TOP FIVE SANTORINI

First look na Santorini

Gdybym miał wymienić z czym mi się kojarzy Santorini – top five, to wymieniłbym według kolejności:

  • wino – białe lokalne Assyrtiko
  • zachody słońca widziane z Oia, Thira i Akrotiri
  • kuchnia – odkryłem favę w kilku odsłonach (i nie tylko!)
  • krystalicznie czysta woda i urokliwe plaże (czasem z dostępem tylko z morza)
  • piękne miejsca, gdzie spotkacie fantastycznych i gościnnych ludzi (!)

A gdyby ktoś poprosił o wskazanie miejscówki na wyspie – zdecydowanie południowa jej część – niezadeptana, bez tłoku i pośpiechu – Akrotiri z okolicami jest the best!

PARĘ SŁÓW O WYSPIE

Santorini zwane również Santorynem, a wśród Greków równie tajemniczą nazwą Thira to oczywiście jedna z wysp Cyklad. Znana chyba na całym świecie z pięknych zachodów słońca. Niemniej jednak poza „sunsetami” (i obserwującymi je tłumami turystów) znajdziecie tam przepiękny kawałek Grecji. Grecji nie da się odkrywać bez kuchni, wina i morza. Santorini jest czasami jak Grecja w pigułce – z lokalną kuchnią, endemicznym gatunkiem wina, czy pięknem morza lśniącego w słońcu… i jego zachodach.

Warto też pamiętać, że pod powszechną nazwą Santorynu kryją się co najmniej cztery wyspy: Thira, Thirasia oraz Nea Kameni i Palea Kameni. Dociekliwi znajdą niewątpliwie też piątą wyspę – Aspronisi, jednak z uwagi na jej prywatny charakter, możemy pominąć jej istniejące (z pewnością) piękno.

O wulkanie na trzeciej co do wielkości wyspie – Nea Kameni (na pewno znalazłaby się w top six), jak również gorących źródłach na Palea Kameni pisałem tutaj: NEA KAMENI – SPACER PO WULKANIE.

Na temat wyspy krążą legendy. Pamiętam, jak grecki taksówkarz w Kalamacie zapytał czy byłem na Santorini…? Pojedziesz, zobaczysz i pomyślisz, gdzie jest prawdziwa Grecja! Żartowniś 🙂

I weź tu wybierz…

Miało być zgodnie z notką „biograficzną”, a wyszło jak zwykle. Wróćmy więc do:

HISTORII SANTORYNU

Około 1600 lat p.n.e. istniała w tym miejscu wyspa zwana Strongoli. Później wulkan eksplodował i powstała jedna z najpiękniejszych kalder, jaką dzisiaj możemy zderzyć z naszym poczuciem piękna. Nie dosyć, że wielka, to jeszcze zatopiona, a jakby nielicznym było mało, to również wyodrębniona w postaci kilku jakże malowniczych wysp. Ta kaldera powstała po wybuchu wulkanu pozostaje dzisiaj jedną z największych – przybliżona średnica sięga 10 kilometrów.

Jakby na to nie patrzeć, wulkan miał wielki wpływ na historię nie tylko wyspy, ale również znacznych połaci Morza Śródziemnego. Szacuje się, że eksplodowało ówcześnie ok. 60 km2 magmy, a życie na Santorynie zniknęło na 300-400 lat. Ucierpiała prawdopododnie Kreta (oddalona o ponad 100 km) i wiele innych obszarów Grecji i ziem ościennych.

Pumeks, który w najlepszym stanie zachował się na NEA KAMENI odnajdziecie nawet w Egipcie! A są teorie (może jednak hipotezy), które utożsamiają wybuch wulkanu Strongoli (Thera) z mityczną Atlantydą…

Kaldera Santorynu – może to właśnie zatopiona Atlantyda..?

Tak czy inaczej, jeszcze w czasach, które jesteśmy w stanie opisać z większą precyzją oraz dozą prawdopodobieństwa, wulkan niejednokrotnie jeszcze będzie kształtował historię wyspy.

Jedno jest pewne – dzisiaj możemy cieszyć nasz wzrok jednym z najpiękniejszych widoków, tak pięknym, jak też niepowtarzalnym.

TOP FIVE SANTORINI (No.1) – WYSPA… BIAŁEGO WINA

Już podróż z lotniska do hotelu mnie zaintrygowała. Zza szyb samochodu dominował krajobraz pełen winorośli. Dziwne – niskie krzaki jakby płożące zajmują chyba z 60% powierzchni wyspy. Są dosłownie wszędzie. Zarówno przy drogach, jak też na winnych plantacjach. Każdy wręcz kawałek żyźniejszej gleby kojarzy się oczywiście z tą niskopienną winoroślą.

Lokalny szczep winogron zawładnął wyspą na dobre

Okazuje się, że to lokalny występujący na Santorini, szczep zwany ASSYRTIKO. Jest to jeden z najważniejszych greckich szczepów winorośli. Na Santorini jest oczywiście szczepem endemicznym – lokalnym, który znalazł tutaj doskonałe warunki do wzrostu i bujnego owocowania.

Assyrtiko jest szczepem niskopiennym, wręcz płożącym. Większość krzewów tej jakże specyficznej winorośli nie przekracza 80-90 cm wysokości. Ma to chronić między innymi przed smagającym je wiatrem. Bogate i plenne grona spoczywają na rozgrzanej śródziemnomorskim słońcem ziemi.

Kiść winogron assyrtiko jest wręcz leżąca

Assyrtiko zawiera spore ilości kwasu winowego, co pozwala na obfite zbiory nawet w tak gorącym klimacie jaki panuje na Santorini.

Ten szczep o jasnej skórce jest oczywiście objęty apelacją SANTORINI AO.

Assyrtiko doskonale pasuje do klimatu wyspy

Wina z wytwarzane z gatunku Assyrtiko charakteryzują się słomkową barwą. Nie wiem, czy paradoksalnie te warunki – właśnie wulkaniczna gleba, która dominuje na wyspie nadaje mu charakterystyczny smak. Ale oczywiście nie tylko… Moc! Białe wino o zawartości alkoholu 13% nie jest często spotykane. Pomimo tego doskonale orzeźwia, wyczuwa się nutę owocową, szczególnie cytrusów. Przy tym jest lekkie… Wprost stworzone na upalne dni jakich latem niemało na tej pięknej wyspie. I nie czuć tej mocy, nie są to wina „zalkoholizowane”.

Pomimo, że jestem zwolennikiem win czerwonych, to gdy tylko mam okazję rozkoszowania się białymi, uczynię to chętnie z Assyrtiko, które stawiam na podium wśród białego trunku. Niezaprzeczalnie polecam je tak gorąco, jak gorąco bywa na Santorini.

TOP FIVE SANTORINI (No.2) – WYSPA… ZACHODÓW SŁOŃCA

Prawie każdy słyszał o zjawiskowych zachodach słońca na Santorini. Są one jakby powiedzieć językiem współczesnych social mediów – instagramowe… Miałem okazję podziwiać je z kilku point of view. Do dzisiaj nie wiem, które są najpiękniejsze, ale wiem doskonale, które mógłbym polecić.

Internet głosi, że te w Oia są najpiękniejsze – jeśli nie na świecie, to przynajmniej na Santorini. Fakt, jest zjawiskowo, ale radość z obcowania tak uroczą chwilą zabijają tłumy. Tłumy turystów, którzy pomimo, że napełniają kieszenie wielu lokalsów, stają się na tyle uciążliwe, że płyną już odezwy w stylu: „Dajcie nam żyć, to nasza wyspa!”

Wracając do sunsetów i poczynając od obleganej, jak mury Ceuty w XVII/XVIII wieku, Oi… Niewątpliwie piękne, zjawiskowo urocze, ale jednak zbyt „insta,” jak dla mnie.

Oia chwilę przed zachodem słońca
Sunset, sunset i… po sunsecie.

Z tym zachodem słońca w Oi wiąże się oczywiście, jak to bywa w moim przypadku pewna historia… Czas oczekiwania na ten wzruszający moment, gdy z ust sławetnych tłumów daje się usłyszeć: „Och!” miał zostać skrócony w postaci zapoznania się walorami lokalnej kuchni. Jednak splot nieszczęśliwych okoliczności spowodował opóźnienie naszych potraw (na które swoją drogą warto było czekać – ale o tym później). W międzyczasie zaprzyjaźniliśmy się z sympatycznym Charlsem z LA (California) oraz kelnerem z Belgradu (Serbia). Tak więc „och-sunset-moment” w Oia okazał bardziej zadowalający dla kubeczków smakowych niż dla oczu.

Nic jednak straconego, nie jednym zachodem słońca na Santorini człowiek żyje. Wcześniej była Thira – stolica wyspy.

Thira równie piękna godzinę przed sunsetem
Pięknie..?

Były też okolice Megalochori. Również z widokiem na wulkan, czyli Nea Kameni.

No i w końcu Akrotiri. Nasza miejscówka na Santorynie. Piękno, cisza i spokój. Jakże odmiennie od tłumów w Oi czy też w Thirze…

Słońce zachodzi nad Akrotiri

Na dodatek można podziwiać kalderę Santorini odbijającą się w promieniach zachodzącego słońca.

Wieczorny widok na kalderę i Nea Kameni (poniżej jedna z ulubionych restauracji – Panorama)

Które miejsce jest najlepsze do podziwiania tych zjawiskowych sunsetów? Ciężko wybrać, a n wszystkie takie miejsca niestety zabrakło nam wieczorów…

TOP FIVE SANTORINI (No.3) – FAVA I JEJ LICZNE ODSŁONY

Zdarzyło mi się wcześniej skosztować zarówno greckiej, jak też cypryjskiej favy. Do gustu przypadła mi dopiero ta, której miałem okazję skosztować na Santorini. Fava to nic innego jak łuskany groch w postaci pasty (dipu) przypominającej hummus.

Już brzmi apetycznie, a jeśli jeszcze do tego dodamy fakt, że na Santorini znajdziecie doskonały lokalny groch, to robi się jeszcze ciekawiej.

Fava równie dobrze może stanowić składnik meze (mezze), odzielną przystawkę, ale też osobne danie podane na ciepło z dodatkami, których zakres ogranicza tylko wyobraźnia kucharza.

Na początku fava wygląda oto tak:

Fava z Santorini – jedna z najlepszych w Grecji

Ale równie dobrze fava może stanowić dodatek do sałatki, czego doświadczyłem w restauracji THEOFANIS w Akrotiri. W tym przypadku fava była fantastycznym składnikiem sosu sałatkowego na zimno i doskonale komponowała się z regionalną sałatką znaną tutaj pod nazwą „Santorini”. Fava w tym wydaniu była subtelna, wręcz niezauważalna, ale wzbogacała smak sosu i całej potrawy niejako hamując kwasowość kaparów oraz ich marynowanych liści.

Sałatka SANTORINI z… sosem ubogaconym favą

Natomiast w Oia, knajpie zwanej „KARMA” otrzymaliśmy w gratisie – w ramach przeprosin za nieporozumienie – favę na ciepło skomponowaną z duszoną cebulką oraz kaparami. Paradiso in bocca jakby powiedzieli Włosi… Jeden z tych greckich smaków, który pozostanie we wspomnieniach.

Po tych przygodach z favą nie pozostało nic innego, jak zakupić woreczek prawdziwej greckiej favy z Santorini i wyczarować z niej greckie smaki we własnej kuchni.

SANTORINI NIE TYLKO FAVĄ STOI!

Zresztą… nie tylko fava mnie zauroczyła. Poza sałatką, w THEOFANISIE, podali duszone grzyby z serem pleśniowym. Polecam!

Grzyby z serem pleśniowym

PANORAMA – pięknie położona restauracja na skraju Akrotiri (przed Megalochori) zaoferowała domową moussakę. Mimo, że bez bakłażana, który jest obowiązkowy w mojej wersji, to naprawdę smaczna. Pod puszystym beszamelem skrywa się niewielka ilość mięsa, a miękkie i przepyszne kartofle oraz cukinia.

Moussaka w PANORAMIE – warto się skusić.

PANORAMĘ szczególnie warto odwiedzić wieczorem, w bonusie oferuje przepiękne zachody słońca.

