Pytanie – co zjeść.., w trakcie naszych podróży spędza nam niejedokrotnie sen z powiek 😉 Bynajmniej nie chodzi o to, że nie mogę zasnąć z powodu obżarstwa, ale z czystej ciekawości smaku i zaspokojenia własnego podniebienia.
W MUC zawitaliśmy tym razem tylko w postaci over stopu lecąc „do” i „z” LIZ (czytaj: http://7mildalej.pl/lizbona-na-majowke/). Lecąc do Lizbony czasu nie mieliśmy zbyt wiele, więc nawet nie opuściliśmy lotniska. Nie przeszkodziło to jednak w przypomnieniu smaku WIESSWURST’a. Lotnisko nie jest oczywiście optymalnym miejscem na gastronomiczne opery, nie doświadczysz tam prawdziwego smaku lokalnej kuchni, ale zawsze to jednak jakiś „Ersatz” (namiastka).
Na lotnisku FRANZA JOSEFA STRAUSSA znaleźliśmy knajpkę z ładnym ogródkiem o nazwie stosownej do jej lokalizacji czyli AIRBRAU. Na dodatek reklamowali się tym, że sprzedają SELBSTGEBRAUTES BIER (mówiąc w skrócie: są szczęśliwym posiadaczem własnego minibrowaru). W knajpce przesiadywali nie tylko turyści, ale jak zobaczyłem (i podsłuchałem z rozmów 😉 pracownicy lotniska i okoliczni mieszkańcy.
Skoro Bawaria, skoro własny browar, to wybór był już prosty – FLIEGERA (czyli: to ich piwo). DO tego WEISSWURST MIT BREZE (czyli: białe bawarskie kiełbaski z bawarskim preclem) oczywiście w towarzystwie słodkiej musztardy. Wszystko za jedyne 11 EUR ;).
Kiełbaski te wymyślił podobno jeden z karczmarzy na Marienplatz w Monachium w połowie XIX wieku; gdy skończyły się bratwurst’y z cielęciny w cienkim flaku baranim – nadział szybko flaki wieprzowe. Żeby było szybciej – sparzył je w gorącej wodzie. Pewnie to miejska legenda, ale jakby nie patrzeć – tradycja w Bawarii to potęga, więc dzisiaj jada się te kiełbaski nie tylko na śniadanie, ale też i w innych porach dnia, chociaż inna tradycja mówi, że WEISSWURST nie ma prawa usłyszeć dzwonów kościelnych w południe :). Dzisiaj kiełbaski wyrabiane są drobnomielonego mięsa cielęcego z niewielkim dodatkiem wieprzowiny (głowacizna, słonina), natki pietruszki, cebuli i przypraw. Jada się je parzone z dodatkiem słodkiej musztardy i często precla. Popija piwem pszenicznym – wybrałem inne piwo (jak widać na zdjęciu), ale reszta byłą zgodna z tradycją. Smak – jak na lotniskową knajpę – niezły, ale w hotelu trafiłem na wyśmienite! Własne ich piwo – FLIEGER (zamówiłem wersję – lager) – było rzeczywiście dobre.
Moja Ukochana Kobieta Zamówiła natomiast pierś z indyka (PUTEN) ze SPAETZLAMI w cenie 12 EUR. Indyk smakiem nie powalał, ale SPAETZLE były jak najbardziej własnej roboty. Te charakterysyczne nie tylko dla Bawarii, ale też całego regionu alpejskiego kładzione kluseczki wyrabiane z mąki, jajek i mleka. Wariacje mówią też o dodatkach w postaci sera lub innych dodatków, które pasują do wielu też polskich potraw – gulaszu, pieczonych mięs, itd.
Jeśli chodzi o moanachijskie piwa, to tradycja sięga średniowiecza, a bawarskie prawo czystości (piwa) od 23.04.1516 roku ustanowione w Ingolstadt przez powinno obowiązywać na całym świecie. Jest proste jak drut – piwo ma się składać z naturalnych składników: wody, chmielu, słodu jęczmiennnego i… koniec! Co prawda BIERGESETZ (jest coś takiego w Niemczech jak ustawa piwna. Wyobraźcie sobie, ze nasz sejm próbuje coś takiego uchwalić;) z 1993 roku poluzowała te składniki, ale nadal stanowią one wzorzec – jak warzyć piwo.
W samym mieście znajdziecie praktycznie wszędzie BIERGARTEN’y lub hale piwne. Tam się po prostu wpada na piwo. Czasem pija się je z małą zakąską; siedzi się godzinami dyskutuąc na tysiące tematów delektując się przy tym piwem opartym na prawie czystości.
Z lokalnych browarów najpopularniejsze są:
- AUGUSTINERBRAU
- HOEFBRAU
- LOEWENBRAU
- PAULANER
- SPATENBRAU
- HACKERBRAU
Każde z nich smakuje wyśmienicie, chociaż ja jestem gorącym (może bardziej pasuje: pijącym) zwolennikiem AUGUSTNER’a. Piwo dostaniecie na ogół w wersji GROSS – 1L lub KLEIN – 0,5L lub 0,4L. Nawet jeśli klein, to i tak będzie fein (tak mi się zrymowało po niemiecku).
W locie powrotnym z Lizbony mieliśmy już całe popołudnie (a żołądek domagał się bawarskiej kuchni), więc wybraliśmy na eksplorowanie monachijskiej gastronomii. Pomiędzy KAUFIGERSTRASSE a FRAUEN KIRCHE, w okolicach SITZENDER KEILER (po opisy zaprszam do działu: PODRÓŻE) znaleźliśmy knajpkę AUGUSTINER KLOSTERWIRT.
Po szybkiej analizie karty wybór padł oczywiście na bawarskie specjały:
FRAENKISCHER SAUERBRATEN
Pieczeń wieprzowa w głębokim, ciemnym myśliwskim sosie podana z SEMMELKNOEDEL (bułczanym knedlem) oraz APFELBLAUKRAUT (kiszoną czerwoną kapustą na ciepło). Kwintesencja bawarskości, monachijskiej tradycji kulinarnej – OK, już nie przesadzam, ale jedno co mogę powiedzieć – POLECAM GORĄCO! W karcie było napisane: „Muessen Sie probieren…” – skosztowałem i nie żałuję. Porcja pyszna i syta.
WIENERSCHNITZEL VOM KALB
W tym przypadku, jak to mogłoby być powiedziane – „schabowy z cielęciny” – OK, ale, ta cielęcina, jej smak (bez dodatku mleka – nie wiem dlaczego, ale polska cielęcina zawsze pachnie mi mlekiem…), do tego żurawina i kiszona kapusta podana na ciepło. Mięso soczyste, lekko uginające się pod nożem – również warto było spróbować – gorzej z finiszem – wielkość potrafi powalić!
Nie da się zjeść takich rarytasów bez napoju mnichów. Na koniec AUGISTINER w wersji HELL, lany „aus Holzfass” (z drewnianej beczki, a nie metalowego kegu) dopełnił spełnienia.
Ceny..? Za pieczeń 16,50 EUR, za sznycla 19,50 EUR, do tego piwo za 4,30 EUR. Powiecie, że drogo..? Nic co dobre nie jest tanie 🙂 Gdybym miał jeszcze raz wydać pieniądze na jedzenie – zamówiłbym to samo. Gratis macie nie tylko ucztę dla podniebiena, ale też atomosferę tej knajpy, z nieco egzaltowanym, aczkolwiek bardzo miłym kelnerem, ubranym w tradycyjny bawarski strój i mówiącym z monachijskim akcentem.