FRANKFURT AM MAIN

Frankurt am Main

Trochę czasu spędziłem w swoim życiu w Niemczech, tyle razy leciałem przez Frankfurt, a wstyd się przyznać, że nie miałem czasu odwiedzić tego miasta. Tym razem stop-over pozwala chociaż wyrwać się z lotniska i wpaść na chwilę do miasta. Tyle się człowiek nasłuchał i naczytał o niemieckiej stolicy biznesu. Kilka historii dotyczących innych niemieckich miast znajdziecie tutaj: http://7mildalej.pl/kilka-chwil-w-berlinie/ oraz tutaj: http://7mildalej.pl/stop-over-w-monachium/ – Frankfurt gości na tych stronach pierwszy raz.

DOJAZD Z LOTNISKA

Nieważne, na którym terminalu lądujesz, najszybszą drogą dotarcia do centrum miasta będzie S-bahn z lotniskowego dworca. Kolejka jedzie do centrum zaledwie około 20 minut. Najlepiej wysiąść na Hauptwache – praktycznie starówka. Do Mainhattanu również blisko. Do wybory macie dwie linie S-8 oraz S-9. Ciekawostką jest fakt, że możecie nimi również dojechać do pobliskiego Mainz (Moguncja), a także do Wiesbaden. Kolejną zaletą jest fakt, że cena dojazdu do miasta nie zrujnuje Ci budżetu. Nie jest to takie oczywiste w przypadku innych europejskich metropolii. Dojazd na lotnisko w Monachium to cenowy koszmar. Za Tageskarte zapłaciłem ok. 8 EUR, a więc stosunkowo niewiele jak na niemieckie warunki. Jest też autobus, ale nie korzystałem z tej opcji dojazdu do centrum.

FRANKFURT AM MAIN – TROCHĘ HISTORII

Dzisiaj Frankfurt am Main znany jest jako jeden z największych ośrodków biznesowych i finansowych w świecie i Europie. A na pewno największy w Niemczech. Miasto ma przebogatą historię, której to początki sięgają roku 794. Wtedy to cesarz Karol Wielki nadał osadzie nazwę: FRANCONOVUD. Od 843 roku miasto było siedzibą królów Państwa Wschodniofrankijskiego. W rezultacie czego Frankfurt wielokrotnie gościł cesarzy i przybyłych na odbywające się tamże sejmy Rzeszy. Od czasu koronacji Fryderyka Barbarossy na króla Niemiec w 1152 roku miasto stało się zwyczajowym miejscem koronacji kólów niemieckich.

Od tamtego czasu Frankfurt niejednokrotnie zapisywał się w dziejach Niemiec i Europy. W trakcie wojny trzydziestoletniej zachował neutralność. Wkrótce później otrzymał status Wolnego Miasta. To we Frankfurcie urodził się w 1749 roku Wolfgang Goethe i we Frankfurcie napisał – w 1774 roku – swoje największe dzieło: „Cierpienia młodego Wertera”. W latach 1810-1813, w czasie wojen napoleońskich istniało, zależne od Francji – Wielkie Księstwo Frankfurtu (Großherzogtum Frankfurt).

Frankfurt zwano też Jerozolimą nad Menem, z uwagi na liczną ludność pochodzenia żydowskiego. W 1933 roku pierwszego, żydowskiego burmistrza usunięto po dojściu faszystów do władzy. W końcowym okresie, 1944, II wojny światowej miasto było systematycznie bombardowane przez alianckie lotnictwo. Zniszczeniu uległo co najmniej 70% substancji miasta. Stare miasto jeszcze mocniej doświadczyło zniszczeń – zostało prawie zmiecione z powierzchni ziemi.

Po wojnie odbudowano je tylko częściowo, a dopiero w ostatnich latach przystąpiono do rekonstrukcji starówki. W międzyczasie Frankfurt wyrósł na finansową stolicę Niemiec, a były nawet plany umieszczenia tam siedzib rządu Niemiec.

CO ZWIEDZIĆ BĘDĄC KILKA GODZIN WE FRANKFURCIE?

Swój spacer po mieście zaczął od Haupwache. Jadąc S-bahną z lotniska to chyba najlepsze miejsce miejsce, gdzie można zacząć znajomość z Frakfurtem.

St. Katharinenkirche (Kościół św. Katarzyny przy HauptWache)

Tak w ogóle to frankfurcki Altstadt powinien nosić nazwę neue-alte-stadt. Starówka po wojennych zniszczeniach przez wiele lat nie była odbudowana, a kiedy już zaczęto ją odbudowywać wiele starych kamienic restaurowano kreatywnie.

Seufzerbrücke czyli Most Westchnień

Przy Bethmanstrasse znajdziecie uroczy most westchnień (Seufzerbücke) zwany przez miejscowych pieszczotliwie Wenecją. Łączy on dwa rządowe budynki i prowadzi na Paulsplatz. Stąd wystarczy już przejść przez ulicę, aby znaleźć się w samym centrum starego Frankfurtu: Römerberg

Römerberg to miejsce przy którym warto się zatrzymać. Najpiękniejszy z frankfurckich placów znany był już w XII wieku ponieważ właśnie tutaj odbywały się liczne targi oraz kiermasze. Od XV zabytkowe kamienice pełnią rolę siedziby władz miejskich.

Ciekawostką jest flaga i herb Frankfurtu nad Menem – orzeł ze złotym dziobem oraz szponami i biało czerwona flaga. Podobne do naszych barw narodowych..? Prawdopodobnie oba orły mają swoją genealogię w rzymskich orłach, a flaga jest zgodna z zasadami weksykologii. Tło godła to dolna barwa, natomiast godło stanowi górny pas flagi.

Rathaus, a na nim flaga Frankfurtu

Po wschodniej stronie placu, naprzeciwko ratusza znajduje się Ostzeile – rząd sześciu ciekawych półdrewnianych kamienic, które są rekonstrukcjami zbudowanych na przełomie XV oraz XVI wieku domów. Kamienice mają swoje nazwy: Zum Engel, Goldener Greif, Wilder Mann, Klainer Dashberg-Shlussel, Grosser Laubenberg, Kleiner Laubenberg.

Sześć charakterystycznych kamienic przy Römerbergu

Na środku placu znajduje się Gerechtigkeitsbrunnen, czyli Fontanna Sprawiedliwości, którą zbudowano w 1543 roku. Temida nie zawsze jest ślepa – Bogini Justitia, która stoi na środku fontanny, trzyma wagę i miecz, ale nie ma jednak, w przeciwieństwie do wielu innych posągów, zakrytych oczu.