Dobra kuchnia, wino i sunset – to da Ci PANORAMA

W Oia odwiedziliśmy, jak wyżej wspomniałem, KARMĘ. Z góry mówię – nie jest najtańsza, ale karmi wyśmienicie.

Soutzoukakia – lepszej nie jadłem, ale muszę jeszcze spróbować w… Izmirze. Przecież to danie pochodzi właśnie z okolic tego tureckiego miasta, a dzisiaj jest prawie grecką potrawą narodową. Kucharz w KARMIE połączył wołowinę z jagnięciną – smak przedni! doskonale przyprawione mięso podano na pochodzących z Krety kluskach zwanych skioufihta.

Niby zwykłe meatballsy, ale świetne i do tego z skiufihta

Nie mogłem sobie odmówić krewetek, ale za to jakich krewetek! GARIDES KATAIFI okazały się doskonałą doskonałością, jakby powiedział klasyk. No więc big-shrimps albo small-prawns zostały delikatnie opieczone w piecu i odziane w futerko z anielskich włosów. Anielskimi włosami zwie się ciasto filo (fyllo), które po rozdrobnieniu Grecy nazywają właśnie kataifi, a Arabowie: kadayif. A żeby krewetkom nie było smutno, a może sucho, to zostały zroszone delikatnym sosem na bazie santorińskich pomidorków cherry (wyspa ma też własną – pyszną odmianę tych pomidorków). Na koniec ten ciepły i aromatyczny pachnący lekko ziołowo ocean został zwieńczony kulkami z jednego z najbardziej greckich serów, jakim jest feta.

Powiem, a raczej napiszę tylko jedno – kulinarny majstersztyk!

Garides Kataifi – tu jest wszystko, czego człowiek oczekuje od potrawy!!!

Długo można opisywać kuchnię Santorynu, jest bogata, niezwykle różnorodna i wspaniała. Wszędzie spotkała nas miła obsługa i niewymuszona gościnność, a kilka słów po grecku otwierało dodatkowo lokalne serca.

TOP FIVE SANTORINI (No.4) – PLAŻA, DZIKA PLAŻA

Santorini jest nie tylko klasyczną wyspą wulkaniczną, ale cała stanowi jedną wielką kalderę. Erupcje wulkanu wzniosły brzegi wyspy dosyć wysoko – znakomita większość z nich to wysokie klify. Pomiędzy tymi klifami można znaleźć jednak prawdziwe perełki do uprawiania dolce far niente. Nie każdemu przypadną do gustu, ze świecą szukać tych z białym, drobnym (wchodzącym gdzie się da) piaskiem (nie moja bajka). Zamiast tego otrzymamy albo żwir, albo szary wulkaniczny gruboziarnisty piach. Jak dla mnie – ostatni chętny na plażing – wszystko OK! Niejednokrotnie na te plaże prowadzą dość karkołomne zejścia (i wejścia), a znajdziecie równie takie, na które dostać się można tylko od strony morza. Jedno jest pewne – często są pozbawione tłumów, nawet te najbardziej znane i instagramowe, a widoki oraz kolor i czystość wody są już w bonusie.

Chronologicznie zwiedzaliśmy je w sposób następujący:

Caldera paralia czyli Caldera beach

Plaża położona w pobliżu naszego hotelu w Akrotiri, ze wspaniałym widokiem na całą kalderę oraz pozostałe wyspy.

Caldera paralia (1)

Zejście – bok hotelu KOKKINOS VILLAS – liczy sobie około 700 metrów, ale momentami stromo i kamieniście, chociaż większość drogi to utwardzony dukt dla samochodów. Po drodze, dla strudzonych wędrowców czekają miejsca odpoczynku 😉

Caldera paralia (2)

Plaża jest wąska, żwirowa, ale widoki z niej niezapomniane – cała kaldera w zasięgu wzroku.

Caldera paralia (3)

Gdyby komuś znudziło się plażowanie i pływanie – na udać się na wspinaczkę po skałkach – polecam, spróbowałem – skala trudności – „zaawansowany amator”.

Caldera paralia (4)

Generalnie nieuczęszczana – niewiele osób, cisza i spokój. W odległości 5 minut nad morzem całkiem przyzwoita tawerna REMEZZO.

O ile Caldera Beach nie należy do najbardziej znanych ośrodków plażingu, na wyspie, to nie można tego powiedzieć o trzech następnych plażach, ale po kolei…

Kokkini paralia zwana również Red Beach

Nazwę swą ta jedna z najbardziej znanych plaż zawdzięcza oczywiście kolorowi otaczających ją skał i podłoża. Kokkino znaczy po grecku czerwony. W tej części wyspy wulkaniczne wypiętrzenia przybyły właśnie ten charakterystyczny kolor.

Kokkini paralia – Red beach (1)

Internety krzyczały, że to jedno z najbardziej zatłoczonych miejsc na wyspie. Zarówno na foto (1), jak również na foto (2) sami możecie ocenić… Dla ułatwienia dodam, że był to czerwiec, roku covidowego 2, czyli 2021.

Kokkini paralia – Red beach (2)

Tym razem mieliśmy do czynienia z drobnym, o bordowej oraz czarnej barwie, żwirkiem. Równie wąsko i stromo jak na Caldera beach.

Kokkini paralia – Red beach (3)

Schodziliśmy od strony wioski Akrotiri, ale bardziej popularne wejście znajduje się od strony wykopalisk Akrotiri. Na plaży barek, możliwość wypożyczenia leżaków i parasoli.

Kokkini paralia – Red beach (4)

To wszystko razem sprawia, że wrażenia z pobytu na plaży są niezapomniane. Od strony morza plaża prezentuje się równie pięknie.

Kokkini paralia – Red beach (5)

Z przystani przy wykopaliskach w Akrotiri w ciągu dnia kursują wycieczkowe łodzie pomiędzy południowymi plażami, a są taki, do których dostać można się tylko od strony morza. Do nich należy:

Aspri paralia czyli White beach

Aspri, czyli biała plaża to jedno z najbardziej bajkowych i jednocześnie dzikich miejsc na wyspie. Aby się na niej znaleźć należy skorzystać z łodzi.

Aspri paralia (1)

Drugą opcją jest zaopatrzenie się w ekwipunek wspinaczkowy! Położona pomiędzy czerwoną, a czarną przyciąga przepięknymi widokami i lazurem wody. Nawet jednak na tej odizolowanej plaży znajdziecie leżaki oraz plażowego mobilnego barmana z lodówką 😉

Aspri paralia (2)

Aspri beach to jedna z najpiękniejszych plaż na jakich zdarzyło mi się być, chociaż plażowiczem raczej nie jestem i niewielka jest ilość takich miejsc, które by mnie zachwyciły. Co mnie urzekło..? Cisza, spokój, kolor wody i widoki.

Aspri paralia (3)

Mavri paralia, czyli black beach, zwana również white beach

Po pobycie na Aspri beach, łódka zabiera nas na ostatnią z plaż, na którą kursuje. W niektórych źródłach znajdziecie nazwę White beach, ale miejscowi mówią na nią również Black beach, czyli Mavri paralia.

White beach, znana również pod nazwą Mavri paralia – black beach (1)

Obydwie nazwy pasują idealnie. Białe ściany skał i czarny piasek, a raczej żwirek.

White beach, znana również pod nazwą Mavri paralia – black beach (2)

Należy pamiętać, że po wschodniej stronie wyspy funkcjonują czarne plaże w Kamari i Perrisie. One są chyba najbardziej znane jako czarne plaże na Santorini.

Cztery dni na Santorynie, cztery plaże. Oczywiście nie zwiedziliśmy wszystkich. Nie było czasu, ale nie czułem też takiej potrzeby. Mieliśmy to szczęście, że bywaliśmy na tych mniej uczęszczanych. Chyba nawet piękniejszych i totalnie zjawiskowych jak chociażby aspri paralia.

Jeśli udacie się na przystań w pobliżu wykopalisk w Akrotiri, to znajdziecie łodzie, które za 10 EUR, będą wozić Was przez cały dzień pomiędzy red beach, white beach oraz black beach. Naprawdę warto skorzystać z tej atrakcji.

TOP FIVE SANTORINI (No.5) – PIĘKNE MIEJSCA I GRECKA GOŚCINNOŚĆ

Santorini to cudowny fragment Grecji i nie tylko. O wielu z tych cudownych miejsc wspomniałem powyżej. Wielu z nich nie dane mi było zobaczyć – jak zwykle czas… płynął nieubłagalnie. Może w przyszłości uda się dotrzeć kolejny raz na tą przepiękną wyspę.

Poza utartymi szlakami znaleźć można cudowne miejsca, a których czas płynie wolniej, a słońca i bryzy nie brakuje.

Wybrzeże kaldery w pobliżu caldera beach
Uliczki Akrotiri
Takie obrazki też można zobaczyć!
Kościół św. Mikołaja w pobliżu Kokkini paralia
Thira widziana od strony Old Port
Oia
Thira

Każde miejsce to przede wszystkim ludzie. Na Santorini, dosłownie wszędzie, spotkaliśmy się ze wspaniałą grecką gościnnością. Trafialiśmy na wspaniałych ludzi, którzy służyli pomocą. W tawernach niewyszukana uprzejmość była na porządku dziennym, a kilka słów w języku greckim zjednywało nam otaczających nas ludzi.

Właściciele hotelu poczęstowali nas kawą i przekąską, a hotelowy pokój nie dosyć, że mógł być wybrany przez nas, to został przygotowany 4 godziny przed checkinem – oczywiście free!

Te wszystkie przykłady gościnności nie były w żadnym przypadku wymuszone, ani nastawione na marketingowy efekt. Były po prostu naturalne. Pamiętam podróż w roku 2017 na Skopelos oraz Skiathos – tam również tego doświadczyliśmy. Z siłą jeszcze większą niż na Santorini, ale to pozwoliło mi zrozumieć, że tradycyjna grecka gościnność, to nie tylko przykrywka i zachęta do odwiedzenia tego jakże pięknego kraju.

Jak już wyżej pisałem – polecam szczególnie południe wyspy. Pomimo, że nie nie jest zbyt rozległa – z Południowy jej kraniec od północnego dzieli zaledwie ponad 30 kilometrów, to czasem wydaje mi się, że są to dwa różne światy. Podobnie jest z interriorem – wewnętrzny świat wyspy niejednokrotnie nie przypomina tego, który znajdziecie w Thirze, Oi, Perrisie czy Kamari.

Top five Santorini – ciężko było wybrać, a może tylko ustalić kolejność. Kolejność natomiast każdy może przyjąć dowolną i na tym polega urok każdej podróży i dokonywanych przez nas wyborów.

Co mi się nie udało, a czego nie ominę następnym razem:

  • zwiedzić kilka winnic i poddać podniebienie degustacji lokalnych win – obowiązkowy punt wizyty
  • popłynąć na Thirasię – mniejszą siostrę Santorynu
  • zapuścić się w okolice Perrisy czy też Kamari – te okolice
  • zwiedzić Therę
  • zejść w Oi do Ammoudi

W ten sposób powstał następny top five Santorini! Może jednak będzie ten następny raz…

INFORMACJE PRAKTYCZNE – TOP FIVE SANTORINI

  • Taksówki na wyspie są stosunkowo drogie – kurs z lotniska na tzw. drugą stronę wyspy (Akrotiri, Oia, Thira to standardowy wydatek 35 EUR. I… ciężko negocjować cenę.
  • Autobusy kursujące po wyspie to dla odmiany niewielki wydatek – kursy między miasteczkami to wydatek 1-2 EUR. W tym przypadku pamiętajcie, że… wszystkie drogi prowadzą do Thiry. To jest węzeł przesiadkowy, z którego dojedziecie do każdego miasteczka znajdującego się w rozkładzie jazdy.
  • Jeśli jesteście w Akrotiri i chcecie nasycić podniebienia dobrą grecką kuchnią wybierzcie się do THEOFANIS – nie pożałujecie – więcej: http://santorinitheofanis.gr
  • Na kolację połączoną z podziwianiem zachodu słońca – koniecznie PANORAMA (http://panorama-santorini.gr)
  • Restauracja KARMA w Oia najlepsze krewetki w kataifi – karma.bz
  • Pomiędzy miejscowościami na wyspie kursują autobusy, wszystkie drogi, a właściwie kursy prowadzą do Thiry. Znaczy to, że aby dostać się np. z Akrotiri do Kamari należy przesiąść się w Thirze. Bilety za jeden odcinek kosztują ok. od 1 EUR do 2 EUR. Wyspę można więc zwiedzić więc za niewielkie pieniądze. Autobusy zatrzymają się nawet pomiędzy przystankami – można spokojnie wędrować.
  • Najlepszym jednak wyborem będzie wynajem auta – polecam wypożyczalnie „pozalotniskowe” – taniej, auto podstawią do hotelu, nie ma problemu z kaucjami czy ubezpieczeniem.

