WADI RUM – ŻYCIE NA CAMPIE

Zobacz wpis

Wadi Rum

Jak przeżyć na Wadi Rum..? Pytanie retoryczne – oczywiście tylko na campie! A jak wybrać dobry camp? Oczywiście tylko podróżniczym nosem! A co jeśli nie masz tego… podróżniczego nosa? Zdaj się na mnie! Postaram się przybliżyć te pustynno-jordańskie zawiłości. Yalla! Do lektury!

CAMP – CO TO TAKIEGO?

Pamiętacie jak w: WADI RUM – MAGICZNA PUSTYNIA pisałem o campie? Camp to nie nie tylko nocleg. Dobry camp to podstawa na Wadi Rum. Dobry camp to niekoniecznie drogi camp. Camp to miejsce, gdzie nie tylko będziesz odpoczywał po trudach zwiedzania, ale też, a może przede wszystkim poczujesz miejscowy klimat.

Przyroda, ludzie, kuchnia – to moje motto nie tylko podróżowania, ale też życia. Dlatego też wiele moich znajomości zostaje po podróżach. Tak też było tym razem. Jeśli wrócę do Puglii, to do Marii i Filippo, jeśli wrócę do Kosowa to do Esata, jeśli na Wadi Rum to oczywiście do Nayefa!

Camp to takie miejsce na pustyni, gdzie śpisz. Ale to nie tylko nocleg – camp, w przeciwieństwie do hotelu, to pewien styl życia. Dzień wyznaczany jest wschodem i zachodem słońca. Często jest tak, że przyjeżdżasz jako gość, a wyjeżdżasz jako przyjaciel. Wieczorne pogawędki oraz shisha skracają dystans.

Jeszcze jedno – kuchnia – arabska tradycja kulinarna to coś, z czym na campie obcujesz przez cały dzień.

JAK WYBRAĆ CAMP NA WADI RUM?

Jak wybrać camp na Wadi Rum? Pewnie nie odkryję prochu – pierwszy look to z pewnością najpopularniejsze wyszukiwarki noclegów, grupy na portalach społecznościowych lub polecenie. Tak też było w moim przypadku – internet.

Co z tego, jeśli znajdziesz ich setki – 300-400 sztuk pewnie na Wadi Rum operuje. Jak trafić na ten właściwy? Ten, który pozostawi po sobie niezapomniane wrażenia…

Po pierwsze zdefiniuj swoje wymagania – czego oczekujesz?

Po drugie – jakim budżetem dysponujesz?

Reszta będzie pewnie zbliżona. Unikam tych najtańszych, unikam tych najdroższym noclegów. Czytam opinie, staram się dokonywać wyboru podróżniczym nosem – czytaj: doświadczeniem! Ale nie tylko – mam jasno zdefiniowane swoje cele.

Szukam lokalności, naturalności, ludzi, którzy dadzą Ci fragment siebie – swojej kultury, swojego świata. Jeśli jadę na krótki city-break – można to pominąć. Jeśli już zdecydowaliście się zwiedzić coś tak odmiennego jak pustynia – szukaj tego co jest lokalne.

Tak trafiłem na:

TAJ WADI RUM CAMP

TAJ WADI RUM CAMP

19 namiotów, które oferują nocleg w rożnych układach – generalnie 2-4 osobowych. Co więcej – mają okno – przepiękna sprawa, gdy budzisz się i widzisz wschód słońca na pustyni. Mimo, że to pustynia, to naprawdę można doświadczyć całej palety kolorów budzącego się dnia.

I jeszcze jedna sprawa – część campów oferuje wspólną łazienkę. TAJ WADI RUM CAMP daje namiastkę luksusu. Każdy namiot ma zapewnione minimalne warunki sanitarne: w sypialni będzie miniumywalka, a i toaleta z podstawowym prysznicem się znajdzie.

Łazienka w Taj Wadi Rum Camp

Jeśli spędzicie tam minimum 2 noce – docenicie takie udogodnienie. Oczywiście można wybrać najbardziej pustynne warunki – ale po co…?

Wbrew pozorom, łóżka są całkiem wygodne

Można też wybrać opcje high-tech, a raczej high-price. Są balony z przeszkloną ścianą czy sufitem. Są miejsca określone jako „sunset … camp”. Za każde z tych określeń dopłacicie za coś, czego i tak doświadczycie. Na tej pustyni nie da się tego pominąć.