NAD NIEMNEM..? NIE – NAD MENEM!

Men (Main) to rzeka która niekoniecznie dzieli miasto na dwie niezależne części. Miasto „żyje” nad rzeką, zarówno część północna, jak też południowa. Wzdłuż rzeki, oczywiście po obu jej stronach liczne bulwary, skwery, a także parki zachęcają do spacerów. Rozciągający się po północnej stronie Nizza Park jest ewenementem ze środziemnomorską roślinnością.

Rzeka Men (Main)

Przez rzekę przerzucono kilka mostów, z których oczywiście najbardziej znane to: Eisener Steg, Untermainbrücke, a także Holbeinsteg.

Eisener Stego to kładka dla pieszych i rowerzystów

Eisener Steg to piesza kładka o długości 170 metrów, która łączy centrum Frankfurtu z południową dzielnicą dzielnicą zwaną Sachsenhausen-Nord. Most pierwotnie powstał w 1868 roku, a swój (prawie) docelowy kształt zawdzięcza przebudowie w 1911 roku. Oczywiście w końcowych latach II wojny światowej został zniszczony, a odbudowany już w 1946 roku.

Eisener Steg

Most to nie tylko wdzięczny obiekt do foto-story, ale też wspaniały punkt widokowy, z którego można podziwiać panoram miasta.

Mainhattan widziany z Eisener Steg

Południowy brzeg Menu to raj dla fanów muzeów. Na odległości niecałego kilometra, jaki dzieli Eisener Steg od Holbeinsteg znajdziecie ich około 10! I to tak różnorodnych, że zaspokoją gusta każdego wielbiciela sztuki i nie tylko.

Bulwary nad Menem

Nabrzeże Menu w Sachsenhausen w niczym nie ustępuje jego odpowiednikowi po drugiej stronie rzeki. Bulwary to doskonałe miejsce na spacery i podziwiania miasta. Po II wojnie światowej rozważano nawet przeniesienie tutaj stolicy Niemiec. Swoją drogą dobrze się stało – dzisiaj możemy doświadczyć pewnego rodzaju miejskiego spokoju, który zniknąłby w przypadku każdego capital city.

I’LL TAKE… MAINHATTAN

Być we Frankfurcie i nie odwiedzić Mainhattanu..? Przede wszystkim najlepiej uczynić to wjeżdżając windą na ponad 200-metrowy wieżowiec zwany po prostu Main Tower. Winda rozpędza się do prędkości ok. 18 km/h w rezultacie czego w przeciągu kilkudziesięciu sekund jesteś na dachu jednego z najwyższych budynków Europy, a po drodze mijasz 56 pięter. Main Tower jest chyba 16-tym najwyższym budynkiem Europy.

Cała podróż na wyświetlaczu

Mainhattan położony jest praktycznie w centrum Frankfurtu. Oczywiście blisko stąd nad Men (Main) oraz innych śródmiejskich atrakcji miasta. Czy rzeczywiście jest podobny do swojego bardziej znanego kuzyna? Nie mnie oceniać… Zresztą nie lubię tego typu porównań – Mainhattan jest tylko jeden jedyny w swoim rodzaju.

Pierwsze wysokościowce, od których wszystko się zaczęło były budowane na początku lat 60-tych XX wieku. Na dzień dzisiejszy we Frankfurcie znajdziemy 10 najwyższych budynków w Niemczech, a także 19 z 30 jakie rozsiane są po niemieckich metropoliach. 20 frankfurckich wieżowców liczy sobie co najmniej 127 m, a 14 z nich ponad 150 m!

Będąc we Frankfurcie nie pozostaje więc nic innego, jak zobaczyć ten cud budownictwa z samej góry.

A oto i on – Main Tower (200 m), z którego będziemy podziwiać Mainhattan

NAD DACHAMI FRANKFURTU

Pierwszy look na Frankfurt am Main – najbliżej Commerzbank Tower (259 m, a 300 łącznie z antenami i masztami). Najwyższy budynek Europy do 2003 roku, najwyższy w UE do 2011 roku i najwyższy w Niemczech do dzisiaj. W oddali siedziba EBC – 184 m (7. pod względem wysokości we Frankfurcie).

Commerzbank Tower (259) i siedziba EBC (184)

Nad brzegiem Menu (najdalej na foto) Westhafen Tower (112 m). Bliżej, po prawej Silberturm (166 m) oraz Skyper (154 m).

Silberturm (166 m – numer „10”) i Skyper (154 m), za Menem i lasem w oddali FRA (airport)

Tym razem widok na jedne z najwyższych. Od lewej Westendstrasse 1 (208 m) – numer „3” we Frankfurcie, obok Turm 185 (200 m) – numer „5”. Dalej prezentuje się numer „2” czyli Messeturm (256,5 m). Na pierwszym planie mamy Trianon (numer „6” – 186 m), a po prawej Deutsche Bank I oraz II (155 m).

Jeśli natomiast spojrzymy na dawny Vorstadt (przedmieście) Frankfurtu, czyli Sachsenhausen, to zobaczymy 88-metrowy wieżowiec Main Plaza, jak widać odstaje od Bankviertel.

HISTORIA FRANKFURTU WIDZIANA Z GÓRNYCH PIĘTER MAINHATTANU

Neorenesansowy budynek opery we Frankfurcie (Alte Oper) został w 1944 roku doszczętnie zniszczony przez Aliantów w wyniku bombardowań. Przez całe dziesięciolecia nie był odbudowywany zyskując miano najpiękniejszej ruiny Niemiec. Pierwszy koncert po wojnie odbył się dopiero w 1981 roku.

Opera we Frankfurcie, a obok Operturm (170 m – numer ósmy)

Budynek Giełdy we Frankfurcie (Börse Frankfurt) jest jednym z największych budynków giełdowych świata. Wybudowany w 1843 roku jest dzisiaj dziesiątym, największym budynkiem giełdy. To właśnie w tym miejscu rządzi nowy król Frankfurtu – DAX! Indeks, który jest jednym z najważniejszych wskaźników giełdowych w Europie. Giełda we Frankfurcie to przecież druga największa po London SE giełda europejska (nie licząc konglomeratu EURONEXT).

Frankurcka giełda – królestwo DAX-a 🙂

FRANKFURTER KüCHE

Tradycją są oczywiście znane na całym świecie frankfurterki (Frankfurter Würstchen). Tym razem nazwa nie jest myląca. Te wieprzowe kiełbaski znane były we Frankfurcie co najmniej od XVII wieku, jak nie wcześniej. Od 1860 roku nazwa jest chroniona jako produkt regionalny. Nie mylcie tego z powszechnie dostępnymi w Polsce frankfurterkami – niewiele mają wspólnego z pierwowzorem z Hesji.

Nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował lokalnej kuchni. Frankfurt am Main ma jednak to do siebie, że przy jego kosmopolitycznym charakterze, ciężko było wejść do pierwszej knajpy i zjeść coś z lokalnej kuchni. Nie miałem czasu na zwiedzanie odległych dzielnic, a centrum oferuje niestety jedzenie z całego świata i korporacyjny szajs zamiast tradycji.

KLOSTERHOF – NIEMIECKA KUCHNIA W CENTRUM FRANKFURTU

W końcu jednak znalazłem – KLOSTERHOF! Wyglądała na knajpę serwującą lokalne i niemieckie specjały i tak rzeczywiście było.

Chyba jedna z niewielu knajp serwujących w centrum Frankfurt am Main regionalną kuchnię

Wnętrze, jak to w niemieckich knajpach, trochę przytłaczające i ciężkie, ale taki ma już urok. Obsługa sprawna i miła. Około godziny 13-tej nie było zbyt wielu klientów, ale przed 15-tą trzeba było odstać swoje w kolejce.

Wnętrze KLOSTERHOF

Na przystawkę dzban lokalnego APFELWEIN. No właśnie – czy to wino, czy cydr..? Nazwę ma winną, ale posmak cydrowy. Przede wszystkim jest zbliżony do moich cydrów. A jestem zwolennikiem cydrów wytrawnych, bez cukrowej nuty, która zabija wszystko, co możemy wyciągnąć zapakowanych do balona owoców. Robiony jest z wyciskanych (lub prasowanych) jabłek przy użyciu drożdży – a więc: cydr! Taka jest podobno rceptura. No więc ten cydr, zwany apfelwein’em jest w Hesji napojem tradycyjnym, pija się go równie często jak piwo. Ten, w Klosterhofie, przypadł mi do gustu. Owocowy, lekko kwaśny i cierpki na języku, finiszował swoistą łagodnością. Do cydru – entschuldigung – apfelwein’a kolejny lokalny specjał i ciekawostka: handkäse mit Musik! Z nazwy ręcznie wyrabiany ser, ale podawany – o zgrozo! – w ostrej octowej marynacie z cebulą. Niezłe połączenie, ale na tyle ciekawe, że warto spróbować. Ale dlaczego… mit Musik..? Ano dlatego, że po spałaszowaniu większej ilości tego specjału zaczynają grać… jelita 🙂

Tradycja kulinarna Hesji i Frankfurtu: apfelwein und handkäse mit Musik

SPECJAŁY KUCHNI „KLOSTEROF”

Po przystawce czas na dania główne – w pierwszej odsłonie wjeżdża specjalność kuchni: „Klosterhof” Wurstsalat mit Bratkartoffeln. Danie na zimno – sałatka z przypominającej tagliatelle wołowej mortadeli z pieczonymi ziemniakami. Specyficzny był towarzyszący temu sos: musztardowy winegret z korzennymi ogórkami, papryką oraz czosnkiem dętym zwanym też cebulą siedmiolatką. Pyszne, ale po takiej porcji można tylko rzec: Ich bin satt und riesig…

„Klosterhof” Wurstsalat mit Bratkartoffeln

Druga odsłona to: Rösti mit frischem Pilzgemüse in Rahm. Cóż to jest tak apetycznie brzmiące..? No więc Rösti to nic innego jak tarte zapiekane kartofle, czyli „bratkartofle”. To wszystko podane w towarzystwie świeżych grzybów w sosie śmietanowym. Całość wygląda jak ziemniaczany placek posadowiony na pieczarkach w mocno śmietanowym sosie. Jak smakuje..? Przepysznie! Proszę nie liczyć kalorii, ponieważ nie wszystko da się przeliczyć na jednostki energii.

Rösti mit frischem Pilzgemüse in Rahm

PODSUMOWANIE

Frankfurt am Main jest często pomijany jako turystyczny cel wyjazdu. Nie jest to może miasto tak bogate w zabytki jak chociażby Rzym czy Paryż. Daleko mu do atmosfery uliczek i galerii na przykład Lizbony czy Madrytu. Z tego względu nie jest ulubionym celem nawet weekendowych city-break’ów. Powstaje pytanie czy słusznie..? Weekendowe dni wystarczą w zupełności na poznanie miasta, ale mogą się okazać jednak zbyt krótkim czasem jeśli chcemy zobaczyć okoliczne miasta, do których warto zajrzeć.

Kilkadziesiąt minut zajmie nam podróż do Mainz (Moguncja) czy Wiesbaden, jak również miasta braci Grimm czyli Hanau. Frankfurt to również największy las śródmiejski w Europie – zajmuje większą część dzielnicy Sachsenhausen.

Niestety samolot do IST nie chciał czekać, zabrakło więc czasu na zwiedzanie uroczych uliczek północnej części Sachsenhausen – cydrowej dzielnicy Frankfurtu, czy też Bornheim – stanowiącej chyba najwierniejszą namiastkę tego jak Frankfurt wyglądał chociażby 100 lat temu.

KILKA PRAKTYCZNYCH WSKAZÓWEK

  • najdogodniejsza podróż do centrum miasta z lotniska FRA do centrum Frankfurt am Main to linie S-8/S-9
  • bilet dzienny (Tageskarte) – 8,50 EUR
  • wjazd na platformę widokową Main Tower – 8 EUR
  • ogród botaniczny (Palmengarten) Siesmayerstrasse – można dojść na pieszo – ok 1,5 km z centrum
  • dojazd do Mainz – S-8 – ok. 40 min
  • dojazd do Wiesbaden – s-1 – ok. 45 min
  • oficjalna strona miasta: https://frankfurt.de/

KILKA CHWIL W BERLINIE

Berlin dla mnie był, jest i będzie miastem szczególnym. Spędziłem w nim wiele wspaniałych dni. Pozostanie dla mnie tym miastem, które urzekło mnie swoją swoją różnorodnością. Jest jakby miastem kompletnym – pod każdym względem. No… może zimą brakowało mi śródziemnomorskich klimatów, ale jednak życie – zarówno dzienne i nocne będące mocną stroną stolicy zjednoczonych Niemiec chociaż częściowo wynagradzało braki słońca. Więc tym razem krótko – Kilka chwil w Berlinie – kulinarnie i patetycznie.

