Paryż wywołuje skrajne emocje – z jednej strony słychać zachwyty: jest piękny, cudowny, z drugiej zaś: przereklamowane i drogie miasto. Ale jak tu nie pojechać do miasta, które niezależnie od opinii jest legendą, miasta, które ma w sobie tyle polskich śladów w historii. Miasto mody, miasto grzechu, miasto zabytków i historii, ale też kosmopolityczny tygiel z aktami terroru i przemocy.
Paryż można kochać i można go nienawidizić, ale obok Paryża nie da się przejść obojętnie. Henryk IV podobno powiedział: Paris vaut bien une messe, czyli Paryż wart jest mszy... Nasza „msza” w Paryżu trwała 4 dni 😉
Bilety do Paryża kupiła w tajemnicy moja Ukochana Kobieta, obdarowując mnie nimi w dzień urodzin i rzekła: „Masz czas, żeby się przygotować ;)”
Miałem kilka miesięcy na to, więc… co masz zrobić jutro, zrób pojutrze, będziesz miał dwa dni wolnego. Przygotowania ruszyły jakieś 5-6 tygodni przed wyjazdem.
Nie nauka podstaw francuskiego, nie poszukiwanie hotelu, nie organizacja dojazdu sprawiły najwięcej kłopotu. Największy problem, to mając 4 dni, a tak naprawdę 3 ziemskie doby wybrać to co jest warte zobaczenia, spróbować paryskiej kuchni, spełnić chociaż najważniejsze z „paryskich” marzeń. Szkoda, że Paryż nie leży na Wenus, tam dzień trwa 100 ziemskich dni.
Przyszedł październik – czas podróży; paryska pogoda dopisała – my to mamy szczęście, gdzie nie podróżujemy świeci słońce, w planach mamy Laponię zimą, jak już tam zacznie świecić słońce polarną nocą, to naprawdę uwierzę, że klimat się ociepla!
Krótka podróż autem z Warszawy do WMI, zaprzyjaźniony już parking w pobliżu lotniska, transfer i… welcome Modlin airport! Wyjątkowa szybka kontrola, za to długi spacer do samolotu, jak to w WMI). Lecimy jedynymi słusznymi liniami z WMI, bo przecież innych tam nie ma, czyli prawie najgorszą linią lotniczą świata – RYANAIREM. Miejsca siedzące zapełnione w ponad 90 procentach, dobrze, że mister MO’L nie wprowadził jeszcze stojących, bo byśmy pewnie stali. Na pokładzie handel obwoźny i wszystkie inne ryanairowskie „przyjemności”. Startujemy jednak punktualnie, w BVA lądujemy również punktualnie, ale w związku z tym, że w BVA (z uwagi na jego położenie) prawie zawsze wieje, to przyziemienie zaczyna się prawie w połowie pasa, a o tym jak z niego nie wypadliśmy, wie tylko pilot i jego samolot.
Paris-Beauvais (BVA) ma tyle wspólnego z Paryżem co Düsseldorf-Weeze z Düsseldorfem, Frankfurt-Hahn z Frankfurtem oraz Radom z WAW (ale patrząc na odmienne stany świadomości lotniczej naszych obecnych władz, to pewnie nas czeka; swoją drogą widzicie ten brand: port lotniczy Warszawa-Radom im…?). BTW, moim skromnym zdaniem taka nomenklatura powinna być zakazana, powoływanie się na miasto w odległości 80, czy 120 km, to tylko sprytny zabieg marketingowy. O samym BVA naczytałem się w necie, że to też jedno z najgorszych lotnisk w Europie – ale dolecieliśmy, prawie najgorszą linią, na prawie najgorsze lotnisko, jedziemy jednak do jednego z najpiękniejszych miast, więc podróż to tylko prolog do sztuki w 3 aktach (dniach).
BVA, jak każde tego typu low-costowe lotnisko, to nic innego, jak stalowy barak w polu (większość tych airportów mieści się na byłych wojskowych lotniskach, a więc wybudowanych w szczerym polu/lesie/łąkach – niepotrzebe skreślić), ale ma tę zaletę, że odcinek: samolot-przyloty-wyjście, pokonuje się na własnych nogach w maksymalnie 5-10 minut (poza Modlinem), tak było i tym razem. O lotnisku wspomnę szerzej przy okazji odlotu.
Jak dojechć z lotniska Beavais-Tillé do Paryża?