Taj Wadi Rum Camp da Wam to wszystko, czego oczekujecie. Minimum komfortu, a jednocześnie zderzenie z totalną wręcz beduińską gościnnością. Poznacie lokalną tradycję, kuchnię. Zapalicie wieczorem shishę przy beduińskim kominku.

Shisha i herbata z kardamonem – wieczorem to obowiązkowy punkt programu

CAMP TO LOKALNA TRADYCJA

Jednym z najważniejszych doświadczeń na campie jest lokalna kuchnia. Każdy ranek na campie zaczyna się od arabskiego śniadania. Kto bywał w krajach arabskich, wie o co chodzi.

Wspólny namiot to clou życia na campie

Obiad/kolacja to również local tradition i to na sposób… beduiński. Beduiński grill to nic innego, jak wykopana w piachu dziura, pod którą rozpalasz palenisko, zamykasz, zasypujesz piachem i… wieczorem odkopujesz.

Beduiński grill

Po griliu był oczywiście czas na arabskie tańce oraz… shishę. Shisha to tradycja, to styl bycia, bez shishy dla Beduina nie ma dnia. Dzień bez shishy – dzień stracony.

Ale już wspólnie palona shisha to nie tylko tradycja, to przede wszystkim styl życia. Na TAJ WADI RUM CAMP – shishę wieczorem palą wszyscy – to piękny rytuał zakończenia pustynnego dnia.

Zresztą, gdy tylko pogoda dopisuje – czytaj: nie jest przenikliwie zimno – można odpocząć również na zewnątrz.

TAJ WADI RUM CAMP – zewnętrzna strefa relaksu 😉

CAMP – PIĘKNY POCZĄTEK DNIA

Gdy już pierwsze promienie porannego słońca dotrą do Twojej jurty/namiotu/pokoju i zdążysz uzupełnić kalorie arabskim śniadaniem, to nie pozostaje nic innego jak samodzielna eksploracja Wadi Rum. Chwile samotności na pustyni to piękna sprawa i wbrew pozorom mogą przynieść nowe doświadczenia. Wystarczy… spotkać wielbłądy.

Wielbłądy z Wadi Rum

Wielbłądy nie są oczywiście wolnożyjącymi zwierzętami na pustyni. Wszystkie żyją na campach lub beduińskich gospodarstwach. Mają związane przednie nogi – aby łatwiej byłoby je dogonić, gdyby do głowy przyszło im udać się na gigant 😉

Jakby to dziwnie nie zabrzmiało, ale ostatnie lata na Wad Rum to susza. Wcześniej część tych pustynnych roślin lekko się zieleniła. Dzisiaj wielbłądy długo żują zasuszone łodygi, wydobywając z nich resztki wody.

WADI RUM to pustynia położona na wysokości około 700-800 m.n.p.m. W wielu miejscach mamy do czynienia z pięknymi skałami, czy nawet masywami górskimi o wysokości kilkuset metrów.

Wielbłądy o poranku na Wadi Rum

W porannym, czy też wieczornym świetle – w promieniach wschodzącego lub zachodzącego słońca te wyłaniające się z piachu góry i skały wyglądają naprawdę magicznie!

Wadi Rum – za chwilę zajdzie słońce
Tym razem słońce wschodzi nad Wadi Rumu

Magia tego miejsca i… różnorodność form dają nie tylko wytchnienie dla duszy, ale poruszają ludzkimi zmysłami w delikatny sposób. Tak delikatny, ale jednocześnie pozytywnie, że jest to idealne miejsce do „ładowania akumulatorów”!

Dodatkowo wystarczy się jeszcze powspinać po skałkach, aby Wasz mózg zaczął wyrzucać endorfiny jak Eyjafjallajökull chmury popiołu! (To ten sławny wulkan z Islandii).

Nie zanudzam więcej. Czasem jedna fotografia warta więcej niż tysiące słów…

Z perspektywy lokalnego skorpiona
Surowość gór i miękkość pustyni
Wielbłądy tu były
Pięknie..?
Na szczycie
Słońce, skały i pustynia
Dla takich chwil warto podróżować!
Jeszcze… look at camp

CO ZOSTAŁO ZE WSPOMNIEŃ..?