O Berlinie mógłbym pisać godzinami. Każda dzielnica ma swój specyficzny klimat i urok, każda ma też swój jasny i ciemny charakter. Chcecie najlepszego kebaba w Niemczech – jedź na Mehringdamm do Mustafy. Regierungsviertel zaoferuje dotyk niemieckiej państwowości, Wannsee da Wam poczucie relaksu (i najlepszej Kartoffelsalat, jaką zdarzyło mi się zjeść). Zwolennicy zadym, zwanych Krawalle nie ominą ulic Kreuzbergu. Można wymieniać w nieskończoność. W końcu, jeśli ktoś chciałby tanio lecieć, choćby za ocean, nie ominie lotniska Tegel. Zimą natomiast doświadczycie atmosfery bożonarodzeniowych jarmarków niemniej wspaniałych i kolorowych niż te w Bawarii lub Wirtenbergii.

Można wymieniać w nieskończoność. W końcu, jeśli ktoś chciałby tanio lecieć, choćby za ocean, nie ominie lotniska Tegel. Zimą natomiast doświadczycie atmosfery bożonarodzeniowych jarmarków niemniej wspaniałych i kolorowych niż te w Bawarii lub Wirtenbergii.

Tym razem musiałem zadowolić się tylko kilkoma wolnymi chwilami. Okolice Tiergarten są mi znane doskonale, tam też zatrzymałem się na kilka chwil w Berlinie. Gdy w odległej młodości zaczytywałem się w książce Christiny F. „Dzieci z dworca Zoo”, byłem już po wizycie w dzielnicy, która stanowiła odbicie literackich wspomnień autorki. Dzisiaj, choć okolice dworca trochę ucywilizowano, to wciąż jeszcze zapach zioła jest nieodłącznym elementem lokalnego folkloru.

CURRYWURST TIERGARTEN

Wysiadasz z autobusu 109 lub X9, który przywiózł Cię z lotniska Tegel, albo wysiadasz z pociągu, który dowiózł Cię na Tiergarten Bahnhof i zastanawiasz się co dalej zrobić…? Nie ma lepszego momentu na zapoznanie się z niemiecką kuchnią i street-foodem! Zaraz przy dworcu znajdziecie Curry 36, która uraczy Was jedną z ulubionych przekąsek nie tylko Berlińczyków, czy też Niemców, ale też amatorów ulicznego jedzenia z całej Europy czyli legendarnym currywurstem.

Berliner Klassiker – Currywurst

Niemiecki street-food to właśnie historia currywursta. Pierwsze kiełbaski z curry podawała Herta Heuwer, która ewakuowała się z Prus Wschodnich do Berlina. Upiekła, a może usmażyła wieprzowe kiełbaski i przyrządziła sos ze składników podarowanych przez żołnierzy z brytyjskiej strefy okupacyjnej. Ten pierwszy, który niemiecka restauratorka przygotowała, składał się z ketchupu, curry oraz sosu Worcestershire. A działo się to podobno 4. września 1949 roku w Berlinie. Dziesięć lat później Frau Heuwer opatentowała swój wynalazek i nazwała go „chillup”, a następnie wynajęła lokal przy Kaiser-Friedrich-Straße 59, gdzie do 1974 roku prowadziła z sukcesem swoją knajpę. Obecnie tradycje currywursta przejęło między innymi CURRY 36, z którego wiedzy, umiejętności i doświadczenia skorzystałem. Odnaleźć może się każdy – klasycznie z bułką, lub po angielsku z frytkami. Można trafić na każdą niemiecką kiełbaskę – białą, wieprzową, mieszaną. Dazu (do tego) otrzymacie dowolny dodatek. Polecam koniecznie z ulubioną niemiecką kapustą!

KUCHNIA WŁOSKA CZY BERLIŃSKA…

Jedno, co dla fana Włoch, a także włoskiej kuchni było dla mnie w Berlinie wspaniałe, to włoskie restauracje. Bywałem w różnych miastach Europy, ale włoskie jedzenie w Berlinie jest jednym z najlepszych poza granicami Italii. Wiele lat temu na Tempelhofie odkryłem knajpę zwaną TRATTORIA TOSCANA – kilku dań, które tam podawano, nie wstydziłyby się najlepsze znane mi knajpy Rzymu, Mediolanu, Genui czy Neapolu.

Przy Meinekestrasse niedaleko Ku’dammu odkryłem RISTORANTE ARLECCHINO. Tym razem na stół wjechała między innymi pasta, konkretnie tagliatelle z wołowiną i kurkami. A wszystko w sosie grzybowo-pomidorowym. Coś wspaniałego. Jedna z lepszych past jakich przyszło mi spróbować poza Italią.

Tagliatelle z Arlecchino można polecić z czystym sercem i… podniebieniem

Niemniej naszą uwagę przykuł jeszcze sposób przyrządzania serowego spaghetti z truflami. Wielki blok parmigiano reggiano (lub grana padano) wydrąża się w środku a następnie zalewa wysokoprocentowym alkoholem i podpala, a następnie intensywnie miesza zeskrobując ser z wewnętrznych ścianek bloku dodając pastę z trufli.

„Flambirowanie” parmezanu

W kolejnym etapie dodaje się spaghetti i nadal intensywnie miesza.

A wszystko to na oczach oczekujących klientów…

Pozostaje więc już tylko nałożyć tak przyrządzoną pastę na talerze!

Bellisimo e gusto!

Zapach i aromat niósł się po całej knajpie, więc nie omieszkam następnym razem, jeśli będę miał sposobność, zamówić tego najprostszego z dań. Prostota w kuchni potrafi pozytywnie zaskoczyć.

LEGENDA BERLIŃSKIEGO KEBABA

Tam gdzie Tempelhof spotyka się z Kreuzbergiem, z południa na północ prowadzi ulica zwana Mehringdamm. Pod numerem 32 znajdziecie jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą w tej części Europy kebabownię. MUSTAFA’S GEMÜSE KEBAP. Niestety kolejka przed budką na Mehringdamm 32 sprawia, że tym razem jestem zmuszony zrezygnować z legendy street-foodu. MUSTAFA oferuje dwa rodzaje kebaba: z kurczaka oraz vege. Jeśli chodzi o wersję mięsną, to zaserwują Wam w bułce, albo durum. A co w środku..? Standardowo: cebulka, pomidor, sałata, ogórek, ale również kartfofel. Natomiast niestandardowo – am Ende – biały ser solankowy – wygląda jak feta, ale w smaku bardziej przypomina sery bałkańskie.

