PUGLIA MIA…

Puglia mia… tęsknota za włoską sjestą i południowym karnawałem

Od czego zacząć by wspomnienie z przepięknej zimowej Puglii..? Obcas włoskiego buta to ten fragment Włoch, do którego przed sylwestrem 2019 roku nie dane było jeszcze zajrzeć. Na lotnisku w stolicy Apulii – Bari wylądowaliśmy po półtoragodzinnym, opóźnionym locie z Monachium w ostatnim dniu 2019 roku. Plan był taki, żeby przywitać nowy rok na południu Europy, odpocząć po trudach świąt i całego roku. Puglia wydawała się do tego celu idealna – w tym okresie niewielu turystów, spokój, słońce, morze i doskonała kuchnia. Miała być Puglia, a pozostała – per sempre Puglia mia…

LĄDUJEMY W PUGLII CZY APULII..?

No właśnie – w Polsce mówi się na ten region Apulia, włoski oryginał brzmi: Puglia. Ten bardziej mi odpowiada, a nie będę bawił się w purystę językowego i bronił zaciekle języka polskiego w przypadku obcej nomenklatury. Dla mnie Rzym zawsze będzie Romą, Genua Genovą, a Palermo… Palermo (w tym przypadku chyba za daleko zabrnąłem).

Nazwa nazwą, a są ważniejsze sprawy, które opisują tak piękny region. Wystarczy wspomnieć chociażby o kuchni, którą opisałem tutaj: http://7mildalej.pl/kuchnia-puglii/. Nie sposób zapomnieć o przepięknych landszaftach i wspaniałych, gościnnych ludziach zamieszkujących ten kraniec Włoch.

Puglia stała się „bliska” Polakom, gdy na lotnisko w Bari oraz Brindisi zaczęły latać low-costy (brandów nie będę reklamował) z kilku polskich lotnisk. Lotnisko w Bari nosi imię Karola Wojtyły (ot, taka miłość Włochów do polskiego papieża). Jest dość poręczne, szczególnie od strony przylotów. Jeśli chodzi o odloty i na lotnisko docieracie metrem/kolejką, to weźcie pod uwagę fakt, że dotarcie do odprawy zajmie Wam trochę czasu. Idzie się dłużej niż w Monachium, czy też we Frankfurcie.

Jak się dostać do Bari i dalej na południe..? Najlepszą opcją jest oczywiście wspomniana kolejka, którą można dostać się do Stazione Bari Centrale. Jedzie około 15-20 minut i wysiada na dworcu głównym, z którego już nie jest problemem dotarcie do innych miast tego pięknego regionu.Przesiadamy się więc w pociąg i ruszamy na podbój Apulii. Mamy około 1,5h opóźnienia, a ta jedyna w roku noc czeka na nas w Monopoli – czyli niecałe 50 km na południe od Bari.

PUGLIA MIA… WITA NAS SJESTĄ

Do celu dojeżdżamy w najgorszej możliwej porze – porze popołudniowej sjesty. „Na ulicach cichosza” jak śpiewał Grzegorz Turnau.

Monopoli wita nas sjestą

Z jedzenia więc nici. A plan był prosty – najpierw zapoznajemy się z lokalną kuchnią i winnicą, a dopiero później hotel. Czasem zdarza się, że priorytety trzeba odwrócić – tak było niestety tym razem, zwłaszcza, że na ulicach poza psem, który wyciągnął swojego Pana na spacer niewiele się dzieje. Nawet miejscowe koty, które oczywiście w tych rejonach stanowią nieodłączny element życia miasta śpią. Również nad pięknym, modrym, oczywiście, że nie Dunajem, tylko Adriatykiem ludzi brak.

Ktoś tam niby jest…

To chwila przed burzą… Nie zapominajmy, że za 10 godzin przywitamy nowy 2020 rok! Póki co – musimy znaleźć CASA PALMIERI – nasz…

NOCLEG W MONOPOLI

W ostatniej wręcz chwili – 3 dni przed wylotem – korzystając uprzejmości naszego poprzedniego hosta zmieniamy nocleg z Polignano a Mare na Monopoli. Decydujemy się na pensjonat B&B CASA PALMIERI prowadzony przez fantastycznych właścicieli – Marię i Filippo. Przede wszystkim sama miejscowość sprawiła, że poczuliśmy się jak w starych Włoszech. Jeśli do tego dorzucicie gościnność właścicieli pensjonatu, to czego chcieć więcej…?

Po kluczeniu wąskimi uliczkami starówki Monopoli w końcu odnajdujemy nasz domek na najbliższe dni. Przyjmuje nas Filippo – nasz host, z którym ucinamy (nie)krótką pogawędkę na temat Puglii, Monopoli i nie tylko. Wspaniale nam wszystko wyjaśnia i zaprasza na śniadanie następnego dnia. Tylko jak my wstaniemy na to śniadanie po uciechach vigila di capodanno..?

Casa Palmieri – w końcu trafiliśmy

Wszystko się zgadza z opisem, a jest nawet lepiej. Apartament ma sypialnię, aneks kuchenny, łazienkę – wszystko z pełnym wyposażeniem. Czystość – pierwsza klasa! W urządzeniu lokum widać kobiecą rękę i myśl przewodnią. Jak się okaże – to zasługa Marii.

Nowy apartament w drugim budynku

Nie zabrakło niczego – ręczniki, kosmetyki, suszarka do włosów, mały „welcome”, a nawet codzienna dostawa wina (odpłatna) do pokoju.

Wyposażenie, czystość – wszystko super!

Cisza (niekoniecznie w sylwestrową noc;), bliskość morza – wręcz czuć bryzę. Ocena – 5/5!