Camp na Wadi Rum to wspaniała opcja nie tylko na jedną lub dwie obowiązkowe noce, gdy jedziecie zwiedzać pustynię! Zrobiłem inaczej – to Wadi Rum było moim miejscem do eksplorowania Jordanii. Stąd ruszałem na zwiedzanie okolic pustyni, Petry, Wadi Musy czy też Aqaby. I nie żałuję tego absolutnie

Specyficzny styl życia, gdzie tak naprawdę natura wyznacza Ci rytm życia sprawi, że tam się da odpocząć. Pomoże w tym z pewnością fakt, że w wielu miejscach po prostu… there’s no signal!

Camp pozwoli też na zapoznanie się lokalną tradycją, kuchnią. Niejednokrotnie sprawi, że przyjedziecie tam jako goście, a wyjedziecie jako przyjaciele.

BYŁBYM ZAPOMNIAŁ…

Na Wadi Rum znajdziecie wioskę o tej samej nazwie co pustynia. To niewielka osada położona w środku pustyni. Da się tam wjechać autem. Najlepiej wyrobić wcześniej JORDAN PASS – wtedy wjedziecie bez opłat. Zwiedzanie nie zajmie wiele czasu. Do wioski prowadzi jedyna asfaltowa droga na pustyni, a widoki naprawdę warte krótkiej podróży.

Droga przez pustynię prawie jak w Arizonie;) no… prawie

Gdy już tam dotrzecie, to zatrzymajcie się na kawę lub herbatę w kafejce, która zwie się z lekka turystycznie i zachodnio – ENJOY RUM RESTAURANT, ale kawę i herbatę robią przepyszne!

Atrakcji specjalnych w wiosce nie znajdziecie – ot po prostu swoisty mix miejscowej biedy z komercją. Warto zboczyć tam dla samej kawy i potraktowania tego jako lokalnej ciekawostki.

==============================================================

With greetings to all staff of TAJ WADI RUM CAMP!

Shukran Nayef!

And maybe… Ilal-ika!

==============================================================

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Trochę więcej o TAJ WADI RUM CAMP przeczytacie tutaj: http://facebook.com/naefalzwydh/
  • Na temat jak może wyglądać całodniowy tour na Wadi Rum dla odmiany przeczytacie tutaj: http://7mildalej.pl/wadi-rum-magiczna-pustynia/
  • Jak dojechać na pustynne campy? Parkujesz gdzieś na parkingu, na obrzeżach skąd zabiera Cię ktoś z campu. Można też zamówić opcję z transferem, ale odległości w Jordanii zachęcają raczej do wynajmu auta. Po Jordanii da się jeździć – może o tym jeszcze napiszę 😉
  • Nie zapominajcie o JORDAN PASS – nie dość, że ma już w sobie opłatę za wizę, to jeszcze wiele miejsc (np. Petrę) zwiedzicie za free – w tym właśnie wioskę Wadi Rum.
  • Więcej o tym: http://jordanpass.jo

FAJNY NOCLEG W PALANDZE – VILA „PRI ROUZES”

Nocleg w Palandze rezerwowaliśmy z dnia na dzień. Szukaliśmy miejscówki, której wymagania przynajmniej teoretycznie wykluczały się wzajemnie. Miało być w centrum, ale cicho, niedaleko od morza, ale też od lokalnych atrakcji. Przytulnie i czysto, ale też z odpowiednim standardem. O cenie nie wspominam. Jak już zdefiniowaliśmy nasze oczekiwania, to niewiele „noclegowni” zostało.

Ostatecznie w drugiej turze głosowania wybrano coś, co nazywało się VILA PRI ROUZES, która przynajmniej w teorii miał spełnić pokładane w niej nadzieje. Obiekt przypomina mini aparthotel – są to dwa urocze budynki przy Valanciaus gatve 19.

Całość sprawiała już na pierwszy rzut oka dość klimatyczne i przytulne wrażenie. Widać, że w ten biznes właściciele włożyli dużo serca i pasji.

Cały teren jest zielony, zadrzewiony – z pięknie owocującymi starymi jabłoniami. Kilka miejsc do parkowania dla gości, trawa, za płotem przepływająca przez Palangę rzeczka. Do tak klimatycznego miejsca pasują oczywiście zwierzaki – więc przecudne i miziaste: pies…

…oraz 3 koty są już w gratisie umilając gościom pobyt.