Kolejkę przed Mustafą należało liczyć w kwadransach – co najmniej 3-4. To co można zrobić, to pojechać sześć stacji U-bahną w kierunku Mariendorfu i wysiąść przy Westphalweg. Przy samym wyjściu ze stacji metra jest niewielki turecki imbiss-bar BASILEUS PIZZA & BIRGüL DöNER. I jest to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza z kebabowni Tempelhofu i Mariendorfu.

Adres wart zapamiętania: Mariendorfer Damm 64

Proste wnętrze, kilka stolików, jednoręki bandyta, TV – sprzęty i akcesoria typowe dla tureckiego baru, jakich wiele. Tym niemniej, od swojej pierwszej wizyty w Basileus, jest to niezmiennie jedno z moich ulubionych miejsc na street-foodowej mapie Berlina.

Bar jakich wiele..?

Podawany tam kebab jest jednym z najlepszych w Berlinie. Ten na cieście – durum jest doskonale przyrządzony. Mięso – świeże i dobrej jakości, podobnie warzywa. Wielkość również odpowiednia, tak, że można zaspokoić głoda 😉

Jeden z moich ulubionych kebabów

BERLIN – TROCHĘ NAJNOWSZEJ HISTORII…

Słowa te piszę w 9. listopada – dzień dla Berlina i jego mieszkańców nie tylko symboliczny, ale również ważny. Tego dnia, w roku 1989, upadł mur berliński (Berliner Mauer). Nic nie stało na przeszkodzie, aby przejść za „żelazną kurtynę”. Zimnowojenny podział miasta przeszedł do historii. Historia muru i jego zburzenia to również historia podziału i zjednoczenia Niemiec.

Jeśli zacząć zwiedzanie tego fragmentu miasta, to należy udać się metrem (U6) na Kochstarsse. Tam, przy Friedrichstarsse, odnajdziecie Checkpoint Charlie. Miejsce znane z historii, gdyż mieściło się tam jedno z przejść granicznych pomiędzy Berlinem wschodnim i zachodnim. Przejście było dostępne tylko dla tzw. nie-Niemców. Amerykanie opuścili ostatecznie ten punkt kontrolny dopiero w 1991 roku. Dzisiaj punkt graniczny stanowi atrakcję turystyczną, a wokół kwitnie typowy dla takiego miejsca przemysł gadżetowy.

Niegdyś miejsce pilnie strzeżone, dzisiaj atrakcja turystyczna

Powyższe zdjęcie ma też już swoją wartość historyczną. Niedawno, w październiku 2019 roku, władze miasta zakazały przedstawień z „żołnierzami amerykańskimi”. Każdy mógł sobie zrobić zdjęcie, każdy mógł otrzymać pieczątkę w paszporcie z amerykańskiej (i nie tylko) strefy okupacyjnej.

Mur Berliński miał około 156 kilometrów długości, do dzisiaj pozostało niewiele jego fragmentów. Najdłuższy znajdziecie przy stacji metra U8 przy Bernauer Strasse, najmniejszy natomiast przy Liesenstrasse. Ten najbardziej znany znajduje się natomiast przy Niederkirchnerstrasse – w pobliżu Checkpoint Charlie.

Fragment Berliner Mauer przy Niederkirchnerstrasse

Nieopodal znajduje się okryty ponurą sławą budynek, w których mieściła się siedziba Gestapo oraz SS. Odnaleźć tam można dzisiaj wystawę Topografia Terroru.

BERLIN PATETYCZNIE…

20-minutowa piesza wycieczka doprowadzi do jednych z najbardziej znanych budowli Berlina: Bramy Branderburskiej, Reichstagu oraz Pomnika Holokaustu.

Pomnik holokaustu zwany też pomnikiem pomordowanych Żydów w Europie (Denkmal für die ermordeten Juden Europas lub Holocaust-Mahnmal) stanowi 2711 betonowych bloków ustawionych geometrycznie na obszarze 1,9 ha nieopodal Bramy Brandenburskiej. Najwyższe stele mają ponad 4 metry wysokości, a pomiędzy nimi labirynt przejść o szerokości około 1 metra. Pomnik to dzisiaj również największe niemieckie muzeum holokaustu.

W 2005 roku plac przy Ebertstrasse zamienił się w monumentalny pomnik holokaustu

Bramę Brandenburską (Branderburger Tor) zna prawie każdy. Pomimo, że znana jest głównie z czasów wojennych, to w 1791 roku, była przede wszystkim symbolem pokoju z okazji zakończenia wojny siedmioletniej pomiędzy Francją a Prusami. Dzisiaj stanowi symbol zjednoczenia Niemiec.

Pamiętam z lat 80-tych XX wieku, że nie było wtedy żadnych szans na przejście pomiędzy jej kolumnadą. Brama znajdowała się na ziemi niczyjej, na terenie muru berlińskiego, pomiędzy jego wschodnią i zachodnią granicą. Po 30 latach od upadku muru tak się oto prezentuje od strony dawnego Berlina Wschodniego…

Za bramą – Straße des 17. Juni – ulica Berlina Zachodniego nazwana dla upamiętnienia powstania w Berlinie wschodnim w 1953 rku.

a tak od strony Berlina Zachodniego…

Za bramą – Unter den Linden – w latach 80-tych najbardziej prestiżowa ulica wschodniej części miasta

Reichstag znajdziecie go pomiędzy (nie takim już nowym) Haupbahnhofem, a Bramą Brandenburską. Wybudowany w latach 1884-1894 w noerenesansowej formie jest od roku 1998/99 siedzibą niemieckiego Bundestagu. Udostępniony do zwiedzania przyciąga turystów głównie swoją górującą nad budynkiem szklaną kopułą. Czasy gdy można było tam po prostu wejść głównym wejściem niestety minęły. Czy bezpowrotnie.? Przyszłość pokaże… Dzisiaj należy się zarejestrować i przejść odpowiednią procedurę, a jeszcze 12 czy 15 lat temu było prościej oraz przyjemniej.

DEN DEUTSCHEN VOLKE napis poświęcony niemieckiemu ludowi pojawił się na gmachu w 1916 roku

Wracając na Ku’damm nie sposób nie zauważyć charakterystycznej dla dzielnicy Charlotenburg budowli kościoła Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche. ten ewangelicki kościół został zbombardowany przez aliantów w listopadzie 1943 roku („dziwne”, bo według goebelsowskiej propagandy nie było w tym czasie żadnych nalotów na Niemcy). W wyniku publicznej dysputy zdecydowano, że zniszczona główna wieża pozostanie jako symbol antywojenny.