Nawet mały balkonik się znalazł

Śniadania typowo włoskie serwowane przez Marię i Filippo w sali śniadaniowej umawiane są na określoną godzinę. Na słodko, kawa, herbata, woda, ale też ser, szynka, pieczywo – skromnie ale smacznie. Do tego wypieki (dolce) własnoręcznie przygotowywane przez Marię. Kobieta ma talent! Nawet taki „anty-dolce” jak ja skusił się na jej kulinarne rękodzieła. Oboje wkładają w swoją dimorę serce, czas i profesjonalizm. Są przy tym ujmującymi i sympatycznymi ludźmi. Jeśli ktoś szuka noclegu w Monopoli – polecam gorąco!

MONOPOLI – PRAWDZIWA WŁOSKA PEREŁKA

Nie tylko nocleg, ale również miasteczko można zareklamować. Tylko po co..? Z turystycznym egoizmem powinienem powiedzieć: Nie jedźcie tam, niczego tam nie ma – jakby rzekł klasyk. A jednak jest to coś, co przyciąga i każe tam wrócić. Monopoli to nadmorska mieścina położona pomiędzy Bari a Brindisi. Pociągiem z Bari jedzie się albo 30 minut, albo 50 minut – to w zależności jaki il treno wybierzecie. Pamiętać trzeba oczywiście, że nie każdy skład zatrzymuje się w Monopoli, a i cena biletu różni się o ok. 10 EUR 😉

Jeśli mówimy o mieście, w którym mieszka 16 tysięcy mieszkańców, z których połowa utrzymuje się z rybołóstwa, to niewiątpliwie trafiacie w środek kulinarnego, rybnego edenu. Sprawdzone i potwierdzone. W marinie, jak zwał, tak zwał stary port zamiast jachtów – kutry i łodzie rybackie. Zdaje się więc to potwierdzać tezę Filippo.

Porto vecchio – przystań monopolijskich rybaków

Łodzie, łódki – na ogół w kolorze azzurro stanowiącym dopełnienie barwy opływającego miasto morza tworzą właśnie ten klimat, którego nie sposób opisać, ale trzeba „dotknąć” na miejscu.

I te niebieskie łodzie i kutry…

O rybnych, ale nie tylko specjałach kuchni Monopoli przeczytacie tutaj: http://7mildalej.pl/kuchnia-puglii/. Co więcej – w okresie sylwestrowo-noworocznym – na ulicach dominował język włoski. Znakomita część gości to Włosi odwiedzający Monopoli. Stranieri byli w tym czasie w całkowitym odwrocie.

Momentami miasteczko wydawało się wręcz senne. Nie tylko w czasie sjesty, czy też noworocznego odsypiania sylwestrowej nocy, ale też w ciągu dnia. Ożywało wieczorami, w dzień spacer zarówno uliczkami starówki, jak też nadmorską promenadą i wybrzeżem pozwalał cieszyć się ciszą przepięknymi widokami.

Porta przy via Porto, czyli brama przy ulicy portowej

Monopoli ma to do siebie, że przyciąga człowieka swoją naturalnością, nie jest przesadnie skomercjalizowane. Poza sezonem jest tutaj cicho i pusto. Jest to o tyle dziwne, że w każdym przewodniku ta puglijska mieścina traktowana jako „must see”. A jednak pusta lungomare nadaje miastu leniwy klimat.

Widok z Bastione S. Maria na zamek Karola V

Co ciekawe, w tym południowo-włoskim miasteczku odnalazłem klimaty jakby marokańskie i hiszpańskie. Zamek (nazwa trochę na wyrost) Karola V swoją nazwę otrzymał od władcy Hiszpanii (i nie tylko) – króla Karola V Habsburga.

Lungomare Santa Maria

UROKLIWE ULICZKI…

w Monopoli, które odkrywasz i którymi się zachwycasz to kolejna atrakcja, dla której warto odwiedzić to miasto. Niby podobne, a każda inna. Biel ścian na zmianę z kolorem piaskowca przeplata się co krok. Jest wąsko, czasem tak wąsko, że ciężko się minąć. Ale też klimatycznie i nostalgicznie.

Wieczorem – cicho i pusto
Tylko leniwe gatti (koty) spacerują uliczkami Monopoli

Kościół św. Teresy to jeden z monopolijskich zabytków. Wybudowany w stylu barokowym został ukończony w 1735 roku. Ma wapienną fasadę z wklęsłą i wypukłą powierzchnią, charakterystyczną dla architektury barokowej. W środku znajdziecie wiele dzieł malarskich różnych autorów i epok, cenny krucyfiks z XV wieku z kościoła San Salvatore w złoconym drewnie.

Chiesa di Santa Teresa

Dwa dni tam siedział i nawoływał; zaniosłem mu smakołyki ale nie zszedł…

Urok centro storico to tylko jedna z zalet Monopoli. Drugą jest niewątpliwie jego wybrzeże.

OD STRONY MORZA

Urozmaicone, nadające się zarówno do kontemplowania bezkresu morza, jak też spacerów, a także błogiego wypoczynku na niewielkich plażach jakich wiele zwłaszcza na południe od centrum miasta.

Centro storico od strony morza
Początek roku przywitał nas cielo azzurro oraz mare azzurro
Pomimo tych fal prawie wcale nie odczuwało się wiatru

Pierwszą plażę, którą napotkacie schodząc z miasta będzie Cala Porta Vecchia

Najbliżej centrum – Cala Porta Vecchia

Spacer wybrzeżem w Monopoli dostarczy też takich widoków – następna plaża Cala Cozze widziana od innej strony. Cozze to mule, więc nazwa plaży pewnie od tych mięczaków. Swoją drogą wyobrażacie sobie plażę nad Bałtykiem zwaną plażą omułków..?

Wybrzeże typowe dla okolic Monopoli

Dalszy spacer i zbliżamy się do Cala Porto Bianco rozciągającą się pomiędzy Ristorante Lido Bianco a Grotta della Cala Santa Miseria.

