Pamiętacie wspaniały film o kotach ze Stambułu? „Kedi – sekretne życie kotów” opowiadał o życiu miejskich kotów ze Stambułu. Kedi w języku tureckim znaczny „kot”. W ten sposób Kedi – koty ze Stambułu znalazły swoje miejsce w historii kinematografii i nie tylko. Ten film to przede wszystkim ukłon i uhonorowanie tych czterołapnych mieszkańców tureckiej metropolii. Życie Spryciary, Przylepy, Sułtana, Flirciarza, Bestii, Szajby i Cwaniaka to jakże niewielki wycinek kociego świata, bez których krajobraz tego miasta byłby uboższy. Stambuł bez kotów nie byłby takim samym miastem… Nigdy!
Dla osób, które nie wyobrażają sobie życia bez tych futrzaków, Stambuł jest miastem, które odwiedzić trzeba koniecznie. W ciągu swojego podróżniczego życia widziałem miejsca, gdzie bezdomność zwierząt (kotów i psów) jest tragedią. Widziałem miasta, gdzie problem ten jest (prawie) całkowicie rozwiązany, ale Stambuł jest charakterystyczny. Kedi – koty ze Stambułu mają swoje miejsce, gdzie kocie życie przeplata się z ludzkim na każdym kroku. Zamożność z biedą, opieka z bezdomnością – prawdziwa turecka mozaika.
STAMBUŁ – MIASTO KOTÓW – KEDI – KOTY ZE STAMBUŁU
Zacznijmy więc podróż po świecie Kedi – kotów ze Stambułu. Hagia Sophia to jeden z najpiękniejszych zabytków Stambułu. Pierwotnie chrześcijańska świątynia, następnie meczet, dzisiaj pełni rolę muzeum i symbolu miasta. Trikolorka z foto poniżej to gwiazda Hagia Sophia. Wysterylizowana, zaopiekowana i doglądana przez pracowników dumnie przechadza się pomiędzy turystami odwiedzającymi świątynię. Jest tubylcem, wręcz… kustoszem.
Nie każdemu da się pogłaskać, nie o każde nogi się otrze – chodząca kocia duma i symbol spinający historię tego jakże starego i pięknego miasta.
FUTRZAKI Z NASZEGO HOTELU
Pierwszą osobą, która powitała nas przed hotelem był oczywiście… Kot! To właśnie ten dorodny osobnik, który w ciągu dnia niejednokrotnie znikał w okolicznych uliczkach, a każdego ranka i wieczora pojawiał się jako odźwierny w naszym hotelu.
Przy hotelu miał swoją budkę, gdzie zawsze była miska z wodą, a dokarmiany był nie tylko przez hotelowych gości, ale również przez pracowników hotelu.
O ile nasz odźwierny nie garnął się zbytnio do środka, to jego biało-rudy kumpel był już częstym gościem w hallu. Można by rzecz – pełnił funkcję… recepcjonisty. Zarówno jeden, jak też drugi były nieodłącznymi członkami hotelowej załogi i lokalnymi atrakcjami. Nikt ich nie przeganiał, wręcz przeciwnie – doświadczyliśmy, że bezdomność stambułskich kotów nie jest naznaczona tylko tragedią, ale też wzajemną, pokojową koegzystencją ludzi i zwierząt.
KOTY Z SULTANAHMET
Hotel mieliśmy zlokalizowany w dystrykcie Fatih, a ściślej mówiąc w jego dzielnicy Sultanahmet. Tam, też, kilka przecznic od hotelu spotykaliśmy przez kilka dni kotkę, która była wspaniałą opiekunką i przewodniczką dwóch mniejszych kotów. Jeśli ktoś spotka tą piękną tricolorkę w okolicach Kucuk Ayasofya Cadesi, to pozdrówcie ją od nas. Prawdziwa wojowniczka i przywódczyni!
Spacerując uliczkami Kumkapi napotkaliśmy na tego szarego pięknisia. Nakarmiliśmy go, ale specjalnie głodny to on nie był. Dorodny wykastrowany kocurek miał się dobrze, ale oczywiście salami nie pogardził.
W okolicach Ziya Baba Turk Mutfagi znaleźliśmy trzy koegzystujące ze sobą egzemplarze. Biało-czarnego kocura oraz dwa rudzielce – mamę z kociakiem.
O jedzenie się nie biły, każdy dostał swoje, oblizał się i poszedł, a jakże, do najbliższej knajpy oczekując na następne smakołyki.