NEA KAMENI – SPACER PO WULKANIE

NEA KAMENI widziana z Thiry

Jeśli dotarłeś już na Santorini to nie ma opcji, aby nie dotrzeć na NEA KAMENI. Santoryn (Santorini) było niegdyś nie tylko okrągłą wyspą. Było przede wszystkim wyspą wulkaniczną, a w wyniku wielokrotnych erupcji wulkanu ukształtował się dzisiejszy jej charakter. Mamy więc takie wyspy jak: Santorini, Thirasia, Palia Kameni oraz Nea Kameni, gdzie możecie podziwiać jeden z trzynastu europejskich wulkanów, a jeśli odrzucić wulkany islandzkie oraz azorskie, to niewiele już zostanie… Tak naprawdę tylko Włochy z Etną, Vesuvio i Stromboli.

Wyprawa na Nea Kameni była częścią naszej podróży na Santorini, o czym możecie przeczytać tutaj: TOP FIVE SANTORINI

TROCHĘ HISTORII…

NEA KAMENI to najniższy wulkan Europy wznoszący się zaledwie na około 150-160 m nad poziom morza. Wulkaniczna wyspa nie jest zbyt okazała, jednakże warto znaleźć się tam choćby na chwilę. Obcowanie z czynnym wulkanem nie jest w Europie codziennością.

Cała kaldera obejmująca wyspy: Santorini, Thirasia, Nea Kameni, Palea Kameni oraz Aspronisi to teren również dzisiaj aktywny sejsmicznie. Wulkan rzeźbił ten fragment greckich Cyklad jeszcze w latach 50-tych XX wieku.

Dopływamy do NEA KAMENI

Różne źródła podają różne daty wyłonienia się NEA KAMENI z morza, ale pewne jest, że w po erupcji wulkanu w latach 1707-1711 zaistniała na dobre w krajobrazie południowych Cyklad. Chociaż… już Lucius Cassius Dio już w I wieku naszej ery wspominał o jej pojawieniu się. Aczkolwiek dzisiejsze badania wskazują jednoznacznie, iż była to PALEA KAMENI, która jest rzeczywiście starsza.

PALEA KAMENI widziana z wulkanu (NEA KAMENI)

Jako pierwszy, erupcje i pojawiające się na powierzchni morza wytwory działalności wielkiego podwodnego wulkanu, opisywał na przełomie starej i nowej ery grecki geograf Strabon. Już po jego śmierci miała miejsce pierwsza nowożytna erupcja. W latach 46-47 n.e. wyłoniła się z morza wyspa THIA, która po późniejszych erupcjach przybrała kształt dzisiejszej PALEA KAMENI. Późniejsze siedem erupcji w latach: 726, 1570-1573, 1707-1711, 1866-1870, 1925-1928, 1939-1941 oraz 1950 ukształtowany krajobraz dzisiejszej kaldery Santorini. Na jak długo..? Tego nie wie nikt! Wulkan, którego dziś serce, a raczej ognisko magmy bije około 4 kilometry pod powierzchnią morza wciąż pozostaje aktywny sejsmicznie.

WYCIECZKA NA WULKAN – OLD PORT (OLD HARBOUR)

Jak dostać się w najprostszy sposób na NEA KAMENI..? Wystarczy wykupić jeden z rejsów statkiem, by poczuć wszechogarniający zapach siarki i zobaczyć jego wyziewy. Opcji jest kilka – każda łączona z innymi atrakcjami kaldery. Za 20 EUR wybieramy opcję NEA + PALEA z hot springs.

Aby dostać się do Old Port, należy zejść lub zjechać z Thiry na wybrzeże. Spacer (w dół) zajmuje ok. 20 minut, ale nie skorzystaliśmy. Jako, że byliśmy już w tzw. niedoczasie skorzystaliśmy z jednej z szybszych opcji – kolejki gondolowej (cable car). I tutaj niespodzianka! Bilet kosztuje 6 EUR w jedną stronę, a nie da rady kupić od razu powrotnego, ani grupowego.

Gdyby ktoś wpadł na pomysł jazdy na osiołku – co zdecydowanie odradzam – cena jest taka sama jak za cable car, a zwierzak nie będzie się męczył. Zresztą, coraz mniej jest na szczęście osób, które korzystają z tej wątpliwej atrakcji.

Zjazd kolejką linową do starego portu w Thirze

Po 3 minutach i pokonaniu ponad 220 metrów różnicy poziomu dojeżdżamy do Starego Portu. Jak patrzę na te 580 schodów, które są do pokonania, to jest to „do zrobienia” zarówno w jedną, jak i w drugą stronę. Kwestia czasu i chęci.

OLD PORT TO CISZA I SPOKÓJ…

Stary port zwany tutaj również z angielska Old Harbour to niewielkie nabrzeże wciśnięte w ponad 200-metrowy klif. Z jednej strony ma się wrażenie kameralności, z drugiej natomiast ogromu wiszącej skały nad niewielkim bulwarem pełniącym także rolę nabrzeża dla cumujących statków. To również doskonałe miejsce na relaks i odpoczynek od gwarnej Thiry. Ciszę zakłócają tylko okresowo pasażerowie odpływających na pobliskie wyspy lub inne miasta Santorini statków.

Cisza i spokój w Old Port Thira
Przystań w Thirze (old port)

Oprócz lokalnych „armatorów” znajdziecie tutaj kilka knajpek, w których można się posilić przed lub po rejsie. W zakamarkach wąskich uliczek odnaleźć można też niewielką knajpkę z mini galerią prowadzoną przez mieszkającą tu od 15 lat Polkę. Przed rejsem pzrygotowała nam przepyszne ciepłe bagietki.

Warto wstąpić w to miejsce – przeurocza właścicielka z Polski prowadzi ten przybytek od 15 lat

JESTEŚMY NA WULKANIE!

Po około 30 minutach rejsu dopływamy do NEA KAMENI! Witają nas czarne porowate skały. Wiele niewielkich fragmentów skały pływa w wodzie – to pumeks!

Za chwilę będziemy na wulkanie

Cumowanie, mamy 1,5h na zwiedzanie tej wulkanicznej wyspy, a więc έλα (Ela)! Cała wyspa to dzisiaj obszar parku geologicznego ze stacjami sejsmologicznymi. Cały spacer zajmie ok. 1,0-1,5h. Najpierw jeszcze bilet wstępu – z tego między innymi utrzymywane jest obserwatorium sejsmologiczne i prowadzone są badania wulkanu.

Rzut oka na zatokę gdzie przycumował nasz statek

NEA KAMENI – SPACER PO WULKANIE

Ostatni rzut oka na statek i ruszamy w górę. Elewacja to około 130, a długość wulkanicznego spaceru to ponad 2 km. Zaczynamy z przewodniczką, która prowadzi nas do pierwszego krateru zwanego Mikri Kameni. Mikri Kameni była pierwszą częścią zwanej dzisiaj Nea Kameni.

Mikri Kameni – pierwotny krater – pierwszy z pięciu

Tutaj otrzymujemy wskazówki oraz podstawowe informacje. Dalej musimy radzić sobie sami.

Najstarsza część wyspy – Mikri Kameni (1)
Najstarsza część wyspy – Mikri Kameni (2)

Przed nami jeszcze cztery kratery, które niewątpliwie są również warte wspinaczki.

Wspinaczka na wulkan
Po drodze na szczyt mijamy kolejny krater
W oddali Thirasia – mniejsza siostra Santorynu

Po kilometrowym marszu na szczyt głównych kraterów czeka nas niespodzianka – unoszące się opary siarki drażnią nozdrza, a wydobywający się z dwóch otworów dym uzmysławia gdzie się znaleźliśmy. Bywają dni, kiedy na wulkan nie można wejść – jest zbyt aktywny sejsmicznie.

Główny krater
Site D, czyli jeden z kraterów na szczycie wulkanu
Widok z Nea Kameni na stolicę Santorynu – Thirę

Najbardziej sejsmicznie aktywne miejsce wulkanu nie wygląda imponująco, ale zapewniam, że dymi, a siarką czuć na całej wyspie.

Jeden z czynnych wyziewów wulkanicznych
W oddali Ia (Oia)
Do zatoki wracamy inną drogą

Na wulkanie byliśmy w czerwcu 2021 roku. Temperatury dochodziły do 35 st. C. Na szczycie nie dało się odczuć bryzy od morza, było upalnie – warto pamiętać również o butelce wody. W tych warunkach przyda się z pewnością. Szlak nie jest oznakowany, ale wydeptany – zabłądzić się nie da 🙂 Ogólnie rzecz biorąc wizyta na Nea Kameni i spacer po wulkanie to jedna z tych rzeczy, które będąc na Santorini należałoby zrobić.

PALEA KAMENI – HOT SPRINGS

Gorące źródła na PALEA KAMENI to kolejny przystanek w naszym rejsie na wulkan. Zresztą, po godzinnym eksplorowaniu wulkanu o niczym innym człowiek nie marzy. Zanurzyć się w wodzie – nawet ciepłej jest przyjemnością samą w sobie.

Hot Springs na Palea Kameni to nic innego jak siarkowe źródła, jakich w przypadku tych wulkanicznych wysp jest sporo. To miejsce jest akurat zagospodarowane turystycznie, więc stanowi jedną z czynnych atrakcji.

Wszystkie statki płyną do hot springs na Palea Kameni 🙂

Przy samych wybrzeżach Nea Kameni, ztego co mówili lokalsi, też się znajdzie kilka takich gorących źródełek. Jeśli chodzi o ich umiejscowienie na skali „hot” jest znacznym naduzyciem. Owszem, jest cieplej, ale odczuwalnie to kilka stopni. Wydaje się, że możemy mówić o różnicy 5-6 st. C.

Przy brzegu znajduje się kaplica św. Mikołaja

Źródła siarkowe mają dobroczynny wpływ na skórę, więc poza schłodzeniem się najpierw w „zimnej” wodzie, mamy coś więcej dla ciała.

Całość tej imprezy wygląda mniej więcej następująco:

Statek przypływa do zatoki, tam skaczesz z pokładu do wody i następnie już samodzielnie płyniesz jak najdalej. Im większa zmiana koloru wody i większa woń siarki, tym robi się cieplej i zaczyna to przypominać zabiegi w sanatorium w Solcu Zdrój!

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • wykupienie standardowego rejsu na Nea Kameni to najlepszy i najtańszy sposób na zwinie wulkanu
  • ceny zaczynają się od 20 EUR za Nea Kameni + gorące źródła (hot springs) na Palea Kameni
  • cena cable car na trasie Thira – Old Port – 6 EUR OW (nie ma biletów RT)
  • można też łączyć zwiedzanie wulkanu z rejsem na Thirasię
  • większość rejsów startuje ze starego portu (Old Port) w Thirze, ale można też wypłynąć z Athinios Port, do którego przybijają promy i wycieczkowce
  • rejs wykupicie w hotelu lub w jednym z biur turystycznych – ceny wszędzie takie same; również ewentualny last minute w porcie też cenowo bez zmian
  • na najkrótszą opcję należy przeznaczyć około 3 godzin, jeśli dorzucimy do tego również zwiedzanie Thirasi, to czas wydłuży się do około 6-7 godzin
  • na wulkan najlepiej zaopatrzyć się w lekkie sportowe obuwie, choć „klapkarzy” nie brakuje nigdy
  • bilet wstępu – płatny na wyspie – 5 EUR (cash or card)
  • gorące źródła nie są tak gorące jak w reklamie – realnie różnica temperatury wody sięga około 5-7 st C

KALAMATA

Kalamata

Niestety władza w Polsce oszalała! Zakazali lotów do Montenegro! Logiki w tym żadnej – wiem, że mają tam 60-120 zakażeń dziennie (dane za 01-02.08.2020) a mieszkańców jest tam jakieś 630.000. Ale… gdy piszę ten artykuł (08.10.2020) w PL mamy 111 tysięcy zakażeń, w ME około 13 tysięcy zakażeń. Wiem, że żyje ich tam ponad 620 tysięcy, ale na powierzchni ponad 13 tysięcy km2, to tak jakby z województwa lubuskiego wyjechało 40% ludności, a reszta tam żyła nadal… Szanse na zakażenie w Montenegro mniejsze niż Podlaskiem.