Cala Porto Bianco

Kilka minut spaceru i lądujemy na Cala Rosso. Dlaczego rosso..? Nie wiem…

Cala Rosso

Na koniec docieramy w okolice Grotta di Porto Verde oraz Cala Paradiso.

Te plaże są przepiękne, zwłaszcza po sezonie, gdzie przy optymalnej jeszcze pogodzie można spacerować rozkoszując się pięknymi widokami. Polecam!

VIGILIA DI CAPODANNO

Zamierzałem napisać jeszcze parę zdań o monopolijskim sylwestrze – zwanym we Włoszech vigilia di capodanno. Ale – co było w Monopoli, zostaje w Monopoli. Kilka fotek jednak wrzucam.

Piazza Palmieri – 31.12.2019 – 21.25
Bar Alchemico – 31.12.2019 – 22.01
Piazza Garibaldi – 31.12.2019 – 23.49
Gdzieś w Monopoli – 31.12.2019 – 23.59
Pod niebem Monopoli – 01.01.2020 – 00.01
Nad dachami Monopoli – 01.01.2020 – 13.01

I to byłoby na tyle z najdłuższej nocy roku w Monopoli. Przed nami – (Fiesta) di capodanno!

POLIGNANO A MARE W ŚWIĄTECZNEJ ILUMINACJI

Niewiele czasu mamy, ale jedno popołudnie poświęcamy na zwiedzenie pocztówkowego Polignano a Mare. W przeciwieństwie do Monopoli miasteczko najechane jest przez hordy turystów. Z Monopoli jedzie się pociągiem nie dłużej niż 10 minut. Jednocześnie Filippo polecał świąteczne iluminacje, z których Polignano słynie w całej Italii. I rzeczywiście – trafiamy w środek rozświetlonego setkami, jeśli nie tysiącami świecących figur i kompozycji. Żeby nie trzeba było sobie tego wyobrażać, to świąteczne Polignano wygląda tak:

Polignano a Mare ubrało się w świąteczne dekoracje

…i tak…

Nie zabrakło foczki 😉

…i tak…

Brama dla zakochanych 😉

…tak również…

Ogon wieloryba…???

…i na wiele innych sposobów…

Króliczek czy zajączek..?
Muchomorek jest, ale gdzie się podział Żwirek..?
Pszczółka Maja!!!
Biały miś… ten z piosenki
To już prawie zwierzyniec

Nie tylko miasto, ale również sławnej Lama Monachile udzielił się świąteczny nastrój:

Lama Monachile bez tłumów..? W sezonie to niemożliwe!
Całe miasto to jedna wielka iluminacja
Christmas tree a’la Polignano a Mare

POLIGNANO – RAJ ZADEPTANY…

Filippo miał rację… W tym okresie Polignano a Mare prezentuje się olśniewająco. Miasteczko ma więc swoje pięć minut w roku nie tylko latem, ale też zimą. Turystów i zwiedzających – okropne ilości. A my – wśród nich 😉

Natomiast sławetna Lama Monachile Cala Porto – najbardziej fotogeniczna plaża Apulii jest o tej porze pustawa… I to był największy sukces odwiedzin Polignano. Niektórzy instagramerzy mogliby więc zazdrościć. Strzelać fotosy w samotności (…aż tak bym nie przesadzał) na Lama Monachile!

Tłumów nie ma
… więc cała Lama Monachile jest moja !!!

Nawet spoglądając na zawieszony, a raczej wsparty na kamiennych przęsłach most – Ponte Borbonico (zwany też Ponte Lama Monachile) odnosi się wrażenie, że dla zwiedzających nie jest to must see.

Widok z mostu górującego nad plażą jest piękny

Polignano to jedna z perełek Puglii. Perełka, ale niestety perełka, która stała się ofiarą własnego sukcesu. Jedno z tych pięknych miejsc, gdzie turystyka i komercja wzięła górę. Cóż… Żyjemy w takich czasach, że każdy ma prawo stać się posiadaczem (choć przez krótką chwilę) tego pięknego miejsca…

Co poza tym w Polignano warte jest jeszcze zobaczenia..? Piękna starówka z wąskimi uliczkami.

Czasami jest wąsko i pusto, ciemno i do domu daleko

A ponadto groty, do które najpiękniej prezentują się od strony morza (można dopłynąć statkiem), a także pomnik Domenico Modugno – tego od: Volare… Gość podobno wyparł się swego miejsca urodzenia, ale się chyba zreflektował, skoro mieszkańcy postawili mu monument.

Przy via Pompeo Sarnelli trafiamy jeszcze na świąteczno-karnawałowy jarmark, gdzie próbujemy regionalnych specjałów. Pozdrawiamy z tego miejsca sympatycznego gospodarza z okolic Gargano, który raczył nas swoimi pysznymi wyrobami i grzanym winem 🙂 Niestety czas wracać do Monopoli – następnego dnia czeka na nas Alberobello – kraina trulli, a może Hobbiton..? (o tym miasteczku z listy UNESCO tutaj: http://7mildalej.pl/alberobello-swiat-hobbita/).

PUGLIA MIA…

pozostanie moją ukochaną Puglią. Wiem, że wrócę tutaj. Włochy poznałem w młodości dość dobrze, ale do Puglii było mi nie po drodze, mimo że niedalekie regiony zwiedziłem. Cóż… młodość kieruje się swoimi prawami 🙂 Gdybym wiedział… byłbym już wcześniej bogatszy o wspaniałe doświadczenia kulinarne, krajoznawcze i międzyludzkie. W Puglii doświadczyć można jeszcze starej, południowej włoskiej gościnności. Jeśli ktoś zwiedzał ten raj 25 lub 30 lat temu – wie o czym mówię. W Puglii – tym przez lata zapomnianym przez turystów zakątku Włoch – można doświadczyć jeszcze Italii, którą znam z lat młodości.