KILKA SŁÓW O BERLINIE

Kilka chwil w Berlinie to stanowczo zbyt krótki czas na to aby zwiedzić miasto, ale wystarczający aby poczuć atmosferę miasta i powrócić do niego. Zwiedzałem to miasto w czasach, gdy jeździłem do Niemiec biznesowo, i w czasach, gdy mieszkałem w tym mieście. Dla mnie Berlin ma wartość nie tylko sentymentalną, ale również odkrywczą. Berlin uczył mnie otwarcia na świat, na różnorodność, na innych ludzi. To miasto, to nie tylko niemiecki Ordnung, to miasto to również wspaniałe życie nocne, ale o tym oraz innych stronach stolicy Niemiec, może w (niejednym) następnym odcinku… sorry – poście,

ZAMIAST ZAKOŃCZENIA – KILA LINKÓW

NOCLEG W MONACHIUM – HOTEL MUNICH CITY

W maju bieżącego roku mieliśmy stop over w MUC (czytaj: http://7mildalej.pl/stop-over-w-monachium/). Noclegu szukaliśmy oczywiście w internecie, a najlepszą opcją miał być hotel, który spełniałby 3 kryteria:

  1. bliskość dojazdu na lotnisko – w tym przypadku chodzi o linie S-Bahn S1 lub S8, albo Hauptbahnhofu, czyli dworca głównego – czas, aby go efektywnie wykorzystać, jest obok finansów oczywiście jednym z najważniejszycy kryteriów
  2. odległość od głównych, planowanych do zwiedzania atrakcji
  3. kompilacja ceny i warunków oraz opinii – co prawda był to tylko „eine Uebernachtung” (jeden nocleg), ale lubię czyste łóżko i śniadanie, które daje energię 😉

Wybór padł ostatecznie na *** HOTEL MUNICH CITY położony przy Schwanthalerstrasse 112-114. Wyboru tego nie żałowaliśmy.

Dojazd na lotnisko – S-Bahn – ok. 35-40 minut. Ze stacji S-bahn HACKERBRUECKE na pieszo ok. 6-7 minut (500 m), odległość hotelu od Hauptbahnhofu (1 stacja s-bahn lub 15 minut spaceru – ok. 900 m). Do Marienplatzu dojdziecie z hotelu w ok. 20 minut (ok. 1,3 km). Hotel idealny na OKTOBERFEST – z THERESIEN WIESE da się zdążyć do hotelowej toalety nawet po 3 GROSSBEER’ach, a jakie są te duże w czasie OKTOBERFESTU wie ten, kto był 😉

Wracając do clou programu. Nocleg (zarezerwowany ostatecznie przez Hotels.com) kosztował nas ok. 50 EUR za pokój dwuosobowy ze śniadaniem. Właśnie to śniadanie (od 7.00 do 11) było jednym z najmocniejszych akcentów – jego obfitość, różnorodność i dostępność – obsługa cały czas, z niemiecką skupulatnością uzupełniała braki. Lista potraw byłaby długa, toteż wymienię tylko kilka – z regionalnych potraw: oczywiście bratwurst’y i weisswurst’y na ciepło, jajecznica i zwykłe parówki, pełen wybór sałatek: kartoffelsalat – obowiązkowo; „dazu” czyli „do tego” białe i ciemne pieczywo, precle też były oczywiście. kilka rodzajów serów, serków, wędlin oraz owoce. Dla łasuchów pełen wybór ciast. Kawa zarówno z ekspresu, jak też herbaty w dowolnych smakach i kolorach, trzy rodzaje soków. Po prostu full wypas!

Po Lizbonie, gdzie jak stwierdziłem, w przypadku śniadań: „codziennie był ten sam dzień” za śniadania należy się obiektowi *****.

Obsługa hotelowa – miła, uprzejma i pomocna. W hotelu znajdziecie też barek, gdzie zaopatrzenie nie rzuca na ziemię, ale da się posiedzieć. Można też skorzystać z sauny.

Pokój hotelowy – łóżka wygodne, czysto, w pokoju sejf, TV LCD, brak klimatyzacji, ale jest wentylator, lodówka do własnego użytku.

Łazienka – niezbyt wielka; kosmetyki; ręczniki.


Podsumowując

  • + śniadanie (inny wymiar) – 5/5
  • + czystość (pokój + łazienka)
  • + obsługa hotelowa
  • + położenie (bliskość s-bahny i głównych atrakcj miasta)
  • – klimatyzacja (jej brak latem może być uciążliwy, a wentylator…)
  • – oferta hotelowego baru

 

 

 

STOP-OVER W MONACHIUM

Wracając z Lizbony do Warszawy zaplanowaliśmy stop-overa w Monachium. Ot, taka mała zmiana klimatu i kuchni. Niestety, 24h spędzone w stolicy Bawarii nie pozwalają na odkrycie wszystkich uroczych zakątków tego pięknego miasta. Zwiedzanie jego historycznego centrum bez zbytniego pośpiechu połączone z degustacją bawarskiej kuchni i piwem z lokalnego browaru jest już jak najbardziej możliwe.


Dojazd z lotniska (MUC) do centrum (okolice Hauptbahnhofu) możliwy jest na 2 sposoby: S-BAHN – linie S1 / S8 lub LUFTHANSA EXPRESS BUS. Wybraliśmy S-Bahnę – dojazd do centrum (Hauptbahhof) zajmuje max 45 minut. W wysiadaliśmy na Hackebruecke, ponieważ mieliśmy na westendzie hotel: MUNICH CITY przy Schwanthalerstarsse (swoją drogą polecam – opis: http://7mildalej.pl/nocleg-w-monachium-hotel-munich-city/).

Monachium – uznawane za jedno z najbogatszych miast w Niemczech niewiele straciło (a może zyskało) przez ostatnie 15 lat, odkąd byłem w nim ostatni raz. Nie ma możliwości zwiedzenia w ciągu jednego dnia, nawet przewodnikowych atrakcji. Polecam więc to miasto co najmniej na trzydniowy weekend. Mieliśmy 24h (w tym nocleg) więc skupiliśmy się na historycznym śródmieściu.

Okolice Westendu to bliskość między innymi THERESIEN WIESE – wielu więcej osobom ta nazwa skojarzy się, jeśli powiem, że to teren OKTOBERFESTU.

Marne jednak szanse, że w październiku zarezerwujecie ten hotel w cenie, w jakiej nam się to udało w maju (50 EUR). Może ceny hoteli nie rosną jak na mundialu w Rosji, ale każdego października kieszeń odczuje bliskość święta piwa. Mieliśmy to szczęście, że był to ostatni weekend wiosennego miejskiego festu, więc te łąki (czyli Wiese po niemiecku) były zaadoptowane przez… odpustowe atrakcje typu lunapark i stoiska z różnej maści dobrami w stylu kaese’ów, wurst’ów, beer’ów oraz tego co chyba jednak najważniejsze – bawarskiego tradycyjnego ubioru w wersji zarówno Damen, jak i Herren 😉 Swoją drogą takie umiłowanie tradycji zarówno przez młodych, jak i starych – bezcenne.

