STOP-OVER W ZURICHU

W sierpniu 2017 roku, w Zürichu czekał nas krótki pobyt – lot SWISS’em z WAW do LCA wymusił krótki stop-over z noclegiem. Do Szwajcarii przylecieliśmy lotem LX 1349 (więcej: http://7mildalej.pl/bombardier-cs100-swiss/). Lotnisko w Kloten jest jednym z największych portów lotniczych Europy – tam wszystko jest duże, albo wszystkiego jest dużo. Ale o tym później.

Z uwagi na fakt, iż następnego dnia nasz lot ZRH-LCA był o dosyć wczesnej godzinie (6.25), to zarezerwowaliśmy hotel w pobliżu lotniska – MÖVENPICK HOTEL ZÜRICH AIRPORT w dzielnicy Opfikon.

Hotel zlokalizowany jest dosłownie 5 minut jazdy autobusem/tramwajem od lotniska, więc może doskonale służyć jako tranzytowy nocleg. Składa się z dwóch niezależnych budynków – check-in, czystość, standard – jeden po modernizacji, drugi budynek jeszcze przed generalnym remontem, ale wszystko było zgodne z oczekiwaniami oraz internetowym opisem. Dodatkowo mieliśmy w cenie transfer z/na lotnisko. W hotelu znajdziecie 3 restauracje oraz club fitness. Cena jak na warunki szwajcarskie niezbyt wygórowana. Jeżeli nocleg w hostelu może wyciągnąć z kieszeni nawet ponad 90 CHF, to 100 CHF za Doppelzimmer w niezłym hotelu z lotniskowym transferem o standardzie ***/**** jest wart tego wydatku.

Lokalizacja ma też inną zaletę – obok hotelu znajduje się przystanek (Bahnhof Balsberg) linii tramwajowych, które jeżdżą nie tylko nach Flughafen, ale też do miasta. Linią nr 10 dojedziecie do Bahnhofplatz HB, a linią nr 12 do Bahnhof Stettbach. Tramwaje kursują dość często i oczywiście punktualnie, jak na Szwajcarię przystało.

Do tego dochodzą dwa autobusy: 510 oraz 736. Czas jazdy z Balsberg na Zürich HB to ok. 30 min; jeszcze szybciej dojedziecie pociągami linii S7 (ok. 20 minut), ale to już inna bajka.

Jesteśmy w centrum, wysiadamy przy Hauptbahnhofie – budynek ma, według mojej ułomnej wiedzy, neorenesansowy charakter. Musi mieć NEOrenesansowy charakter, bo przecież w czasach renesansu pociągi nie jeździły.

Zürich HB to znowu „naj”, czyli: najstarszy dworzec kolejowy w Szwajcarii (1847 rok), największy w Szwajcarii (ok. 400 tysięcy podróżnych dziennie), jeden z najruchliwszych na świecie (prawie 3.000 odjazdów pociągów dziennie) i dla mnie… jeden z najpiękniejszych. Na marginesie – wyobraźcie sobie, że przez największy port lotniczy świata, czyli wciąż jeszcze Atlantę (ATL) przewija się średniodziennie ponad 280.000 pasażerów, a przez pobliski airport ZRH przewija się niecałe 80.000 podróżnych dziennie) – kolej górą.

Postanawiamy spędzić ciepły i słoneczny jeszcze wieczór na spacerze po luksusie. Już  pierwsze kroki po Bahnhofstrasse zapowiadają, że spacer będzie full-wypas. Ta ulica jest dla ludzi z gatunku homo zakupus luxurius – zegarki, ubrania, kosmetyki, luksusowe auta – wszystko z najwyższej półki. Spojrzenia na same ceny sprawiają, że portfel staje się jakby chudszy. Zgodnie stwierdzamy, że na shopping wpadniemy przed świętami (tylko… którymi..?).

