sycące na cały dzień. Kalorii lepiej nie liczyć, bo nie ma sensu… W przypadku Zekibeya właśnie ten grillowany bakłażan daje dodatkowy smaczek różniący go od XIX-wiecznego pierwowzoru. Nie jestem fanem mięsnych potraw – bliżej mi do fleksitarian, ale nie wyobrażam sobie w Turcji nie spróbować ich kebabów.

Perde Pilav

Perde Pilav robiony na sposób Siirt

Siirt to miasto w południowo-wschodniej Turcji, do którego prawdopodobnie ze środkowej Azji przywędrowała ta potrawa. Niegdyś perde pilav przygotowywany był jako danie weselne. W końcu podstawą jest ryż, którego sypanie podobno przynosi młodej parze szczęście. Ale po kolei… Perde pilav to ryż z kurczakiem (tavuk) cebulą (soğan) w cieście z migdałami. To wszystko jest zapiekane, a razem symbolizuje parę młodą, dzieci, dobrobyt i jeszcze ma dawać ochronę dla domu stworzonego przez młodożeńców. Takie wierzenia, taka tradycja. Jeśli ktoś jeszcze nie próbował – polecam, ciekawe w smaku!

Cóż jeszcze ciekawego nam się przydarzyło na kulinarnym, stambulskim szlaku, gdzie jeszcze odnajdziemy smaki Stambułu w najlepszym wydaniu..?

ORTAKLAR KEBAP RESTAURANT,

która to jest dosyć tłumnie odwiedzaną przez turystów knajpą. Co doskonale widać na stolikach:

Pod szkłem oczywiście pamiątki po turystach – 10 PLN z PL też było przy sąsiednim stoliku

Na dwóch poziomach znajdziecie nienajgorszą turecką kuchnię, ale zachwytu nie było. Na stół wjechały:

Alti Ezmeli Kebap

Alti Ezmeli Kebap – niestety serwowany z frytkami dobrze, że można je odrzucić)

Ta potrawa zwana Alti Ezmeli Kebap to oczywiście kolejna odsłona kebaba. Jak tą wersję się przyrządza? Otóż… wołowina (et) kroi się na kawałki i grilluje na szpadkach, z pomidorami robi się to samo – na szpadkę i opieka na grilu, do tego cebula, ostra zielona papryczka. Całość należy posypać dla dekoracji i smaku zieloną pietruszką. Tyle mówi wzorzec Alti Ezmeli Kebap. W tym przypadku brak papryczki i pietruszki, które zastąpiono frytkami zatraciły pierwotny smak, chociaż mięso i pomidorowy były ok, to jednak to nie to co klasyka i tradycja. Szkoda…

Kusabasi Kasar Pide

Kusbasi Kasar Pide

Pide, czyli pitę przygotowuje się według standardowego przepisu. Ciasto drożdżowe robione na mleku i wodzie, które następnie wypełnia się farszem – w tym przypadku serowo-mięsnym. Może być kurczak, może być wołowina. Jak dla pasują tam ostre sery – na przykład cheddar. Zapieka się całość w piekarniku i wędruje na stół.

Jak już wspomniałem ORTAKLAR KEBAP nie rzuca na kolana, ale jedzenie jest co najmniej poprawne. Kelnerzy się starają – obsługa jest po prostu miła. Pozytywne zaskoczenie to ceny – 25 TL za pide oraz 28 TL za kebap są naprawdę konkurencyjne.

ISTNABUL ANATOLIAN CUISINE

W niedalekiej odległości od hotelu oraz Küçük Ayasofya, w bocznej uliczce znaleźliśmy knajpkę zwaną ISTANBUL ANATOLIAN CUISINE. Niewielka, sympatycznie wyglądająca z nienachalną obsługą, a że wokół niewiele już takich przybytków było czynnych, to skorzystaliśmy z zaproszenia. Nie żałowaliśmy.

Tavuk Güveç

Polecono nam Tavuk Güveç czyli casserole z kurczakiem. Skwiercząca zapiekanka w żeliwnym, gorącym naczyniu roztaczała aromat, który powodował tylko dodatkowe ssanie w żołądku. Pomidory, papryka i oczywiście bakłażan. Gdybym miał powiedzieć z jakim warzywem kojarzy mi się Turcja – bez wątpienia powiedziałbym – bakłażan, czy też jak go tutaj zwą – patlıcan. Tutaj wszystko jest z bakłażana, z bakłażanem, w towarzystwie bakłażana. Jako, że w kuchni również nadużywam tego warzywa, to znalazłem na stole nie tylko smaki Stambułu, ale również swojej kuchni. A jak smakowało? Było pyszne.

