CMENTARZ ŁYCZAKOWSKI WE LWOWIE

Cmentarz Orląt Lwowskich na Łyczakowie

Cmentarz Łyczakowski to miejsce szczególne dla Polaków. To tutaj znaleźli miejsce swojego spoczynku znani Polacy: Maria Konopnicka, Gabriela Zapolska, Stefan Banach czy Artur Grottger. Jeszcze w latach 90-tych XX wieku to miejsce było zaniedbane, wcześniej natomiast trudno dostępne. Dzisiaj cmentarz odzyskuje swój dawny charakter, a z uwagi na pamięć o polskich dziejach i mieszkańcach Lwowa warte odwiedzenia.

Łyczakowską nekropolię udało mi się odwiedzić w marcu 2020 podczas podróży do Lwowa, o której można poczytać tutaj: LWÓW – SZLAKIEM HISTORII, SZLAKIEM KUCHNI.

CMENTARZ ŁYCZAKOWSKI – HISTORIA NEKROPOLII

Początki cmentarza sięgają 1786 roku i jest jedną z najstarszych nie tylko polskich czy ukraińskich, ale również europejskich nekropolii. Co prawda już w XVI wieku na wzgórzach obejmujących teren dzisiejszego cmentarza chowano zmarłych na dżumę. Do roku 1786 pochówki urządzano na wielu parafialnych cmentarzach. W 1783 roku cesarz Austro-Węgier, Józef II wydał dekret nakazujący likwidację wszystkich, a było ich około 100, małych cmentarzy. W związku z tym wydano nakaz utworzenia nowych nekropolii poza granicami miasta i w ten sposób, jako jeden z nich, powstał Cmentarz Łyczakowski. Ówcześnie stanowił jeden z czterech miejsc pochówku, natomiast obecny kształt cmentarza wyłonił się około 1855 roku.

Dzisiaj Cmentarz Łyczakowski zajmuje powierzchnię około 40ha, którą podzielono na 86 pól grobowych. Znaleźć można 300 tysięcy mogił, dla których księgi cmentarne zaczęto prowadzić w 1885 roku. Najstarsze nagrobki pochodzą z roku 1787!

Grobowiec rodziny Baczewskich

STARA CZĘŚĆ CMENTARZA

Cmentarz położony jest na niewielkich wzniesieniach, a największa oczywiście, stara jego część jest dość gęsto ozdobiona drzewami. Ten cmentarz, jak każda nekropolia, to historia miasta i okolicznych terenów zapisana w nagrobnych tablicach.

Wśród starej części znajdują się groby zarówno ukraińskiej, jak również polskiej części mieszkańców Lwowa.

Pomnik Iwana Franko
Stary Łyczaków
Grobowiec rodzinny Gubrynowiczów
Starobielsk to też tragiczna karta polskiej historii, a groby dwujęzyczne nie są rzadkością

CMENTARZ ORLĄT LWOWSKICH – TRAGICZNA HISTORIA OBRONY LWOWA

Miejsce swojego wiecznego spoczynku Obrońcy Lwowa 1918-1920 znaleźli na zboczach łyczakowskich wzgórz od strony ulicy Pohalunki.

Cmentarz Orląt Lwowskich

W XX wieku Lwów dwukrotnie był obroniony przez Polaków. Pierwszy raz w latach 1918-1919 w trakcie walk z URL, drugi raz w roku 1920 w trakcie wojny polsko-bolszewickiej. Za każdym razem walki zakończyły się sukcesem. Gdy w 1918 roku Rzeczpospolita odzyskiwała niepodległość, każdy jej skrawek rodził się w wielkich bólach i walkach. Tak też było we Lwowie w 1918 roku. Do walki o miasto stanęli najmłodsi nazwami później Orlętami Lwowskimi.

Cmentarz Orląt Lwowskich to część Cmentarza Łyczakowskiego

W mieście stacjonowali głównie żołnierze ukraińscy natomiast Polacy służący w armii C-K byli niestety wysłani na dalsze odcinki frontu. Miasta broniło wówczas pospolite ruszenie, w tym uczniowie i studenci. Z ponad sześciu tysięcy „cywilnych” obrońców Lwowa około 1.400 było uczniami i studentami, z których z kolei prawie 200 poległo w walkach. To właśnie tutaj spoczywa Antoni Petrykiewicz – najmłodszy w historii Polski kawaler orderu Virtuti Militari. Miał 13 lat, gdy zmarł od ran poniesionych w walkach o Persenkówkę. Dopiero odsiecz wojsk polskich przyniosła spokój w mieście.

Łącznie w walkach zginęło prawie 440 Lwowiaków nie licząc żołnierzy armii regularnej)

Tutaj spoczywa również dowodzący armią Wschód oraz architekt zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 roku, a zmarły w 1928 roku generał Tadeusz Rozwadowski. Pragnął spocząć ze swoimi żołnierzami.

Miejsce spoczynku generała Rozwadowskiego

Obrona Lwowa w latach 1918-1920 była jednym z najbardziej obywatelskich i patriotycznych zrywów w historii Polski XX wieku. Wszystko skończyło się w roku 1945 – nie z końcem wojny, ale z postanowieniami konferencji jałtańskiej. Jednak do dzisiaj we Lwowie – pomimo przymusowych repatriacji – język polski jest nie tylko doskonale rozumiany, ale też kultywowany w domach.

Za granicami Rzeczpospolitej odwiedziłem kilka miast położonych na tzw. kresach: Wilno, Kowno, Brześć, Daugavpils. W żadnym z tych miast nie było tyle polskości, co we Lwowie.

NIE TYLKO POLACY WALCZYLI W OBRONIE LWOWA…

Walki o Lwów to nie tylko zaangażowanie mieszkańców oraz władz Polski. Również inne nacje wspomagały odradzającą się po latach zaborów Rzeczpospolitą. Najważniejszymi epizodami we Lwowie były wszakże walki amerykańskich lotników i francuskich żołnierzy.

W lipcu 1919 roku amerykański lotnik Merian C. Cooper po spotkaniu z Ignacym Paderewskim oraz generałem Rozwadowskim utworzył 7 eskadrę myśliwską. Spośród 17 Amerykanów w walkach o Lwów poległo 3 pilotów. Ich prochy spoczywają wśród towarzyszy broni z tamtych lat na wśród obrońców miasta.

Po lewej stronie katakumb – pomnik poświęcony amerykańskich lotników

Drugą nacją, która zasłużyła się w walkach o polskość miasta byli Francuzi. 17 z nich poległo, a prochy jednego – Jeana Laoureta do dzisiaj spoczywają wraz z lwowskimi orlętami.

Prawa strona katakumb poświęcona jest francuskim towarzyszom broni

Przez wiele lat, o II wojnie światowej to miejsce nie wyglądało jak dzisiaj. Mój ojciec był tam w latach 70-tych XX wieku – opowiadał, że nie dało się wtedy legalnie wejść. Ja, natomiast byłem tam w latach 90-tych XX wieku i zmiany były dopiero w powijakach. Można rzec, że poza uporządkowaniem mogił nic innego się jeszcze nie zdążyło zmienić. Dopiero po roku 2001 rozpoczęto odbudowę i renowację tej części cmentarza łyczakowskiego. Ponowne jego otwarcie – w kształcie, który znamy dzisiaj – nastąpiło w roku 2005.

CMENTARZ ŻOŁNIERZY UKRAIŃSKICH

U stóp Cmentarza Orląt Lwowskich jest natomiast ukraiński cmentarz wojenny. O ile najnowsze groby stanowią o tragicznym czasie walk w Donbasie, a o tyle inna jego część nie należy do najbardziej chwalebnych. W tym kwartale pochowano między innymi poległych ukraińskich żołnierzy dywizji SS Galizien oraz ukraińskiej armii halickiej.

Kwatera poległych w Donbasie – najnowsza tragiczna historia Ukrainy

Bez wątpienia największe wrażenie robią oczywiście groby poległych żołnierzy w trakcie wojny w Donabsie. To najnowsza historia, którą oczywiście obserwujemy w mediach, a której dramatyzm widać na łyczakowskich wzgórzach. Zwłaszcza, że z większości z nagrobków patrzą twarze młodych osób. Rzadko kiedy wiek poległych przekracza 20-24 lata. Od 6. kwietnia 2014 roku w walkach zginęło po stronie ukraińskiej ponad 4.400 żołnierzy. Niewiele mniej zginęło cywilów. I to wszystko dzieje się w XXI wieku na terenie (wschodniej) Europy.