Obok THERESIEN WIESE możecie wstapić do DEUTSCHES MUSEUM VERKEHRSZENTRUM – gdzie cofniecie się do początków motoryzacji chociaż to muzeum nie tylko dla fanow motoryzaji.

Przejście pieszo na MARIENPLATZ, po drodze oglądając np. Kościół SANKT PAUL nie powinno

zająć więcej niż 30-40 minut; można też zdecydować się U-Bahh (U4 lub U5) i podjechać dwie stacje metra na Karlsplatz/Stachus).

Marienplatz, to nie tylko centralny punkt w Moanchium, to również kwintesencja „bawarskości” – przepychu drogich sklepów (np. GALERIA KAUFHOF – ale to się nadaje tylko dla shoperów;), poprzez piękno architektury (takiej trochę w stylu C-K), do klimatu otaczających rynek lokalnych knajpek serwujących oczywiście lokalne mięsiwa, sałatki i piwo.

Oprócz nowego ratusza znajdziecie na wschodniej pierzei ALTES RATHAUS – budynek, którego budowę rozpoczęto w 1470 roku (na miejscu poprzedniego ratusza). Obecny kształt został mu nadany po przebudowie w latach 1861-1864. Co ciekawe, budynek ten zasłużył się niechlubnie w historii Niemiec i świata – to właśnie z okien tego budynku naziści 9/10 listopada 1938 roku ogłosili tzw. Kristallnacht (czyli Noc Kryształową), stanowiącą początek ekterminacji Żydów w Niemczech. Najciekawsze – z punktu widzenia architektury – są jednak sklepienia sal na parterze wykonane z dębowych beczek (nie widziałem tego nigdzie indziej).

Kilka kroków dalej (przy RINDERMARKT) jest, jak mi się wydaje, jedna z ciekawszych atrakcji miasta – Sankt Peter Kirche (kościół św. Piotra), a konkretnie jego wieża, na którą można wejść. Z kościelnej wieży rozpościera się widok na całe miasto, a przy sprzyjającej pogodzie (na taką trafiliśmy) można ujrzeć alpejskie szczyty w południowej Bawarii.

 

Na szczyt wieży, tego chyba najstarszego kościoła w Monachium (za 3 EUR), windy nie uświadczycie, a wejdziecie tylko po wąskich schodach (ponad 90 m = 14 pięter = ponad 300 stopni). Trud się jednak opłaci – widok jest wart tego 8/9-minutowego wysiłku. To co charaketrystyczne dla Monachium (i np. Rzymu), to fakt, iż w historycznym centrum wysokość nowej zabudowy nie przesłoni piękna architektury uprzednich wieków. O tym przy okazji Frauenkirche.

 

Z „der Alter Peter” w „einen Augenblick” dostaniecie się na VIKTUALIENMARKT (być w Monachium i nie być na Viktualienmarkt, to jakby być… w Zagrzebiu i nie być na Dolacu 😉 W samym sercu miasta, na terenie pond 2ha, człowieka opanowuje oczopląs, a psa „nosopląs” od ilości i różnorodoności lokalnych (i nie tylko) specjałów – mięsa, wędliny, sery, alkohole, ryby, warzywa i owoce; do tego proste knajpki oferujące coś do zjedzenia (regionalne slow- i fastfoody) w towarzystwie lokalnego alkoholu – jak się można domyśleć – głównie piwa. Takie delikatesy pod gołym niebem z tradycją sięgającą początku XIX wieku.

 

 Nawet wczesnym przedpołudniem ławki i stoły bywają zajęte w 100%!

Posiliwszy się na VIKTUALIENMARKT nie zapomnijcie wrócić na MARIENPLATZ – o godzinie 11-tej, 12-tej oraz 17-tej, a porą zimową o 11-tej oraz 12-tej odbywa się GLOCKENSPIEL – grane są kuranty, a na wieży ratusza odbywa się taniec rycerzy i bednarzy. Pokaz przedstawia turniej rycerski z 1568 r. z okazji ślubu księcia Wilhelma V Pobożnego (praprawnuka króla Kazimierza Jagiellończyka!) z Renatą Lotaryńską. Dolna cześć przedstawia taniec bednarzy, upamiętniający koniec zarazy, która dotknęła miasto w 1517 roku. Przedstawienie zaczyna się od grania kurantów i dopiero po 3-4 minutach rozpoczyna się taniec figurek – z tłumu zniecierpliwionych turystów na Marienplatz nagrwającego całe to wydarzenie kamerami czy smartfonami w momecie pierwszego ruchu figurek wydobwa się głębokie: ooch…, jakby Lewandowski srzelił zwycięską bramkę w ostatniej minucie meczu.

Sam ratusz, którego budowę zakończono w 1908 roku (rzopoczęto w 1867 roku) reprezentuje styl gotyku flamandzkiego. Na wieżę można wjechać windą, w środku ratusza jest między innymi lokalna knajpka z patio. Budynek naprawdę robi wrażenie – na jego aktalnym planie wcześniej stało ok. 20 monachijskich kamienic!

 

Idąc z Marienplatz na północ w kierunku ODEONSPLATZ warto zboczyć i wejśc do FRAUENKIRCHE – najwyższego kościóła w Moanchium. Charakterystyczne dwie, zakończone obłymi kopułami wieże mają 99 metrów wysokości, a ustanowione miejskie prawo (z tego co pamiętam z 2004 roku) mówi, że nie można wybudować budynku wyższego niż właśnie ten kościół, zwany oficjalnie katedrą NMP – można mieć zdrowy szacunek do historii..? Można!

 

W pobliżu, w okolicach MAX-JOSEPH-PLATZ, sąsiadują ze sobą kolejne dwie budowle istotne dla historii miasta – gmach opery czyli BAYERISCHE STAATSOPER oraz RESIDENZ – rezydencja królów Bawarii, stanowiąca dzisiaj w dużej mierze muzeum oraz wykorzystywana  na inne cele kulturalne. To tutaj panował między innymi Ludwik II zwany Szalonym lub Bajkowym, któremu zawdzięczamy położony na południu landu NEUSCHWANSTEIN SCHLOSS. Ostatni władca – Ludwik III wyprowadził się dopiero w 1918 roku (tak naprawdę to go praktycznie eksmitowano;).

