Kuchnia francuska od lat wyznacza trendy kulinarne. Jej bogactwo – począwszy od skorupiaków, ślimaków, owoców morza, żabich udek do zupy cebulowej, coq au vin ratatouille, crepsów czy crème brûlée na deser. Wina i sery – jej bogactwo stanowiło i stanowi kierunek innych kuchni europejskich. Istnieje coś takiego jak lista Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości – i tam jako jedna z pierwszych, obok kuchni śródziemnomorskich została wpisana francuska sztuka kulinarna. Nie kto inny, jak André Michelin wymyślił przewodnik (w 1900 roku) dla podróżujących kierowców gdzie zatankować przespać się czy zjeść – dzisiaj gwiazdki Michelina kojarzone są na ogół z restauracjami – wszystko wróciło więc do kuchni… Kuchnia francuska jest lekka, słodko-wytrawna, wykwintna, ale też fantazyjna. Kuchnia francuska z prostych, wiejskich dań potrafiła uczynić obowiązujący kanon.
Jeśli szukać na świecie świętego graala kulinariów, to jak sądzę należałoby odwiedzić właśnie Francję. Ile z tego jest prawdy…? Mieliśmy okazję sprawdzić w trakcie naszego jesiennego wyjazdu (http://7mildalej.pl/jesienny-paryz-subiektywnie/).
Od czego zaczynamy kulinarną część naszej podróży po Paryżu..? Łamiemy tradycję – cydr z bio-jabłek + piwo z wyższej półki w stylu belgijskim zamiast wina – skoro Francja, to wino będziemy pić codzienne, a francuski cydr ma piękną i długą historię, więc również należy go skosztować. Poza tym byłem ciekawy porównania z cydrem mojej własnej domowej produkcji. Francuskie cydry mają swoją historię sięgającą głębokiego średniowiecza, a ich upowszechnienie, a raczej upowszechnienie ich spożycia datuje się na XIV wiek.
Ten zakupiony w małym sklepiku z alkoholami nieopodal hotelu – CLOS DES CITOTS, produkowany w małym gospodarstwie o tej samej nazwie na północy Francji, niedaleko Rouen – był w mojej ocenie zbyt słodki, chociaż jego zgazowanie mieściło się w normie. Nie był również zalkoholizowany, co jest bolączką wielu polskich cydrów – na ogół zgazowana słodycz zalatujaca alkoholem. Dla mnie ideał cydru, to lekki wytrawny smak i niewielka liczba drobnych bąbelków dwutlenku węgla. Cydr pewnie przyjechał do Paryża ciężarówką, chociaż cydry z północnej Francji były do stolicy Francji spławiane Sekwaną właśnie już w XIV wieku. Moda na cydry ożyła we Francji w latach 60-tych XIX wieku, gdy plantacje win zaatakowała mszyca, która zniszczyła olbrzymie połacie upraw.
Stwierdziłem, że mojego cydru z jabłek czy gruszek wstydzić się nie muszę – mogę jechać do Francji i założyć wytwórnię cydru 😉
Jeśli chodzi o piwo – MOULIN D’ASCQ – przyjechało, a jakże – zgodnie ze swoim historycznym pochodzeniem z małego browaru rzemieślniczego założonego w 1999 roku nieopodal belgijskiej granicy. Jeśli francuskie piwo – to tylko z belgijskiego pogranicza. Typowe piwo górnej fermentacji – 6,2% – z mieszanki słodów ciemnych i jasnych o lekko korzennej nucie. Piana obfita, gęsta. Średnio-ciężkie. Nie myślałem, że posmakuje mi francuskie piwo, a jednak – duży „+”.
Jeszcze tego samego wieczoru postanawiamy na wieczorny spacer udać się pod wieżę Eiffla – tam oczekuje na nas mała przekąska – paryski fast-food – crêpes czyli naleśniki.