Monument poległych ukraińskiej galicyjskiej armii tzw. armia halicka)

CMENTARZ ŁYCZAKOWSKI – KILKA PRZYDATNYCH INFORMACJI O NEKROPOLII

  • Cmentarz Łyczakowski znajduje się, jak nazwa wskazuje, w Rejonie Łyczakowskim w odległości około 1,9 km od lwowskiego ratusza – ok. 25 minut spaceru.
  • Na ulicę Miecznikowa, gdzie znajduje się cmentarz można dojechać linią tramwajową nr 1, jak też marszutkami kursującymi na Łyczaków
  • Przydatne strony www: cmentarzlyczakowski.pl, lviv-lychakiv.com.ua
  • Jako że nekropolia to dzisiaj również muzeum, to bez specjalnej zgody zarządcy cmentarza nikt nie może być tutaj pochowany.

LWÓW – SZLAKIEM HISTORII, SZLAKIEM KUCHNI

Nad dachami… Lwowa

Czy lwowskie klimaty w naszym, polskim rozumieniu jeszcze istnieją? Jaki jest Lwów dzisiaj? Co się zmieniło w XXI wieku? Ostatni raz byłem tutaj jeszcze w latach 90-tych XX wieku… Tym razem w 2020 covidowym roku jest to dla mnie czwarta podróż. Była więc klimatyczna Apulia PUGLIA MIA… , był olśniewający Stambuł SMAKI STAMBUŁU, był Frankfurt na szybko (nawet niechcący 2x) FRANKFURT AM MAIN, czas na Lwów!

Jest marzec 2020 roku. Pierwsza fala covid19 we Włoszech rozpędza się zabierając ze sobą pierwsze ofiary. 4. marca w Polsce mamy pierwszy przypadek sars-cov2, a w samolocie na trasie WAW-KBP pojawiają się pierwsze osoby w maseczkach. Natomiast na lotnisku w Boryspolu czeka na nas pierwszy pomiar temperatury ciała. Również obsługa lotniska ma na twarzach maseczki a na dłoniach lateksowe rękawiczki. Zestaw ten, jak się okaże w najbliższych miesiącach, na stałe zagości na wszystkich lotniskach świata. Niestety rodzice, którym przede wszystkim był ten wyjazd dedykowany, z uwagi na przeklętego wirusa rezygnują z podróży.

Podczas taxiingu można zapoznać się ze starym urokliwym dworcem lotniczym

Tak więc sami po krótkim locie via Kijów lądujemy we Lwowie. 3 dni, zaledwie 3 dni muszą starczyć na przypomnienie miasta, które mniej lub bardziej jest mi już znane.

LWOWSKIE NUMBER ONE

Lwów to miasto number one na Ukrainie. Brzmi tajemniczo, ale wystarczy sobie wspomnieć, że:

  • w 1574 roku we Lwowie wydrukowano pierwszą książkę na terenach Ukrainy,
  • pierwsza linia kolejowa w latach 60-tych XIX wieku prowadziła z Przemyśla do Lwowa,
  • pierwszy uniwersytet ukraiński powstał również we Lwowie – w 1661 roku,
  • w 1715 roku założono we Lwowie pierwszy browar,
  • II połowa XVI wieku to pierwszy park miejski w ukraińskich miastach,
  • 1749 rok przyniósł pierwsze wydanie gazety,
  • 14.07.1894 roku odbył się pierwszy mecz piłki nożnej,
  • a pierwszy mecz hokeja na lodzie odbył się w 1905 roku,
  • „Pid Rymskym Tsesarem” to nazwa pierwszego ukraińskiego hotelu powstałego w 1785 roku.

To jednak nie wszystko – Lwów dzierży swoją palmę pierwszeństwa również w przypadku kilku światowych wynalazków:

  • w lipcu 1853 roku Ignacy Łukasiewicz zapalił pierwszą na świecie lampę naftową,
  • rok 1784 – to wypuszczenie pierwszego na świecie balonu na ogrzane powietrze.

Teraz już wiemy dlaczego o Lwowie mówi jako o mieście numer jeden na Ukrainie.

LWÓW – NOSTALGICZNIE I HISTORYCZNIE

Faktem jest, że przez wieki Lwów był miastem polskim. Ba, wręcz jednym z symboli polskości. Założony przez króla Rusi Daniela Halickiego, w latach 1349-1772 znajdował się pod polskim władaniem, z małą przerwą w XIV wieku, kiedy to należał do Królestwa Węgier. Po I rozbiorze polski, do 1918 roku był natomiast stolicą Galicji (i Lodomerii) – jednego z terytoriów Austro-Węgier. Do Rzeczpospolitej miasto wróciło w latach 1918-1939, by w roku 1945 wejść w skład ZSRR, a od 1991 roku stać się jednym z głównych miast niepodległej Ukrainy.

Pamiętam Lwów z lat 90-tych XX wieku, jako totalnie zaniedbane miasto, brudne, szare i ponure – pomimo bogatej historii i całkiem niezłego położenia. Nie było w nim tego galicyjskiego charakteru, z którym chociażby mamy do czynienia w Krakowie. Jak będzie tym razem? Jak wygląda cmentarz łyczakowski? Czy można spędzić saturday-night we Lwowie?

LWÓW – DZIEŃ 1.

Lądujemy, wsiadamy do trolejbusa, który z lotniska zabierze nas do centrum miasta. Śpimy w EUROHOTELU, z którego okien mamy widok na Kościół zaślubin najświętszej Maryi i klasztor Sakramentek.

Przy kościele mieści się klasztor Sakramentek

Najpierw czeka nas krótka rozgrzewka w hotelowej restauracji:

Jägermeister na chłodny, marcowy lwowski dzień

Ale nie tylko! Zaczynamy między innymi od banosza czy też banusza. Jak zwał, tak zwał, ale danie to typowe jest dla zakarpackich górali, na Łemkowszczyźnie, czy też Huculszczyźnie, a sporządzane z mąki kukurydzianej, bryndzy i skwarków. Wersja VIP zawiera również grzyby i kawałki mięsa. Pierwsza ciekawostka na kulinarnym szlaku Lwowa zaliczona.

Banosz – idealne na rozgrzewkę, pożywne, ale dla fanów mamałygi

Jako że, blisko do rynku, to sprawdzamy jak wygląda sobotnie życie towarzyskie w stolicy zachodniej Ukrainy. Rynek wraz z okolicznymi knajpkami tętni życiem – wszystko wygląda jeszcze tak, jakby covid nie istniał! Tak w ogóle to Lwów porwał nas swoim szaleńczym nocnym życiem. Lwów to piękna historia, ale też wspaniała kuchnia, więc jak tu nie zwiedzać miasta kulinarnym szlakiem!

Plac Katedralny tętni życiem w sobotni wieczór

PIJANA WIŚNIA (П’яна вишня)

Takie przybytki jak sławna Pijana Wiśnia (П’яна вишня) cieszą nie słabnącym oblężeniem zarówno w dzień, jak też w nocy.

П’яна вишня Pij

Chwileczkę zatrzymajmy się na fenomenie ukraińskich nalewek. Ukraińcy rozróżniają nalewkę od nastojanki – jedna ma moc około 20-25%, natomiast druga nawet 30-40% i tym się różnią. Ukraińcy najczęściej zalewają owoce spirytusem, rzadziej wódką, która akurat do nalewek jest moim pierwszym wyborem. Bogactwo nalewek i nastojanek we lwowskich barach jest praktycznie nieograniczone. Tak naprawdę to limituje go tylko ilość gatunków dostępnych owoców. W barze podchodzisz do kontuaru, zamawiasz i pijesz – w środku, przy stoliku, lub na zewnątrz. W miłej, spokojnej atmosferze galicyjskiego chilloutu.

GAZOWA LAMPA (Гасова лямпа)

Nie licząc spacerów uliczkami lwowskiej starówki, sobotni wieczór spędzamy w restauracji zwanej Гасова лямпа (Gazowa Lampa).

Tak jak poprzednio, tak też w przypadku tej restauracji mamy do czynienia z historią. Ignacy Łukasiewicz – farmaceuta spod Mielca – w 1846 roku, za działalność niepodległościową został osadzony we Lwowie, gdzie pracował w aptece i prowadził prace nad destylacją ropy naftowej. Prawdopodobnie wieczorem 31.07.1853 roku światłem pierwszej lampy gazowej została rozświetlona wystawa apteki, w której pracował.

Wynalazca lampy gazowej i patron Гасова лямпа – jednej z najlepszych lwowskich knajp

Poza quick-barem, gdzie oczywiście można wejść na jednego z dziesiątek shotów, znajdziecie tam dwa, a nawet trzy poziomy restauracji, która serwuje ukraińskie i zakarpackie jedzenie.