Z BVA do Paryża jest grubo ponad 80 km; jak się dostać najleiej i najszybciej..? Praktyczne i poręczne opcje są dwie:
- Jazda do Tille i stamtąd pociąg – ta opcja jest dłuższa, przesiadkowa i droższa – odpada – należy ją traktować jak koło ratunkowe na tonącym promie;
- Busy i autobusy kursujące bezpośrednio z lotniska do Paryża – tu już jest lepiej; rezerwowaliśmy parę dni przed wylotem i natrafiliśmy na problem – niekoniecznie były bilety na tańsze busy – radzimy więc rezerwować trochę wcześniej. Linia „busowa” obsługiwana jest przez polskie busy, ceny są dość przyjazne – po negocjacjch znalazły się jednak 2 miejsca (ale tylko „do Paryża”) i za OW zapłaciliśmy za 2 osoby – 25 EUR (standard 13 EUR za osobę). Osobiście skorzystaliśmy z polskiej opcji – BUS PARIS tel: +48 666 924 006 / +33 611 22 58 76; email: bus-paris@g.pl (obsługa w języku polskim).
- W drodze powrotnej skorzystaliśmy z linii lotniskowej: Paris <-> Beauvais shuttle (www.aeroportparisbeauvais.com) – bilety w tym przypadku kosztowały nas 17 EUR za osobę (34 EUR kosztuje RT).
Zarówno jedna, jak i druga opcja busowa w Paryżu ma przystanek końcowy przy Porte Maillot (czas podróży też jest zbliżony – godzina 1,10-1,20 w zależności od korków), gdzie znajduje się stacja 1. linii metra na pograniczu XVI i XVII dzienicy. Wysiadamy (obok znajduje się także dworzec autobusowy, stacja RER oraz centrum handlowe) i udajemy się do hotelu delektując się atmosferą Paryża. Wpadamy do pierwszej knajpki o francusko-kolonialnej nazwie „Darima” na przekąskę i kawę.
Bistro prowadzi miła Pani o algierskim pochodzeniu, po krótkiej konwersacji w języku francuskim (zrozumiała mnie – coś się jednak nauczyłem!) i standardowym pytaniu: d’où venez-vous? na koniec dostajemy, jak pani powiedziała: un petit cadeau (prezencik) w postaci dwóch ciasteczek – miły gest jak na początek wizyty.
Hôtel Doisy-Etoile **** jest położony w kamienicy przy Avenue des Ternes. Szybki check-in i jesteśmy w pokoju – hotelowi i obsłudze wystawiamy wysoką notę – polecamy i więcej czytajcie w dziale: Recenzje – http://7mildalej.pl/czy-skusic-sie-na-dobry-hotel-w-paryzu/.
Paryż podzielony jest na na 20 dzielnic ułożonych spiralnie od centrum: dzielnica I – Louvre (Luwr), dzielnica XX – Père Lachaise, co pewnie nieprzypadkowo układa się w jeden z francuskich przysmaków – ślimaka (escargot).
Métro de Paris (paryskie metro)
Z hotelu mieliśmy niedaleko do metra – podstawowego jak się okazuje środka komunikacji miejskiej w Paryżu; zresztą jak może być inaczej: 16 linii metra, ponad 300 stacji(!), z czego 245 w granicach miasta, zawiezie Was wszędzie, gdzie tylko chcecie. Stacje są na tyle blisko rozmieszczone, że nawet jak swoją przejedziecie, to nie ma problemu.
Metro jest najszybszym i najlepszym sposobem poruszania się po mieście. Z historycznego obowiązku wspomnę tylko, że jest to też jednym z najstarszych (1900 r.) i nie kto inny wymyślił nazwę „métro” jak Francuzi (nomen omen skracając angielską rozbudowaną nazwę pierwszej linii metra na świecie: London Metropolitan Railway). Z paryskiej sieci metra korzysta rocznie ponad 1,5 mld pasażerów(!). Jeśli z tym wszystkim skojarzycie fakt, że Paryż (nie mylić z tzw. Wielkim Paryżem) w obszarze tych 20 dzielnic nie jest rozległy – jego powierzchnia to ok. 100 km2, a ulice bywają totalnie zakorkowane, to naprawdę nie ma lepszego środka lokomocji, zwłaszcza dla zwiedzających. Stacje oznaczone są jak niżej:
Jeśli chodzi o bilety, to obowiązują (10.2017):
- bilety jednorazowe – 1,90 EUR (ważne 1,5h – uprawniają w tym czasie do przesiadek;
- karnet 10-biletowy – koszt 14,90 EUR (co daję cenę jednostkową za bilet = 1,49 EUR)
- bilety obowiązują nie tylko w metrze, ale też w autobusach oraz 1 i 2 strefie kolejki RER; bilety należy kasować przed wejściem do metra albo w autobusie czy tramwaju;
- ostatnią opcją, którą można rozważyć to zakup karty Paris Visite – działa na 1-5 dni oraz na różne strefy 1-5 (należy rozważyć jej zakup jeśli lecicie na CDG – może się opłacać).