Trzeba było się przeorganizować, więc wybór padł na Kalamatę. Loty tanie i w odpowiednim terminie. Miejsce piękne słynące z oliwek i produkowanej z nich oliwy. Na Peloponezie jeszcze nie byłem, więc… lecimy! Po lipcowej podróży do Nesebyru (NESEBYR W ERZE KORONAWIRUSA) to kolejny wyjazd covidowego lata 2020 roku

PLF CZYLI PERSONAL LOCATIOM FORM

Czasy covidowe, więc sprawdzamy jak to jest podróżami do Grecji. Najważniejsza rzecz, jak się okazuje to nie bilet lotniczy, czy rezerwacja noclegu, a zorganizowanie obowiązkowej wjazdówki jaką jest PLF czyli Personal Location Form. Obligatoryjne logowanie na http://travel.gov.gr. Podajemy dane personalne, dane lotu, noclegu i oczekiwanie na wygenerowanie kodu paskowego. Robiliśmy to 24h przed wylotem (co podobno było ryzykiem), a otrzymaliśmy w nocy przed porannym wylotem.

Podobno w kodzie ukryta była nagroda w postaci darmowego testu na Covid19 na lotnisku KLX. U nas się to sprawdziło – 2 z 4 osób, których szczęśliwy kod zaczynał się liczbą „7” dostało w bonusie test. Ot, taka nagroda za odwiedziny w ciężkich czasach od greckiego rządu.

Ale zanim będzie nagroda na lotnisku, rozkoszować można się pięknymi widokami przed lądowaniem w Kalamacie.

Kalamata – prawie kraniec Peloponezu

Lotnisko KLX to lotnisko wojskowe, gdzie jest baza szkolenia lotniczego, a obok pasa natrafiliśmy również na polski ślad!!! Niegdyś Polska była „mini” potęga – produkowaliśmy choćby eksportowane na cały świat samoloty rolnicze i ppoż M21 Dromader w PZL Mielec. Na takie też natknęliśmy się na lotnisku w Kalamacie.

Po wylądowaniu czas na nagrodę. Szybka selekcja, jak w klubie disco-polo – część na lewo, część na… test! Z LOT-owskiego E195, na pokładzie którego było ok. 90-100 paxów, na testy skierowano ponad 20 osób! To dużo, wcześniej średni odsetek pasażerów z Polski nie przekraczał 10%. Wtedy już w Polsce notowano pierwsze znaczące wzrosty zachorowań, jak również w Grecji statystyki przyspieszyły.

Grupa „szczęśliwców” oczekuje na nagrodę!

Procedura była szybka – całość procedury antycovidowej trwała ok. 30 minut. Nos, patyczek, wymaz. Możecie jechać do hotelu – jeśli wynik testu będzie pozytywny otrzymacie informację sms i telefoniczną. W domyśle: do tego przynajmniej czasu możecie korzystać z uroków greckiej prowincji. Jako, że wiadomości nie było przez cały wyjazd, to korzystanie z peloponezkich uroków przedłużyło się aż do wylotu.

KALAMATA – DAWNIEJ I DZIŚ

Lotnisko znajduje się około 10 km na zachód od miasta. Najszybciej, a także w przypadku kilku osób najtaniej dostaniecie się do miasta taksówką. Stawki nie są wygórowane. Problem polegał na tym, że w czasach cowidowskich wprowadzono ograniczenia w liczbie osób przebywających w samochodzie… Taki grecki pomysł. Należało więc poszukać taxi, które weźmie 4 osoby razem, a nie wyłudzi kasę za podwójny kurs. Jak się okazało, nie było to trudne – generalnie co drugi kierowca miał ludzką wykładnię tego przepisu.

Taksa, której wszyscy się trzymali nie była wygórowana

Kalamata ma swoje zauważalne miejsce w greckiej historii. Miasto znane od czasów starożytnych – wspominał o nim już Homer. 17. marca 1821 wybuchło wielkie greckie powstanie narodowe – była to największa w XIX wieku wojna o niepodległość Grecji. Już 6 dni później, 23. marca 1821 roku wyzwolono, jako pierwsze miasto została wyzwolona właśnie Kalamata.

Dla odmiany, w czasie II wojny światowej Kalamata była miejscem największej bitwy pomiędzy partyzantami z ELAS a hitlerowskimi kolaborantami z batalionów bezpieczeństwa. Miało to miejsce 9. września 1944 roku, pięć dni po opuszczeniu Grecji przez wojska niemieckie.

Przez Kalamatę przeszły też inne kataklizmy. W 1986 roku miasto nawiedziło trzęsienie ziemi określane na 6-7 stopni w skali Richtera. Zginęło wtedy 20 osób, a ponad 12 tysięcy było rannych i/lub pozbawionych dachu nad głową. Dzisiaj Kalamata to miasto z nowoczesną, niską zabudową typową dla obszarów o wzmożonej sejsmiczności. Otwarte na Messiniakos Kolpos czyli Zatokę Mesyńską.

Centrum Kalamaty – marina
Navarinou – nadmorska promenada ciągnąca się wzdłuż wybrzeża w Kalamacie

OLIWKI, OLIWA, KALAMATA – TO (PRAWIE) SUBSTYTUT

Okolice Kalamaty słyną z najwyższej jakości oliwek i produkowanej z niej oliwy. Oliwa z oliwek w tym rejonie jest najczęściej produkowana z jednej odmiany oliwek, co jest najbardziej pożądanym i najsmaczniejszym rozwiązaniem. Dlaczego akurat Kalamata słynie z najprzedniejszej oliwy? Miejscowi mówią: słońce, klimat, wiatr… Ale przecież słońce, klimat, wiatr mamy też na Krecie (też słynie z dobrej oliwy), we włoskiej Puglii, czy też w hiszpańskiej Andaluzji. Przy produkcji oliwy ważne jest również to, że jest produkowana na miejscu z lokalnych oliwek. Podobnie jest w Puglii, a oliwki puglijskie znajdziecie nawet w hiszpańskich oliwach. Podobnie jak te z Kalamaty – we włoskich. Tak czy inaczej bezsprzecznie to jedno z tych miejsc na świecie, gdzie lokalna tradycja i poszanowanie starych metod produkcji sprawiają, że legenda zamienia się aretfakty cieszące ludzkie podniebienia.

STOI NA STACJI LOKOMOTYWA…

Prawie jak na dzikim zachodzie

Pod szumną nazwą: Kalamata Municipal Railway Park kryje się niewielkie, aczkolwiek przyjemne dla oka i stanowiące chwilę wytchnienia od skwaru i upału, gdyż daje trochę cienia. Nie znajdziecie tam przeglądu i historii greckich kolei żelaznych, ale może stanowić alternatywę plażingu. W każdym razie godzinę można poświęcić na to, co się dzieje na starej stacji kolejowej w Kalamacie.

W budynku starej stacji kolejowej urządzono knajpkę
Grecki szynobus
Odjazd!

(PARALIA) VERGAS

(Plaża) Verga to przedmieścia Kalamaty. Wioska rozciągnięta na wzgórzach od strony południowo-wschodniej Kalamaty słynie przede wszystkim z przepięknych widoków.

Day

Podziwiać z nich można nie tylko panoramę Kalamaty, ale również rozkoszować się romantycznymi zachodami słońca.

Sunset

Właśnie w Verdze zatrzymaliśmy się w trakcie tego pobytu i był to ze wszech miar wspaniały wybór. Jedyny minus pobytu w KALAMATA SUITES to fakt, że bez samochodu może być to lekko uciążliwe. Jeżeli nie decydujemy się na taksówki (naprawdę tanie), to jedyną opcją jest skorzystanie z rent-a-car na lotnisku.

Night

Widoki są wspaniałe, ale różnica poziomów potrafi być męcząca.

Do plaży w linii prostej – ok. 700 metrów, ale niech Was to nie zwiedzie 🙂
Spacer w dół jest jeszcze OK

Spacer z powrotem nie jest wart tych pięknych widoków. Góry i morze to wspaniałe połączenie, ale z 700 metrów robi się około 2.300 i cały czas pod górę.

Grecy kochają swoich partyzantów i bojowników o niepodległość

Jedyny monument w Paralia Verga jest ściśle związany z historią, o której pisałem w pierwszych wersach. W tym miejscu miała miejsce „bitwa pod Vergą” zakończona jednym z pierwszych greckich zwycięstw nad Turkami w wielkiej wojnie o niepodległość w latach 1821-1826.

PLAŻING – VERGA CZY KALAMATA

Jako, że byłem tam z dwoma kobietami to nie dało się uniknąć jakże „wyczekiwanego”, „pożądanego”, „ukochanego” plażingu. W Verdze nie znajdziecie niczego interesującego, chyba że ktoś jest fanem żwirowych plaż oraz beach-barów. Tego Ci tam dostatek, a wśród nas tacy się oczywiście znaleźli.

Cosi Beach Bar

Plaża na całej długości Vergi jest dosyć wąska, żwirowa, ale pod stopami dominują dosyć przyjemne otoczaki, które nie są uciążliwe. Tym niemniej lepszym rozwiązaniem i tak będzie leżak z parasolem. Covidowego lata 2020 roku było to jeszcze bardziej opłacalne, gdyż taki zestaw stanowił bonus do drinka na cały dzień. Wystarczyło zamówić kawę / wino / drinka i zrzucić swoje ciało leżak w first line.

O ile plaże w Verdze były wąskie, to w Kalamacie było już znacznie szerzej, jak również podłoże było inne. Drobny żwirek, gruby piasek.

Plaża w Kalamacie

W części płatnej zasady obowiązywały te same co w Verdze. Jedno zamówienie i leżak Twój przez cały dzień. W opcji podróżniczego sknerostwa można było natomiast skorzystać z bezpłatnej części długiej i szerokiej plaży w Kalamacie.

Góry, morze, Kalamata – czego pragnąć więcej..?

KULINARNA STRONA KALAMATY

Grecja i jej kuchnia to prawie w każdym zakątku tego kraju jest kulinarną rozkoszą. Kalamata słynie z oliwek i produkowanej z nich oliwy. W związku z tym, że oliwki i oliwa goszczą w wielu greckich potrawach, to mamy odpowiedź na to, czego możemy spodziewać się w lokalnych restauracjach. Zacznę od:

KASTRAKI METEORO

Knajpa położona na wzgórzach Vergi z przepięknym widokiem na Kalamatę oraz Zatokę Mesyńską. Zorganizowana na miejscu starego zamku łączy w sobie część restauracyjną, kawiarnianą, pubową i dyskotekową. Dość ciekawe połączenie, ale z uwagi na położenie – sprawdza się! Nikt nikomu nie przeszkadza, a każdy znajdzie coś dla siebie.

Tak KASTRAKI METEORO prezentuje się z góry jeszcze przed otwarciem

Wartością dodaną do tego co znajdziecie na talerzu są przepiękne widoki. Knajpa idealnie nadająca się nie tylko na obiad, ale również na romantyczną kolację.

KASTRAKI METEORO – wieczorem idealne miejsce na kolację we dwoje

Nie wiem czy kuchnia grecka może mnie zaskoczyć, Jedliśmy w wielu greckich knajpach – na kontynencie oraz wyspach. Jednak tym razem najprostsza grecka potrawa – sałatka choriatiki – stanowiła odkrycie.

Choriatiki a’la Kastraki Meteoro

Kompozycja na talerzu to jedno, ale najważniejszy jest smak! A tutaj – ser feta lub (fetopodobny) – Pani kelnerka nie potrafiła precyzyjnie określić rodzaju sera. Największe zaskoczenie – na ciepło – lekko lejący się i uwalniający swój aromat pod wpływem temperatury, a całość jeszcze lekko zaciągnięta widocznymi na szczycie glonami. Zdecydowanie No.1 w KASTRAKI-METEORO. Skosztowałem jeszcze dolmad – bez szału – lepsze jadłem na Skopelos i na Place w Atenach. Uwaga – ceny powyżej przeciętnych i to w sezonie covidowym.