W Zürichu zbliża się wieczór, więc głód, jak w szwajcarskim zegarku oznajmia, że przyszła pora go nakarmić. Jesteśmy przy Uranii – na wzgórzu, pod którym ukryto parking (wiele jest takich miejsc w mieście) znajdujemy normalnie wyglądający bar – decydujemy się wejść. Obsługa mile, ale nie nachalnie zaprasza nas do środka. W karcie dania raczej lunchowe – Pani informuje nas, że mają doskonałe burgery z alpejskiej wołowiny – mięsożerca wygrywa z wegetarianinem i na stół wjeżdża ten reklamowany rindfleisch.

Dazu, czyli do tego, gegen eine Gebühr, czyli za opłatą dodatkowo frytki i colesław (chociaż to w gratisie), a także lokalne szwajcarskie piwo – 0,5L Hürlimann. Wołowina z alpejskich krów jest przepyszna, jak dla mnie idealna – średnio-mocno zgrillowana, miękka, bułka też własnego wypieku. Jeden z najlepszych burgerów, jaki drażnił moje podniebienie. Zamówiliśmy też Geröstete (schweize) Käse, czyli helwecką wersję czeskiego czy też słowackiego vyprażenego syra – sery w Szwajcarii są przedniej jakości – mniaam!

Swoje kroki kierujemy na Lindenhof, a po drodze natykamy się na kolejny szwajcarski wynalazek (oni chyba w swej neutralności myślą, że zimna wojna trwa nadal) – czynny (oczywiście w razie „W”) schron dla ludności. Obrona cywilna (Zivilschutz) jest tam wiecznie żywa.

Z mojego lotniczego obowiązku przytoczę jeszcze o Szwajcarii taki oto fakt. Szwajcarzy mają swoiste poczucie humoru – twierdzą, że mają lotniskowce w górach… A jednak coś w tym jest – kupili od Amerykanów F-18 (jak wersji dla US NAVY albo US MARINE CORPS) i… wybudowali w Alpach dla nich przeciwatomowe schrony oraz katapulty do startu jak na lotniskowcach.

Zürich nie jest wielkim miastem (350.000 mieszkańców), a jest malowniczo położony na niewielkich wzgórzach i rzeką Limmat uchodzącą do Zürichsee (Jeziora Zuryskiego). W centrum miasta takim wzgórzem jest Lindenhof – ze skwerem, z którego rozciąga się przepiękny widok na miasto oraz rzekę Limmat.

Wzgórze jest okupowane do późnych godzin zarówno przez miejscowych, jak też turystów. Jest to jedno z ulubionych miejsc piknikowych Zurychczyków (ale nowomowa!) Porozkładane kosze, koce – wszyscy siedzą w sielskiej atmosferze popijając wino i jedząc przekąski.

Na wzgórzu znajduje się też fontanna ku pamięci kobiet zuryskich, które w XIII wieku uratowały fortelem miasto przed zajęciem przez wojska habsburskie – pomysłowo założyły ciężki rycerski rynsztunek i paradowały po murach miasta; oblegający miasto doszli do wniosku, że całe miasto uzbrojone jest po zęby i lepiej takiej „twierdzy” nie ruszać. Schodzimy z Lindenhofu maleńką uliczką na zuryską starówkę.

Po drodze mijamy typowe dla miasta kamienice.

Dochodzimy do kościoła św. Piotra (Sankt Peterkirche) – kolejne zuryskie „naj” – tarcze zegarów (8,7 m średnicy) na kościelnej wieży są największe w Europie. Ponadto jest to najstarszy kościół w Zurychu.

Następny na trasie – Kirche Fraumünster – świątynia powstała również w XIII wieku.

Wychodzimy nad rzekę Limmat,

a stąd blisko już do mostu Quaibrücke, gdzie początek swój bierze Jezioro Zuryskie. Łabędzie to nieodzowny element tego ekosystemu.

Przy moście znajduje się przystań promów i statków kursujących po jeziorze.