W Paryżu (jak w całej Francji) w czasie naszej wizyty obowiązuje stan wyjątkowy, który zostanie zniesiony w następnym miesiącu. Paryskie metro znane w ostatnich latach między innymi z zamachów, nam wydaje się totalnie bezpieczne. Ilość policji odpowiada stanowi zagrożenia. Zamachy i akty terrorystczne obudziły w mieszkańcach Paryża uczucie fraternité (braterstwo) – jesteśmy świadkiem jak na peronie metra zasłabła starsza kobieta – ilość osób, która pospieszyła jej z pomocą i współpraca między nimi zrobiła wrażenie.
DZIEŃ 1. (czwartek) – PARIS BY NIHGT – Łuk Triumfalny, Wieża Eiffla i… Naleśniki
Po dotarciu do hotelu i ogarnięciu się postanawiamy jeszcze wieczorem zwizytować okolice hotelu. W odległości ok. 600 m od hotelu mamy Arc de triomphe przy Placu de Gaulle’a.
Skoro w wieczornych światłach zaprezentował się Łuk Triumfalny, to zobaczmy jeszcze jak się nocą prezentuje Tour Eiffel (wieżę Eiffla). Spacer wzdłuż Avenue d’Iéna zajmuje nam ok. 25 minut i oto stoimy na Pont d’Iéna, a przed nami poza Marsylianką, najbardziej znany symbol Francji.
Przetrwała uderzenie pioruna, pewien obrotny oszust nawet ją „sprzedał” i to 2x, Hitler chciał już zburzyć w 1944 gdy Wehrmacht wycofywał się Francji, a tak w ogóle to miała być rozebrana po 20 latach od jej otwarcia na cześć wystawy światowej w 1889 roku. Przetrwała jednak wszystko i dzięki temu pielgrzymki turystów z całego świata zmierzają do niej od 129 lat. Te tłumy są tam nawet o 10 p.m. Turyści, Paryżanie, sprzedawcy „byle czego, byle sprzedać” – gwar nie milknie do późnych godzin nocnych. Do 1930 roku była najwyższą budowlą świata, dzisiaj ustępuje wysokością wielu innym, ale swoją legendą jest chyba wciąż number „1”.
Pod wieżą skusiliśmy się na jeden z paryskich przysmaków – słynne francuskie naleśniki czyli crepes. Ich wariacje, na słodko, wytrawnie, z tysiącem rodzajów nadzienia znajdziecie zarówno w profesjonalnych naleśnikarniach, jak też fast-foodowych budkach. Ich cecha wspólna – cieniutkie ciasto. Jeśli taki ma być francuski fast-food, to mówię „tak”, oczywiście wersji wytrawnej.
Do hotelu wracamy okrężną drogą. Zahaczamy o Avenue George V spoglądając jak wygląda paryskie życie nocne wyższych sfer, dochodziny do pól elizejskich (Avenue des Champs-Élysées), gdzie same witryny sklepów robią już ogromne wrażenie – część tych świątyni dla wiernych kościoła shoppingu jest jeszcze czynna o tej porze.
Przy Avenue Mac-Mahon odwiedzamy knajpkę pod swojsko brzmiącą z angielska nazwą BEER STATION nazwa może być myląca – spokojnie można tam zjeść (od śniadania do kolacji) i napić nie tylko piwa. Wracamy do hotelu, od prawie dwóch godzin jest już piątek.
DZIEŃ 2. (piątek) – WIEŻA EIFFLA, MONTPARNASSE, NOTRE DAME, LUWR
Śniadanie w hotelu mile nas zaskakuje, jest lekkie, ale nie w stylu francuskim – czyli: kawa, rogalik i… dziękuję. Wszystko jest, jakby powiedział dietetyk, zbilansowane i lekkostrawne.
Ruszamy na zwiedzanie – zaczynamy od wieży Eiffla. Naczytałem się, że bilety trzeba wcześniej rezerwować, ale w necie na 3-4 dni przed naszym wyjazdem wolnych już nie było. Kolejka jednak stoi, więc mając w genach kolejki stanu wojennego, również stajemy. Ale żeby stanąć w kolejce trzeba przejść przez kontrolę bezpieczeństwa (jak na lotnisku) – ot taki mamy klimat do zwiedzania dzisiejszej Europy.
Czas oczekiwania – niecałe 20 minut, mamy upragnione wejściówki i jedziemy windą w górę.
Wieża ma trzy poziomy widokowe:
58 m – na tym poziomie znajduje się między innymi restauracja; można też pochodzić po szklanej podłodze:
116 m – stąd już co nieco widać (widok na ogrody Trocadero), w oddali finansowa dzielnica La Defence:
276 m – widok na Tour Montparnasse – wieża Montparnasse przy Avenue du Maine 33 jest drugim w centralnej części Paryża wspaniałym punktem widokowym. Widok z tarasu na 59. piętrze (ok. 200 m) zostwiam na następną wizytę w Paryżu.