RESTAURACYJNE CWANIAKI
Cwaniak ze zdjęcia poniżej był doskonale zaprzyjaźniony z restauracją. Znał drogę do bocznego wejścia, gdzie czekał na smakołyki, a w wolnym czasie ucinał sobie drzemki na poduchach w restauracyjnym ogródku.
W Stambule prawie każda knajpa ma swojego kota – i to nie tylko dochodzącego, a raczej dojadającego 🙂 W wielu z nich jest stałymi wręcz mieszkańcami, czy też członkami personelu. Piękna błyszcząca, czarna sierść i obróżka z dzwoneczkiem to mój znak rozpoznawczy!
Tymczasem w okolicach Maramara University spotkaliśmy uroczą parę… Ten z lewej ze zdjęcia poniżej to ON, natomiast ta z prawej to ONA. ON zazdrosny jak cholera, ONA mająca licznych adoratorów. Po prostu lokalna piękność. W powietrzu „wisiała” zazdrość! W tym przypadku, to ON krzyczał i przeganiał inne koty z sąsiedztwa, które adorowały piękną kocicę 🙂
O ile wyżej opisany związek był napiętnowany namiętnościami, to dwa poniższe futrzaki żyły w doskonałej komitywie, rzekłbym nawet… przyjaźni. Jak wyżej pisałem, prawie każda restauracja lub bar w Stambule ma oczywiście sowich czterołapnych i futrzastych przyjaciół. Żyją w zgodzie nie tylko ze sobą, ale również z kelnerami i kucharzami, o gościach nie wspominając. Znakomita większość z nich nie jest nachalna, wręcz przeciwnie, czekają spokojnie na swoją kolej. Głodne nie są – dokarmiają ich zarówno goście, jak też pracownicy knajp.
Niejedna restauracja ma swojego rezydenta, który niczym pasza leniwie drzemie na fotelu przy wejściu.
KOCIE BUDKI
Nie tylko w Sultanahmet, ale też w Karaköy, Galastaray czy też okolicach Taksim znaleźć można takie oto kocie domki. Budki, a przy nich miski w suchą karmą oraz wodą. Takie obrazki nie są rzadkością na ulicach Stambułu. Koty traktowane są nie tylko jako element lokalnego krajobrazu, są wręcz pełnoprawnymi członkami stambulskiej społeczności.
KOTY Z BAKIRKöY i ZEYTINBURNU
O ile Sultanahmet było stosunkowo zamożne, to Zeytiburnu i okolice stanowią już stambulską średnią. Dzielnice niezbyt zamożne to i lokalne kociaki jakby biedniejsze… Taka prosta zależność.
Koty były w tym miejscu bardziej nieufne i na jedzenie, którym je dokarmialiśmy rzucały się z większą łapczywością. Taki świat… Jak szóstka (na foto 5 z nich) kotów znalazła się w jednym momencie w tym samym miejscu? Były tylko dwa gdy wyjmowaliśmy smakołyki!
Jeśli chodzi o pogodę, to luty 2020 roku był w Stambule chimeryczny. W czasie naszego pobytu doświadczyliśmy zarówno chłodu, jak też słońca. Temperatury wahały się od +3’C do +’15. Nic dziwnego, że koty, jak ta piękna trikolorka ze zdjęcia poniżej wykorzystywały każdy promień słońca by ogrzać swoje futerka.
FUTRZAKI SPOD WIEŻY GALATA
Przez Złoty Róg – wąską zatokę, którą Fatih i Sultanahmet od Karaköy i Galaty oddziela most Galata. To dzielnica pełna futrzanych przyjaciół. Przy samej wieży Galata, na którą oczywiście warto wejść sorry – wjechać windą mamy kocie domki. Znajdzie się i miska z wodą i z suchą karmą, ale przede wszystkim znajdą się leniwe futrzaki korzystające z pierwszych promieni słońca. W czasie sjesty wygrzewały się w słońcu drzemiąc przed swoim kocim „blokiem”. Taka wielorodzinna budka nie stanowi rzadkości na ulicach Stambułu.
Obok tego kociego skweru znajdziecie pomnik poświęcony stambulskim kotom i psom, które niewątpliwie wzbogacają życie tureckiej metropolii. Wyrzeźbieni dwaj odpoczywający czworonożni przyjaciele to uhonorowanie ich bytności wśród ludzkiej części miasta.