VILA „PRI ROUZES” to kilka pokoi/apartamentów. Nasza rezerwacja przypadła na „apartament nr 3”. Dwupokojowe lokum położone na piętrze większego z budynków. Apartament składa się z: sypialni (z wygodnym, dużym podwójnym łóżkiem) oraz flat TV,

pokoju dziennego (z dwoma łóżkami),

łazienki (z prysznicem, umywalką oraz toaletą),

aneksu kuchennego z lodówką, suszarką do naczyń, zastawą, mikrofalą oraz czajnikiem.

Całości dopełnia, a może stanowi o jego atrakcyjności przestronny taras z meblami ogrodowymi.

Widok na zielony ogród oraz rzeczkę Rążę jest oczywiście bezpłatny.

W cenie apartamentu oczywiście pościel, ręczniki, przybory toaletowe oraz kuchenne.

Właściciele tego przybytku: Inessa i Vytauutas są otwartymi i bardzo sympatycznymi ludźmi. Jak trzeba, to zaoferują swoją pomoc również w niestandardowych sytuacjach. Tworzą też niezapomnianą atmosferę i klimat tego miejsca. Człowiek niby nie wyjeżdża, żeby czuć się jak w domu, ale tam panuje taka atmosfera, że jest po prostu sielsko i domowo.

Dodatkowo, można się z gospodarzami dogadać po polsku, co przy stosunkowo niezbyt dużej znajomości angielskiego na Litwie, jest dodatkowym atutem.

Co do podsumowania:

  • + lokalizacja (5/5) – niby w mieście, a jakby na uboczu, stosunkowo blisko do morza (ok. 800 m), a do okolicznych knajpek przy deptaku i MAXIMY (supermarket) – 3-4 minuty,
  • + czystość (5/5) – totalnie czysto – jesteśmy na tym punkcie wyczuleni,
  • + łóżko (5/5) – bardzo wygodne,
  • + atmosfera i klimat (5+/5),
  • + taras – usiąść na tarasie wieczorem i wypić wino – bezcenne!

Czy były jakieś minusy..?

Może brak kuchenki w aneksie (mikrofala nie zawsze wystarcza), może ograniczone programy w TV (ale kto ogląda na wyjazdach TV…), może brak śniadań (ale to już zależy od opcji – tym razem generalnie stołowaliśmy się na mieście: http://7mildalej.pl/litewskie-przysmaki-z-palangi/).

Jeśli ktoś szuka szkła, marmuru, spa oraz ***** gwiazdek niech dalej szuka. Jeśli natomiast ktoś chce znaleźć w Palandze klimatyczne, czyste, dogodnie położone lokum – gospodarze przyjmą Was chętnie.

Jeżeli jeszcze raz polecimy do Palangi, najpewniej zadzwonimy do VILA „PRI ROUZES”.

=========================================================

!Vytautas – aciu uz vyną, buvo skanus!

 

CZARNOGÓRA – GDZIE SPAĆ

 

W Montenegro przyszło nam spać zarówno na wybrzeżu, jak też w górach. O lipcowej podróży do Czarnogóry czytaj: http://7mildalej.pl/czarnogora-balkanska-perelka/. Kiedy dotarliśmy do Baru, ale nie tego w knajpie, tylko tego nad Adriatykiem, zatrzymaliśmy się w VILLA ANTIVARI. W Żabljaku spaliśmy natomiast w hotelu ZLATNI BOR.

VILLA ANTIVARI  (BAR – ŠUŠANJ)

Hotel jest typowym rodzinnym biznesem prowadzonym z ogromnym zaangażowaniem. Co tam znajdziecie – poza spaniem i strawą..? Przede wszystkim:

  • rodzinną atmosferę,
  • ogromną życzliwość właścicieli,
  • pomoc we wszystkich sprawach, które chcecie rozwiązać,
  • wspaniałą kuchnię.

Hotel w/g jednej kategoryzacji ma: ** w/g innej ***. Dla nas kategoryzacja hotelu straciła swoje znaczenie od momentu przekroczenia jego progu.