276 m – widok na północno-wschodnią część Paryża; w oddali Bazylika Sacré-Cœur na wzgórzu Montmartre.
276 m – widok na Sekwanę i zachodnią część miasta
Na szczycie wieży znajduje się małe pomieszczenie upamiętniające jego konstruktora i budowniczego – taki dwupostaciowy gabinet figur woskowych:
Wieża ma też inną zasługę z czasów I wojny światowej – za pomocą radiostacji umieszczonej na jej szczycie udało się przechwycić jeden z meldunków niemieckiego wywiadu – nadawcą była nie kto inny jak Mata Hari, która dzięki temu meldunkowi zaiczyła dekonspirującą wpadkę.
Jeśli ktoś chce bić rekordy wysokości, to proponuję aby na wieżę Eiffla jechać w upalne lato, wtedy staje się ona wyższa o ok. 15 cm niż w miesiącach zimowych 😉
Paryż jednak czekał… Żegnamy wieżę i ruszamy na spacer w kierunku Montparnasse.
Udajemy się na Pola Marsowe pełne piknikujących na trawie ludzi. Na końcu Pól Marsowych znajduje się École Militaire (Szkoła Wojenna), którą skończyło wielu polskich generałów i oficerów II Rzeczypospolitej; niedaleko jest też siedziba Muzeum Wojska (Musée de l’Armée). Przy szkole wojennej natrafiamy na piknik francuskich ratowników medycznych, którzy prowadzą akcję edukacyjną dotyczącą ich pracy i wypadków, w których sami uczestniczą, niosąc pomoc poszkodowanym.
Swoją drogą – jak widać problem dojazdu dla karetek i zachowanie kierowców, to nie tylko problem polskich dróg. Z tego, co pamiętam – we Francji liczby poszkodowanych ratowników rocznie są czterocyfrowe.
Spacerujemy uliczkami Saint-Germain oraz Montparnasse – kiedyś dzielnicy artystów i bohemy, później biznesu – dzisiaj spacerując otacza nas cisza i spokój. Zabytkowa zabudowa miesza się nowymi budynkami.
Godzina 13-14 w Paryżu, to czas paryskich lunchów, znajdujemy uroczą knajpkę i czyż jest bardziej paryskiego niż francuska zupa cebulowa z grzanką i butelka białego wina..?
Zupa – extra! Cebulowa gości u nas w domu już niejeden sezon, ale na ziemi francuskiej kosztowaliśmy jej pierwszy raz – w końcu ugasiliśmy nasz domowy spór o zawartość wina w zupie 😉 – więcej: zapraszam głodomorów do artykułu: http://7mildalej.pl/paryz-troche-od-kuchni/.
Urzekła nas francuska sjesta, cisza, spokój, konwersacje, wino – trochę się zasiedzieliśmy, ale… Paryż ma jeszcze dla nas kilka wspaniałych miejsc. Przez uliczki Montparnasse spacerujemy w kierunku Ile de la Cité – jak dla mnie – le coeur de Paris.
Spacerujemy uliczkami Saint Germain chłonąc atmosferę – pomimo obowiązującego stanu wyjątkowego – ludzie są uśmiechnięci, zabiegani, pochłonięci przyjemnościami i troskami codziennego życia. Mijamy Les Deux Magots – jedną z kultowych restauracji paryskim, przed Kościołem św. Sulpicjusza (Église Saint-Sulpice), grupka uczniów siedzi na skwerze i zajadle rysuje oraz dyskutuje
Kościół św. Sulpicjusza jest drugim pod względem wielkości kościołem Paryża (po katedrze Notre-Dame). W jego wnętrzach kręcono między innymi sceny do filmu Kod Leonarda da Vinci w/g Dana Browna.
Okolice dzielnic: „7”, „6” oraz „5” pełne są uroczych zakamarków, gdzie możecie znaleźć takie perełki, jak te zabytkowe drzwi:
Przy Rue de la Bûcherie odwiedzamy założoną w 1919 roku anglojęzyczną księgarnię Shakespeare & Company – prawdziwy antykwaryczny rodzynek – znajdziecie tam dzieła nie tylko angielskich autorów, ale też przekłady polskich poetów i pisarzy. W księgarni, w której można też usiąść i wypić kawę bywali: Hemingway, Joyce, TS Eliot; dzisiaj na piętrze znajdziecie fotele i sofy, na których możecie odpocząć zagłębiając się w lekturę zdjętej z półki książki. Coś tak wspaniałego i klimatycznego… po prostu piękne.