Poza jedzeniem był też jeden nachalny gość, który delikatnie usuwany przez kelnerki wracał jak boomerang i weź nie nakarm takich oczu…

Ej, człowieku! Podziel się żarlem!

NIONIO MEZE BAR

Nionio Meze Bar to typowa knajpa na promenadzie z beachbarem. Tym razem zaliczony talerz darów morza, które miały nie tylko swą objętość, ale również należny im smak. Nie rzucało może na kolana, jednakże tzw. stosunek jakości do ceny był rewelacyjny. Jak dla mnie – za dużo panierki. Przede wszystkim jednak jej nierówność była pochodną pochodzenia składników – część prosto z morza, część według mnie z mrożonek… Nie oto chodzi nad greckim morzem!

Tak porcja dość poprawnych frutti di mare za 8 EUR!!!

ROUTSIS

Tym razem głód zaprowadził nas do przybytku zwanego ROUTSIS. Kolejna promenadowa knajpa z widokiem na morze przy samej plaży. Miła, sympatyczna obsługa oraz kolejny raz współczynnik jakości do ceny powyżej 1. Warto wejść i coś zjeść.

Kalmary…
oraz małe dorszowate rybki

w smaku podobne do tych z NIONIO MEZE. Taki już urok nadmorskich knajp w Kalamacie.

Jak każda szanująca się knajpa musi mieć kota, tak i ROUTSIS miał. Ten był na tyle dobrze dokarmiony, że w porze obiadowej uciął sobie drzemkę i nie interesowała go zawartość talerzy. Dbali o niego nie tylko goście, ale również kelnerzy.

Niech inni jedzą – ja śpię

THALASAKI GIANNAKOPOULOU VASIKI ESTIATORIO

Nazwa dosyć długa i męcząca. Obsługa też wydawała się zmęczona. Weszliśmy chwilę po sjeście i sporo fal się o brzeg rozbiło, aż ktoś nam przybrał stół i przyjął zamówienie. Dobrze, że chociaż widoki umilały czas oczekiwania, a na stole pojawił się tradycyjny chleb oraz woda…

Zatoka Mesyńska i plaża w Verdze – widok to atut tej restauracji

…a także lokalny cwaniak. Widać, że też mu sjesta dała się we znaki. Biedna kotka, pewnie nie jadła ze dwie godziny.

Rzuć coś, byle mięsne było, bo pomidorów nie jadam!

W przypadku tej restauracji położonej w Verdze jednak jej położenie jest atutem, oferta kulinarna o ile zróżnicowana, to jednak nie zachwyciła. Pomidory faszerowane były ryżem z aromatycznymi przyprawami, wśród których dominowała nuta mięty oraz pietruszki i jak sądzę cytryny lub limonki. O ile jeszcze faszerowane pomidory trzymały poziom…

Faszerowany pomidor to dobry wybór

to nie można tego samego powiedzieć o moussace. Jadałem lepsze, wliczając w to własną, autorską. Zbyt tłusto, zbyt dużo beszamelu.

Moussaka

Kalamata od strony kulinarnej nie zachwyciła mnie. Byliśmy w sezonie, covidowym, ale jednak sezonie. Większość restauracji, barów położonych przy Navarinou, czyli promenadzie oferuje podobne potrawy. Ogólnie rzecz biorąc jedne trzymają poziom, inne trochę od niego odbiegają. Nie traktowałem tej podróży jako kulinarnego rekonesansu, ale czegoś mi zabrakło. Może nowa choriatki w Kastraki-Meteoro, może faszerowany pomidor w Thalasaki Gianno… coś tam, może tzatziki w Routsis były ersatzem kulinarnych ochów i achów. Reszta niestety standardowa, komercyjna.

Gdy rozmawialiśmy z choćby z taksówkarzami, z którymi jeździliśmy, to zwracali uwagę na jedno miejsce w Kalamacie, którego niestety nie zdążyliśmy już odwiedzić… Otóż przy ulicy Tsamadou 7 jest tawerna, która serwuje lokalną grecką kuchnię. Restauracja nazywa się Πολυχρόνης. I tam warto zjeść. gdy będę

CO ZAPAMIĘTAM Z KALAMATY

Kulinaria – już wyżej wspomniane: choriatki w Kastraki-Meteoro, faszerowany pomidor w Thalasaki Gianno…coś tam, tzatziki w Routsis.

Cudowny apartment – KALAMATA SUITES, o którym można przeczytać tutaj: …..

Oliwa i oliwki, które zabraliśmy do Polski

Słońce, góry i morze – piękne położenie nad zatoką mesyńską

Przyjaźni, mili i uśmiechnięci ludzie

Wypad do Kalamaty miał być krótkim oderwaniem się od trudnej rzeczywistości lata 2020 roku i jako taki swoje zadanie spełnił. Nie nastawiałem się na zwiedzanie lub odkrywanie nowych miejsc. Bardziej chodziło tym razem o dolce far niente z piękną pogodą, a do tego Kalamata nadaje się idealnie.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • w sierpniu obowiązywał PLF, do pobrania na greckiej stronie rządowej travel.gov.gr
  • jeśli chcecie poszukać w sklepach w PL oliwy z Kalamaty szukajcie tych produkowanych np. przez: KONTOPOULOS lub KAROUMPALIS, a oliwek po prostu, które mają w nazwie lub etykiecie KALAMATA
  • taxi w tym sezonie jeździły za przyzwoite stawki; a najlepiej zamawiać je telefonicznie – wszystkie zrzeszone w radio taxi Kalamata: www.radiotaxi-kalamatas.gr
  • strona KASTRAKI METEORO: http://kastraki-meteoro.gr
  • jeśli chcecie tam zjeść najlepiej zarezerwować stolik, gdyż obłożenie – szczególnie wieczorami sięga 100%
  • strona apartamentu: kalamatasuites.com

JEDNODNIÓWKA W PIREUSIE

Pireus to największe miasto portowe Grecji oddalone zaledwie około 10 km od Aten. Idealnie nadaje się na krótki break od ateńskiej starożytności. Dojedziecie tam szybko i tanio więc… w drogę! Będąc w grudniu Atenach (czytaj: http://7mildalej.pl/ateny-w-grudniu/) postanawiamy odwiedzić największy grecki port.


Kolejny dzień w Atenach wita nas przepiękną pogodą – temperatura za kilka godzin osiągnie 19ºC. Decyzja może być jedna – udajemy greckie koty i jedziemy leniwie wygrzewać się do Pireusu.

Zielona linia metra z placu Omonia do portu w Pireusie zabierze nas nad morze w około 20 minut. PIRAEUS (Pireus) nie grzeszy zabytkami, nie jest to miasto, w którym odnajdziecie miejsca znane ze starożytnej historii. Miasto portowe, które wraz z kryzysem w Grecji zaczęło podupadać, w ostatnich latach przeżywa rozkwit, a port znowu jest jednym z ważniejszych graczy obsługujących fracht na Morzu Śródziemnym.

Stało się to dzięki sprzedaży większości udziałów w portowej spółce Chińczykom. Wygląda na to, że jedwabny szlak wiedzie teraz właśnie przez port w Pireusie. Spacerując wzdłuż, dominujących w centrum miasta, portowych nabrzeży nie czuje się obecności azjatyckiego kapitału.

M/V PANAGIA TINOU również pozostawał w niezmienionym od kwietnia 2016 roku położeniu / przechyle.

Ciekawe były losy tego promu, który najpierw pływał na Kanale La Manche, a później łączył Pireus z greckimi wyspami. Pierwszy raz został wyrzucony na brzeg w październiku 1987 roku podczas wielkiego sztormu, jaki dotknął Francję i Wielką Brytanię. Drugi raz zatonął w porcie w Pireusie. Podobno w 2017 roku został podniesiony i zezłomowany. Może ktoś ma aktualne informacje na temat promu z Pireusu..?

Niedaleko portu znajduje się wart odwiedzin Kościół Świętej Trójcy (Εκκλησία Αγία Τριάδα). Kościół jest oczywiście świątynią greckiego obrządku prawosławnego.

W środku rzucają się w oczy przede wszystkim charakterystyczne dla wschodniego obrządku freski i malowidła. Trzeba przyznać, że prawosławne cerkwie pod tym względem są niedoścignione. Nieważne czy w autokefalicznym greckim kościele prawosławnym, ukraińskiej czy moskiewskiej cerkwi.

Szopka przed kościołem przypomina nam o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia.

Parę kroków od tego najbardziej okazałego z kościołów w Pireusie znajduje się budynek miejskiego teatru. Te cztery korynckie kolumny (w neoklasycystycznym budynku) muszą wystarczyć za ersatz starożytnych zabytków, których w mieście jak na lekarstwo…

Postanawiamy powłóczyć się po mieście chłonąc słońce oraz lokalną atmosferę. Wtapiamy się w tłum niespiesznie sunący ulicami obserwując życie tego nadmorskiego miasta. Turystów zbyt wiele Pireus nie przyciąga, możemy więc poczuć leniwą grecką atmosferę.

Pireus to miasto położne na niewielkich, acz licznych wzgórzach, ulice prowadzące up & down nie należą więc do rzadkości, więc spacer po nich może być oczywiście niezłą zaprawą.

Grecja to piękny kraj. Jednak jest to kraj wypełniony kontrastami. Stare miesza się z nowym, historia z teraźniejszością,  bieda z bogactwem. Właśnie ta kamienica nie ilustruje najlepiej ten tygiel greckiej różnorodności.

Pogoda nas rozpieszcza, więc kierujemy się w kierunku stadionu miejscowego Olympiakosu, a następnie nad morze. Olympiakos dwa razy mierzył się w PZP w polskimi klubami. Za każdym razem górą były kluby z Polski, najpierw Zagłębie Sosnowiec, później Górnik Zabrze. Różnica jest taka, że Grecy dość systematycznie osiągają rozgrywki grupowe ligi mistrzów, nam pozostały wspomnienia z Widzewa i wstydliwy epizod Legii z 2016 roku.

Nad morzem flauta i pełnia zimowego, śródziemnomorskiego słońca.

Spacerując wzdłuż wybrzeża docieramy aż na żwirowo-piaszczyste plaże Palaio Faliro (Παλαιό Φάληρο). Wydaje się, że ścisłe określenie granic pomiędzy miastami ma charakter umowny i wynika tylko z zapisów administracyjnych. Pierwsza linia wybrzeża w tym miejscu zabudowana jest głównie hotelami, ale też apartamentowcami z jakże pięknym widokiem na Morze Śródziemne.

W jednej z czynnych plażowych knajpek zamawiamy.. nie tylko piwo, ale też lody i delektujemy się nadmorskim spokojem w pełnym słońcu.

Okazuje się, że tuż obok mamy tramwaj, który zawiezie nas pod Akropol. Zza szyb oglądamy życie i architekturę wielkiej aglomeracji ateńskiej. Najpierw wysiadamy na stacji ΝΕΟΣ ΚΟΣΜΟΣ, później wsiadamy się na czerwoną linię metra, która dowiezie nas do hotelu.


KRÓTKIE RESUME

Jeden dzień w Pireusie pozwala odpocząć od ateńskich zabytków i wszechogarniającej starożytności. Miasto ma całkowicie inny charakter niż Ateny, nie ma tutaj tyle zabytków, ale znajdziecie za to plaże a także tawerny nie gorsze niż w Atenach.

Do zwiedzania jest zaledwie kilka kościołów oddalonych od siebie kilkuminutowym spacerem. Dla fanów piłki nożnej stadion imienia G. Karakaiskakisa będzie z pewnością miejscem, na które warto poświęcić trochę czasu. Na zwolenników kolekcji muzealnych czeka natomiast muzeum archeologiczne oraz muzeum marynarki wojennej. Z kolei wielbiciele portów, jak również statków będą na pewno usatysfakcjonowani – port robi wrażenie!

Ciekawym punktem odwiedzin może wydać się prawie 90-metrowe wzgórze zwane Munichia, na które dostaniecie się schodami.

Co można robić jeszcze..? Ponieważ nie jest to miasto oblegane przez tłumy turystów, to można zobaczyć jak wygląda codzienne greckie życie oraz poczuć jego atmosferę.

Do Pireusu z Aten dojedziecie na dwa sposoby.