Gazowa Lampa – pierwsza przygoda z lwowską kuchnią

W sobotni wieczór w GAZOWEJ LAMPIE ciężko znaleźć miejsce, ale miła Pani sadza nas przy stoliku i możemy skosztować lwowskiej kuchni. Zamawiamy wareniki czyli pierogi ze skwarkami (oraz śmietaną), pawljukową rozradę czyli obsmażaną kiełbasę z pieczonymi kartoflami. Natomiast jako przystawko-deser ląduje na stole doszka kwaszenini czyli wszystko co kiszone: kapusta, ogórki, pieczarki, pomidory, itd. Ukraina, podobnie zresztą jak cała wschodnia Europa słynie z kwaszenia wszystkiego co pod ręką i są to produkty pierwszorzędne, że też o ich zdrowotnych właściwościach nie wspomnę. Będąc więc za naszą wschodnią granicą warto spróbować tych tradycyjnych kiszonek. Są super – w większości przypadków nie natkniecie się na przyspieszacze, a smakują wybornie.

Po kolei: pierogi ze skwarkami, deska kwaszeniaków oraz pawljukowa rozrada

Zdziwienie obsługi było tylko przy karcie napojów. Kilkukrotnie pytano nas czy na pewno nie piwo lub coś mocniejszego. Wino nie jest tam alkoholem pierwszego wyboru, ale w końcu podali odeskoje czorne. W ten sposób, aby podróżniczo-kulinarnej tradycji stało się zadość, spróbowaliśmy lokalnego (czytaj: ukraińskiego) wina. Szału nie było, niestety pomimo czarnomorskiego wybrzeża, gdzie można uprawiać winorośl, tradycja winiarska wciąż jeszcze przed tym narodem.

Żeby zaznajomić się z rachunkiem… Nie, nie zdradzę. Będąc we Lwowie warto odwiedzić GAZOWĄ LAMPĘ i poczekać na ten moment. Tymczasem opuszczany ten przybytek kulinarnej rozpusty i udajemy się na nocne zwiedzanie okolic rynku.

Lwowski rynek w sobotnią noc
Lwów nocą

LWÓW – DZIEŃ 2.

Miasto słynie, co za naszą wschodniej granicy jest rzadkością, z kawy i czekolady. Kawa to jeden z symboli tego galicyjskiego miasta. Na ulicach wręcz unosi się zapach kawy, a mieszkańcy miasta nie tylko uwielbiają ten napój, ale też potrafią go doskonale przyrządzić. Co ciekawe, historia lwowskiej kawy związana jest oczywiście z Jerzym Franciszkiem Kulczyckim – dzielnym żołnierzem króla Jana III Sobieskiego. Dragon, posłaniec, dyplomata, a przede wszystkim zapobiegliwy człowiek zorganizował od oblegających Wiedeń Turków kilkadziesiąt worków kawy, którą wykorzystał do założenia w Wiedniu pierwszej w Europie kawiarni. Jako, że pochodził z podlwowskiego Sambora, to kawa zawitała w również do Lwowa. O ile kawę pijała głównie polska część mieszkańców miasta, a tyle Ukraińcy preferowali herbatę. Kawowe tradycje udało się uratować również w czasach sowieckich – kawa w ramach wymiany handlowej przypływała z bratnich socjalistycznych krajów jak chociażby z Kuby.

Będąc we Lwowie nie można sobie odmówić z pewnością: kawy i czekolady
Nawet w manufakturze świec znajdziecie pyszną kawę

Tymczasem spacerując szlakiem porannej kawy mamy okazję zobaczyć:

Kościół i klasztor karmelitów bosych przy ulicy Wynnyczenki

Przy Placu Muzealnym znajduje się Bloshynyy Knyzhkovyy Rynok, gdzie handluje się staymi (i nie tylko) książkami.

Niedzielny, książkowy pchli targ

POMNIK NIKIFORA KRYNICKIEGO

Kilka kroków dalej, przy katedrze dominikańskiej znajdziecie pomnik upamiętniający Nikifora Krynickiego, czy też Epifaniusza Dworniaka, bo właśnie tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko. Ten jeden z najsłynniejszych malarzy-prymitywistów znalazł swoje upamiętnienie nie tylko w rodzimej Krynicy, ale też na Ukrainie. Wielkim fanem jego twórczości był ukraiński malarz i mecenas sztuki – Roman Turyn, stąd też Nikifora upamiętniono we Lwowie. Pomnik wzniesiono w 2006 roku, czyli zaledwie rok później od czasu gdy swojego najwybitniejszego malarza upamiętniła Krynica.

Tak, to jest Nikifor, Krynicki Nikofor

RYNEK I JEGO ATRAKCJE

Stąd już kilka kroków do rynku, gdzie znajdziecie funkcjonującą do dzisiaj aptekę będącą jednocześnie muzeum lwowskiej farmacji. Oprócz zakupów, za 20 UAH zwiedzicie również część muzealną.

Apteka przy Stavropihiiskiej to również muzeum XVIII wiecznej farmacji
Wnętrze utrzymano jak za dawnych czasów

Lwowski ratusz powstał w latach 1827-1835 w miejscu poprzedniego gotyckiego. Na wieży liczącej 65 metrów wysokości znajduje się taras widokowy.

Lwowski ratusz wybudowano w stylu klasycystycznym

DZIELNICA ORMIAŃSKA

Wracamy w okolice Gazowej Lampy, tym razem na rozgrzewającego shota.

Pijemy z meznurki, a może z probówki

A wybór jest spory, każdy znajdzie swój smak – zarówno wielbiciele wytrawnych smaków, jak też fani słodkości.

Możecie wybierać jak w teleturnieju 1 z 10… smaków

GAZOWA LAMPA zlokalizowana jest przy ulicy Wirmeńskiej, a to już jest Dzielnica Ormiańska czyli Вірменський квартал – ten fragment miasta, który naprawdę warto zobaczyć. Już w średniowieczu Lwów był centrum Ormian zamieszkujących tereny Rzeczypospolitej. Ulica Wirmeńska stanowiła oś całej dzielnicy, a do dzisiaj stoją przy niej kamienice z XVI wieku. Zlokalizowana tam katedra ormiańska pochodzi z XIV wieku.

Katedra ormiańska pod wezwaniem NMP

Spacer po bocznych uliczkach przenosi nas w inny świat. Tutaj można poczuć świat niekoniecznie galicyjski, ale też inny. I czas płynie jakby wolniej…

Dzielnica Ormiańska to piękno starych zaułków
Ot, takie wzajemne przenikanie czasów…

DOM NAUKOWCÓW (Будинок вчених)

W pobliżu Parku Kościuszki, przy ulicy Łystopadohowo Czynu znajduje się jedna – jak dla mnie – perełek Lwowa. Niepozorny Dom Naukowców (Будинок вчених), który można zwiedzić za 20 UAH, czyli ok. 3 PLN. Nomen omen, „kustosza” sami szukaliśmy, aby móc zapłacić za tę atrakcję. Ten budynek, to stare Kasyno Szlacheckie przy dawnej ulicy Mickiewicza – tak było do 1939 roku.

To było nie tylko kasyno, ale też miejsce spotkań towarzyskich

Budynek został wybudowany w 1898 roku i służył jako miejsce spotkań i gier towarzyskich. Oczywiście hazard też był obecny w tych ścianach, ale należało przede wszystkim zostać członkiem klubu, który tutaj istniał. Po II wojnie światowej urządzono tutaj Dom Uczonych, a z historii najnowszej należy wspomnieć, iż we wnętrza tego budynku gościły w 1999 roku sztab wyborczy Łeonida Kuczmy.

Kasyno Szlacheckie to najpiękniejszy budynek neobaroku we Lwowie
Niegdyś znany był również jako Kasyno Narodowe, Końskie oraz Ziemiańskie
Projektantami budynku byli sławni wiedeńscy architekci – Fellner & Helmer

BACZEWSKI – HISTORIA LWOWSKIEJ KUCHNI

BACZEWSKI (Ресторація Бачевських) to chyba najbardziej kultowa lwowska restauracja. Początki biznesu Baczewskich sięgają 1782 roku i założonej fabryki wódek i likierów. Sprawcą największego boomu był Józef Adam Baczewski, który stery rodzinnej firmy objął w 1856 roku. Wprowadził nowoczesne metody produkcji alkoholu i rozwinął gastronomiczną część przedsiębiorstwa. Marka J.A.Baczewski na całe dziesięciolecia stała się synonimem wysokiej jakości wódek i likierów. W 2015 roku w kamienicy przy ulicy Szewskiej reaktywowano sklep z alkoholem sygnowanym tradycyjną rodzinną marką, a także restaurację.

Restauracja Baczewskich – najlepsza lwowska tradycja

Niestety obowiązują rezerwacje lub należy poświęcić trochę czasu aby odstać w kolejce. Aby usiąść przy stoliku odczekaliśmy około 20 minut, ale warto było czekać jak śpiewał klasyk! Restauracja BACZEWSKI zajmuje dwa poziomy, w tle słychać muzykę na żywo. Najważniejsza jest jednak kuchnia. A z jej bogactwa naprawdę warto skorzystać.