Subiektywnie o puglijskich miasteczkach można rzec:

  • Monopoli – to jest puglijska perełka! Nie ma takiego tłoku jak w Polignano czy też w Alberobello. Chciałem pobyć we włoskim (rozumianym na wszystkie strony świata) klimacie i to się właśnie udało – Monopoli było strzałem w „10”. Atmosfera, klimat, morze, kuchnia – wszystko zdecydowanie na „tak”. W sezonie pewnie niezmiennie oblegane, ale na wiosenny, czy też jesienny wypad – idealne. Kilka info o mieście na stronie www: http://www.comune.monopoli.ba.it/
  • Polignano a Mare – niewątpliwie piękno, Lama Monachile, groty; ja jednak wolę mniej turystyczne Monopoli. Po wizycie w Polignano pozostał nam pewien, rzekłbym niedosyt. Trochę krótko, nie wszystko więc udało się zobaczyć. Ale nie ma tego złego… może uda się następnym razem.
  • Alberobello – czy czuję rozczarowanie…? Wcale nie – domki trulli, ba… cała dzielnica domków trulli to miejsce co prawda skomercjalizowane, ale jednak urocze, a w samym Alberobello też je znajdziecie – zamieszkane, używane, takie prawdziwe. Jeśli nie wybierzecie się tam w szczycie sezonu, to sądzę, że będziecie ukontentowani.

Poza miejscem Puglia to przede wszystkim wspaniała kuchnia. Wszystko, co z morza, oliwa, wino – czego można chcieć więcej..? To jest, jak dla mnie, awangarda la cucina italiana. Każdy region Włoch, a zwiedziłem ich znakomitą większość, niósł ze sobą nowe, niezapomniane smaki. Tym razem smaków tych starczy na wiele wieczorów, gdy przy puglijskim primitivo będę je odtwarzał.

ALLA FINE – RINGRAZIAMENTI SPECIALI

Szczególne podziękowania dla naszych hostów (padroni di casa): Maria e Filippo – ancora una volta voglio ringraziare per vostra ospitalita, per ottimi pasticini di Maria, per tutto. Abbiamo intenzione di ritornare a Puglia. Ricorderemo piacevolmente il nostro soggiorno con voi. Alla prossima volta! Spero, che ci vediamo quest’anno.

ALBEROBELLO – ŚWIAT HOBBITA

Alberobello – świat Hobbita

Autobus z Piazza San Antonio w Monopoli jedzie do Alberobello ok. 50-60 minut. Za oknami przewija się typowy dla Puglii krajobraz lekkich wzniesień, na których dominują oliwne gaje. Nic dziwnego, ale to właśnie z tego właśnie regionu Włoch pochodzi duża część włoskiej oliwy i oliwek. Jadąc autobusem, w oddali można dostrzec nawet puglijskie wybrzeże Adriatyku, o którym przeczytacie w oddzielnym poście.

Alberobello to jedno z 47 włoskich miejsc wpisanych na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO, a konkretnie Città dei Trulli jego dzielnica zabudowana domkami trulli. Znaleźć się tam, to jakby przenieść się w ubiegłe stulecia. Ba… Nie tylko w ubiegłe stulecia, ale mamy wręcz tolkienowski Hobbiton! Przenosimy się więc na Rione Monti, które z il Balcone di Santa Lucia prezentuje się wspaniale!

Widok na dzielnicę Trulli

WKRACZAMY W ALBEROBELLO – ŚWIAT HOBBITA

Domki trulli to miedzy innymi świadectwo wojny fiskalnej – sprytnego narodu z machiną biurokracji. Legend jest kilka. Jedna mówi o złym księstwie Neapolu, druga natomiast o Ferdynandzie I Sprawiedliwym, obdzielał podatkami wszystkich, tylko nie siebie… FIS? skąd my Polacy, w XXi wieku to znamy..? Niby „sprawiedliwi”, a też nas łupią.. Zaczęło się to, tak czy inaczej, w XV/XVI wieku, kiedy to nałożono wysokie podatki (katastrat?) od każdego wybudowanego domu z cegły. Ludność rolniczego regionu Apulii może nie dysponowała zbytnimi zasobami gotówki, za to głowę nosiła na miejscu. Dało się ówczesnym królewskim poborcom wmówić, że to tylko domek tymczasowy z łupka wapiennego. Taki on niewielki, prawie tam okien nie ujrzysz i drzwi niewielkie… Pewnie, gdyby już wtedy istniała Guradia di Finanza, ten numer by nie przeszedł. Na szczęście ten twór powołano dopiero w 1881 roku, więc dzisiaj możemy delektować się klimatem puglijskiego miasteczka sprzed wieków.

Biel ścian, łupek na dachu

Mieliśmy to szczęście, że w pierwszych dniach stycznia 2020 roku pogoda była piękna, a turystów (stosunkowo) niewielu. Kierując się więc podróżniczym „szowinizmem” zwiedzaliśmy włoski Hobbiton z uśmiechem na ustach. Trafić tam puste uliczki to prawie jak wygrać w lotto! Nam się udało!

Taki podróżniczy egozim – jak nie ma innych to lepiej 🙂
Ale gdzie się podział Hobbit..?
Tutaj też mieszkają Trullijczycy 🙂
Część tych domków to nie tylko komercja, ale też codzienność

A lokalne koty – nierozłączna część krajobrazu południa, również wyglądają okazale i głodne na pewno nie chodzą 🙂

Gatto di Trullo – rasa kotów z Alberobello :))

Jak już dojdziecie do końca wzgórza to ujrzycie Chiesa a Trullo Parrocchia Sant’Antonio di Padova. Mówiąc w skrócie i uciekając od bogatej włoskiej nomenklatury sakralnej kościół św. Antoniego. Też można rzecz stylizowany na trullo.