  1. Zieloną linią metra ze stacji Omonia, a nawet dalszych północnych dzielnic Aten.
  2. Tramwajem (chyba linie nr 4 oraz 5), które z placu Syntagma jadą na przedmieścia Pireusu (Palaio Faliro).

Krótki wypad do Pireusu, w trakcie pobytu w Atenach niewątpliwie dobrze robi człowiekowi, który wpadł w wir zwiedzania Akropolu i okolic. Najważniejsze jest to, że jednodniowy odpoczynek od wykopalisk sprawia, że następnego dnia wraca wzmożona chęć dalszej eksploracji antycznych ruin.

 

 

ATENY W GRUDNIU

Co można robić w grudniu w czasie święta-fieber…? I co zrobić, gdy Twoja Kobieta ma jeszcze w tym czasie urodziny..? Można ją zabrać na południe aby się relaksować w promieniach greckiego słońca. Pomysł na krótki wypad w czasie, gdy inni przemierzają z obłędem w oczach galerie handlowe w poszukiwaniu prezentu albo przedzierają się przez las choinek na okolicznym bazarku w poszukiwaniu tego jednego, jedynego drzewka świątecznego, jest dla mnie od 2016 roku idealną alternatywą na przedświąteczny okres.

13. grudnia 1981 roku zamknięto w Polsce wszystkie granice, 13. grudnia 2016 roku mogliśmy bez problemu przekroczyć granicę na lotnisku w WMI mając bilet z opcją RT.

O tym, że święta Bożego Narodzenia za pasem przypomniała nam dekoracja w pierwszej odwiedzonej ateńskiej knajpie.

Ale wróćmy na lotnisko. Port lotniczy w Atenach (Διεθνής Αερολιμένας Αθηνών) nosi imię Elefteriosa Wenizelosa (8-krotnego premiera Grecji w latach 1910-1933!) i jest położony  około 25 km od centrum Aten. Z lotniska do centrum można dojechać metrem, które ostatni odcinek przed lotniskiem pokonuje nad ziemią. Lotnisko jest dobrze oznakowane i łatwo się po nim można poruszać. Z uwagi na godzinę przylotu oraz ilość osób zdecydowaliśmy się teoretycznie na najdroższy środek podróży – lokalne taxi. Ostatecznie po twardych negocjacjach ustaliliśmy cenę na 80 EUR za 6 osób po godzinie 22-giej, door to door, czyli ok. 13 EUR za głowę. Da się przeżyć, szczególnie po 22-giej.

Po pierwszej nocy przyszedł czas na zwiedzanie. Postanowiliśmy, że pierwsze kroki skierujemy oczywiście na najbliższy:

PLAC OMONIA (Πλατεία Οmoniaς)

Noclegi zarezerwowaliśmy dosłownie 100 metrów od Placu Omonia. Będąc pierwszy raz w Atenach kierowaliśmy się nie tylko jego dobrym skomunikowaniem, ale też ceną. Hotel Achillion oferował, przynajmniej wirtualnie ***. Teoretycznie wszystko się zgadzało – wielkość pokoju, wyposażenie, obsługa, śniadania. Hotelowy barek czynny był nawet o północy – oczywiście w opcji „on request”. Wszystko to miało jedno ale – jak część ateńskich hoteli – swoje lata świetności miał już za sobą. Remont byłby naprawdę mile widziany.

Nazwa Placu „Omonia” oznacza w języku greckim „zgoda”, „porozumienie”. Plac ten nazwano w taki sposób pomimo, że wcześniej planowano dla niego inną nazwę.

Jaki może być związek pomiędzy placem w Atenach, a największą piwną imprezą świata w Bawarii..? Początkowo plac Omonia nazwano Othonos, na cześć greckiego króla Ottona, który był niemieckiego, czy też bawarskiego pochodzenia. Pochodził z rodu Wittelsbachów. Mało kto wie, ale właśnie ojcu Ottona I zawdzięczamy monachijski Oktoberfest – pierwszy zorganizowano z okazji jego wesela. Od 1863 roku mamy już do czynienia z aktualną nazwą. Plac ten jest też tzw. punktem „0”, a więc miejscem, od którego liczymy odległości do innych miast.

Jeśli wierzyć „ineternetom” – okolice Omonii nie należą do najbezpieczniejszych w Atenach. W trakcie pięciodniowego pobytu wracaliśmy nie raz, nie dwa do hotelu o różnych porach dnia i nocy. Nie doświadczyliśmy żadnej niebezpiecznej sytuacji, jak również nie byliśmy świadkiem takowej. Co prawda boczne uliczki po zmroku wydają się mało przyjazne dla przeciętnego, europejskiego człowieka. Nocne sklepiki prowadzone są przez przybyszów z Bliskiego Wschodu oraz Azji, a że ich rodacy tłumnie i gwarnie je okupują, to miejską legendę mamy gotową. Jeszcze jedna „grupa społeczna” opanowała ten plac… zapach palonego „zioła” mówi jednoznacznie, co to za grupa. Generalnie jednak znam wiele miejsc, w wielu europejskich stolicach o wiele bardziej niebezpiecznych miejsc. Jeśli ktoś jednak, będąc w Atenach nie odwiedzi Omonii, niewiele straci.

Stacja metra Omonia to jedna z większych stacji metra w Atenach, krzyżują się tutaj dwie linie: „1”, tzw. „zielona” (Piraeus – Kifisia) oraz „3”, tzw. „czerwona” (Anthoupoli – Elliniko). Stąd można sprawnie i szybko dojechać do placu Monastiraki, Syntagma jak również Akropolu i Pireusu.

Na północnej pierzei placu znajdziecie czynny do godzin porannych bar „Meet Me” – jedzenie nie powala – zwykły środziemnomorski i bliskowschodni fastfood. Miłym zaskoczeniem jest to, że po godzinie drugiej w nocy można coś przekąsić, czego nie da się powiedzieć o pozostałych jakże licznych restauracjach wokół tego placu. Natomiast w porze dziennej – dla łasuchów polecam cukiernię Attica, a w niej – loukomades, czyli lokalne pączki – słodko, że aż mdli.

Z innych „omońskich” atrakcji – lokalne kantory do liczenia banknotów zatrudniają… koty 🙂

Z Omonii do Monastiraki – jednego z trzech głównych, ateńskich placów można w kilka minut dostać się metrem. Wybraliśmy jednak spacer wzdłuż Athinas, czyli ulicy ateńskiej prowadzącej właśnie od Omonii do Monastiraki. Odległość pomiędzy tymi dwoma placami to ok. 900 m, więc spacer krótki i przyjemny, zwłaszcza w ateńskim, grudniowym słońcu.

Po drodze miniecie ateński ratusz oraz pomnik Peryklesa, poza tym Athinas pełna jest sklepów, sklepików, straganów i kafejek. Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Omonią i Monastiraki znajduje się Βαρβάκειος Αγορά, czyli Varvakios Agora. Jest to największy w Atenach bazar spożywczo-owocowo-warzywny. Kupić tu można wszystko co rośnie na greckiej ziemi i nie tylko. Zapach świeżo sprawionego mięsa i ryb czuć już z oddali. Gdyby zdjęcie niosło zapach, większość czytających zamknęłaby w tej chwili laptopa. Atrakcja zdecydowanie nie dla każdego.

PLAC MONASTIRAKI (Πλατεία Μοναστηρακίου)

W miejscu tego, położonego u stóp Akropolu placu przed wiekami znajdował się mały klasztor, czyli monastyr. W XIX wieku, w trakcie prac przy budowie metra został zburzony. Nazwa pozostała i tak oto plac prezentuje się dzisiaj:

Jeśli wybieracie się na zwiedzanie antycznych Aten, to jest to doskonałe miejsce na taką wycieczkę. Bezpośrednia bliskość Plaki, czy też stacja metra, z której można wybrać się nad morze w Pireusie stanowią o kolejnych zaletach tego miejsca. Pomimo, że jesteśmy poza sezonem, to ilość ludzi dorównuje sukowi w Ammanie. Te ateńskie place nie mają w sobie nic z gigantomanii charakterystycznej dla niektórych państw czy też ustrojów. Są wręcz kameralne, stworzone jakby dla ludzi, a nie dla uświęcenia wielkości władzy. Nie da się na nich przyjąć defilady jak na Placu Czerwonym, nie da się zorganizować wielotysięcznego wiecu jak na Majdanie. Bardziej przypominają paryski Pigalle… Miejsce, gdzie można przyjść, posiedzieć, popatrzeć na ludzi i poczuć klimat miejsca.

Kilka kroków w górę od Monastiraki zaczyna się świat historii antycznej. Przyszedł więc czas to Ateny, którymi fascynowałem się na pierwszych lekcjach historii w szkole podstawowej. Kupujemy bilety w opcji „full”. Na pierwszy rzut poszła, najbliżej leżąca…

BIBLIOTEKA HADRIANA

Oczywiście potrzeba dużo wyobraźni, aby w tych pozostałościach po budowli wzniesionej przez rzymskiego cesarza dostrzec wielometrowe mury i kolumnady. A w czasach swej świetności – II wiek n.e. miała to być największa biblioteka cesarstwa rzymskiego. Cesarz Hadrian, który był wielkim miłośnikiem Aten, postanowił uczynić z miasta kulturalną stolicę cesarstwa.

Budowa gmachu który liczył na planie 120mx78m zakończyła się 132 roku n.e. Pierwszy raz biblioteka została poważnie uszkodzona w czasie najazdu Herulów ponad 130 lat później lecz po kolejnych ponad 100 latach została odbudowana. Dzisiaj z jej pierwotnego kształtu można podziwiać między innymi fragment zachodniej kolumnady.

Następnym etapem jest Akropol, ale najbardziej malownicza droga na akropolskie wzgórze wiedzie wąskimi uliczkami na południe od Plaki,

skąd można już podziwiać panoramę Aten.

Wejście na wzgórze biegnie przez oliwne gaje, za którymi roztacza się widok na kotlinę, w której leży stolica Grecji.

Wchodząc na Akropol, po drodze mijamy:

ODEON HERODA ATTYKA

Ten – położony na zboczu Akropolu – jest jednym z najpiękniejszych starożytnych odeonów. Zbudowany został, około 160-170 roku n.e. przez Heroda Attyka ku czci swojej zmarłej żony. Mógł pomieścić ponad 5.000 widzów. Najważniejszą ciekawostką jest fakt, że Grecy wykorzystują go do dnia dzisiejszego. Koncertowali na nim między innymi  Montserrat Caballé, Luciano Pavarotti, Plácido Domingo, Maria Callas czy Jean Michel Jarre. Z Polaków gościł między innymi Zbigniew Preisner. Odeon ma fantastyczną akustykę, jakiej nie powstydziłyby się najnowsze sale koncertowe. Uwaga – jedyna atrakcja Akropolu, której nie można zwiedzać, ale można przyjść, podobnie jak niespełna 2.000 lat temu na koncert. To się nazywa kawał historii!

AKROPOL

to wizytówka Aten – pocztówkowe alter ego stolicy Grecji. Przez wieki stanowił o historycznej potędze miasta, dzisiaj przypomina sen o helleńskiej dumie. Akropol położony na wzgórzu o wysokości 157 m.n.p.m., to nic innego jak ufortyfikowane miasto, którego początki sięgają nawet 1.100 lat p.n.e. Kształt, którego pozostałości przychodzi dzisiaj nam oglądać, nadał mu w V wieku p.n.e. Perykles. Pracujący na jego zlecenie Fidiasz, Iktinos, Mnesikles i Kallikrates przebudowali wzgórze stworzyli między innymi znane nam dzisiaj budowle: Partenon, świątynię Nike, Erechtejon, Propyleje, Teatr Dionizosa.

Pierwszą budowlą, z którą zapoznajemy się jest ŚWIĄTYNIA ATENY.

Pierwszą świątynię Ateny wzniesiono w VI wieku p.n.e. – zniszczono ją w trakcie najazdów perskich. Około roku 426 p.n.e. Ateńczycy wznieśli nowy budynek z kolumnadą w stylu jońskim. Ciekawostką jest fakt, że Turcy w XVIII wieku rozebrali świątynie; jednak już w XIX wieku Grecy odbudowali ją, a po roku 2.000-nym nadali je kształt najbardziej zbliżony do starożytnego. W środku znajdował się pierwotnie posąg Ateny Nike, czyli Ateny zwycięskiej.