Przy THEATINER KIRCHE miała miejsce kolejna odsłona miejskiego, wiosennego festu ze sceną muzyczną, regionalnymi stoiskami, a nawet zagrodą z żywymi kozami (patrząc na zachowanie ludzi – dla zwierząt była to wątpliwa atrakcja).

 

Na tyłach Residenz znajduje się HOFGARTEN ze świątynią Diany (podczas naszego pobytu – w remoncie, a od strony wschodniej znajduje się DEUTSCHES THEATERMUSEUM. To najstarsza w Europie instytucja tego typu.


Rzecz, która się rzuca w oczy w Monachium, to pełna symbioza architektury. Obok historycznych budowli stoją budynki ze szkła i aluminium, ale jakże genialnie w swojej bryle  i kolorystyce wkomponowane w historię miasta.

czy też bezpośrednio nawiązujące do otaczającej zabudowy:

Monachium – stolica Bawarii, najbogatszego landu Niemiec, ale też jednego z najbardziej konserwatywnych regionów, miasto-świadek historii narodzin niemieckiego nacjonalizmu i faszyzmu. Miasto w którym rewolucja zmusiła do abdykacji pierwszego niemieckiego władcę, miasto w którym podpisano układ o włączeniu Czech do III Rzeszy. W końcu miasto (poza Stuttgartem) najbardziej zasłużone dla niemieckiej motoryzacji, nie wspominając o największym święcie piwa.

Miasto, w którym na chodnikach i ulicach zobaczycie takie oto rzeźby z piasku i oldtimery:

 

o posągu siedzącego dzika (SITZENDER KEILER) na najdroższej handlowej ulicy miasta (i jednej z najdroższych ulic Europy – KAUFINGERSRTASSE).

Odnośnie naszych doświadczeń z kuchnią bawarską odsyłam do kategorii: SMAKI ŚWIATA. Jeśli chodzi o piwo – zawsze  byłem fanem piw z południa Niemiec: Bayernu oraz Baden-Wuertemberg) oraz piw czeskich – lokalne monachijskie browary są doskonałe.

Jak to zwykle bywa, w 24h nie do końca da się poczuć klimat miasta i zobaczyć to co chciałoby się zobaczyć. Mam to szczęście, że kiedyś latałem trochę zawodowo do MINGA/MUNIG – tak w Boairishe – czyli dialekcie bawarskim mówią na Muenchen 🙂 Poznałem to miasto i okolice, a od Bawarczyków dowiedziałem się skąd na „Geld” mówi się PENUNZE (blisko polskich „pieniędzy”). Historia ma związek z przesiedlonymi do Bawarii polskimi góralami. Tak więc nie tylko my mamy zapożyczenia z niemieckiego języka. Niemcy, a nawet Bawarczycy (!) używają polonizmów, więc głowa do góry – nie mamy kompleksów!

Jeśli chodzi o inne atrakcje, które mógłbym polecić w Monachium, a na które tym razem zabrakło mi czasu, to:

  1. kompleks Olympiapark z wieżą widokową wybudowany na IO 1972.
  2. Allianz Arena, czyli stadion BAYERN MUENCHEN, ale nie tylko, bo też TSV 1860.
  3. Nyphenburg Palace – coś pięknego!
  4. Siedziba BMW z ekspozycją do zwiedzania.
  5. Englischer Garten – park większy niż Central Park w NYC, czy Hyde Park w Londynie.

MONACHIUM – INFORMACJE PRAKTYCZNE:

  1. Dojazd z lotniska – linie S1 oraz S8 (czas podróży do Hbf – ok. 40 minut; bilet pojedynczy – 11,5 EUR; dzienny na te strefy (1-16) – 13 EUR; UWAGA – jadąc do  portu lotniczego linią S1 trzeba usiąść w tylnej części składu. 2 stacje przed lotniskiem skład jest dzielony i tylko część pociągu jedzie na lotnisko.
  2. Na lotnisko (MUC) dojedziecie też LUFTHANSA EXPRESS BUS (odjazd co 15 minut z Arnulfstrasse przy Dworcu głównym – Hbf)
  3. Kolej miejska (U-Bahn oraz S-Bahn) przejeżdżają przez samo ścisłe centrum – stacje: Stachus, Marienplatz, Odeon.
  4. Samo ścisłe centrum miasta, to w większości ciągi piesze lub pieszo-jezdne – spokojnie do spaceru i zwiedzania „zu Fuss” (na pieszo)
  5. Ceny hoteli w centrum – jak najbardziej dostosowane (np. w przeciwieństwie do Lizbony czy Barcelony) do polskiej kieszeni. Zapłaciliśmy za pokój 2-osobowy w *** hotelu z wypasionym śniadaniem ok. 50 EUR i ofert takich było niemało – w czasie OKTOBERFESTU – ceny niestety rosną nawet o 100%!
  6. Miasto bezpieczne – w przeciwieństwie na przykład do niestety podupadającego mojego ukochanego Berlina.
  7. Knajpki – ceny – generalnie standard zachodnioeuropejski. Nie liczcie jednak na  obiad z piwem za 10 EUR – można na taki trafić (zapłaciłem 8,50+2,75 EUR). Generalnie ceny w restauracjach zaczynają się od 15 EUR za danie główne + piwo. Na ogół „die Portionen sind riesig” (dania są olbrzymie) i czujesz się naprawdę „satt” (najedzony).
  8. Piwo „vom Fass” (z beczki) – oczywiście lokalne generalnie  – 3,0-4,0 EUR za 0,5l, ale znajdzie się też za 2,5 EUR.
  9. Nie ma problemu z knajpkami dla wegetarian czy wegan – jest ich naprawdę sporo. Również karty w restauracjach obejmują często wegetariańskie posiłki. Znajdziecie też karty i knajpki że zdrową żywnością, „eko” czy gluten free (polecamy: COTIDIANO PROMENADEPLATZ przy Nachlassgericht czyli Sądzie spadkowym).
  10. Dolecieć z WAW można najtaniej naszym LOTEM lub LUFTHANSĄ (bilety w promocjach bywają po ok. 350 PLN, standard – 450-500 PLN). Loty bezpośrednie odbywają się łącznie z 9 polskich miast (WAW, GDN, WRO, KRK, KTW, RZE, LUB, POZ, LCJ) – ta ostatnia opcja może być dla części pasażerów z Polski ciekawą alternatywą. Dużo lotów LUFĄ z Łodzi poniżej 400 PLN za RT. Na ten moment nie ma alternatywy w posatci low-costów.