Chiesa a Trullo Parrocchia Sant’Antonio di Padova

HIEROGLIFY NA DACHACH

Wiele z domków, nie tylko na wzgórzu trulli ma na dachach dziwne symbole.

Wieczorami podobno miasteczko lśni świątecznymi lampionami
Na części domów znajdziecie znaki hieroglificzne

W sklepach można kupić tablice z tłumaczeniem i objaśnieniem znaków. Te hieroglify mają swój początek w… ciężko mi jednoznacznie określić w czym. Część tych znaków to magiczne symbole, część ma swój początek w prymitywnych wierzeniach, ale też część to znaki chrześcijańskie. Tak więc nie znajdziecie jednej odpowiedzi.

Nurtowało mnie pytanie dlaczego nie na wszystkich domach można je znaleźć? Jedna z legend mówi, że ma to swój początek w fakcie, iż od domów tymczasowych nie było podatku. A dachy tych budynków były budowane bez użycia zaprawy; łupek był natomiast układany na zakładkę i trzymał się pod wpływem własnego ciężaru. Z łatwością przychodziło więc jego zburzenie w razie wizyty królewskiego poborcy.

TRULLI TO NIE TYLKO RIONE MONTI

Nie tylko Città dei Trulli, ale też w pozostałej części Alberobello oraz okolicy znajdziecie domki trulli. Są wśród nich takie, w których mieszkają lokalsi…

Trullo na dzisiejsze czasy, lekko wypasione

Ale znajdziecie też takie…

Trullo z dwuspadowym dachem, to jeszcze trullo..?

Nie mówiąc o trullo przerobionym na garaż (!).

Trullo dla rumaków, stalowych rumaków

Poza trullo Alberobello to też kilka pięknych miejsc, które warto odwiedzić. Niedaleko od Rione Monti znajdziecie Basilica Santuario Parrocchia Santi Medici Cosma e Damiano.

Basilica Santi medici Csoma e Damiano

Po drodze miniecie Piazza municipio, który jest miejscem spotkań mieszkańców miasta.

Vasca dei Pesci na Piazza municipio

ALBEROBELLO TAK CZY NIE..?

W związku z faktem, iż jesteśmy w miejscu z listy światowego dziedzictwa UNESCO, to należy spodziewać się tłumów. Styczeń 2020 był łaskawy – zwiedzających stosunkowo niewielu, dało się przejść i spokojnie podziwiać myśl „architektoniczną” z ubiegłych wieków. W cieplejszych porach roku może być tłoczniej. Miejsce przypominające świat Hobbita na pewno warte jest zobaczenia. Ale jeśli ktoś liczy, że jest to dziewicze i spokojne, to raczej jest z tych naiwnych. Rione Monti to dzisiaj komercja i turystyczny przemysł. Większą frajdę sprawiło mi wyszukiwanie domków trulli rozsianych po mieście. Też fajne, zwłaszcza te w bocznych uliczkach, zamieszkane i dostosowane do dzisiejszych czasów. Czy Alberobello to świat Hobbita..? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie po powrocie.

Na koniec…

Domek trullo to prosta budowla. Niewiele okien on ma, a jeśli już ma, to całkiem niewielkie, drzwi również wpisują się w tę myśl konstruktorską. W środku na ogół jedna izba, może dwie. Łatwiej (i taniej) to zburzyć i postawić na nowo, niż wyremontować. Podobno latem djae chłód, a zimą trzyma ciepło. Co ciekawe… Od dewelopera już nie kupicie, ale rynek wtórny trzyma cenę! Ruiny, które mijaliśmy na trasie Alberobello – Monopoli zaczyna się od +/-20 tysięcy EUR!

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Z Monopoli do Alberobello zabierze Was autobus linii AUTOLINEE LENTINI. Bilet kosztuje ok. 3 EUR
  • W Alberobello możecie przenocować w tych domkach, zarówno na wzgórzu, jak też w mieście. Only for fans! Drogo.
  • Komercyjne pamiątki kupicie wszędzie, na wzgórzu wcale nie jest drożej, ale różnice w cenach w poszczególnych sklepach potrafią zaskakiwać (nawet 1EUR na magnesie).
  • Knajpkę, którą możemy polecić znajdziecie tu: http://7mildalej.pl/kuchnia-puglii/ a zwie się Ristorante Trattoria „Largo Trevisani”. W googlach niedoceniona, a jedzenie i obsługa jak dla mnie zasługują na więcej. Strona www: https://www.ristorantelargotrevisani.it/.
  • 5-6 godzin to minimum jakie trzeba poświęcić na spokojne zwiedzanie, chętni mogą zostać nawet dłużej i też nie będzie to czas stracony.

LAGO DI GARDA – GÓRY, WODA, WIATR WE WŁOSACH

Lago di Garda

Największe jezioro Włoch, przednóżek Alp to miejsce gdzie łączą się nie tylko trzy włoskie regiony, ale też przenikają przez siebie różne krajobrazy, tradycje i klimat. Północne stoki i brzegi jeziora odwiedziłem pierwszy raz wiele lat temu i od razu zostały w mojej pamięci. Od razu oczywiście jako ulubione. Północ jeziora to Trydent, czyli Trento-Alto Adige – jeden z pięciu regionów autonomicznych Włoch. Wszędzie na bogato, ale nie jest to tylko zasługa turystyki. Trentino ma własny budżet, który w dużej mierze pozostaje na miejscu i nie zasila budżetu centralnego – taki urok tej autonomii… Te tereny to także silne wpływy austriackie, które do dnia dzisiejszego widoczne są na każdym kroku. Równouprawnienie języka, dwujęzyczne nazwy to tylko fragment burzliwej historii regionu, który Włochom został nadany 100 lat temu. Zresztą tradycje kulinarne też są jakby alpejskie z germańskimi naleciałościami.