Wspinając się po schodach należy przejść przez bramę – z greckiego PROPYLEJE, czyli przedsionek – wielką kolumnadę, za którą rozpościera się widok na najbardziej monumentalną budowlę Akropolu – PARTENON.

W trakcie naszej wizyty Partenon znajdował się w trakcie renowacji. Niestety w XIX wieku, do jego rekonstrukcji użyto żelaznych klamr, które szybko korodowały. Od końca XX wieku zastępuje się je wymieniając na tytanowe pręty. Używa się też marmuru z tego samego kamieniołomu, z którego korzystał Perykles budując w latach 447-432 p.n.e. świątynie ku Czci Ateny Dziewicy. Atena Partenos, znaczy właśnie Atena dziewicza. 46 kolumn otacza wnętrze o wielkości 70mx31m, które przed wiekami mieściło przepiękny, 12-metrowy posąg Ateny wykonany ze złota oraz kości słoniowej. Był to prawdopodobnie najdroższy pomnik świata – według zapisów do jego wykonania zużyto ponad 1.200 kg tego cennego kruszcu.

Z Akropolu rozciąga się piękny widok na każdą ze stron Aten.

W oddali dumnie prezentuje się Likavitos, kolejne z ateńskich wzgórz, wyższe niż akropolskie, bo sięgające 277 m.n.p.m.

Wśród innych, lepiej zachowanych budowli znaleźć można jeszcze ERECHTEJON – świątynię wzniesioną na pamiątkę sporu Posejdona z Ateną. Faktycznie była ona jednak poświęcona pierwszemu królowi Aten – Erechteuszowi. Co ciekawe – był używany przez wiele wieków jako kościół chrześcijański, a Turcy urządzili w nim… harem! Można więc zaryzykować stwierdzenie, że Erechtejon zawsze był świątynią – jak nie ducha, to ciała.

Oczywiście nie są to wszystkie budowle i ruiny, które znajdziecie na Akropolu. Postanawiamy jednakże opuścić Akropol przez wspomniane już PROPYLEJE,

a poniżej żegnają nas akropolskie koty strzegące wzgórza i wygrzewające w grudniowym słońcu.

Schodząc z Akropolu postanawiamy jeszcze wspiąć się na AREOPAG, czyli górę Aresa. W starożytnych Atenach tożsama była nazwa rady archontów. Tak zwali najwyższych urzędników kreujących politykę i strategię ówczesnych Miast-Państw (Polis). Areopag ma jeszcze jedną zaletę – myślę, że to jest to miejsce, które daje nam możliwość rozkoszowania się historycznym pięknem Akropolu.

Udając się do nowożytnych Aten (w kierunku Plaki czy Monastiraki) odwiedzić wypada również FORUM ROMANUM (RZYMSKA AGORA).

400 lat po panowaniu Peryklesa, Atenami zawładnęło Cesarstwo Rzymskie. W 10 roku p.n.e. cesarz Oktawian August wytyczył nową agorę. Stało się tak, gdyż leżąca nieopodal Agora grecka była całkowicie zabudowana pomnikami i przestała spełniać pierwotną funkcję.

W ten sposób powstał młodszy brat rzymskiego Forum Romanum, mniejszy, nie tak monumentalny, ale również częściowo zachowany do czasów nam współczesnych.

2000 lat temu gromadziły się na tym miejskim placu tłumy, dzisiaj przechadzają się turyści i fascynaci starożytnej kultury. Boczne ściany stanowiące przed wiekami sklepy dzisiaj opanowane są przez leniwe greckie koty.

Ci jedyni stali mieszkańcy starożytnej części Aten są dokarmiani przez opiekunów wspieranych przez magistrat miasta. Ateny bez „kociego” krajobrazu nie byłyby tym samym miastem, a wsparcie dla populacji tych czworonożnych przyjaciół jest fantastyczną ideą.

Pierwsza lekcja starożytnej, greckiej historii należy uznać za zakończoną. Możliwość „dotknięcia” historycznych miejsc sprawia, że wraca wiedza ze szkolnych lekcji, na których każdy z nas, jako młody człowiek chłonął obraz starożytnej Grecji. Każda lekcja historii powinna odbywać się w trybie „live”.

Chwila odpoczynku w Vryssaki Βρυσάκι – uroczej knajpce stanowiącej jednocześnie skepik, galerię. Smak kawy na tawernianym tarasie, widok na akropol i nowoczesne Ateny – bezcenne.

Po południu wybieramy się na Plakę – moje dwie Kobiety mają swoje święto – więc Plaka czeka. Wybieramy intuicyjnie tawernę O Thanasis (Mitropoleos 82, Plaka). Urządzamy prawdziwą grecką ucztę z greckim winem. Nie było potrawy, która by nas rozczarowała, wino również lało się karafkami. Obsługa bez zarzutu, logariasmo (rachunek) nie zaskoczył nas kwotą. Słowem – super. Zdjęcia się nie zachowały, o jedzeniu nie będę pisał – tym razem – co było w O Thanasis, zostaje w O Thanasis…

Kolejny dzień w Atenach wita nas przepiękną pogodą – temperatura za kilka godzin osiągnie 19ºC. Decyzja może być jedna – udajemy greckie koty i jedziemy leniwie wygrzewać się do Pireusu. Nad morzem trafiliśmy na flautę i pełnię zimowego, śródziemnomorskiego słońca. Relację z krótkiego wypadu do Pireusu czytaj: http://7mildalej.pl/jednodniowka-w-pireusie/.

Tak nam się spodobała PLAKA, że kolejny wieczór postanawiamy również spędzić w tej imprezowo-kulinarnej dzielnicy. Jeszcze kilka takich wizyt, a stanie się to dla nas nową świecką tradycją.

Po drodze zwiedzamy najważniejszy dla prawosławnych Greków kościół. Jest to Katedra Zwiastowania Matki Bożej stanowiąca jednocześnie siedzibą arcybiskupa Aten i całej Grecji.

Pomimo tego, że wieczór również był wielką grecką ucztą, to wstaliśmy rano. Niby zabytki nie uciekną, ale dzień przerwy sprawił, że chętnie wróciliśmy obejrzeć resztę antycznych pozostałości. Plan jest prosty. Jako, że: Łuk Hadriana, Świątynia Zeusa Olimpijskiego, Stadion Pananatejski leżą obok siebie, to wystarczy wysiąść na stacji czerwonej linii metra AKROPOLI. Na pierwszy rzut idzie:

ŁUK HADRIANA (Πύλη Αδριανού)

Cesarz Hadrian pozostawił po sobie nie tylko słynną bibliotekę, ale również łuk stanowiący jedną z bram oddzielających stare (greckie) Ateny od nowych (rzymskich). Jest to jeden z najlepiej zachowanych starożytnych zabytków, a trzeba wspomnieć, że wybudowano go w 131 roku n.e.

Zaraz za Łukiem Hadriana znajduje się najdłużej budowana starożytna budowla ateńska.

ŚWIĄTYNIA ZEUSA OLIMPIJSKIEGO (Ναός του Ολυμπίου Διός)

Budowa kompleksu ku czci najważniejszego z greckich bogów rozpoczęła się około 520 roku p.n.e., a ukończył ją cesarz Hadrian około 132 roku n.e. Była to nie tylko najdłużej budowana świątynia, ale też największa. Pierwotnie opierała się na 108 kolumnach. Niestety do naszych czasów niewiele zostało. Już w średniowieczu jej budulec został nie tylko rozkradziony, lecz również posłużył jako materiał budowlany do mniej słusznych celów.

Większość terenu świątyni zajmują odkopane ruiny

Z całej monumentalnej kolumnady zostało raptem kilkanaście kolumn w porządku korynckim.

Od świątyni Zeusa kroki kierujemy ku znajdującemu się w pobliżu Kallimarmaro.

STADION PANANATEJSKI (Παναθηναϊκό Στάδιο)

Stadion Pananatejski, zwany również Kallimarmaro (czyli: piękny marmur) to kolejna budowla, którą zawdzięczamy Herodowi Attyce. I drugi wykorzystywany w czasach współczesnych.

Co prawda jego pierwotny kształt został nadany w 329 roku p.n.e. za panowania Likurga, lecz ostateczny kształt, zbliżony do obecnego, nadano mu w 140 roku p.n.e. przez Heroda Attyka. Ówcześnie stadion mieścił ok. 50.000 widzów.

Wbrew temu, co sądzi się powszechnie, pionierem wznowienia igrzysk był pierwotnie Grek Evangelos Zappas. na odbudowanym dla tego celu stadionie rozegrano nawet takie zawody w latach 1859, 1870 oraz 1875 roku, lecz personalnie ograniczyły się tylko do sportowców z Grecji. Ideę międzynarodowych igrzysk olimpijskich rozpropagował natomiast baron Pierre de Coubertin. Na odbudowanym stadionie odbyły się więc w 1896 roku pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie.

Z Kallimarmaro – co znaczy „piękny marmur” wiążą się dwie ciekawostki. Pierwsza dotyczy faktu, iż w tym miejscu w trakcie ostatnich igrzysk (2004 r.) rozegrano kilka konkurencji – rzut młotem, zawody łucznicze, wreszcie finał biegu maratońskiego. Druga stanowi o tym, że stadion dumnym posiadaczem rekordu Guinessa. 4. kwietnia 1968 zgromadzono na stadionie największą w historii meczów koszykówki widownię – 80.000 widzów! Ateński Panathinaikos pokonał wtedy praską Slavię w finale pucharu zdobywców pucharów. Podobnie jak przed wiekami rywalizowano podczas Wielkich Panatenajów ku czci Ateny, tak dzisiaj służy również sportowcom.

W koronie stadionu, znajduje się tunel,

który prowadzi do muzeum olimpijskiego. Znajdziecie w nim ekspozycję dotyczącą historii ruchu olimpijskiego oraz igrzysk. Ciekawszymi eksponatami są znicze olimpijskie oraz plakaty, a także maskotki z nowożytnych igrzysk.

Stadion z jego atrakcjami wart jest zwiedzenia To było jedno z tych miejsc w Atenach, które zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

OGRÓD NARODOWY

Ze stadionem Kallimarmaro graniczy Ogród Narodowy – jedno z najpiękniejszych i zielonych miejsc w Atenach. Na 16 hektarach znaleźć można kilkaset gatunków fauny i flory nie tylko pochodzących z Grecji, ale i z innych zakątków świata. Żółwie, liczne gatunki ptaków, mini ZOO stanowią nie tylko dla fanów przyrody magnes. To wspaniałe miejsce zostało stworzone dla żony Ottona I – królowej Amelii. Dzisiaj, gdy w letnie dni żar leje się z nieba, daje cień i schronienie.

Być może właśnie tutaj przechadzał się Czajkowski myśląc o swoim największym balecie, a czarny łabędź to Odylia, córka Rotbarta..?

Jako, że park przylega do Placu Syntagma, to następne kroki kierujemy właśnie tam. Syntagma to miejsce gdzie krzyżują się dwie linie metra: „2” (czerwona) oraz „3” (niebieska) – tyle pod placem.

PLAC SYNTAGMA (Πλατεία Συντάγματος)

Plac Syntagma w języku greckim znaczy Plac Konstytucji. Na powierzchni natomiast jest to miejsce, gdzie ma swoją siedzibę grecki parlament.

Historia placu, to nie tylko nazwa, ale wręcz historia najnowszej greckiej niepodległości. W 1843 roku Grecy wylegli na ulice walcząc o zachowanie – uzyskanej 11 lat wcześniej – niepodległości. Ówczesny król Otton I – z pochodzenia Bawarczyk – zgodził się na uchwalenie pierwszej greckiej konstytucji. Z tego powodu plac otrzymał nazwę, którą nosi do dnia dzisiejszego.

W czasach współczesnych turyści odwiedzają to miejsce przede wszystkim dla widowiskowej zmiany warty. Ubrani w charakterystyczne uniformy żołnierze dokonują tego w sposób bezsprzecznie pozostający w pamięci.