Na początek – trochę statystyki – hotel mieści się na przedmieściach Baru, przy wjeździe od Petrovaca.  Budynek ma 4 kondygnacje, z czego na parterze mieści się: parking, recepcja, jadalnia oraz zadrzewiony taras, na którym można zjeść śniadanie i nie tylko.

Pokój, który otrzymaliśmy miał widok na pasmo gór otaczających Bar od strony lądu.

Pokój spełniał wszystkie oczekiwania – wygodne łóżko, łazienka z prysznicem, indywidualna klimatyzacja, TV, codzienne sprzątanie, zmiana ręczników, w pokojach minibar zaopatrzony w napoje w niewygórowanej cenie.

Łazienka, prosta, nie najnowsza już, ale czysta.

To, że hotel był zadbany i czysty, to był tylko dodatek do jakości obsługi.

Zawsze w hotelach cenię sobie nie tylko standard, ale też atmosferę – tutaj ją otrzymałem w 100%, a w gratisie to, co uwielbiam – dobre, lokalne śniadanie.

Śniadania w VILLA ANTIVARI były spełnieniem oczekiwań – codziennie lekko inny zestaw dań na ciepło – co więcej – to wszystko przygotowywane we własnej kuchni, na lokalnych produktach – doświadczyliśmy pyszności takich jak: serowe babeczki, krokiety mięsne, grilowane cukinie i inne warzywa, jaja na oko – czyli sadzone jajka, lokalne kiełbaski, do tego znajdziecie warzywa, owoce, wędliny i sery – trzy rodzaje, z czego sławetny czarnogórski krawlji sir – krowi ser w wersji młodej i starej – mój ulubiony przysmak. Zjeść z apetytem śniadanko na zacienionym tarasie z widokiem na morze, mogą zarówno mięsożercy, jak i zwolennicy kuchni vege – bezcenne!

Inne zalety

  • do plaży: płatnej i bezpłatnej macie nie więcej niż 50-100 m,
  • niezłe knajpki znajdziecie w bezpośrednim sąsiedztwie hotelu,
  • komfortowe wyciszenie pokoi od strony gór,
  • darmowy parking.

Czy są jakieś minusy tego butikowego przybytku..?

  • hotel położony jest przy ruchliwej ulicy od strony morza – ruch może być uciążliwy,
  • łazienka w naszym pokoju pomimo, że generalnie czysta, powinna być odświeżona,
  • nie ma baru czynnego 24h, ani też strefy rekreacji czy spa – jeśli ktoś nie może bez tego przeżyć pobytu, niech szuka innej lokalizacji.

Jest to natomiast hotel nie tylko na kilka dni pobytu czy też tranzyt, ale przede wszystkim na wypoczynek. Jego podstawową przewagą są mili i sympatyczni właściciele, którzy zadbają o Was osobiście; coś trzeba załatwić..? Pomogą. Porozmawiają, zapytają, doradzą – ale bez zbędnego zadęcia, zrobią to ze szczerego serca i wrodzonej gościnności.

Jeśli chcecie się zatrzymać w VILLA ANTIVARI – oto adres: Zeleni Pojas Bb, Bar 85000, Czarnogóra; chcecie się dogadać: język angielski, ale też serbski, rosyjski, chorwacki – co oznacza, że po polsku też dacie radę. Według mojej skali ocena hotelu:

  • położenie: 4/5
  • atmosfera: 5/5
  • obsługa: 5/5
  • śniadania: 5/5
  • pokoje: 4/5
  • czystość 4,5/5

HOTEL ZLATNI BOR (ŻABLJAK)

Durmitor, Kanion Tary, Crne Jezero – jeśli chcecie odwiedzić jeden z najpiękniejszych górskich regionów nie tylko Bałkanów, ale też Europy – przyjedźcie do Żabljaka.

W Żabljaku nasz wybór padł na ZLATNI BOR – odpowiadała nam cena oraz opinie w internecie. Jak było w rzeczywistości?

W hotelu spędziliśmy dwie noce – przyjechaliśmy w poniedziałek, wyjeżdżaliśmy w środę. Na początek trochę suchego wkładu. Hotel mieści się na peryferiach miasteczka, przy drodze z Żabljaka na most na Tarze. W bezpośrednim otoczeniu znajdziecie inne hotele. Parking bezpłatny. Hotel mieści się w dwóch budynkach – restauracyjnym, gdzie zjecie śniadanie oraz hotelowym.