Stąd blisko już do Cathédrale Notre-Dame de Paris – Katedry Notre-Dame – największej świątyni Paryża mieszczącej sie na sekwańskiej wyspie – Ile de la Cité.
Polska ma Jasną Górę, Rzym, a raczej Watykan Bazylikę św. Piotra, w Barcelonie znajdziecie Sagrada Familia, ale katedra Notre-Dame jest tylko jedna – nie pamiętam kiedy jakiś z sakralnych zabytków zrobił na mnie takie wrażenie, jak ta budowla odwiedzana przez 14 milionów ludzi rocznie. Budowano ją ponad 180 lat (ukończono w 1345 roku) – w jej wnętrzach znajdziecie ryciny ze wszystkimi fazami jej budowy. Nie ma na świecie drugiej takiej katedry, która byłaby natchnieniem dla tylu artystów: malarzy, pisarzy. Wiktor Hugo w swojej powieści z 1831 roku uczynił ją nieśmiertelną. Zbigniew Herbert określił ją mianem „mastodonta gotyku”.
W katedrze znajdują się największe we Francji organy – ponad 8.000 piszczałek.
Dochodząc do krańca Ile de la Cité przechodzimy kamiennym mostem na sąsiednią wyspę na Sekwanie – Ile Saint-Louis, gdzie szukamy śladów polskiej historii. Na południowo-wschodnim krańcu wyspy odnajdujemy budynek, który w 1843 roku został kupiony przez rodzinę Czartoryskich, wcześniej – już po powstaniu listopadowym – był ośrodkiem polskiej emigracji. To tutaj mieszkali między innymi: Fryderyk Chopin, Juliusz Kossak, Juliusz Słowacki i Adam Mickiewicz. W czasie powstania listopadowego był siedzibą powstańczego MSZ. Budynek dopiero w 1975 został odkupiony od Czartoryskich przez rodzinę Rothschildów. Mowa oczywiście o… Hotelu Lambert.
Niestety nie dane było nam wzuć się w atmosferę XIX-wiecznej polskiej emigracji – budynek znajdował się w remoncie.
Wróciliśmy na plac Jana Pawła II (tak nazwano w 2006 dziedziniec przed katedrą Notre Dame).
W oddali budynek, którego znaczenie znacznie wzrosło w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej, kiedy to pod sąd trafiały masy ludzi, czyli Pałac Sprawiedliwości.
W okolicach tego narożnika, w tym skrzydle, w celi, ostatnie chwile życia spędziła królowa Maria Antonina.
Kontemplując czasy francuskiej rewolucji, osiągamy kolejny nasz punkt – Pont Neuf – kolejny ślad związany z Polską – w końcu kamień węgielny pod jego budowę położył (w 1578 roku) nie kto inny, tylko Henryk III – znany w Polsce, jako Henryk Walezy – pierwszy polski król elekcyjny, który 4 lata wcześniej „wsławił się” ucieczką z polskiego dworu. Z inżynierko-statystycznego punktu widzenia: most jest najstarszym paryskim mostem; pierwszym wyposażonym w chodniki dla pieszych; długość 278 m; wysokość 28 m od lustra Sekwany; 12 przęseł; do dziś stoi na drewnianych (oryginalnych!) słupach wspierających fundamenty.
Most jest „ohydnie skomercjalizowany przez zakochanych” – cadenas des amoureux (kłódki zakochanych) zdobią jego balustrady w środkowej części. Ulegliśmy komercyjnemu romantyzmowi i nasza kłódka też się tam znalazła 😉
Paryż w doskonały sposób miesza historię ze współczesnością – piramida w Luwrze jest kwintesencją tego trendu.
Luwr – kiedyś przepiękny pałac francuskich władców, dzisiaj najczęściej odwiedzane muzeum sztuki na świecie. Luwr to ponad 500.000 dzieł sztuki, to ponad 60.000 m2 powierzchni wystawienniczej. Ani Filip II, który stawiał w tym miejscu pierwszy zamek, ani Karol V Mądry, który uczynił z niego królewską rezydencję, ani Franciszek I nadający mu ostateczny renesansowy kształt nie przewidywali, że w 1793 roku Wielka Rewolucja Francuska przeprowadzi Ludwika XVI na drugi brzeg Sekwany (do Temple w Le Marais) i zamieni tę renesansową budowlę w narodowe muzeum.
Luwr jest jak czasoprzestrzeń, której z uwagi na przyciąganie sztuki historii nie sposób opuścić… Może Cię pochłonąć na dzień, dwa, tydzień, a pewnie i miesiąc. Zwiedzamy więc Luwr na jego powierzchni, zwiedzamy przylegające Jardin des Tuileries, ale nie dajemy rady zapuścić się do luwrowskich galerii – zbyt mało czasu – postanawiamy na jego zwiedzanie poświęcić 1-2 dni, ale niestety następnym razem. Muszę więc rozczarować żądnych opisu tej świątyni sztuki, ale obiecuję, że następnym razem zdam relację z subiektywnego wyboru drogi zwiedzania.