BRENZONE SUL GARDA (CASTELLETTO)

Podróż na północny brzeg jeziora zaczynamy na lotnisku w Weronie. Drugie, bardziej popularne lotnisko, z którego można dotrzeć nad Gardę to Bergamo. Można też spróbować opcji z weneckiego lotniska. Verona-Villafranca (VRN) leży jednak najbliżej Gardy – podróż samochodem do Riva del Garda zajmuje nie więcej niż godzinę trydencką autostradą. Zawsze można też wpaść na kilka godzin do Werony: http://7mildalej.pl/verona-4-godziny-do-odlotu/. Nad Gardę wybieram jednak malowniczą drogę wzdłuż jeziora i dojeżdżamy do Lazise. To jeszcze południowo-wschodnie tereny Wenecji Euganejskiej należące do Włochów od wieków. Wzdłuż wschodniego brzegu (zachodniego również) jeziora prowadzi piękna trasa. Będziemy nią wracać do Verony. Krajobraz zmienia się z typowo nizinnego, góry rosną w oczach z każdym pokonanym kilometrem.

W ten sposób docieramy do Brenzone (Castelletto). Jak na czwartkowe popołudnie, jest cicho i spokojnie, powiedziałbym, że wręcz sennie. Leniwa atmosfera udziela się również nam, więc szukamy nadbrzeżnej tawerny, gdzie będziemy rozkoszować się la cucina italiana! Brenzone to niewielka ale urocza miejscowość. Podobno nawet w tzw. sezonie można zaznać na lokalnych żwirowych plażach spokoju.

Klimatyczne miasteczko wciśnięte pomiędzy góry a jezioro

Knajpkę też znajdujemy, a kolejne doświadczenie z włoską kuchnią zamienia się cudowną ucztę dla kubeczków smakowych. Tawerna DA UMBERTO serwuje nam fantastyczną lasagne według własnego, kultywowanego od 1963 roku przepisu. O tym, co najlepsze dla podniebienia nad Gardą przeczytacie tutaj: http://7mildalej.pl/kulinarna-wedrowka-dookola-gardy/.

Czy tu nie jest pięknie..?

Krótki spacer uliczkami miasteczka pozwala powoli wczuć się w klimat miasteczek nad Gardą. To tylko prolog obrazujący piękno tego zakątka północnych Włoch.

Sjesta w Castelletto

RIVA DEL GARDA

Kolejny raz w życiu docieram do jednego z moich ulubionych włoskich miasteczek, w których spędziłem wiele pięknych chwil – takim miejscem jest między innymi Riva del Garda.

Północny kraniec jeziora – Riva del Garda

Riva w ostatnich latach stała się mocno rozrywkową miejscówką. Już w latach 90-tych XX wieku zaczynały wieczorami królować dyskotekowe rytmy, ale były to nieśmiałe „imprezy” początki. Aktualnie wieczorami knajpki z karaoke, trattorie oraz dyskoteki, parki wypełnia tłum imprezowiczów w każdym wieku.

Tym niemniej nie urąga to pięknu tego włosko-austriackiego miasteczka. Przepiękne położenie na północnym brzegu jeziora jest magnesem przyciągającym turystów. Riva ma do zaoferowania znacznie więcej. Śródziemnomorski klimat wciśnięty w alpejskie stoki – tak właśnie można chyba krótko opisać miasto. I oddaje to doskonale charakter tego pięknego miejsca.

Viale San Francesco

STARA RIVA

Miasto jest podzielone jakby na dwie części – ta starsza, o bardziej zabytkowym charakterze leży o podnóża zachodnich stoków gór oddzielających jezioro od Piemontu. Tutaj właśnie znajdziecie ślady minionych wieków.

Riva ma historię sięgającą czasów rzymskich, później wielokrotnie jej tereny były miejscem rywalizacji Włochów, Austriaków, a nawet Francuzów. Ostatecznie na mocy traktatów po I wojnie światowej miasto wróciło do włoskiej macierzy. Kolorowe kamieniczki w układzie bardziej przypominającym austriacki porządek niż południowy styl stanowią centrum starej Rivy.

Piazza delle erbe
Centrum starej Rivy

Jednym z głównym punktów odwiedzin jest Piazza III Novembre z campanile zwaną Torre Aponale. Na wieżę można wejść, a widok ze szczytu jest wart tego kilkuminutowego wysiłku.

Torre Aponale na Piazza III Novembre
Widok na jezioro z Piazza III Novembre

Nieopodal Piazza III Novembre na brzegu Lago di Garda jest swoisty pomnik. Monument poświęcony jest… zaginionym na morzu! Monumento ai Caduti del Mare upamiętnia poległych i zaginionych na morzu. Z ciekawostek należy wspomnieć, że na tym alpejskim „morzu” działała jeszcze w XIX oraz XX wieku flota wojenna wspierająca wojska lądowe w nadbrzeżnych walkach.

A nocą..? Nocą Riva del Garda zaczyna żyć swoim drugim życiem! Podobnie jak dr Jekyll & mr Hide.

Panorama miasteczka wygląda sennie, ale foto nie oddaje ścieżki dźwiękowej

Riva del Garda jest cudna, wciśnięta w dolinę pomiędzy szczytami stanowiącymi przednóżek Alp i położona na brzegu największego włoskiego jeziora zapada we wspomnienia. Ktoś kiedyś napisał, że to… „fragment raju”. Pewnie miał rację. Aczkolwiek dla mnie Riva trochę straciła ze swojego pierwotnego uroku komercjalizując się aż nadto. To już jest niestety trend światowy. Globalizacja, otwarcie granic, łatwość podróżowania skraca odległość. Każdy jednak znajdzie tutaj coś dla siebie. A tereny wokół jeziora i miasta potrafią być jeszcze dziewicze i nadają się na kontemplację piękna przyrody.