Budynek hotelowy ma 4 kondygnacje – nie ma windy. Pokoje są bardzo przestronne – mieliśmy „dwójkę” wyposażoną w TV, lodówkę (brak minibaru):

wygodne łóżko:

z widokiem na pasmo Bobotov Kuk (najwyższy szczyt okolic):

Co do hotelu – pokój sprawia wrażenie, jakby jego wystrój zatrzymał się w epoce sprzed ogłoszenia niepodległości Czarnogóry. Jednak największym problemem była czystość łazienki… O ile czystość łóżka można ocenić na 5/5, to pokoju na 3,5/5, a łazienki niestety na 1,5/5. Pokój nie był też codziennie sprzątany. Co do personelu tutaj poczuliśmy się jakbyśmy byli w innym obiekcie – super – ludzie mili i pomocni. Jeśli wybieracie się na rafting, albo stoki narciarskie (zimą) – hotel będzie idealną bazą wypadową.

Największą wartością hotelu jest jednak restauracja pełniąca funkcję nie tylko hotelowej jadłodajni, ale też knajpy z lokalną kuchnią, w której, jak dane było nam zauważyć, często bywali lokalsi. Jeśli restauracja trzymała poziom, to hotelowe śniadania też musiały być extra. I w tym przypadku tak było. Wybór dań na zimno i ciepło był w stanie zaspokoić kubeczki smakowe.

Ogólne wrażenia z pobytu:

  • + restauracja – czynna do późnej nocy z dobrą kuchnią,
  • + duże i obszerne pokoje
  • + personel
  • + bezpłatny parking
  • – czystość łazienki
  • – brak codziennego sprzątania

Jak za cenę 40-50 EUR – myślę, że spełnia pokładane nadzieje i oczekiwania.

Kontakt: Tmajevci b.b., Žabljak 84220; tel: +382 67 367 243; www.hotelzlatnibor.com

 

 

DOBRY HOTEL NA ZWIEDZANIE PARYŻA

Dobry hotel na zwiedzanie Paryża..? Proszę – oto nasz wybór: HOTEL DOISY-ETOILE położony przy 55 Avenue des Ternes (tel: +33 1 45 74 21 86) był wyborem prawie jak last minute – trafiliśmy na promocję praktycznie tydzień przed wylotem do Paryża (czytaj: http://7mildalej.pl/jesienny-paryz-subiektywnie/) Sprawdziliśmy jego lokalizację i komunikację – wszystko w założeniach się zgadzało, w późniejszym realu również.

Jeśli chodzi o kategoryzację, to w zależności od metodologii jest oferowany jako **** lub *** gwiazdkowy.

Stosunkowo niedaleko od niego są dwie stacje metra: linia „1” – stacja: Neuilly Porte Maillot (ok. 8 minut) oraz linia „2” – stacja: Ternes (5 minut). Przy hotelu jest bus-stop linii autobusowej  nr 43 jeżdżącej na Gare du Nord (czas podróży – ok. 15-20 minut).

Hotel mieści się w kamienicy i jest raczej typem hotelu butikowego, takiego jakie najbardziej lubię – optymalna wielkość (niezbyt duży), pokoje urządzone z dużą dozą indywidualności, ale spełniające oczywiście deklarowany standard, miła i symatyczna obsługa nadająca wręcz familiarny charakter – tego oczekiwałem i… to otrzymałem.

Nasz pokój urządzony był w lekko „kolonialnym” stylu, ale ze smakiem – wielkość pokoju może nie pozwalała się rozpędzić, ale nie czuło się żadnej klaustrofobii, a dwie osoby nie robiły tłoku jak w tokijskim metrze. Standardowe wyposażenie: TV-LCD, szafa z wieszakami i półkami, wieszak, półki, czajnik z zestawem kawy i herbaty, sejf. Łóżko szerokie i bardzo wygodne. Cicho działająca klimatyzacja.

Łazienka okazała się nie mniejsza niż pokój – obszerna z wanną z prysznicem – obowiązkowo oczywiście: szlafroki, kosmetyki, kapcie.