Jeszcze tylko wieczorna kolacja w okolicach hotelu, sen, pyszne śniadanie i przed nami
DZIEŃ 3. (sobota) – MONTMARTRE, SACRE-COEUR, CMENTARZ PERE LACHAISE, BATACLAN, PLAC BASTYLII
Stacja metra oddalona niecałe 5 minut spacerem od hotelu mamy stację „2” linii metra – Ternes – chwila oczekiwania, siadamy w metro i 6 stacji później wysiadamy na Blanche przy Boulevard de Clichy – jesteśmy u stóp Montmartre i… La Machine du Moulin Rouge – legendarny klub, rewia, kabaret.
Obiecujemy sobie, że ten przybytek, przy okazji następnej wizyty w Paryżu, odwiedzimy. Już same zdjęcia w hallu, legenda klubu wystarczą by uwieść człowieka. Nieprzypadkowo jako front-foto umieściłem zdjęcie przedstawiające Moulin Rouge – jest to miejsce, które odwiedzić, jako fan musicali, rewii, tańca i śpiewu odwiedzić po prostu muszę. Nie pogardziłbym odwiedzinami w Crazy Horse, czy Lido, ale dla mnie No.1 jest ta rewia będąca równolatkiem wieży Eiffla – tak, tak… Rok 1889 był dla Paryża hojny i wyjątkowy.
„…Najlepsze kasztany są na placu Pigalle…”
„…Zuzanna lubi je tylko jesienią…”
„…Przesyła Ci świeżą partię…”
W odległości jednej stacji metra od Moulin Rouge znajduje się rozsławiony prawie (w tym przypadku „prawie” robi jednak różnicę) najbardziej znanym hasłem szpiegowskim świata plac Pigalle.
Patron placu – Jean Baptiste Pigalle tworzył dzieła religijne, nagrobne, a przyszło mu być patronem najbardziej „wyuzdanego” placu Paryża – życie jest przewrotne nawet po śmierci. Dzielnica, obok hamburskiej St. Pauli, czy amsterdamskiej De Wallen, jest najbardziej znaną dzielnicą „czerwonych latarń” w Europie.
Wystarczy jednak wejść w jedną z uliczek pnących się po stokach Montmartre i oddalić się od erotycznej woni Pigalle, a poczuć aromat ulicznej paryskiej bohemy.
Uliczni malarze są tutaj w swoim żywiole, co chwila któryś z nich oferuje przechadzającym się turystom swoje usługi: rysunek, portret. Liczne knajpki i stragany są nieodłącznym folklorem tego miejsca.
Uliczki pną się ku górze, dochodząc do Sacré-Cœur – położonej na najwyższym wzgórzu Paryża, bazyliki. Ta biała świątynia, zbudowana z wapiennego trawertynu świątynia swój kolor zawdzięcza wydzielaniu pod wpływem wiatru i deszczu kalcytu, który stale bieli jej mury. Podobno Paryżanie nazywają ją „meringue„, czyli.. bezą.
Bazylika jest stosunkowo młodą budowlą – powstałą w XIX wieku, a ufundowaną przez dwóch paryskich przemysłowców w podzięce za ocalenie miasta w wojnie francusko-pruskiej. W bazylice znajduje się jeden z największych dzwonów świata – 19-tonowy Saubadyjczyk.
Ze schodów bazyliki rozpościera się przepiękna panorama Paryża – w słoneczne i bezchmurne dni widoczność sięga 30-40 km.
Niestety, pogoda nam się psuje i godzinną mżawkę postanawiamy przeczekać przy kieliszku Les Eytieres – różowego, wytrawnego wina w „Au Petit Creux” obserwując turystów, lokalnych malarzy i rysowników.
Jest stan wyjątkowy, więc patrole żołnierzy nie są rzadkością.
Przejaśnia się, więc schodzimy uliczkami Montmartre do stacji „2” linii metra – Anvers.
9 stacji później wysiadamy w XX dzielnicy na stacji Père Lachaise – przy największym cmentarzu Paryża założonym w ogrodach podarowanych przez Ludwika XIV swojemu spowiednikowi – ojcu Lachaise. Cmentarz powstał w 1804 roku – prawie sto lat po śmierci jezuity.