Jedna z sal restauracji
Baczewski dzisiaj to nie tylko alkohol, ale też dobra kuchnia

Dla porównania z GAZOWĄ LAMPĄ zamawiam pieczoną kiełbasę, a także lwowskie gołąbki. Jedno i drugie wypada doskonale!

Gołąbki po lwowsku i smażona kiełbas

Hitem jest jednak faszerowany lin. Niewiele jadłem smacznych faszerowanych ryb – ta jest przykładem najlepszej polskiej tradycji kulinarnej; dzisiaj na terenach ukraińskich, ale zapachy polskiej kuchni wciąż obecne są we lwowskich restauracjach.

Faszerowany lin

Jedyne, co może irytować, to czas oczekiwania na zamówienie. Wykracza poza oczekiwania, ale jest niedziela, pełne sale gości, co może dawać wytłumaczenie tej niedogodności. Całość oceniłbym na 4,5/5. Jeśli jedziecie do Lwowa – zajrzyjcie do Baczewskiego, a nie pożałujecie.

WŚRÓD ATRAKCJI LWOWA

Gdy już BACZEWSKI zaliczony, można udać się na leniwe popołudniowe zwiedzanie miasta. Lwów to miasto kościelnych wież. Kościoły – w przewadze i cerkwie, łącznie w liczbie 41.

Lwowska cerkiew

W pobliżu lwowskiego rynku, przy ulicy Teatralnej znajduje się pochodzący z 1610 roku kościół św. Piotra. Dzisiaj pełni rolę garnizonowej cerkwi greko-katolickiej.

Kościół św. Piotra i Pawła

Śladów lwowskiej polskości nie trzeba w tym mieście nawet szukać, znajdują się w zasięgu wzroku. W 1844 roku powstała GKO, czyli jak na foto poniżej. W 1938 przemianowano ją Centralną Małopolską Kasę Oszczęności. Niegdyś był to róg ulic Jagiellońskiej oraz Legionów, dzisiaj zbieg prospektu Swobody (Wolności) oraz ulicy Akademika Hnatiuka. Rzeźby na kopule stworzył Leonardo Macroni. Kiedyś bank, dzisiaj siedziba Muzeum Etnografii.

Galicyjska Kasa Oszczędności – jedna z najbardziej zasłużonych dla Lwowa i Polski instytucji finansowych

Przy krańcu Wałów Hetmańskich, sorry… Prospektu Swobody jest przepiękny, eklektyczny budynek Lwowskiej Opery, a przed 1939 rokiem Teatru Wielkiego. Jako że muzyka i sztuka nie ma mianownika w postaci języka, to warto wybrać się by tego doświadczyć. Podobno no.1 na Ukrainie.

Budynek Opery Lwowskiej zamyka północną pierzeję Alei Wolności (Prospektu Swobody)

Kolumna Adama Mickiewicza we Lwowie , to nie jest XX-lecie międzywojenne, to rok 1904! Dokładnie 30.10.1904 roku dokonano jej odsłonięcia, a więc jeszcze w czasach zaboru austriackiego. Polskość to były nie tylko zbrojne powstania, to również praca budująca bogactwo i umiejętność dialogu. Dokładnie tak było na terenach Galicji…

Pomnik Adama Mickiewicza

Przy tym samy bulwarze stoi pomnik poświęcony największemu chyba ukraińskiemu poecie – Tarasowi Szewcence. Gdy był na wygnaniu w Kazachstanie, gdzie zaprzyjaźnił z zesłanymi tam również Polakami, a na jego pogrzebie oprócz Ukraińców najbardziej liczni obecni byli Polacy.

Upamiętnienie największego ukraińskiego poety – Tarasa Szewczenki

Dzisiejszy Lwów to nie tylko historia, to również współczesność – graffiti to uliczna (czasami) sztuka. We Lwowie również znajdziecie to, co powstało dawno temu na tzw. zachodzie.

Uwielbiam graffiti, gdy niesie coś więcej

We Lwowie jest znalazłem jeszcze jedną… atrakcję?, zjawisko..?, nie wiem jak to nazwać…

PODWÓRKO ZAGINIONYCH ZABAWEK

W necie spotkałem się ze skrajnymi opiniami na temat tego miejsca. Większość, pomimo tego, że przychylna nie nie zachęca do odwiedzenia. Tymczasem… Gdzieś przy Starym Rynku, a nawet ulicy Kniazia Lwa, czy też knajpy Stary Lew znajdziecie stare pluszowe Lwy i nie tylko.

Podwórko zaginionych, a może zagubionych zabawek

Ktoś, kiedyś przyniósł pluszaka, ktoś inny przyniósł kolejnego i tak się zaczęło. Legenda jest więc prosta i krótka, ale pewnie będzie wzbogacana z każdym rokiem, kiedy podwórko będzie funkcjonowało.

Kubuś Puchatek i spółka
To wszystko dostępne tu i teraz 🙂

Zaletą tej plenerowej ekspozycji jest jej dostępność. Czynne 24h, free of charge – czego chcieć więcej. Nie byłem po zmroku, ale

Jest podwórko, jest piaskownica!
Leżymy, siedzimy, wisimy – każda pozycja jest dobra!

Kończymy drugi dzień we Lwowie. Wieczór jednak też piękny, a lwowskie noce, jak już wiemy potrafią być bogate!

Lwowskie zabytki nocą

Tym razem trafiamy do KRYJÓWKI! Niekoniecznie nam, Polakom może się ta knajpa dobrze kojarzyć, ale spróbujmy się z nią zapoznać.

KRYJÓWKA (Криївка) – GASTRO-PARTYZANTKA

Криївка to lokal kultywujący nacjonalistyczne ukraińskie tradycje i stanowiący gloryfikację UPA, która dla Polaków nie jest organizacją, mówiąc oględnie, najmilej wspominaną. Lokal jest ukryty w południowej pierzei rynku i ciężko go znaleźć wejście. Przy wejściu wita nas „uzbrojony” partyzant, który żąda podania hasła. Hasło nie może być oczywiście inne jak „Slava Ukrajini”, a następnie obowiązkiem jest wypicie naparstka miodowej wódki (medowuchy). Restauracyjne sale przypominają nam o wojennych kryjówkach ukraińskich partyzantów. Całość – wystrój, menu, naczynia i serwowane dania oraz muzyka i kelnerzy przypominają nam o miejscu, gdzie się znaleźlismy.

Wnętrze „KRYJÓWKI”

O ile podane dania można uznać za totalnie spełniające oczekiwania, o tyle już nomenklatura karty dań już niekoniecznie. Nie ma co prawda żadnego nawiązania do działań UPA na Wołyniu, a raczej walce z hitlerowskimi Niemcami, to jednak nie do końca czułem się tam dobrze. Co by nie powiedzieć – gloryfikacja działań UPA, to niekoniecznie atmosfera, w której chciałbym delektować się posiłkiem. Na zasadzie – byłem, to doświadczenie mam za sobą.

LWÓW – DZIEŃ 3.

Dzień powrotu, a raczej dzień wyjazdu ze Lwowa. Do popołudniowego lotu do Kijowa pozostaje jeszcze trochę czasu. Udajemy się na Cmentarz Łyczakowski, ale o tym poczytacie tutaj: CMENTARZ ŁYCZAKOWSKI WE LWOWIE.

Lwów odkrywa jeszcze swoje piękno, którego nie zdążyliśmy dostrzec.

Lwowski Rynek

Lwów przyniósł nam jakże odmienne od Kijowa wrażenia. I nie chodzi bynajmniej tylko o architekturę.

Wąskie uliczki w śródmieściu Lwowa
Lwowskie dachy

To miasto jest odmienne chociażby z powodu atmosfery w nim panującej, której nie da się powtórzyć w innych ukraińskich metropoliach. To miasto jest jak pomost łączący dwie kultury i dwa światy, to przedsionek, który łączy Ukrainę ze światem zachodniej Europy.

Przed wylotem do Kijowa zdążymy jeszcze z jedną kulinarną atrakcją miasta. Pomiędzy pomnikami dwóch wieszczów – Mickiewicza oraz Szewczenki, przy Alei Swobody jest restauracja-muzeum słoniny, zwana oczywiście:

SAŁO – (Сало ресторан)

Słonina we wschodniej kuchni zajmuje swoje poczesne miejsce i jest oczywiście jedną z historycznych tradycji kulinarnych Ukrainy. Sało jako przekąskę jada się najczęściej peklowaną albo wędzoną. Oczywiście wykorzystuje się też jako farsz po zmieleniu), a także w odmianach solonej lub marynowanej.

Сало ресторан – bardziej restauracja niż muzeum

Gdyby ktoś jednak wątpił w muzealny charakter knajpy oraz fakt, że słonina może być doskonałym plastycznym materiałem na rzeźbę, to w gablotach znajdzie zaprzeczenie swoich myśli.