Crêperie spotkacie na każdym kroku – jedne jak fast-foodowe budki (vide: pod wieżą Eiffla), inne jak małe bistra albo duże knajpy. Cechą wspólną jest cienkie ciasto wylewane na gorącą płytę. Składniki typowe: mleko (bywa też naleśnikowe ciasto robione na piwie albo wodzie mineralnej), mąka, cukier puder, jajko. Zawsze przygotowywane na świeżo, a nadzienie to już tylko i wyłącznie inwencja kucharza lub konsumenta: dżem, marmolada, krem, cokolwiek, co da się w środku umieścić. Na słodko i wytrawnie. Małe i duże. Z lodami, z szynką, z jajkiem I odwieczne pytanie – jak są w Paryżu złożone..? W trójkąt czy w rulon..? A może jeszcze w inny fantazyjny sposób..? Choć statystycznie wygrywa „trójkąt”, to wszystkie odpowiedzi są prawidłowe! Ceny zaczynają się od 3 EUR – w zależności od miejsca, rodzaju, wielkości porcji (przeciętnie za 4-6 EUR).
Jako ciekawostkę – przenosząc się na chwilę z Paryża do Warszawy – przytoczę fakt, że w latach 90-tych XX wieku na ulicy S. Dubois była siedziba nieistniejącego już banku BISE – banku z kapitałem francuskim, gdzie Francuzi „uczyli” Polaków nowego podejścia do bankowości. I chyba z tego właśnie tytułu mieściła się tam pierwsza creperia, jaką dane było mi odwiedzić, a była to naleśnikarnia z gorącym rozgrzanym blatem, gdzie grubość ciasta uzyskiwano za pomocą szpatułki z wałeczkiem – cienkie ciasto na wzór francuski!
Wracając spod wieży Eiffla wpadamy na wieczornego drinka do Beer Station w pobliżu Łuku Triumfalnego (przy Avenue Mac-Mahon).
Z lokalsami oglądamy mecz i stawiamy pierwsze kroki, a raczej słowa w języku francuskim. Knajpkę możemy polecić na piwo czy drinka – miła obsługa, czynna do późnej nocy. Jak każda szanująca się knajpa ma też swojego kota, z którym dogadujemy się ponad językami.
Na wieży Eiffla jest restauracja oraz bar z przekąskami – zestaw i ceny – jak niżej – czyli kawa + do wyboru kanapka/bagietka/tost – 13-14 EUR. To, że cena rośnie z wysokością, to jest typowe dla wszystkich światowych wież – zawsze jak wjeżdżam i coś jem, to mam wrażenie, że to jedzenie dostarczyli szerpowie po miesięcznej wspinaczce.
Zupa cebulowa (soupe a l’oigon) lub po prostu l’oigon, czyli coś, co gości u nas na stole od wielu lat. Przygotowujemy ją na sposób francuski, z winem, grzanką i serem. Naszej pierwszej l’oigon na francuskiej ziemi spróbowaliśmy w małej knajpce na Montparnasse. Wybór, a raczej głód skierował nas do „Zéro Zéro Sèvres” przy 46 Rue de Sèvres. W końcu 13-14 godzina to czas francuskiego „le dejeuner” (obiadu).
Zupa cebulowa została wymyślona przez francuskich kupców i sprzedawców, którzy rozgrzewali się nią w chłodne poranki na bazarach i targach. Przez lata zawędrowała z paryskich bazarów na stoły w restauracjach i domach Europy.
Zamówiliśmy zupkę oraz karafkę białego wina, w pakiecie otrzymaliśmy zestaw jak wyżej. Obsługa w knajpce – bardzo miła, czas oczekiwania w normie. Sama zupa – totalnie nas zadowoliła, jej smak podkreślony był oczywiście wytrawnym, białym winem w ilości, którą ewidentnie dało się wyczuć; całości jej smaku dopełniał ser – doskonale zapieczony, ale jednak puszysty w środku. W Polsce zawsze mamy problem. Szukamy odpowiedniego sera, choć już we francuskich sieciach bywają takie, które tej zupie nadają pierwotny smak. Dla nas – bomba!
Sobotnią kolację przy świecach organizujemy w Le Franc-Tireur (34 Rue d’Armaillé) nieopodal hotelu. Mamy ochotę na francuskie ptactwo – zamawiamy kaczkę z pieczonymi ziemniakami oraz
opiekanego kurczaka na ziemniaczano-maślanym purée,
butelkę czerwonego Les Darons z Langwedocji – rocznik 2015 od ich sommeliera
Zacznę od wina, zapadło w pamięć i kubeczki smakowe. Genialne, zrobione na blendowanych szczepach: – 75% grenache, 20% syrah, 5% carignan. Pełny, głęboki, ciemny kolor – 13,5% alkoholu. Lekko jedwabiste, nuta smakowa idąca w borówki, jeżyny, wiśnie. Odpowiednia kwasowość, namiastka bardzo dobrej apelacji.