Widok z okna może nie do końca pozwalał na oglądanie panoramy Paryża – raczej zmuszał do zogniskowania wzroku na otaczające kamienice, ale to chyba jedyny minus naszego pokoju. Na wyciszenie ścian też nie można narzekać.

Śniadanie – na to czekaliśmy – pierwsze wrażenia z pokoju – bardzo pozytywne, ale zobaczymy co nam zaserwują Francuzi na petit déjeuner.

Nasze śniadanie obejmowało zarówno dania na ciepło (x3) jak też zimne przekąski, wędliny, sery (francuskie sery!!!), płatki, owoce (full wypas!!!), pieczywo – nie tylko francuskie, kawa, herbata, soki (wyciskane również) – słowem: rzeczywistość przyjemnie zaskoczyła. I dla mięsożerców, i dla wegetarian.

Obsługa – zarówno recepcja, jak też śniadania – bez zarzutu – miło, dyskretnie, profesjonalnie. Serwis pokojowy – również OK.

Na koniec kilka konkluzji i porad:

  1. Nie oszczędzajcie na hotelu – Paryż pomimo doskonałej sieci miejskiego transportu ma tyle do zaoferowania, że szkoda czasu na peryferyjne tanie „accomodation”.
  2. Lokalizacja + standard + opinie / cena – prosty algorytm, który każdy może dostosować do swoich potrzeb.
  3. Hotel kosztował nas ok. 1.100 PLN za 3 noclegi (w standardzie **** gwiazdek ze śniadaniem, w fajnej lokalizacji) – więc szukajcie takich okazji.
  4. Dla HOTEL DOISY ETOILE wystawiamy wysoką notę – 4,2/5 – jest wart odwiedzenia – zalety i wady poniżej
  • + lokalizacja
  • + obsługa
  • + czystość
  • + śniadanie
  • + łożko
  • + dobrze działające wi-fi
  • – standardowa cena
  • – brak bazy spa&relax

 

 

AUSTRIA TREND HOTEL NA WEEKEND W BRATYSŁAWIE

Weekendowy (czytaj: http://7mildalej.pl/bratyslawa-weekend-w-zimowej-aurze/) hotel w Bratysławie miał: trzymać poziom, być blisko ścisłego centrum, z szybkim dojazdem na lotnisko i dobrym śniadaniem.

Wybór padł na 4-gwiazdkowy AUSTRIA TREND HOTEL (adres: Vysoká 2A, Staré Mesto) trochę przypadkowo – trafiłem na promocję last minute – za ponad 500 PLN dwa noclegi w 4 gwiazdkach wydawało się dobrą ofertą.

Nowoczesna i ciekawa architektonicznie bryła nie zastąpi jednak jakości i atmosfery w hotelu. A jak było..?

Obsługa w recepcji przywitała nas bardzo miło i taki poziom utrzymano przez cały pobyt. Uprzejmość, ale nie nachalność. Pomoc w drobnych sprawach, za wszystko to można wystawić wysokie noty.

Hall przestronny i jasny; na parterze hotelowy bar, na pierwszym piętrze sala śniadaniowa.

 

Czystość również na najwyższym poziomie: łóżko, pokój, łazienka – żadnych zastrzeżeń.

Pokój przestronny, łożka wygodne, cały zestaw kosmetyków charakterystyczny dla standardu **** spełnił oczekiwania; klimatyzacja, codzienne sprzątanie, wymiana pościeli – to wszystko cenę poniżej 300 PLN za dobę.

W nocy hotel prezentował się jeszcze bardziej okazale, a przy tym ciężko byłoby go przegapić:

Jak już opisywałem, z przedłużeniem doby hotelowej w dniu wyjazdu nie było problemu – zaoferowano nam przedłużenie doby nawet do godziny 16-tej. Przechowanie bagażu do czasu podróży na lotnisko – również obyło się bez żadnego problemu.

Lokalizacja – blisko historycznego śródmieścia; linii tramwajowych i autobusowych; dojazd na lotnisko – tramwaj + autobus – ok. 40 min; spacer + autobus – ok. 50 minut

Śniadanie  – ostatni z ważnych obszarów, które stanowią o jakości noclegu – pełen wybór dań na ciepło i zimno, stałe dokładki w przypadku braków, napoje ciepłe i zimne; można trafić na przysmaki słowackiej kuchni, a nie tylko sieciowe jedzenie. Personel na bieżąco dba o uzupełnianie pojawiających się braków.