Eksponat nr 1 z prawdziwej słoniny
Eksponat nr 2 – również prawdziwa słonina

Nie decydujemy się na sało w najczystszej postaci, ale w zamówionych daniach musi być obecna. Pamiętajcie, że słonina to prawie 100mg cholesterolu w 100 gramach produktu; to również istna bomba kaloryczna – 800kcal w 100-gramowej porcji.

Pierogi z mięsem i mieloną słoniną
Barszcz ukraiński z przekąską z mielonej słoniny

Gdyby ktoś chciał sprawdzić wpływ posiłków spożywanych w SAŁO na jego wagę, to nie ma z tym problemu. Przed wyjściem czeka na niego prawdziwy test 🙂

Sałokontrol stoi i czeka na odważnych

Nie licząc topionej słoniny ze skwarkami, czyli smalcu – pyszny, to zarówno pierogi jak też barszcz ukraiński można spokojnie polecić. W SAŁO znajdziecie kuchnię ukraińską w najlepszym wydaniu – może ciężkostrawna, może czasami odważna w formie i smaku, ale z pewnością smaczna. Jedliście chociażby słoninę w czekoladzie..? Nie? Odwiedźcie koniecznie SAŁO!

ŻEGNAMY LWÓW…

SAŁO było ostatnim punktem naszej wizyty we Lwowie, jeszcze tylko podróż na lotnisko i lądujemy w Kijowie, gdzie wita nas mglisty wieczór.

Z okien Hotelu UKRAINA rozpościera się widok na Majdan

Lwów jest miastem jakże odmiennym od Kijowa. Nie da się porównać panującej tam atmosfery do innych części Ukrainy. Nie przypomina też miasta sprzed 20 lat. Wiele się zmienia, impulsem było chociażby EURO 2012. Modernizacja lotniska, dworca kolejowego, centrum miasta. Lecz zmiany to nie tćylko infrastruktura, ale głównie zmiana charakteru miasta, mentalności ludzi. A to nie zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Na to potrzebne są lata pracy u podstaw.

Lwów wydaje się jednak być awangardą tych zmian. Być może bliskość Polski – granicy UE, być może pozostałość po austriackim zaborze… Inaczej człowiek jest obsługiwany w knajpie, inaczej się tutaj ludzie uśmiechają. Podobno mieszkańcy Lwowa są najszczęśliwszymi na Ukrainie. Daje się to odczuć na każdym kroku. Nigdzie nie spotkaliśmy się negatywną postawą wobec Polaków, wręcz przeciwnie – doświadczyliśmy sympatii ze strony Ukraińców. Tutaj prawie każdy mówi po polsku, albo stara się mówić, a przecież historia polsko-ukraińska nie jest łatwa i przyjemna.

Lwów turystycznie rozwija się najszybciej na Ukrainie, w trakcie pobytu słychać było język polski, angielski, niemiecki czy słowacki. Za kilka lat będą tutaj tłumy z zachodniej Europy. Cieszę się, że miałem szansę zobaczyć to miasto jeszcze przed turystycznym szturmem. Życzę Lwowiakom jak najlepiej, a bliskość miasta sprawia, że pewnie wpadnę tam jeszcze na niejeden weekend.

COVID19 – MARZEC 20

Gdy przylatywaliśmy do Lwowa, nikt się utaj Covidem jeszcze nie przejmował. W Polsce nie było już płynu do dezynfekcji, a tutaj był dostępny w każdej aptece. O maseczkach i rękawiczkach nie wspomnę. Słowo social distance też było wszystkim obce. Życie toczyło się zwyczajnym rytmem, a ludzie wciąż byli uśmiechnięci. Wieczory pełne gości na rynku czy też w knajpach. Ba! Były nawet kolejki jak za czasów słusznie minionych.

Z Ukrainy udaje się nam wrócić 3 dni przed pierwszym lockdownem i załapujemy się na pierwszą kwarantannę. Jeszcze nie przypuszczałem, że następnym razem wsiądę do samolotu dopiero na początku czerwca, a w pierwszą podróż za granicę polecimy na początku lipca…

INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • Pogoda w marcu nie rozpieszcza – jest raczej chłodno; opadów prawie nie doświadczyliśmy, ale temperatury nie przekraczały 10C.
  • Z lotniska do centrum najlepiej dojechać trolejbusem linia nr 9) – czas dojazdu do Uniwersytetu – ok. 25-30 minut, skąd do rynku można dojść per pedes w 10-15 minut.
  • Proponuję unikać taksówek na lotnisku – ceny za dojazd do centrum to minimum 10-15 EUR, a za bilet na trolejbus zapłacicie nie więcej niż 7 UAH.
  • Jako miejscówkę wybraliśmy EUROHOTEL – róg Terszakowców i Tuhan-Baranowskiego – strona www: eurohotel.lviv.ua dobre opinie w necie pokrywają się z moimi odczuciami. Plus za obsługę, śniadania, restaurację, spokojną okolicę. Do rynku ok. 1km – 12-14 minut spaceru.
  • Strona www Restauracji Baczewskich: baczewski.com.ua – proponuję miejsce zarezerwować: +380 98 224 4444
  • Gazowa Lampa: fest.lviv.ua/en/restaurants/gasovalampa
  • Strona www SALO: salo.virtual.ua
  • Komunikacja miejska we Lwowie jest tania; podróżuje się za grosze: bilet zwykły 6-7 UAH, studencki: 3-3,5 UAH, duża walizka 7 UAH – droższa wersja u kierowcy. Kara za jazdę na gapę to 120 UAH ale nie próbowaliśmy).
  • Kurs hrywny – marzec 2020: 1 UAH = 0,15 PLN; 1 PLN = 6,66 UAH
  • Inną charakterystyczną rzeczą są muzea, a raczej obiekty muzealnopodobne – apteka z muzeum, knajpy z muzeum – każdy sposób jest dobry na chargowanie turysty, ale niewątpliwą zaletą tych mikroekspozycji jest ich cena – na ogół free, albo 10-20 hrywien

WIELKANOC W KIJOWIE

W kwietniu 2017 roku święta wielkanocne zarówno w kościele rzymskokatolickim jak też prawosławnym przypadały w tym samym terminie. Nie pozostało więc nic innego jak wykorzystując wolne dni zobaczyć na własne oczy jak się je spędza w kraju, gdzie 62% to prawosławni, a wyznawcy kościoła rzymskokatolickiego stanowią tylko 2% ludności. W lutym zdarzyła się promocja LOTU, więc szybka decyzja – kupujemy bilety i lecimy na święta do Kijowa. Spędzimy tam 4 dni.

Warszawa żegna nas deszczem i prawie zimową pogodą.

Lotowski Embraer E195 jest wypełniony prawie w 100%. Około 50% miejsc zajmują Ukraińcy. W trakcie lotu otrzymujemy ciepły napój (do wyboru kawa lub herbata), zimny napój + nieśmiertelny zestaw: prince polo + żelki… Lot trwa rozkładowo 1h35m – start i lądowanie – zgodne z planem.

Półtorej godziny później Kijów wita nas piękną słoneczną pogodą i temperaturą wyższą o prawie 8ºC. Swoją drogą taki oto line zastaliśmy przy gate’ach: arabia, ukrainian, astana, turkish.

Lotnisko Boryspol (KBP) jest zlokalizowane na wschód od miasta – około 28 km od centrum. Pierwsze zderzenie z Kijowem – lotnisko – rozbudowane na EURO 2012,p prezentuje się nieźle, szybka i sprawna kontrola paszportowa (przecież nie jesteśmy w Schengen). Miła pograniczniczka ogląda paszport i mówi niegramotnie „cześć” – na powitanie i pożegnanie.

Odbieramy bagaże i szukamy sky-busa – linia nr 322. Jest! Przypomina mi się Kutaisi w Gruzji – stary bus (marszrutka) – bilety do kupienia u kierowcy za jakieś grosze. Ten oszałamiający sky-bus jedzie do centrum, ale mając na uwadze fakt, że mamy do czynienia z przedświątecznym piątkiem oraz korkami decydujemy się wysiąść na stacji 3. linii metra „Boryspilska”. Przy okazji zapoznajemy się kijowskim systemem metra (szczegółowy opis komunikacji w Kijowie – w końcowej części relacji). Na stacji „Zoloti Vorota” przesiadamy się na 1. linię i po kilku minutach jesteśmy u wrót naszego hotelu, a raczej botelu: BAKKARA ART HOTEL. Widok na prawobrzeżny Kijów jest fantastyczny; wieczorami powiedziałbym nawet świąteczno-romantyczny…

Ogarniamy się i jedziemy zwiedzać miasto – tyle było w mediach o Majdanie Nezalezhnosti, że pierwsze kroki kierujemy tam, gdzie w listopadzie 2013 zaczął się ukraiński euromajdan. Wysiadamy na stacji metra „Chreszczatyk” i schodzimy w dół ku temu najbardziej rewolucyjnemu placowi w całej Ukrainie.