Jeśli chodzi o kaczkę, nóżka dobrze wypieczona, z wierzchu chrupka, wewnątrz miękka, aksamitna, przyprawiona na nutę ziołową. Kurczak nie przypominał w smaku absolutnie polskich kurczaków, nawet wiejskich. Mięso zwarte, bardziej przypominał indyka lub jakieś dzikie ptactwo. Ziemniaczane purée miękkie o maślanym smaku.
Knajpkę możemy polecić – obsługa miła, woda + grzanki w cenie. Dwie miłe kelnerki miały jednak problem z językiem angielskim, więc byliśmy zdani na nasz francusko-podobny 😉 Wyszliśmy zadowoleni.
Jeśli chodzi o uliczne street-foodowe jedzenie, to na Pigalle, Montmartre znajdziecie zagłębie kebabowe – ceny kompletnie przystępne:
Za kebaba w picie zapłacicie od 4 do 7 EUR.
Paryż to nie tylko restauracje, brasserie, ale też wyspecjalizowane sklepiki, np. z serami
Jak dla mnie miłośnika tego żółtego, białego, pleśniowego szaleństwa – istny raj lub mięsiwa:
dla tych co wolą słodkie zamiast wytrawnego też się coś znajdzie:
Nie spróbowaliśmy wielu francuskich przysmaków, ale 4 dni to nie jest czas, gdzie można ogarnąć bogactwo francuskiej kuchni. Ślimaki, żabie udka, owoce morza. To już próbowaliśmy we francuskich restauracjach w Polsce. To co zjedliśmy w Paryżu było bardzo smaczne. Zupa cebulowa – trafiliśmy na doskonałą jej wersję. Wszędzie jedzenie było świeże i nie było napakowane konserwantami – wiem, co mówię. Kuchnia jest rzeczywiście lekka.
W zeszłym roku miałem olbrzymią przyjemność być zaproszonym przez jeden z banków na warsztaty kulinarne prowadzone przez kucharzy praktykujących we Francji, gdzie nauczyłem się przyrządzania między innymi coq au vin (kurczak w winie) czy croque (francuskich tostów) – wypróbowane na gościach i domownikach – nie omieszkam za jakiś pochwalić się moimi osiągnięciami z francuskiej kuchni na vlogu;)
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
- Nigdy nie żywimy się budżetowo za granicą – próbujemy lokalnego street-foodu, ale też szukamy specjałów narodowych i regionalnych kuchni w restauracjach. Podobnie było w Paryżu i do tego namawiamy każdego; życie jest zbyt krótkie, a na świecie tyle pyszności.
- Ceny street-foodu są na każdą kieszeń: 4 EUR za crepsa, 4-5 EUR za kebab (dobry, marokański).
- Butelkę niezłego wina można zamówić od 12 EUR, za 16-18 EUR. Jest znacznie lepsze niż jego cenowy odpowiednik w warszawskich knajpach.
- Cena lokalnego piwa w restauracjach – od 3,90 EUR za 0,5L.
- Za 2x cebulowa + karafka wina – 30 EUR (w brasserie na Montparnasse); a za naszą sobotnią kolację z bardzo dobrym winem zapłaciliśmy 55 EUR.
- Tańsze knajpki i bary – przykład karty na Montmartre poniżej – nie zrujnują nawet studenckiego portfela:
- Ceny w sklepach – można w mieście szukać mini Carrefourów – ceny żywności lekko wyższe niż w Polsce – trzeba doliczyć ok. 15-25%; nadające się do spożycia wino da się kupić od 4,50 EUR:
- woda mineralna (perlage) 1L – 1,12 EUR (mały sklepik)
- woda mineralna 1L – 0,60 EUR (carrefour)
- bagietka duża – 0,55 EUR (carrefour)
- piwo Desperados 0,65L – 2,90 EUR
- serek raclette (kawałek) – 3,30 EUR
- duża kanapka/bagietka na ciepło (barek na lotnisku BVA) – 5,20-5,50 EUR.
- Kawa w kafejkach – stosunkowo tania – od ok. 2,00 EUR.