Hotel na googlach ma ocenę 4,2/5. Oceniłbym nawet wyżej na 4,4/5.

Wady i zalety:

  • + lokalizacja
  • + obsługa
  • + czystość
  • + śniadanie
  • + pokój
  • + łóżko
  • – brak rozbudowanej strefy sport & wellnes
  • – standardowa cena

Moja rekomendacja – jak najbardziej TAK, ale polujcie na okazje cenowe.

 

 

 

 

NOCLEG W MONACHIUM – HOTEL MUNICH CITY

W maju bieżącego roku mieliśmy stop over w MUC (czytaj: http://7mildalej.pl/stop-over-w-monachium/). Noclegu szukaliśmy oczywiście w internecie, a najlepszą opcją miał być hotel, który spełniałby 3 kryteria:

  1. bliskość dojazdu na lotnisko – w tym przypadku chodzi o linie S-Bahn S1 lub S8, albo Hauptbahnhofu, czyli dworca głównego – czas, aby go efektywnie wykorzystać, jest obok finansów oczywiście jednym z najważniejszycy kryteriów
  2. odległość od głównych, planowanych do zwiedzania atrakcji
  3. kompilacja ceny i warunków oraz opinii – co prawda był to tylko „eine Uebernachtung” (jeden nocleg), ale lubię czyste łóżko i śniadanie, które daje energię 😉

Wybór padł ostatecznie na *** HOTEL MUNICH CITY położony przy Schwanthalerstrasse 112-114. Wyboru tego nie żałowaliśmy.

Dojazd na lotnisko – S-Bahn – ok. 35-40 minut. Ze stacji S-bahn HACKERBRUECKE na pieszo ok. 6-7 minut (500 m), odległość hotelu od Hauptbahnhofu (1 stacja s-bahn lub 15 minut spaceru – ok. 900 m). Do Marienplatzu dojdziecie z hotelu w ok. 20 minut (ok. 1,3 km). Hotel idealny na OKTOBERFEST – z THERESIEN WIESE da się zdążyć do hotelowej toalety nawet po 3 GROSSBEER’ach, a jakie są te duże w czasie OKTOBERFESTU wie ten, kto był 😉

Wracając do clou programu. Nocleg (zarezerwowany ostatecznie przez Hotels.com) kosztował nas ok. 50 EUR za pokój dwuosobowy ze śniadaniem. Właśnie to śniadanie (od 7.00 do 11) było jednym z najmocniejszych akcentów – jego obfitość, różnorodność i dostępność – obsługa cały czas, z niemiecką skupulatnością uzupełniała braki. Lista potraw byłaby długa, toteż wymienię tylko kilka – z regionalnych potraw: oczywiście bratwurst’y i weisswurst’y na ciepło, jajecznica i zwykłe parówki, pełen wybór sałatek: kartoffelsalat – obowiązkowo; „dazu” czyli „do tego” białe i ciemne pieczywo, precle też były oczywiście. kilka rodzajów serów, serków, wędlin oraz owoce. Dla łasuchów pełen wybór ciast. Kawa zarówno z ekspresu, jak też herbaty w dowolnych smakach i kolorach, trzy rodzaje soków. Po prostu full wypas!

Po Lizbonie, gdzie jak stwierdziłem, w przypadku śniadań: „codziennie był ten sam dzień” za śniadania należy się obiektowi *****.

Obsługa hotelowa – miła, uprzejma i pomocna. W hotelu znajdziecie też barek, gdzie zaopatrzenie nie rzuca na ziemię, ale da się posiedzieć. Można też skorzystać z sauny.

Pokój hotelowy – łóżka wygodne, czysto, w pokoju sejf, TV LCD, brak klimatyzacji, ale jest wentylator, lodówka do własnego użytku.

Łazienka – niezbyt wielka; kosmetyki; ręczniki.


Podsumowując

  • + śniadanie (inny wymiar) – 5/5
  • + czystość (pokój + łazienka)
  • + obsługa hotelowa
  • + położenie (bliskość s-bahny i głównych atrakcj miasta)
  • – klimatyzacja (jej brak latem może być uciążliwy, a wentylator…)
  • – oferta hotelowego baru