Plac za czasów sowieckich nazywał się między innymi Placem Rewolucji Październikowej, co było o tyle znamienne, że ta rewolucyjna łatka będzie mu chyba stale już towarzyszyć. Plac był niejako kolebką następnych, już ukraińskich rewolucji, pomarańczowej (2004/2005) oraz euromajdanu (2013/2014). Historycznie patrząc na wydarzenia z roku 2013 – UE próbowała odciągnąć Ukrainę do rosyjskiej strefy wpływów; miała zostać podpisana (negocjowana od 2007 roku) umowa stowarzyszeniowa, która została ostatecznie zablokowana przez prorosyjskiego prezydenta Władymira Janukowycza.

Od listopada 2013 roku do lutego 2014 na tym placu protestowały setki tysięcy ludzi przeciw polityce władz, korupcji oraz ciężkiej sytuacji w kraju i braku porozumienia z UE. Jednak z uwagi na dość skomplikowaną historię Ukrainy i jej państwowości znaleźli się tam między innymi nacjonaliści z „prawego sektora” oraz krymscy Tatarzy, którzy również mieli do załatwienia własne interesy. Nakładając na to fakt, że po 1991 roku na Ukrainie pozostał duży odsetek mniejszości rosyjskiej (ok. 16-18%), a Rosja nie zamierzała tracić swoich wpływów, to powstała mieszanka totalnie wybuchowa. W tym tyglu zbieżności oraz rozbieżności poglądów, interesów musiało dojść do krwawych i tragicznych wydarzeń, w których kilkuset zabitych zasiliło szeregi „niebiańskiej sotni”. Do dzisiaj istnieją rozbieżne dane na temat ofiar (od 99 do nawet 700). Ich tragiczna śmierć jest upamiętniona do dzisiaj w dochodzącej do majdanu Alei Niebiańskiej Sotni.

Wzdłuż całej ulicy znajdują się tabliczki upamiętniające tych, którzy ponieśli śmierć w czasie rewolucji. Znicze, jak się dowiedzieliśmy, palą się nie tylko z okazji nadchodzących świąt, ale stały się elementem trwałym. Symbolem zbiorowej pamięci narodowej. I to mnie zaskoczyło, że w tak prosty sposób pamięta się o swoich bohaterach, bez zbędnego patosu. Ludzie, nie tylko turyści zatrzymują się na chwilę zadumy.

Zauważyliśmy natomiast przy tabliczkach wręcz wielkanocne koszyczki i pisanki. Co by nie powiedzieć – pamięć o historii, to ukraińska specjalność.

Majdan, to jakby historia niezależnej Ukrainy w pigułce. Dość powiedzieć, że miejsce to jest  symbolem ostatnich rewolucji i historycznej pamięci. Plac ma też polski akcent – jest położony na terenie polskiej historycznej gminy kupieckiej – Lackiej Słobody.

Nad Majdanem Nezalehnosti góruje 50-metrowy pomnik niepodległości, sławetna Kateryna, która tak naprawdę przedstawia słowiańskie bóstwo – Brzeginkę – strzegącą podziemnych skarbów. Później stała się patronką strzegącą niezależności oraz niepodległości Ukrainy.

Za kolumną rzuca się w oczy kompletny misz-masz architektoniczny – nowoczesne centrum handlowe oraz socrealistyczny hotel „Ukraina”. Ogólnie , w kadrze, sprawia to wrażenie „chińskiej mozaiki”.

Obok Kateryny jest też  pomnik założycieli Kijowa – skromniejszy, mniejszy, ale jak to na Ukrainie bywa wzbogacony przez dodatki w stylu flagi państwowej oraz tradycyjnej koszuli ukraińskiej.

Kij, Szczek, Choryw oraz ich siostra Łybedź traktowani są jako założyciele miasta, chociaż tylko co do Kija istnieją zapisy, iż był postacią faktyczną, reszta to legenda stworzona przez wschodnich Polan na własne potrzeby.  W odróżnieniu do zachodnich Polan, którzy na terenach dzisiejszej Polski stworzyli podwaliny pod którąś już z rzędu dzisiaj Rzeczpospolitą… Czy to od jego imienia gród nazwano Kijowem, czy może od starosłowiańskiego słowa „kuji” oznaczającego wiatr – nie jest do końca rozstrzygnięte.

Mając na uwadze fakt, że nadszedł czas świąt wielkanocnych, to hotel otoczyły pisanki. Niczym nie różniące się od naszych „zachodniopolańskich”.

Na stacji metra „Arsenalna” byliśmy w trakcie naszego pobytu stałymi gośćmi. Wejście do tej stacji nie zapowiada atrakcji polegającej na tym, że jest to najgłębsza stacja metra na świecie (!).

Jej perony zlokalizowane 105 m pod powierzchnią ziemi są wynikiem – z jednej strony sowieckiego myślenia w epoce zimnej wojny (stację oddano do użytku w 1960 roku), z drugiej strony, tak głębokie położenie stacji wymusił wysoki prawy brzeg (skarpa) Dniepru.

Stacja nie należy do najpiękniejszych obiektów, ale zjazd oraz wjazd trwają na tyle długo, aby zorientować się, że ma się wrażenie, jakby to była podróż do schronu przeciwatomowego.

Ruchome schody są podzielone na dwa oddzielne odcinki, mniej więcej w połowie drogi, a cała podróż trwa ponad 4,5 minuty.

Kijów, niestety jak większość postkomunistycznych miast, to dzisiaj olbrzymia kakofonia architektoniczna. Obok wielowiekowych pięknych zabytków głównie sakralnych, XIX-wiecznych kamienic, miejscami dominuje sowiecka myśl (a może bezmyślność) budowlana. Poniżej przykład – jeden z najbardziej znanych maszkaronów – Hotel SALUT przy ulicy Iwana Mazepy. Kto by pomyślał, że w tym miejscu przed nastaniem komunistów wznosiła się jedna z najpiękniejszych barokowych cerkwi.

Nieopodal rozpościera się malowniczo położony na wzgórzach i naddnieprzańskiej skarpie Park Wiecznej Pamięci. Ma do zaoferowania Piękny widok na lewy brzeg Dniepru oraz… na  nasz hotel zacumowany u brzegu rzeki.

W parku można znaleźć pomnik Iwana Kożeduba – najlepszego sowieckiego pilota myśliwskiego z okresu II wojny światowej – z pochodzenia Ukraińca. 62 zestrzelenia to wynik dający mu pierwsze miejsce wśród radzieckich pilotów z tego okresu. Daleko mu do takich niemieckich asów jak Hartmann czy Nowotny, których licznik zestrzeleń zatrzymał się na 250-350 strąconych samolotów.

W parku znajduje się też muzeum i pomnik upamiętniające jedną z największych, jeśli nie największą, tragedię ukraińskiego narodu. Narodowe Muzeum „Pamięć Ofiar Wielkiego Głodu” jest miejscem wspomnienia o tej tragedii. Śmiercią głodową w samych tylko latach 1932-1933 zmarło ok. 3,5 mln Ukraińców. Łączna liczba ofiar wszystkich fal wielkiego głodu – 1921-1947 sięga prawie 10 mln osób.

Komuniści od 1930 roku realizowali plan przymusowej kolektywizacji rolnictwa. Wprowadzono przymusowe kontyngenty zbożowe, rekwirowano każdą ilość zboża, nawet na zasiewy oraz własne skromne potrzeby żywieniowe. W sierpniu 1932 roku wszedł w życie stalinowski dekret „pięciu kłosów”, który przewidywał karę 10 lat łagru lub karę śmierci za „kradzież” lub ukrycie co najmniej 5 kłosów zboża. W dwa lata Sowieci skazali z tytułu tego aktu prawa (a raczej totalnego bezprawia) ponad 125 tysięcy osób (!).

Po roku 2000 ta świadoma polityka władz radzieckich z pierwszej połowy XX wieku została uznana przez 19 państw świata (w tym Polskę) za akt ludobójstwa. Wielki Głód uśmiercił też ok. 20.000 polskich obywateli zamieszkujących tereny ówczesnej sowieckiej Ukrainy.

Jako, że park wiecznej pamięci graniczy z ławrą peczerską, to oczywistym było skierowanie następnych kroków ku temu świętemu, dla wszystkich wyznawców prawosławia, przybytkowi.

Pierwszą mijaną budowlą była cerkiew św. Spasa (Zbawiciela) na Berestowie. Ta cerkiew nie wchodziła w skład ławry, a była jednym z najstarszych, starszych niż ławra, kościołów Kijowa. Została prawdopodobnie wzniesiona w XI-XII wieku. Pierwotnie była większa, ale do dzisiaj zachowała się tylko część świątyni oraz fundamenty pozostałej części. W środku uwagę przykuwają XVII-wieczne freski.