Grecka wojskowa formacja reprezentacyjna (gwardia prezydencka), zwie się EWZONI. Charakterystyczne dla stroju są plisowane spódniczki. Szkoci mają tradycyjne kilty, natomiast Grecy (i inne nacje bałkańskie) mają swoje fustanelle, taka jest bowiem ich nazwa. Inną ciekawostką jest fakt, iż spódniczki mają 400 plis – na znak 400 lat tureckiej okupacji. Ponadto: skórzane pasy, czapki na wzór turecki, getry z pomponami i ozdobne trzewiki (chodaki) zwane chyba „caruchi”. Zmiana warty to spektakl z pogranicza groteski. Przede wszystkim specjalny chód, lecz nie tylko – cały sposób poruszania się zmiany, komend sprawia, że obserwator czuje się jakby był w teatrze, a żołnierze byli aktorami grającymi swoje przedstawienie.

Plac Syntagma to również początek, wiodącej w dół – aż do Monastiraki – handlowej ulicy Mitropoleos. Ta ulica oraz pobliskie jak również równoległe do niej uliczki to istny raj dla shoppingowców.

Popołudnie spędzamy przy kawie w jednej z kafejek na Place planując atrakcje na następny dzień pobytu. Grecy bez kawy nie wyobrażają sobie dnia, ale nie dziwię się im. Ich kawa w niezliczonych odmianach jest naprawdę pyszna. Nie jestem wielkim fanem kawy, nie pijam jej codziennie, ale w dwóch krajach nie wyobrażam sobie jej nie spróbować. Pierwszym są Włochy, drugim jest Grecja.

Wracając do hotelu odwiedzamy jeszcze jedne ze starożytnych ruin – KERAMEIKOS.

Wieczorem dociera do nas informacja o zamknięciu ruchu powietrznego nad Polską. Czyżby klątwa 13. grudnia? Kolacja zakrapiana winem sprawia, że wymyślamy sposoby na ściągnięcie z Polski naszych kotów gdybyśmy mieli zostać na greckiej ziemi. Czujemy, że odnaleźlibyśmy się w ateńskich realiach doskonale. Dwie godziny później ruch lotniczy jest przywrócony, za dwa dni wrócimy do naszego domku i zwierzaków.

Przedostatni dzień zwiedzania poświęcamy na „wspinaczkę na wzgórze Likavitos oraz ostatni ze starożytnych zabytków – Agorę Ateńską z przyległymi budowlami.

AGORA ATEŃSKA (Αρχαία Αγορά της Αθήνας)

Agora Ateńska to największy w czasach starożytnych i najbardziej znany centralny rynek w greckich miastach. Tutaj – u podnóża Akropolu – nie tylko handlowano wszelakimi dobrami, ale też spotykano się towarzysko czy też prowadzono publiczny dyskurs w sprawach istotnych dla mieszkańców. Plac był otoczony licznymi zadaszonymi kolumnadami zwanymi „stoa”. Przez wiele lat służyły starożytnym mieszkańców, później została praktycznie zniszczona przez Herulów w 276 roku n.e. i stopniowa zabudowywana. Dopiero w latach 60-tych XX wieku rozpoczęto prace archeologiczne, które doprowadziły do jej obecnego kształtu.

Co grecka agora ma wspólnego w najnowszą historią Polski..? Otóż, w odbudowanym portyku zwanym – STOLA ATTALOSA – miało miejsce roku podpisanie traktatu ateńskiego. Traktat ten rozszerzał Unię Europejską od 1. maja 2004 roku o 10 nowych państw, w tym Polskę.

W stoi Attalosa mieści się też Muzeum Agory z licznymi eksponatami pochodzącymi z prac archeologicznych.

Przez grecką agorę wiedzie droga Panatenajska, być może podążamy właśnie szlakiem, którym przechadzał się Perykles.., albo Sofokles.., albo Fidiasz. Kto wie…

Spacerując wśród ruin trafiamy nie tylko na te starożytne, ale też odnajdujemy budowle romańskie, jak na przykład malowniczy Kościół Świętego Apostoła.

Wracając w kierunku Kermaejkos odwiedzamy jeszcze HEFAJSTEJON – poświęcony oczywiście Hefajstosowi – bogowi ognia, kowali i złotników. Ta wybudowana w stylu doryckim budowla przetrwała wieki, pełniła również funkcję kościoła pod wezwaniem św. Jerzego.

Osmanowie, gdy zajęli Ateny, postanowili „przerobić” Hefajstejon na materiał budowlany. Rozbiórkę wstrzymał sułtan Mehmed IV. Ten sam, którego wojska pokonał 23 lata później w bitwie pod Wiedniem Jan III Sobieski.

LIKAVITOS (LYCABETTUS)

To najwyższe ateńskie wzgórze pierwszy raz dostrzegłem zwiedzając Akropol. Wtedy w mojej głowie zakiełkowała myśl, że muszę „zdobyć” ten liczący 277 m.n.p.m. szczyt. Wapienna góra, której nazwa nawiązuje do zamieszkujących ją według legend wilków, zbudowana jest z szarych łupków oraz wapieni.

Po drodze, przy ulicy Skoufa, odwiedzamy niewielki, urokliwy prawosławny kościółek.

Na wzgórze można dostać się taksówką, lecz prawdziwi zdobywcy gór gardzą takimi udogodnieniami. Własne nogi niosą nas wśród rosnących wzdłuż szlaku kaktusowatych opuncji. Można poczuć się prawie jak w Meksyku.

Widok z góry wart jest tych 40-45 minut wspinaczki. Przepiękna panorama Aten wynagrodzi ten trud. Południowy widok sięga aż do brzegów morza w Pireusie.

Na zachodzie, a może południowym zachodzie ujrzycie Akropol.

Zresztą każda ze stron świata oferuje przepiękną panoramę. Wyobrażam sobie, jak pięknie musi tu być o zachodzie słońca. U Waszych stóp odnajdziecie białe miasto. Taka biała dzielnica (co prawda w stylu bauhaus) w Tel Avivie została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO; tutaj macie ją zmultiplikowaną po sam horyzont.

Na szczycie znajdziecie też miniaturowy kościółek – jak ktoś oglądał film MAMMA MIA, to wie o czym mówię. Typowa sprawa – w Grecji prawie każda górka ma swoją kapliczkę.

Mają mikroskopijne, wręcz klaustrofobiczne wnętrza, aczkolwiek całkowicie urokliwe i skromne. Niekoniecznie złote, a na pewno skromne.

Jesteśmy w dosyć niespokojnym dla Grecji okresie – kryzys sprawił, że większa część populacji po prostu zbiedniała. Politycy (i statystycy) powiedzieliby, że „uległa obniżeniu stopa życiowa”. Demonstracje niezadowolonych z tej sytuacji poszczególnych grup zawodowych są na porządku dziennym. Trafiamy więc i na ten kawałek greckiej historii.

Następnego dnia z żalem opuszczamy Ateny. Za niecałe trzy godziny wylądujemy na WMI. Będzie szaro i zimno, ale przed nami polskie święta, które w 2016 roku zorganizujemy dla całej rodziny.


Ateny – miasto, które można kochać lub nienawidzić. Jedno jest pewne – nie da się wobec niego przejść obojętnie. W końcu to starożytna kolebka naszej cywilizacji. Miejsce, gdzie narodziła się demokracja – „najgorszy ustrój, ale lepszego nie wymyślono”. W dniu dzisiejszym miasto olbrzymich kontrastów. Tutaj starożytna historia łączy się i przeplata ze współczesną sytuacją, w jakiej znalazła się Grecja. Każdy znajdzie w tym mieście coś dla siebie.

Miłośnicy historii (głównie tej B.C.) zatracą się wręcz w orgazmie. Odbudowane, liczne starożytne zabytki, odkopane ruiny ateńskich budowli – nie ma chwili, żeby do ludzkiego umysłu nie wracały lekcje historii.

Położenie stanowi o nie mniej o pięknie miasta. Liczne wzgórza, bliskość morza, łagodny, śródziemnomorski klimat – czego chcieć więcej..?

Jeszcze jedna rzecz – kuchnia! Grecka kuchnia, również ateńska ma do zaoferowania wszystko to, co lokalna tradycja ma najlepszego. Wino – o tym nie trzeba nikogo (z pijących) przekonywać. Moussaka, kofte, jagnięcia i baranina na tysiąc sposobów (prawie jak dorsz w Lizbonie), choriatiki, tzatziki, feta, frutti di mare… Można wymieniać godzinami. Dla wielbicieli kawy – eden!

Poczuliśmy grecką gościnność, ale też turystyczną komercję. W hotelu mieliśmy wspaniałe śniadania i sympatyczną obsługę, ale z drugiej strony pokoje, które były… nadgryzione zębem czasu. Podobnie jak całe kwartały greckich budynków.

Po prostu kontrasty jakich wiele we współczesnym świecie. Jeśli ktoś wcześniej zamknął się w ***** all-inclusive na Krecie, to Ateny zwiedzane na własną rękę prawdopodobnie nie przypadną mu do gustu. Wszyscy inni powinni powiedzieć: „Jeszcze tu wrócimy”.

 


 

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

  1. Metro na trasie centrum Aten – lotnisko ATH obsługuje linia nr „3” (niebieska). Dojedziecie tą linią do głównych stacji przesiadkowych takich jak Syntagma oraz Monastiraki. Bilet na trasie lotnisko – centrum to koszt 8 EUR, ale są też bilety 2-osobowe (14 EUR) oraz 3-osobowe (20 EUR). Czas dojazdu z placu Syntagma  – ok. 40 minut.
  2. !Uwaga! – nie każdy skład linii nr „3” jedzie na lotnisko. Generalnie metro na ATH jeździ co 30 minut. Składy, które jeżdżą na lotnisko są czytelnie oznaczone. Gdyby zdarzyło się Wam jednak wsiąść w inny wagon – wystarczy jechać do ostatniej stacji. Następnie wysiąść i czekać na skład jadący na lotnisko – no stress.
  3. Najbardziej optymalną formą zwiedzania będzie nabycie karnetu, który umożliwia wstęp na większość starożytnych budowli. Bilet taki kosztuje ok. 30 EUR, ale zapewni wstęp do wszystkich najważniejszych atrakcji. Zobaczycie: Akropol, Agorę ateńską z muzeum, Kerameikos z muzeum archeologicznym, bibliotekę Hadriana, świątynię Zeusa Olimpijskiego oraz agora rzymską. Karnet zachowuje ważność przez 5 dni, więc zwiedzanie nie wymaga pośpiechu.
  4. Godziny otwarcia niektórych budowli antycznych mogą zadziwiać – np. Biblioteka Hadriana poza sezonem czynna jest do godziny 15.00. Dla miłośników zwiedzania ateńskich ruin proponuję więc zapoznać się szczegółowo z time-shedule. Znajdziecie go między innymi na bilecie do tych atrakcji.
  5. Jeśli przyjdzie czas na kawę po zejściu z Akropolu to tylko  Vryssaki Βρυσάκι przy ulicy Vrisakiou 17.
  6. Z centrum Aten do Pireusu można przede wszystkim dojechać „zieloną” linią metra – podróż z placu Omonia trwa około 20 minut.
  7. Drugim sposobem na dotarcie do nadmorskiego wybrzeża (Palaio Faliro) jest tramwaj z placu Syntagma – linia nr 4 oraz linia nr 5. Podróż trwa około 30 minut.
  8. Stadion Pananatejski zbudowano, a później odbudowano z marmuru pentelickiego. Złoża tego marmuru pochodzą ze wzgórz Pantelikonu nieopodal Aten. Wejściówki na Kallimarmaro kosztują 5 EUR za osobę dorosłą.
  9. Zmianę warty honorowej można obejrzeć codziennie o każdej pełnej godzinie przed parlamentem na Placu Syntagma. Jeśli się spóźnicie – nie martwcie się – 15 minut później przed Pałacem Prezydenckim na pobliskiej ulicy Irodou Atikou można obejrzeć ten sam spektakl.
  10. Większość ateńskich autobusów ma zainstalowane ekrany z nawigacją dla pasażerów informujący o nie tylko o przystankach, ale też pokazujący na mapie trasę oraz pogodę dla Aten.
  11. Pod szczytem Likavitos znajdziecie knajpkę z fantastycznym widokiem. Ceny nie rzucają na kolana, jak na wieży Eiffla, więc warto się zatrzymać i wypić choćby kawę rozkoszując się widokiem.
  12. Zamawiając kawę pamiętajcie – tam nie ma kawy po turecku – tam jest kawa po grecku (elliniko). Niby to samo, ale czy na pewno..?