Tavuk Guvec czyli Casserole z kurczakiem

Zeytinygli Yaprak Sarma

Jako przystawka wcześniej wjechały dolmady, czyli coś, co tutaj zwało się Zeytinyağlı Yaprak Sarma. Sarma w języku tureckim znaczy tyle co wrap w języku angielskim, a więc „owinięty”. W wersji na foto jak niżej w liście winogron zawinięto kaszę – chyba bulgur, używa się też ryżu. To wszystko w towarzystwie cebuli, czosnku, mięty i cynamonu, a także soli i pieprzu, ale najważniejszy składnik to rodzynki lub porzeczki oraz oliwa z oliwek (zeytin yağı)! Nie dogadałem się – czy to było kuşu czy kuru üzümü. Całe to nadzienie podsmaża się delikatnie wraz z ugotowanym / sparzonym ryżem lub kaszą i zawija w yapraki czyli liście winogron. W każdym razie pychotka w stylu vege.

Zeytinyağlı Yaprak Sarma – vege „gołąbki” w liściach winogron

W ISTANBUL ANATOLIAN CUISINE spotkaliśmy się z bardzo sympatyczną obsługą. Atmosfera prawie rodzinna, niewielu gości było, ale zajęto się nami bardzo serdecznie. W gratisie zaserwowano turecką herbatę i przekąskę (pide). Wypada tylko polecić. Ta niewielka, niepozorna wręcz knajpka ma bardzo wysokie oceny w google – tym razem zgadzam się w 100%. Karmią dobrze, a nawet bardzo dobrze.

Wspomnę jeszcze o jednym miejscu z cyklu „gastroturystyka”. Jest to:

ZIYA BABA TURK MUFTAGI

Niestety nie zachowały zdjęcia z tego niewielkiego baru prowadzonego rodzinnie przez starszego Pana, który z właściwą sobie nonszalancją, acz atencją karmi swoich gości.

Ziya Baba Turk Mutfagi – obowiązkowo

W (do)wolnym tłumaczeniu (czytaj: autora tego bloga) nazwa baru znaczy tyle co „odwiedź kuchnię tureckiego taty”. To typowy niewielki bar z tureckim jedzeniem, gdzie na stolach znajdziecie ceraty, a obsłuży Was osobiście właściciel. Wszystko zrobi jakby od niechcenia – od przyjęcia zamówienia do zainkasowania rachunku, ale z jakimś dziwnym urokiem starej Turcji, której coraz mniej można znaleźć. Więc jeśli najdzie Was nostalgiczna chęć skosztowania tureckiej tradycji i spróbowania czym są smaki Stambułu, starego Stambułu koniecznie usiądźcie przy stoliku w Ziya Baba.

SMAKI STAMBUŁU – PODSUMOWANIE + SŁOWNICZEK KULINARNY GRATIS

Każde miejsce, w którym jedliśmy możemy polecić. W każdym jedzenie było totalnie świeże – i to jest dla mnie kolejny wyznacznik tureckiej kuchni. Wszystko, czego skosztowaliśmy było świeże – czy też w niewielkim barze Ziya Baba, czy też w piętrowym gastrokombinacie Ortaklar Kebap Restaurant. W każdym – dosłownie – lokalu spotkaliśmy się z miłą obsługą. Staraliśmy się omijać miejsca w pobliżu zabytków, czy też większych atrakcji miasta. Niejednokrotnie łamiąc sobie języki wdawaliśmy się w anglo-tureckie pogawędki, które kończyły się gratisem, a jak Turek stawia Ci herbatę, to znaczy, że nie tylko bawi się w tani marketing, ale naprawdę Cię polubił.

Każdy z adresów – tych poniżej wymienionych mogę polecić. W każdym z nich dostaniecie kawałeczek wielkiego ciasta, jakim jest kuchnia turecka. Od lat jestem fanem kuchni śródziemnomorskiej oraz arabskiej. W kuchni tureckiej, która leży na styku dwóch różnych kontynentów oraz dwóch różnych kultur mam jedne i drugie smaki. Odkrywanie smaków Stambułu wciąż jeszcze przede mną, ich bogactwo jest jednym z tych, które sprawiają, że decyzja o powrocie do miasta zwanego Stambułem została podjęta jeszcze zanim opuściłem stambulską ziemię.

Jeszcze jedno – być w Stambule i nie spróbować ulicznego, wyciskanego soku z granatów..? Nie wypada!

Sok z granatów – specjalność stambulskiej ulicy

==============================================================

Na koniec jeszcze (kronikarsko) kilka stron i adresów:

Jeszcze trochę o tureckim pieczywie – coś dla insulinoopornych, diabetyków, bezglutenowców, itd.:

  • Ekmek – chleb pszenny
  • Tam Buğday Ekmeği – chleb pełnoziarnisty
  • Kepekli Ekmeği – chleb z otrębami
  • Çavdar Ekmeği – chleb żytni
  • Mısır Ekmeği – chleb z mąki kukurydzianej

Trochę jeszcze o mięsie po turecku:

  • Et – wołowina
  • Tavuk – kurczak
  • Kuzu – jagnięcina