MONTE BRIONE

Wjeżdżając strada statale (SS240) do Riva del Garda od strony Torbole przejeżdża się tunelem pod wzniesieniem zwanym Monte Brione. Szczyt Monte Brione to 376-metrowa góra w kształcie rogala wyrastająca z doliny rzeki Sarca spływającej z gór Trydentu. Wycofujący się lodowiec pozostawił po sobie taką unikalną formę geologiczną, którą możemy dzisiaj podziwiać. Stosunkowo łagodne stoki od strony Rivy kontrastują z 250-metrowymi urwiskami widzianymi z Torbole.

Zamek, Riva, i na dalszym planie przed masywem Monte Baldo wzgórze Monte Brione

Monte Brione to również niemy świadek burzliwej i wojennej historii tych terenów. W przeszłości góra, z uwagi na swoje położenie była silnie ufortyfikowana. Szczególnie pierwsza wojna światowa była dla tych obszarów mało łaskawa. Na froncie włosko-cesarskim w Dolomitach i Trydencie przez trzy lata przebiegała linia frontu. W walkach zginęło ponad 150 tysięcy żołnierzy, którzy swoje życie postradali nie tylko w walkach, ale też w wyniku ciężkich warunków. Zimno, mróz, lawiny również zbierały swoje śmiertelne żniwo.

O wojennym znaczeniu Monte Brione przypominać będą tylko pozostałości umocnień takich jak Fort Garda czy Batteria di mezzo.

Fort Garda
Główne umocnienia Fort Garda
Wnętrze jednego z bunkrów Fortu Garda

Dzisiaj na szlakach wiodących wzdłuż góry zastaniecie ciszę i spokój, a także piękno przyrody. Wartością dodaną będą oczywiście wspaniałe widoki i krajobrazy, które można podziwiać ze stoków wzniesienia. Widoki na północną część jeziora, jak również okoliczne miejscowości i góry Trentino są po prostu przepiękne! Niezależnie od tego, czy dzień będzie zbliżał się ku zachodowi słońca…

Widok z Monte Brione na jezioro

…czy dopiero się rozpoczyna…

Poranek nad jeziorem

Przepiękny widok roztacza się z Monte Brione zarówno na Riva del Garda, jak też sąsiednie Torbole.

Riva del Garda widziana z okolic Fortu Garda
Od wschodniej strony wzgórze sąsiaduje z Torbole

Hotel, w który się zatrzymaliśmy zlokalizowany był na zachodnim stoku Monte Brione, co pozwalało rozkoszować się wspaniałymi krajobrazami Gardy. Jedyną niedogodnością był fakt, że aby z niego się ruszyć, należało zejść, a w drodze powrotnej wdrapać się z powrotem do hotelu. Hotel wart jest polecenia: http://7mildalej.pl/panoramic-hotel-benacus-moj-nocleg-nad-garda/

Z zachodniego stoku Monte Brione rozciąga się widok na Riva del Garda
Widok z hotelowego tarasu w kierunku Rivy oraz Tenno

CASCATA VARONE

Kilka kilometrów od Riva del Garda, w wiosce Varone znajduje się magiczne miejsce z przepięknymi wodospadami. Od ponad dwudziestu tysięcy lat woda drąży skały i spada z wysokości 90 metrów dając wspaniały koncert dla oka i ucha. A to zaledwie cztery kilometry od Rivy. Warto wpaść na chwilę, zwłaszcza, że zwiedzanie nie pochłonie zbyt dużo czasu, a wspomnienia pozostaną.

Pierwsze kaskady nie robią jeszcze wrażenia

Zaczyna się dość niewinnie jak na szumnie zapowiadane przeżycia. Po przekroczeniu bram Parco Grotta Cascata Varone witają nas więc dwa małe wodospady, które są nieśmiałą zapowiedzią większych atrakcji.

Najniższa część wodospadu

Prawdziwe piękno tego miejsca kryje się w dwóch grotach, do których można się dostać schodami (ponad 110 stopni) zwiedzając po drodze niewielki ogród botaniczny. Może nie zachwyca swą wielkością, ale już pięknem z pewnością tak.

Ekspozycja miniogrodu botanicznego

Śródziemnomorska flora miesza się tutaj z alpejską, co nadaje miejscu jeszcze więcej uroku.

A wszystko to wzdłuż ścieżki prowadzącej ku grotom z wodospadem
Czyż nie jest tutaj pięknie..?

Tysiące lat żłobienia przez wodę skał wytworzyły piękne formy, które tworzą piękne widowisko. Czy właśnie w tym miejscu Owidiusz wypowiedział swoją znaną sentencję:

Kropla drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym spadaniem.

Nie nam to dzisiaj rozstrzygać, ale spektakl jest najwyższej jakości. Wodospady w Varone udostępniono do zwiedzania w 1874 roku. Dwie groty, a tak naprawdę wąskie wąwozy wyprofilowane przez hektolitry spadającej wody podlegają ciągłej erozji. Podobno ze skał ubywa około 2 mm rocznie, które woda „zabiera” ze sobą.

Cascata Varone

Przejście kilkunastometrowym tunelem w celu dostania się do serca groty zamienia wszystkich w „miss mokrego podkoszulka”. Kilka minut spędzonych u stóp wodospadu sprawia, że człowiek wygląda jak po kąpieli. Grota wypełniona jest spienioną wodą, natomiast powiedzenie, że „woda jest mokra” nabiera nowego wymiaru.

Prawie 100 metrów słupa wody

Jak w każdej grocie czy jaskini panują wewnątrz warunki odmienne od tych zewnętrznych. Temperatura spada odwrotnie proporcjonalnie do wzrostu wilgotności. Da się przeżyć nawet w t-shircie, ale wskazany byłby bardziej profesjonalny strój. Chociażby z takiego powodu, że tak wspaniałej gry dźwięku, światła i wody nieczęsto możemy doświadczyć.