Kilka chwil spacerem i mijamy bramę do najsławniejszego prawosławnego monasteru – Ławry Peczerskiej. Jako pierwsza wita nas Cerkiew Wszystkich Świętych.

Początki ławry peczerskiej sięgają XI wieku. Założyli ją mnisi: Antoni oraz Teodozjusz. Ten 30-hektarowy zespół budynków i budowli sakralnych, mieszkalnych oraz gospodarczych jest dzisiaj siedzibą zwierzchnika ukraińskiego kościoła prawosławnego. Większość budynków dostępna jest zarówno dla wiernych, jak też dla odwiedzających. Kompleks podzielony jest na dwa sąsiadujące ze sobą byty: ławrę górną oraz ławrę dolną.

Na terenie ławry górnej znajdziecie, poza już wspomnianą wyżej cerkwią wszystkich świętych, najwyższą budowlę na terenie monasteru – Wielką Dzwonnicę. Wzniesiona w XVIII wieku, była ówcześnie najwyższą budowlą Kijowa. Na jej trzeci poziom prowadzą schody, które można pokonać za niewielką opłatą.

Obok dzwonnicy, w sercu klasztornego kompleksu wznosi się Katedra Zaśnięcia Bogurodzicy, znana też pod bardziej powszechną nazwą Soboru Uspieńskiego. Wybudowana w XI wieku, byłą pierwszą murowaną świątynią na terenie ławry. Wielokrotnie niszczona przez hordy Mongołów, Tatarów, czy też zwykłe pożary, była sukcesywnie odbudowywana. Niestety 3.11.1941 roku, po zajęciu Kijowa przez Niemców została wysadzona w powietrze. Do dzisiaj nie wiadomo przez kogo, ale jak odtajnią radzieckie archiwa, to może sprawa się wyjaśni. Obecny jej kształt, to wynik odbudowy opartej o styl baroku ukraińskiego, w latach 90-tych XX wieku z okazji Tysiąclecia Chrztu Rusi.

Wnętrze soboru po prostu powala pięknem.

Zdjęcia mówią za siebie.

Nie będę próbował opisywać tego co zobaczyliśmy, ale zachęcam każdego, aby zobaczył to na własne oczy.

Przed Cerkwią nadbramną Świętej Trójcy znaleźliśmy chyba… ukraińskie jajo Fabergé. Jaki kraj, takie Fabergé (bez złośliwości).

Ławra dolna również jest bogato wyposażona w cerkwie – naliczyliśmy chyba 6 albo 7 świątyń.

Jest też bardziej zielona, z klasztornym ogrodem rozpościerającym się na skarpie Dniepru.

W tej części monasteru znajdują się wejścia do pieczar (bliższych oraz dalszych), gdzie pochowano mnichów. Dzisiaj ich mumie można oglądać zwiedzając pieczary, od których nazwę przyjęła cała ławra.

Na terenie ławry zobaczyliśmy jak wygląda święcenie koszyczków w obrządku prawosławnym. Najciekawszy był fakt, że poświęcenie pokarmów odbywało się nie tylko wewnątrz (przed ołtarzem), ale też przed cerkwią, a kapłanie mieli białe szaty (chyba mają symbolizować radość i odrodzenie). W koszyczkach stały znane z tradycji prawosławnej czy grekokatolickiej zapalone cienkie świece.

Jedna rzecz zrobiła na nas wrażenie – koszyczki na święconki. To były raczej koszyki albo kosze na kartofle jakie spotykałem na polskiej wsi. I czego tam nie było… poza jajkami, solą, chlebem, była pascha, a z mięsa i wędlin z takiego koszyka można zorganizować święta dla całej rodziny. W niejednym był też alkohol, o ile wino było standardem, to coś z większą ilością procentów też nie było rzadkością.

Po odwiedzinach ławry peczerskiej przyszedł czas na powrót do prawobrzeżnego centrum Kijowa. Z okazji Świąt Wielkanocnych najbardziej chyba reprezentacyjna ulica Kijowa – Chreszczatyk  była zamknięta dla ruchu. Mieliśmy więc ten zaszczyt, a może to szczęście przespacerować się jej środkiem bez obawy, że nas coś/ktoś przejedzie. Im bliżej Majdanu, tym więcej ludzi, tym więcej ulicznych grajków, stoisk z „beleczym” i zwykłych spacerowiczów.

Jedyna niemiła przygoda jaka nas spotkała w trakcie wizyty w Kijowie, zdarzyła się na tym miejskim festynie – chłopcy „na schwał” wcisnęli naszemu dziecku małpki, a następnie zażądali opłaty za foto z nimi… I wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt, że tych chętnych do „obrabowania” nas zrobiło się jakby więcej. Poczuliśmy się jak Wehrmacht otoczony pod Stalingradem. Daliśmy jednak radę.

Chreszczatyk był główną ulicą Kijowa praktycznie od zawsze. Łączył tzw. górne miasto z padołem. Jego handlowe tradycje – dzisiaj widoczne w sklepowych brandach, jakie spotkacie w Warszawie, Berlinie czy Paryżu – mają wielowiekową tradycję. Udział w tym miał polski król – Zygmunt I Stary, który w roku 1516 nadał „ulicy” przywilej organizacji targu i noworocznego jarmarku.

Ulica, mająca olbrzymie tradycje kupieckie, została zniszczona w trakcie II wojny światowej. Po wojnie odbudowano ją, ale w stylu „socreal” – i taka zabudowa dzisiaj tam dominuje. Pamięć historyczna każe jednak przypomnieć, że przy tej ulicy był np. pierwszy w Europie punkt nocnej pomocy medycznej (1881 rok).

Z Chreszczatyka w 15-20 minut spacerem można dostać się pod Zoloti Vorota (Złotą Bramę). Jedna z głównych bram Kijowa powstała… tak naprawdę nikt nie wie kiedy. Datuje się ją zarówno na Włodzimierza I, jak też na Jarosława Mądrego. Jako, że nasz narodowy kronikarz – Gall Anonim opisał obrazowo, jak to Bolesław Chrobry wyszczerbił miecz swój  (szczerbiec) o te wrota. Czy tak rzeczywiście było? Nie wiadomo do dzisiaj. Na pewno nie był to ten wawelski szczerbiec (jest z późniejszego okresu). Raczej Galla, jeśli takowe imię w ogóle miał ten pisarz, nie było w owych czasach. Pewne jest jedno – jak już nasz Chrobry sforsował bramę do Kijowa, to posadził na lokalnym tronie swojego szwagra – Świętopełka (nepotyzm, to nie tylko – jak widać – wymysł czasów nam najbardziej współczesnych). Bramę odbudowano w XX wieku, ale według czego..? Dokładne zapisy historyczne, co do jej wyglądu nie istnieją, więc być może mamy do czynienia z tzw. wizją architekta.

Od zachodniej strony bramy umiejscowiono pomnik Jarosława Mądrego – jednego z pierwszych książąt Rusi Kijowskiej. Ważnego o tyle, że był to dla Kijowa władca, który odniósł wiele sukcesów, a miasto za czasów jego panowania rosło w siłę. Był to jeden z najbardziej światłych władców wschodniosłowiańskich.

Odwiedzając Złote Wrota na skwerze obok znajdziecie pomnik kijowskiego kota Pantelejmona, zwanego przez miejscowych Pantiuszą. Kot był atrakcją oraz mieszkańcem pobliskiej restauracji Pantagruel. Jednak pewnego dnia restauracja spłonęła, a kot, pomimo, że zdążył swoim zachowaniem ostrzec ludzi, niestety zginął w pożarze. Zrozpaczeni bywalcy restauracji ufundowali w 1998 roku pomnik, a władze Kijowa bez wahania wydały zgodę na lokalizację kociego monumentu. Jest też inna legenda, która mówi, że jest to pomnik kota Behemota z powieści Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Jaka jest prawda..? Czy to ważne? Jakby nie patrząc – oby jak najwięcej takich przejawów umiłowania naszych braci mniejszych.

Na tym samy skwerze znajdziecie też inne koty – „skaczące” na drzewach – nam się udało dostrzec 3 sztuki.

Swoją drogą Ukraińcy chyba mają generalnie przyjazny stosunek do naszych czworonożnych, kocich przyjaciół; w metrze zauważyliśmy taki oto słodki obrazek:

W pobliżu naszego hotelu (BAKKARA ART HOTEL) oraz stacji metra „Hidropark” rzucił nam się w oczy taki mural (nie jest to jedyne kocie ścienne malowidło w mieście),

a w jego pobliżu – dwa, wygrzewające się w wiosennych promieniach słońca kijowskie koty.