Długo można by wymieniać, kto spoczywa w tym pięknym i nostalgicznym miejscu; jesteśmy tu aby pochylić się nad grobami:
Edith Piaf,
Jima Morrisona,
Fryderyka Chopina
Przy grobie Chopina stoją Amerykanie, którym należy wyprostować horyzonty myślowe – według nich Chopin to Alfred, a nie Fryderyk (!?) – rzeczywiście, na nagrobku, jest napis „A…Fred”, ale to tak samo gdybym myślał, że Washington miał na imię Gerald…
Na cmentarzu można natrafić na wiele śladów polskości:
Są niestety też ślady najnowszej historii francuskiej:
Nekropolia jest rozległa i w jesiennym słońcu robi wrażenie. Na cmentarzu znajdziecie też kolombria – zarówno na zewnątrz, jak też w podziemiach cmentarza.
Z cmentarza Pere Lachaise udaliśmy się spacerem w okolicw 11. dzielnicy odwiedzając Bataclan. Niecałe dwa lata wcześniej, 13. listopada w klubie islamscy terroryści zabili ok. 100 osób. Dwa lata po tragedii, nie wszystko jest jeszcze czynne, a obok sali koncertowej i dyskotekowej była tam również dostępna bezpośrednio z ulicy kawiarnia. Dzisiaj wejście pilnie strzeżone z obowiązkową kontrolą bezpieczeństwa – znak czasów, w których żyjemy.
Z Bataclanu metrem (linia „5”) pojechaliśmy na plac Bastylii – Bastylii tam oczywiście nie ujrzycie, zmiótł ją powiew Wielkiej Rewolucji Francuskiej w 1789 roku, za to możecie zobaczyć jej mury wkomponowane w most zgody (Pont de la Concorde) – posłużyły jako budulec do jego konstrukcji. Cały plac jest sam w sobie „rewolucyjny” na jego środku wznosi się kolumna lipcowa (Colonne de Juillet) – pomnik na pamiątkę ofiar rewolucji lipcowej z 1830 roku, za jego budulec posłużyły z kolei przetopione działa Napoleona Bonapartego.
Przy placu znajduje się też gmach z kamienia, aluminium i szkła – Opéra Bastille.
Po zwiedzeniu okolic placu wróciliśmy do hotelu i wieczorem zorganizowaliśmy wyjście na romantyczną kolację do knajpki. Wybór padł na „Brasserie Le Franc-Tireur” przy Rue d’Armaillé – dobrze oceniona na google – nasza opinia w dziale: Smaki z Podróży.
DZIEŃ 4. (niedziela) – ŁUK TRIUMFALNY, OKOLICE TERNES
Dzień wyjazdu, ale do samolotu na BVA mamy jeszcze czas, więc po śniadaniu udajemy się w jeszcze sennej atmosferze Paryża na zwiedzanie paryskiego pomnika upamiętniającego zwycięstwa Napoleona oraz grobu nieznanego żołnierza w jednym, czyli Łuku Triumfalnego. Pomnik miał mu zapewnić nieśmiertelność, a los sprawił, że jego pomysłodawca przejechał pod Łukiem Triumfalnym, ale niestety dopiero w kondukcie żałobnym…
Kolejek w niedzielne przedpołudnie, a raczej patrząc na „tłumy”, poranek (jest 10.30) nie ma.
Wchodzimy na górę, tak – wchodzimy zaliczając ponad 280 krętych metalowych schodów. Budowla ma 51 m wysokości, a na jej szczycie znajduje się taras widokowy.
Pod tarasem znajduje się namiastka muzeum wojskowości francuskiej.
Wracamy zwiedzając wciąż jeszcze senne okolice Ternes. – W niedzielę przed południem wydaje się, że Paryż śpi…
Nawet nasza pierwsza kafejka nie zdążyła się „rozpakować”…
Wracamy do hotelu – krótki odpoczynek, pakowanie, check-out i spacer na Neuilly Porte Maillot – o 13.20 wsiadamy w liniowy autobus, który zawiezie nas na prawie najgorsze lotnisko świata – BVA 😉 skąd znowu odlecimy prawie najgorszymi liniami lotniczymi świata, czyli RYR 😉
Wrażenia z Paryża – zamiast podsumowania
Jak się nam spodobał Paryż – miasto, o którym krążą tak sprzeczne opinie..? Powiem krótko – BARDZO!!!
Miasto o wielu twarzach – od tandety pod wieżą Eiffla, do elegancji na Polach Elizejskich. Po drodze bohema na Montmartre, rozpusta na Pigalle, zaduma na Pere Lachaise. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo – no problem. Dzielnice o wyższych numerach – XVIII, XIX, XX – może nie grzeszą elegancją, ale też da się przejść i wyjść bez uszczerbku dla zdrowia i kieszeni – ważne, aby nie zapuszczać się na paryskie przedmieścia, a więc w obszar tzw. Wielkiego Paryża. Ceny atrakcji nie odbiegają od innych miast zachodniej Europy. Sam Paryż nie jest rozległym miastem, da się go zwiedzić w kilka dni, ale to zdecydowanie zbyt krótki czas na randkę z tym uroczym miastem.