Wspaniała gra dźwięków i kolorów

LAGO DI TENNO

Będąc w Varone nie sposób nie jechać na Lago di Tenno. Odległość niewielka, a 20 minut jazdy samochodem po krętych i malowniczych trydenckich serpentynach może być z pewnością przyjemnością samą w sobie. Czasem wystarczy zatrzymać się na poboczu, i podziwiać wspaniałe trydenckie landszafty.

Panorama Rivy z drogi na Tenno

W razie gdyby ktoś chciał odpocząć od zgiełku Rivy, to polecam istną oazę spokoju. Jezioro Tenno jest niewielkim, aczkolwiek pięknym miejscem na ładowanie akumulatorów. Już położenie tego niewielkiego jeziora pomiędzy alpejskimi szczytami zdecydowanie sprawia, że czujemy się jak zaczarowanym ogrodzie.

Lago di Tenno

Alpejska zieleń, łagodnie opadające brzegi oraz niezapomniany kolor wody stanowią w głównej mierze o pięknie tego miejsca. W tym miejscu nie znajdziecie natomiast śródziemnomorskich krajobrazów. Ale będzie to przede wszystkim piękno alpejskich zakątków – jeszcze bez hord turystów. Jest jeszcze jedna zaleta tego prawie niezadeptanego miejsca – czystość wód, ilość ryb!

Ilość ryb w tym jeziorze jest zdumiewająca

Czasem można też trafić na inne okazy miejscowej fauny – waran z Tenno. Niewątpliwie ten nie jest tak okazały jak z Comodo, ale zawsze to jakiś kuzyn tego smoka 🙂

„Waran z Tenno” wygrzewa się na skałach

Spacer wokół jeziora – jest sentiero, czyli szlak nie powinien zająć więcej niż 1,5 godziny wliczając w to przerwy na błogie gapienie się w piękno tego miejsca. Ciekawy jest kolor wód jeziora. W zależności od kąta padania promieni słonecznych i zachmurzenia przybiera tak różne barwy i odcienie, że nawet nie wiem czy znalazłbym w słowniku te wszystkie kolory. Cóż więcej na temat tego pięknego „lago azzurro” jak mówią miejscowi można powiedzieć… Niech zdjęcia zostaną z Wami…

Wyspa na jeziorze w porze suchej łączy się lądem i stanowi… półwysep
Lago azzurro
Dla koloru tej wody chociażby tu wrócę…
Jest i kąpielisko, a tłumów nie widać.

LAGO DI LEDRO

Jedno z mniejszych jezior znajdujących się o przysłowiowy rzut beretem od królowej trydenckich jezior oferuje przede wszystkim spokój. Nie ma tłumów jak nad Gardą. Samo jezioro też jest jakby spokojniejsze. Dla ambitnych miłośników deski i żagla powiedziałbym nawet zbyt spokojne, chociaż amatorów żagli można było dostrzec.

Lago di Ledro

Samo jezioro położone w przepięknej dolinie o tej samej nazwie (Valle di Ledro) ma swój urok. Położone na wysokości 655 m.n.p.m. rozciąga się na długości około 3 km. Z tego względu można by rzec, że jest wręcz kameralne. Hotele i campingi nie są tak liczne, jak nad Gardą. Brzegi jeziora są łagodniejsze, a na miłośników nadbrzeżnego dolce far niente czekają tylko cztery plaże.

Cisza i spokój nad Lago di Ledro

Przede wszystkim jezioro objęto rezerwatem biosfery UNESCO, a wzięło się to z faktu, iż nad brzegiem jeziora odkryto osadę z epoki brązu zwaną Palafitte del Lagi di Ledro. Museum przypominające skansen zlokalizowane jest przy drodze znad Gardy w miejscowości Molina di Ledro.

Museo Palafitte del Lago di Ledro

WRAŻENIA

Garda jest piękna i każdy znajdzie tam coś dla siebie. Wszystko zależy tylko od tego czego oczekujemy. Przepiękne ścieżki spacerowe, skały wspinaczkowe czy trasy rowerowe – zwłaszcza te z gatunku MTB. Wspaniała kuchnia, a wieczorem wino i śpiew. Jest też miejsce na ciszę i kontemplację piękna przyrody. Riva del Garda to tez miasto wielu kultur. Spacerując po starej Rivie mieliśmy okazję natknąć się na takie oto obrazki:

Multikulturowe święto na ulicach starej Rivy

Przede wszystkim udało się skosztować wspaniałej trydenckiej kuchni i przede wszystkim odpocząć. Wrócę tu pewnie kolejny raz. Następnym razem będzie to trekking oraz via ferrata – skałek do wspinaczki mają całe mnóstwo. I wejście na Monte Baldo – nie kolejką, tylko ai piedi.

Za każdym razem jak człowiek wyjeżdża kolejny raz w te same okolice odkrywa coś nowego. Przede wszystkim kolejny pobyt w Rivie to odkrycie uroków Lago di Tenno. Jak mawiał klasyk – niby człowiek wiedział, a jednak nie zwiedzał… Wspaniałe miejsce do ładowania akumulatorów, odpoczynek po miejskim szumie lub ciężkim dniu.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • wejściówka na Torre Aponale – 2 EUR
  • plaże w Riva del Garda są głównie żwirowe – wskazane obuwie do kąpieli
  • hotel, który oferował piękne widoki znajdziecie tu: https://www.hotelbenacus.com/it/home/
  • bilety wstępu do Parco Grotta Cascata Varone kosztują 6 EUR za osobę dorosłą (niemniej są zniżki rodzinne oraz dla dzieci i seniorów)
  • parkingi obok jeziora Tenno i Ledro, a także obok wodospadów w Varone – płatne w automatach;
  • w Varone natomiast najbliższy parking przy wejściu do Parco Grotta jest bezpłatny