Jadąc zabytkowym czerwonym tramwajem (trochę przypomina ten żółty z Lizbony) natknęliśmy się kolejną kolonię w okolicach historycznej tureckiej łaźni. W sąsiednich barach niejeden ich brat drzemał na restauracyjnych krzesłach. Spotkać można było też „kuchennych pomocników” – nadzorujących ruch kebaba na ruszcie.
PIĘKNOŚCI Z TOPHANE i KARAKöY
W zimowe dni, w dawnej stolicy Bizancjum, czasem dokucza deszcz, a czasem pali słońce. Parasol jak znalazł – praktyczna ochrona przez wszystkie pory roku. A przy tym – jakże romantycznie…
Wody, misek i jedzenia im nie brakowało. W tym samym miejscu były też kocie domki oraz… miejskie automaty, z których w zamian za zwrot butelek PET sypała się kocia karma! Pomysł oczywiście wart skopiowania na cały świat.
Wiecie po czym idzie ten kociak..? Po sławnych, stambulskich „Rainbow Stairs”. Na tęczowych schodach, dzisiaj może już przyprószonych upływem czasu przechadzają się nie tylko ludzie, ale też miejscowe koty.
KOTY Z ÜSKüDAR
Üsküdar to azjatycka czy też jak mówią miejscowi – anatolijska część miasta. Po tej stronie Stambułu również nie brakuje kociaków. Nie wyglądają na zabiedzone, ale znakomita większość z nich, to koty wolno żyjące. Mają, podobnie jak po europejskiej stronie miasta, swoje budki, miski i opiekę. Jednak oferowaną przekąską nie pogardzą.
NIE TYLKO KOTY…
Krajobraz i folklor Stambułu to oczywiście nie tylko koty. O ile te futrzaste stworzenia mają swoją, często ugruntowaną pozycję, to ich czworonożni przyjaciele z rodziny psowatych mają się trochę gorzej. W końcu muzułmański kraj, jakim jest Turcja (szczególnie dzisiaj – za rządów Erdogana), nie jest najbardziej przyjazny dla naszych wspaniałych przyjaciół jakimi są psy.
Przy zamku Topkapi mieszka sobie Leila. Leila jest niezłym cwaniakiem. Pięknie pozuje do zdjęć, ale żąda za to zapłaty. Pewnie w dzieciństwie mieszkała na Wielkim Bazarze 🙂 Jej zdolności handlowe są nieocenione. Zrób jej foto i daj smakołyka… Będzie szła za Wami, aż do bramy parku. Przy tym jest ulubienicą patrolujących park i muzeum Topkapi, którzy witają się z nią na każdym kroku. Może jej przodkowie mieszkali na dworze Sułtana.
Przy obelisku Teodozjusza spotkaliśmy dwa leniwce. Widać, że to ich stałe i ulubione miejsce. Turyści, lokalsi, knajpy – prawie wszystko czego oczekują. Okazuje się, że mieszkańcy oraz włodarze miasta potrafią zadbać również o Większość z nich, jak zauważyliśmy, jest czipowana oraz sterylizowana tak więc w klimacie Stambułu nie mają się najgorzej. Przy posterunku policji w Kumkapi są nawet boksy dla matek ze szczeniakami, którymi opiekują się władze miasta.
STAMBUŁ BEZ KOTÓW NIE BYŁBY STAMBUŁEM
Kedi – koty ze Stambułu. Filmowa opowieść niesie ze sobą przesłanie, w którym współistnienie ludzi i miejskich (i nie tylko) zwierząt jest frgmentem naszej cywilizacji. Nasi bracia mniejsi mają takie same prawa do istnienia i godnego życia. Wybierając się do Stambułu miałem przed oczami momentami tragiczne obrazki bezdomności zwierząt, które zapamiętałem na przykład z przepięknej skądinąd Gruzji. Kedi – koty ze Stambułu okazały się jednak w większości przypadków nie tylko pozostawionym sobie równoległym światem. Jest to świat, w którym ludzkość przejawia się również w pomocy dla przetrwania tych współmieszkańców Stambułu. Sterylizacja, dokarmianie, opieka, budki i miseczki sprawiają, że stambulskie koty zachowują swoje naturalne miejsca bytowania. Dla niejednego z nich miasto jest domem, a człowiek opiekunem. Niejedna restauracja ma swojego rezydenta, który niczym pasza leniwie drzemie na fotelu przy wejściu.