Co nas zachwyciło:
- Katedra Notre Dame – po prostu piękna,
- Montmartre z bazyliką Sacre Coeur – atmosfera tej dzielnicy – to jest to co lubię,
- Wieża Eiffla – legenda zawsze będzie legendą,
- paryska kuchnia i wina + klimat knajpek – kawa, wino, luz, spokój,
- elegancja ludzi – czuje się ten szyk wszędzie i zawsze,
- metro – genialnie można zwiedzić nim całe miasto,
- uprzejmość i uśmiech Paryżan – hotel, knajpy, ulica – kilka słów po francusku i każdy, był „nasz” – nie zetknęliśmy się z żadnym negatywnym traktowaniem.
Co nas zniechęciło:
- brak toalet w mieście i niemiła polityka knajpek w tym zakresie (odmowa nawet za cash),
- tandeta + komercja w miejscach turystycznego kultu (ale to typowe dla wielu światowych atrakcji).
Czy będzie następny raz..?
- YES, YES, YES – jak mawiał klasyk
Czego nie odpuścimy..?
- rewii w Moulin Rouge,
- wnętrz Luwru,
- paryskich katakumb (mówię o sobie),
- muzeum Orsay,
- przejażdżki po Sekwanie
- zupy cebulowej,
- odnalezienia naszej kłódki na Pont Neuf 😉
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
- Wjazd na wieżę Eiffla – bilety można kupić na miejscu chyba, że jesteśmy w szczycie sezonu, ale wtedy też jest to możliwe, tylko kolejki bywają uciążliwe. Cena jeszcze stara – za wjazd na trzeci, najwyższy poziom – 17 EUR. Wysokość robi różnicę – jeśli ktoś ma dylemat – jechać na 2. czy 3. poziom – mówię jasno: tylko 3. poziom. W listopadzie 2017 ceny jednak wzrosły – aktualny cennik dostępny w necie. Jest tańsza opcja – wejście schodami, ale tylko do max. 2. poziomu.
- Często pomijana – druga paryska „wieża” – Tour Montparnasse – jest biurowcem z jedną z najszybszych wind w Europie – wjazd na 196 m zajmuje mniej niż 40 sekund. Widoki podobno równie piękne z tarasu umieszczonego na wysokości ponad 200 m.
- Wstęp do katedry Notre-Dame jest bezpłatny, ale są bramki bepieczeństwa. Wejściówka na wieżę kosztuje ponad ok. 10 EUR, ale trzeba przygotować się na kolejki; wejście na wiezę zamykane jest chyba o 17.30, a sama wieża czynna do 18.30.
- Nasza kłódka na Pont Neuf kosztowała nas – po ambitnych, francusko-angielskich negocjacjach wytargowaliśmy pakiet za 9 EUR; kupujesz kłódkę, grawer już czeka; niby sprzedający i grawer się nie znają, ale nie dajcie się zwieść – to jest zwykła société partenaire (spółka partnerska;)
- Wizyta w Moulin Rouge, to obowiązkowo strój wieczorowy, ale może być w wersji light. Rewie odbywają się o godzinie: 19-tej, 21-szej oraz 23-ciej. Bilety należy zarezerwować wcześniej (przez internet), ale wbrew obiegowym opiniom – bywają pojedyncze sztuki nawet dzień „przed”. Przyjemność kosztuje odpowiednio:
- „economy class” – od 127 EUR (bez napoju)
- „premium economy” – od 137 EUR (1/2 butelki szampana)
- „bussiness class” – od 185 EUR (1/2 butelki szampana + dinner)
- „first class” – 210-420 EUR (za menu VIP)
- Łuk triumfalny – zwiedzanie – koszt: 12 EUR. Wejście zajmuje chwilę bo trzeba pokonać 284 stopnie. Wśród wyrytych nazwisk znajdziecie 7 polskich oficerów oraz 5 polskich miejscowości. Za cenę biletu otrzymujecie wejście na taras widokowy oraz zwiedzenie mini muzeum wojskowości francuskiej znajdujące się pod tarasem.
- Przy Łuku Triumfalnym, przy Avenue Carnot znajduje się przystanek autobusów lotniskowych (transferowych) na CDG oraz ORY.
- Ceny w Paryżu – transport – tani nawet za standardowy bilet – 1,90 EUR nie jest szokiem dla kieszeni, a jest szereg tańszych opcji. Butelkę wina w restauracjach, brasseriach, bistrach – da się zamówić, pamiętam kartę, gdzie było wino za 1.490 EUR, ale my skorzystaliśmy z opcji za 17 EUR, a były też za 12 EUR – o jedzeniu więcej w dziale: „Smaki z podróży”.