Około 15 minut spacerem, przez park wzdłuż wybrzeża można dojść do Muzeum FIFA, obowiązkowa Sehenwürdigkeiten nie tylko fanów piłki kopanej – więc idziemy…

tym bardziej, że w środku jest impreza, ale niestety zapomnieliśmy biletów i musieliśmy obejść się smakiem (joke).

Ściemnia się, w sklepie zaopatrujemy się na wieczór w szwajcarski das Bier i… czekoladę (podobno najmodniejsze połączenie kulinarne).

W piękną i ciepłą letnią noc Zürich jest równie piękny i szykowny, jak za dnia, a może nawet bardziej.

ZAMIAST RECENZJI KILKA SŁÓW O LOTNISKU ZRH

No właśnie, zamiast recenzji, bo lotnisko jest olbrzymie i nie do końca je poznałem – z ok. 29,4 mln odprawianych pasażerów zamyka pierwszą dziesiątkę największym portów lotniczych Europy.

Lotnisko jest bardzo dobrze oznakowane i nie ma problemu ze znalezieniem gate’u, check-in’ów, czy też taśm bagażowych. Jedno na co trzeba się przygotować to przestrzenie, ich pokonanie może zająć trochę czasu.

Liczba operacji lotniczych sięga ponad 740 dziennie, a obsługiwanych jest ponad 180 kierunków. Trzy pasy startowe i 3 terminale: A, B (który ma gate’y B oraz D) oraz E. Ten ostatni połączony jest z pozostałymi tzw. skymetro, czyli podziemną, autonomiczną kolejką.

Do wyjścia drogę też łatwo znaleźć, a na zewnątrz znajdują się dobrze oznakowane postoje taxi, transferów hotelowych czy komunikacji miejskiej.


Wrażenia z Zurychu

Późne popołudnie i wieczór, to oczywiście zbyt krótki czas na poznanie miasta, ale nawet te kilka godzin pozwoliły wczuć się atmosferę tego pięknego miasta. Z jednej strony blichtr, bogactwo, porządek, ale też luz i spontaniczność. Szwajcarzy są podobno zamknięci w sobie i mrukliwi – nie mieliśmy okazji tego sprawdzić. Obsługa w hotelu, restauracji czy na lotnisku była uśmiechnięta i pomocna. Ceny prawie jak w Polsce, tylko, że CHF, więc należy generalnie przemnożyć x4, więc jest drogo. Chętnie spędziłbym w  Zürichu więcej czasu, może w przyszłości się to spełni…

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

  1. Lotnisko ZRH (Kloten) jest ogromne (ok. 30 mln paxów rocznie), zawsze miejcie na uwadze fakt, że dojście od wejścia do terminalu „E”, może zająć nawet 30 minut (nie licząc security).
  2. Jeżdżąc po Zurychu kupiłem TAGESKARTE (bilet jednodniowy) za 13,60 CHF – obowiązuje w strefach 110 oraz 121, co pozwala podróżować nie tylko po mieście; ale i okolicach.
  3. Bahnhofstrasse to 9-ta najdroższa ulica handlowa świata – średni czynsz za m2 = ok. 8.500 EUR.
  4. Posiłek zjedliśmy w HELVTI DINER przy Uraniastrasse 3 – ceny: za 0,5L lokalnego piwa vom Fass – 8,00 CHF, za Fantę 0,33L – 4,80 CHF, Za zestaw: burger (lub ser) + frytki + colesław – 16,50 CHF.
  5. Coś dla wegetarian – w mieście funkcjonuje pierwsza na świecie knajpa wegetariańska – rok założenia: 1898 (!) – to nie pomyłka, Haus Hiltl, karmi wegetarian od 120 lat.
  6.  W sklepach piwo można kupić od 2,00 CHF, dobrą szwajcarską czekoladę od 2,00 CHF; pieczywo od 2 CHF.
  7. W Zurichu nie ma problemu (w przeciwieństwie np. do Paryża) z miejskimi toaletami – są wypasione i kostenfrei, czyli darmowe.