5 lat wcześniej mogłem być na Stadionie Olimpijskim – miałem możliwość kupienia biletów na finał EURO 2012 – zrezygnowałem z uwagi na koszty przelotu i hoteli. Na tym stadionie w lipcu 2012 roku Hiszpanie pokonali Włochów 4:0 i świętowali zdobycie mistrzostwa na EURO 2012. Tym razem również nie było mi pisane chociaż zwiedzić stadion, gdyż z uwagi na okres świąteczny był zamknięty.

Stadion Olimpijski w Kijowie to jeden z piękniejszych (do naszego Narodowego mu jednak trochę brakuje) stadionów w Europie. Po gruntownej modernizacji przed EURO 2012 stał się sportową wizytówką miasta. Swoją drogą – dość szczęśliwe miejsce dla Hiszpanów (ten tekst piszę ponad rok od wizyty) – w maju 2018 też padły 4 bramki, a Real Madryt pokonał w finale Ligi Mistrzów Liverpool FC 3:1.

W świąteczny wieczór nad Kijowem zachodzi słońce, możemy spędzić wieczór popijając wino na balkonie hotelowego pokoju. Jutro ostatni dzień na zwiedzanie i powrót do Warszawy.

W dzień wylotu do WAW  poświęcamy czas na zwiedzanie okolic hotelu na prawym brzegu Dniepru. To tutaj właśnie – w okolicach mostu „Metro” – znajduje się na dnieprzańskiej wyspie stacja metra „Hidropark”. Ciepłymi, słonecznymi dniami i wieczorami tutaj skupia się życie towarzyskie Kijowa. Piaszczyste plaże, liczne bary i nadrzeczne knajpki – niby w centrum miasta, a jednocześnie totalny relaks, a człowiek czuje się jakby był poza miastem. W kwietniowe przedpołudnie, kiedy zwiedzaliśmy Hidropark – brak tłumów, cisza i spokój. Spotykaliśmy tylko wędkarzy, „morsów” próbujących kąpieli w zimnych jeszcze wodach Dniepru, amatorów aktywnego wypoczynku – lokalna siłownia plenerowa była oblegana w 100% a także spragnionych słońca plażowiczów. Jeśli ktoś będzie w Kijowie letnią porą – proponuję odwiedzić okolice Hidroparku.

W nadbrzeżnym parku, na jednym ze wzgórz jest też mała kaplica.

Na lewym brzegu znajduje się, obok centrum wystawienniczego, jedna z ciekawszych budowli sakralnych Kijowa – nowo wybudowana katedra kościoła grekokatolickiego na Ukrainie.

Wracamy do hotelu, jeszcze tylko podróż na lotnisko – wspomniane podmiejskie dzielnice i…

zostawiamy za sobą Kijów-Boryspol (KBP).

Krótko po starcie mijamy też drugie kijowskie lotnisko, na które można dolecieć z Polski – Kijów-Żuliany (IEV). Na to lotnisko jako pierwszy loty z Polski uruchomił WIZZAIR, a następnie LOT.

Za 1,5h wylądujemy w WAW.

 

Transport w Kijowie

Z lotniska w Boryspolu (KBP) do centrum można dojechać sky-busem, ale z uwagi na korki najlepiej jest wysiąść na drugiej „Boryspilska” lub czwartej „Kharkivska” stacji metra. Na tych stacjach zatrzymuje się sky-bus.

Kijowskie metro ma trzy linie, każda oznaczona innym kolorem.

M1 – czerwona – łączy północny zachód z południowym wschodem miasta,

M2 – niebieska – łączy południe z północą (na prawym brzegu),

M3 – zielona – łączy zachodnie dzielnice ze wschodnimi.

Kijowska komunikacja jest bardzo tania, przejazd jednorazowy kosztuje ok. 0,7-0,8 PLN. Nawet dla Kijowian nie opłaca jeździć się na gapę, gdyż jest tanio. Najciekawsze jest to, że nie ma biletów, tylko… małe plastikowe żetony, które nabywa się w automatach lub kasach.

Zarówno w kasach, jak i na bramkach mamy do czynienia z powiewem historii. Cały ten system jest obsługiwany przez Panie rodem wyjęte z dawnych – słusznie minionych – lat. Ubrane w stosowne mundurki, „seryozne oblychya” (groźna mina) podchodzące do swej pracy jakby pilnowały co najmniej najtajniejszej, głęboko pod ziemią bazy rakietowej. Po prostu w pewnych obszarach kraj i mentalność pozostały w poprzednim systemie.

Stacje metra to na ogół budowle, w przeciwieństwie do niektórych innych europejskich stolic, których nie sposób przegapić. Jakby dla podkreślenia Wspólnym mianownikiem, jest charakterystyczna literka „M”.

Kijowskie metro było budowane w okresie zimnej wojny, stąd też stosunkowo głębokie ulokowanie pierwszych stacji. Wystrój i ornamentyka części stacji przypomina metro moskiewskie.

Metrem można dojechać do większości kijowskich atrakcji – poza nim korzystaliśmy z kijowskich tramwajów, w których można spotkać konduktorki.

 

Wspomnienia z Kijowa

Byłem ciekaw jak to miasto zmieniło się przez ostatnie 15 lat. Wrażenia..? Generalnie nie ma „och-ów” i „a-chów”. Samo położenie Kijowa oraz majestat przepływającego przez miasto Dniepru sprawia, że nadrzeczne widoki mają w sobie dużą dozę piękna. Jednak, im dalej zagłębiałem się w miasto, tym było gorzej. Są oczywiście rzeczy z cyklu „must see”, ale nie dlatego, że każdy turysta powinien je zobaczyć, lecz dlatego, że niosą w sobie prawdziwe piękno.

Takiego zespołu cerkiewnego jak ławra peczerska nie zobaczycie nigdzie na świecie. To nie tylko najświętsze ze świętych miejsc dla wyznawców prawosławia, ale też prawdziwa perła architektury sakralnej. Dla mnie No.1 Kijowa.

Majdan dla odmiany – poza wartością historyczną dla Ukraińców – lekko mnie rozczarował. Wiedziałem, że był po roku 2000 remontowany oraz przebudowany. Dzisiaj wygląda jak puzzle z różnych pudełek – tu sowiecki hotel, tu pomnik, tam inny pomnik, tu nowoczesne centrum handlowe, tam kamienice z XIX wieku – sen urbanisty, który zakończył edukację na plastyce w gimnazjum. Myślę, że należy to miejsce potraktować bardziej w aspekcie historycznej refleksji i zadumy niż piękna miejskiego krajobrazu.

Stacja metra „Arsenalna” – może nie jest piękna, ale zjazd oraz wjazd robią duże wrażenie – w końcu to najgłębiej położona stacja metra na świecie. Na to się nie patrzy, to trzeba przeżyć.

Inne budowle cerkiewne, czy też zabudowa nie robi już wrażenia. Przedmieścia, to w większości typowe blokowiska, jakie znajdziecie w Polsce, wschodnim Berlinie, czy Budapeszcie.

Ominęliśmy kilka atrakcji zostawiając je na „next time”. Z pewnością jeśli wrócimy, to wpadniemy do:

  • soboru sofijskiego,
  • na aleję pejzażową
  • do muzeum lotnictwa przy lotnisku Żuliany
  • muzeum Czernobyla
  • Meżyhirji – posiadłości wygnanego do Moskwy eks-prezydenta

Tym razem wypad do Kijowa miał polegać na relaksie, wypoczynku i chwili wytchnienia od codzienności (również tej świątecznej). Udało się! Wielkanoc w Kijowie – TAK.


INFORMACJE PRAKTYCZNE:

  1. Trafiliśmy – celowo, taki był plan – na święta w Kijowie; większość atrakcji była zamknięta. Jeśli ktoś ma pomysł na szczegółowe zwiedzanie Kijowa w trakcie świąt (kościelnych czy państwowych) musi się przygotować, na tabliczki „zakryto„.
  2. Jadąc z lotniska najlepiej wysiąść na stacji metra Boryspilska lub Kharkivska – metrem będzie szybciej, a koszt minimalny
  3. Gdy jedzie się większą grupą warto rozpatrzyć opcję taksówki na lotnisko – za 30 km, za 4 osoby zapłaciłem ok. 30 PLN.
  4. Kijów można doskonale zwiedzać podróżując metrem. Wszystkie główne atrakcje miasta znajdują się w odległości krótkiego spaceru od metra.
  5. Jedzenie w Kijowie – warto spróbować lokalnych specjałów w KATIUSZY czy też kuchni gruzińskiej (więcej czytaj: http://7mildalej.pl/co-zjesc-w-kijowie/)
  6. Ceny – dla Polaków wciąż niskie; generalnie ok. 20-50% do polskich odpowiedników.
  7. Uważajcie na chłopaków z małpkami na Chreszczatyku – robią najdroższe zdjęcia na świecie 🙂